[PATRONAT] Rozdział pierwszy Danielle Lori "The Sweetest Oblivion"



ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nie ma dobrych pieniędzy ani złych. Są tylko pieniądze.
Lucky Luciano


Long Island, stan Nowy Jork
Elena

Mieszkałam w domu jak z obrazka. Czerwone drzwi wejściowe ze złotą kołatką. Podłogi w szachownicę. Połyskujące, lakierowane, drewniane schody oraz błyszczący żyrandol. Jednakże zawsze się zastanawiałam, czy gdybym oderwała tapetę, to popłynęłaby czerwień? Gdyby ten świat był równie przejrzysty jak szkło, spadające cicho krople utworzyłyby kałużę na marmurowej podłodze.
Wpatrywałam się w telewizor stojący w rogu kuchni, ledwie przetwarzając słowa prezenterki, ale kiedy przez jej rubinowe usta przeszło „morderstwo”, dźwięk rozbrzmiał w mojej głowie. Obróciłam pierścionek na środkowym palcu i wtedy poczułam ucisk w gardle.
Mimo że mój dom oraz moje życie zostały zbudowane na stertach brudnych pieniędzy, zawsze mogłam powiedzieć, że nie przyczyniłam się do ich namnożenia. Do tego roku. Teraz miałam na rękach krew, a gdy spałam, wisiało nade mną poczucie winy.
Za każdym razem kiedy służący przygotowujący lunch wchodzili i wychodzili, otwierając drzwi wahadłowe, do moich uszu dobiegały dźwięki z foyer.
Świergotliwy śmiech kobiety, ożywiony tembr głosu mojego kuzyna Benito i jeszcze jeden, który słyszałam dość niewyraźnie, wychodząc rano z kościoła. Był niski, gładki i niewzruszony. Włoski na karku stanęły mi dęba. Wiedziałam, że należał do mojego przyszłego