Wywiad z Melissą Darwood

Dzisiejszą rozmowę przeprowadzę z autorką, którą bardzo cenię i kibicuję jej z całego serca. Doskonale pamiętam, kiedy dowiedziałam się, że odwiedzi Śląskie Targi Książki w Katowicach, wiedziałam, że za nic tego nie przegapię. Udało mi się poznać Melissę poprzez konto na instagramie, gdzie czasem wymieniłyśmy ze sobą, kilka słów na temat jej książek, za każdym razem pokazywała, jak ciepłą jest osobą, nie stroniącą od ludzi, nigdy się nie skarżącą na przeciwności losu. Taka dobra dusza, która uwielbia otoczenie przyrody. Kobieta do tańca i do różańca, pełna pomysłów, chłonna przekazania różnych problemów współczesnego świata, róznych sposobów okazywania miłości, ludzkich słabości i tragedii. Melissa Darwood jest kobietą pracowitą, właśnie ukazał się drugi tom cyklu "Wysłannicy" pod tytułem "Guerra", na tym nie koniec, w styczniu poznamy erotycznego i grzesznego "Gordiana", Nowy Rok przywitamy z przytupem. 

Zdjęcie:  https://www.instagram.com/melissadarwood/

Moja miłość do Twoich książek rozpoczęła się od "Tryjonu", pamiętam, kiedy często pojawiał się na bookstagramach, a ja tak dyskretnie spoglądałam w jego stronę, by w końcu do Ciebie napisać i zaopatrzyć się w swój własny egzemplarz. Zawsze fascynowała mnie wizja "życia po życiu", zetknięcia ze śmiercią w literaturze, tego, jak próbujemy to sobie poukładać puszczając wodzę fantazji. Podróżując z bohaterami Twojej książki zaczęłam się z nimi stapiać, przeżywając ich wzloty, trzymając kciuki, kibicując by poradzili sobie ze swoimi demonami. Powiedz mi proszę, jak długo tworzyłaś fabułę do tej książki? Czy skrupulatnie się do niej przygotowywałaś, rozrysowywałaś sobie elementy, które chcesz w niej zawrzeć? A może poszłaś na żywioł spontanicznie stukając w klawiaturę?

Moja przygoda z Tryjonem rozpoczęła się od snu, którego głównym motywem były trzy księżyce jawiące się nad mętnymi wodami zaświatów. Do tego nałożyła się przykra rodzinna sytuacja, którą bardzo przeżyłam. Spowodowała ona, że moje myśli często krążyły wokół doczesności i tego, co czeka nas wszystkich po śmierci.  Zastanawiałam się częściej niż zwykle, dokąd trafimy, gdy wydamy z siebie ostatnie tchnienie. Wtedy zaczęły kreować się w mojej wyobraźni różne scenariusze zaświatów, w tym miejsc tak przerażających jak wody Sylonu Wyspy Potępionych. Nigdy nie tworzę planu fabuły. Zaczynam pisać daną scenę, którą mam w wyobraźni a bohaterowie prowadzą mnie już dalej sami. Każdą książkę piszę przez trzy, cztery miesiące. Dużo tutaj zależy od mojego nastawienia, samopoczucia i tego, jak codzienne życie wpływa na moją motywację do spotkania z bohaterami. Nie potrafię pisać na siłę, byleby wyrobić z góry narzuconą ilość znaków. Wiem, że niektórzy pisarze tak pracują. Dla mnie pisanie książki wiąże się z silnymi emocjami, a tych nie da się w pełni kontrolować, sztucznie wywołać. Potrzebny jest odpowiedni bodziec, którym często jest muzyka, film, czy wydarzenie z życia.      

 W swoich książkach kreujesz  nietuzinkowych bohaterów, pełnych życia, wad i zalet, czy masz swojego ulubionego bohatera? Co w nim lubisz najbardziej?

Kocham wszystkich moich bohaterów, a największą miłością darzę najczęściej tego, z którym przebywam w danym momencie.

Pytałam o ulubioną postać, więc wypada mi zapytać o tą, którą darzysz antypatią. Czy czarne charaktery, określmy je może mniej krystaliczne sprawiają ci trudność?

Staram się, aby za postaciami negatywnymi w moich książkach szła zawsze jakaś historia. Jakbym podświadomie chciała usprawiedliwić ich złe postępowanie. Posłużę się tutaj cytatem z mojej powieści „Pryncypium”, który najlepiej odda moje postrzeganie czarnych charakterów: „Nikt przecież nie jest do cna zły, każdy ma w sobie odrobinę dobra, choć bywa, że ukrywa je na samym dnie serca.”

Zdjęcie:  https://www.instagram.com/melissadarwood/


 Czy kiedy tchniesz życie w postać skrupulatnie tworzysz jego charakterystykę od razu wiesz, jaki będzie, czy w trakcie pracy nad książką zdarzyło ci się dokonać zmian, dopracowywać ją?

Czasami dokonuję zmian świadomie, lecz zazwyczaj moi bohaterowie ulegają metamorfozie niejako na własne życzenie. Może to zabrzmi surrealistycznie, lecz w pewnym momencie, gdy przebywam w ich towarzystwie wystarczająco długo, to oni sami podpowiadają mi jacy chcą być, jak chcą się zmienić. 

W Twoim dotychczasowym dorobku jest pięć książek i ta szósta, która ukaże się na początku nowego roku,   to była długa twórcza podróż, jak zmieniała się Melissa, co odkrywała podczas tworzenia każdej z nich o sobie samej? Kim byłaś na początku twojej drogi, a kim się stałaś?

Pozwolę sobie sprostować, że dotychczas wydałam sześć książek, a w styczniu ukaże się siódma, bowiem „Larista”, w początkowej wersji ukazała się w 2013 roku, więc jej poszerzone wznowienie z 2018 roku należy uznać za osobną publikację. I faktycznie była długa droga, bo od wysłania mojej pierwszej propozycji wydawniczej minęło siedem lat. Gdy wydałam swój debiut byłam przekonana, że otworzy on przede mną szereg możliwości, że to wydawcy teraz będą zabiegać o moje książki, a nie ja o wydawców. Nic bardziej mylnego. Rynek wydawniczy rządzi się dziwnymi prawami, to czy dana książka odniesie sukces to wielka niewiadoma, to niejako los na loterii. To ciągła walka o uwagę czytelnika, to nieustanne starania o to, żeby ktoś zauważył moją książkę. I muszę przyznać, że więcej o sobie dowiaduję się nie poprzez samo pisanie książek, a właśnie przez nieustanne starania o to, by każda z nich została wydana. Te kilka lat na rynku wydawniczym nauczyło mnie na pewno pokory, zrozumiałam, że świat nie jest sprawiedliwy, a ja nic na to nie poradzę. Pogodziłam się z tym, że aby utrzymywać się z pisania w Polsce muszę zacisnąć pasa i prócz pisania, poświecić dużo czasu i energii na promocję, sprzedaż, spotkania autorskie, bowiem z samych tantiem nie jestem w stanie nawet opłacić rachunków za wodę, prąd i gaz. Mimo to pragnę pisać dalej, robić to, co kocham. Mimo wielu chwil zwątpienia, wierzę, że moja praca nie pójdzie na marne. Każda pozytywna recenzja, każdy kontakt z czytelnikami, którzy przesyłają mi pozytywną energię i motywację do dalszej pracy, każda podpisana umowa z wydawnictwem, jest dla mnie motorem do dalszego działania.    


Wiem, że jesteś także uzdolniona artystycznie, tworzysz piękne zakładki dla swoich czytelników, sama posiadam wilka ozdobionego metodą decoupage, czy taka forma tworzenia cię uspokaja, napędza pozytywną energią? Czy jest coś, czego nie potrafisz? Jesteś taka uzdolniona!

Co do własnych uzdolnień plastycznych mam spore wątpliwości. Decoupage jest dosyć łatwą techniką do przyswojenia. Na pewno uczy cierpliwości, której mnie brakuje, więc samo tworzenie zakładek jest dla mnie ćwiczeniem i pewnego rodzaju sposobem na wyciszenie. To co nastraja mnie pozytywnie, to na pewno jazda na rowerze i praca w ogrodzie. Musi być jednak spełniony podstawowy warunek, aby czynności te sprawiały mi największą przyjemność – temperatura powietrza nie powinna być niższa niż osiemnaście stopni, jestem bowiem strasznym zmarzluchem.  



Bez czego nie wyobrażasz sobie swojego życia? Czy jest coś takiego, co sprawia, że twardo stąpasz po ziemi wiedząc, że jesteś we właściwym miejscu?

Być może zabrzmi to trywialnie, ale nie wyobrażam sobie życia bez dobrego samopoczucia i chodzi mi tu o zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Gdy czuję się dobrze, jestem pogodzona ze sobą, wówczas wiem, że jestem we właściwym miejscu i robię to, co powinnam.

Jakie są Twoje zawodowe marzenia i plany na najbliższy czas?

Moim zawodowym marzeniem jest praca pisarza, która prócz satysfakcji z tworzenia, jaką już osiągnęłam, zapewni mi również godziwy zarobek.


Wiem, że często spotykasz się z czytelnikami, czy lubisz w ten sposób spędzać czas? Z jakimi spotykasz się komentarzami, czy ludzie zawsze podchodzą do Ciebie życzliwie?

Cenię sobie spokój i ciszę, więc tych spotkań nie jest aż tak wiele. Każde spotkanie niesie za sobą duży ładunek emocjonalny, zarówno po stronie zysków jak i strat. Ludzie, z którymi się spotykam zazwyczaj są bardzo pozytywnie nastawieni do mojej twórczości, otrzymuję wiele komplementów, jednak liczę się z tym, że nie jestem w stanie wszystkich zadowolić. Dlatego, gdy otrzymuję jakieś krytyczne uwagi, staram się je przeanalizować i pamiętać, że jeszcze taki się nie urodził, co by wszystkim dogodził.   


Czy podczas takich eventów spotykasz się z czytelnikami w różnym wieku? Czy z reguły są to młode osoby? Masz jakieś miłe wspomnienia, czy anegdotki? 

Rozpiętość wiekowa jest różnorodna. Zauważyłam, że osobom zbliżonym do mnie wiekiem łatwiej jest podejść i porozmawiać. Czują się mniej onieśmielone niż osoby młodsze. Pamiętam z jednego spotkania autorskiego kobietę po sześćdziesiątce, emerytowaną nauczycielkę, która podeszła do mnie po autograf z moimi książkami. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, gdy oświadczyła, że jest moją wielką fanką i trafiła na „Luonto” przez przypadek, przeglądając biblioteczkę córki swojej znajomej. Ogromnie podobało jej się przesłanie tej powieści, uznała, że „Luonto” powinno być lekturą szkolną, która uwrażliwi młodzież na problemy poruszane w tej książce. Było to dla mnie niezwykle cenne spotkanie.   

Udało Ci się zwiedzić trochę Polski, powiedz, czy jakieś miasto, szczególnie ci się spodobało? Zwracasz uwagę na architekturę? Czy wolisz styl nowoczesny, czy rozpływasz się pod widokiem gotyckich kolumn?

Jeśli chodzi o zwiedzanie miejsc, w których goszczę na spotkaniach autorskich, to nie mam zazwyczaj już na to siły. Rzadko zostaję na dłużej niż jeden dzień w danym mieście, bowiem wiąże się to również z dodatkowymi kosztami (nocleg, wyżywienie). Po spotkaniu marzę o tym, żeby znaleźć się we własnym domu w ciszy, spokoju, w otoczeniu przyrody. Dlatego staram się nadrabiać zwiedzanie miast podczas jednodniowych wycieczek z rodziną. Jeśli chodzi o dłuższe pobyty, to mam ewidentną słabość do Trójmiasta, zwłaszcza latem, gdy mogę nacieszyć się morzem, rozgrzanym piaskiem i słońcem.   

Życzę Ci, aby wszystkie Twoje marzenia się ziściły, te, z którymi się z nami podzieliłaś i te trzymane w tajemnicy, abyś napisała wiele wartościowych i pasjonujących książek, abyśmy mogli się nasycić Twoją twórczością i mieli, co czytać o każdej porze roku.  Bardzo Ci dziękuję za rozmowę, czy jest coś, co chciałabyś przekazać czytelnikom?

 Przede wszystkim pragnę podziękować wszystkim czytelnikom, którzy sięgają po moje książki, dają szansę mojej twórczości i promują ją wśród swoich znajomych i rodziny. Dzięki Wam urzeczywistniają się moje marzenia o byciu pisarką.    

Poniżej zamieszczam recenzje książek Melissy:

Tryjon
Larista




Komentarze

  1. O matko! Cudowna rozmowa. Dzięki tobie, dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy o Melissie i jestem pozytywnie zaskoczona. Pytania trafne i dobrze ułożone, oraz Pani Melissa jak obserwuję ją na stronach, jest równie ciepła i życzliwa. Szkoda, że nie mogłam ją poznać na żywo, na targach książki w Krakowie, ale odbije to sobie innym razem :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty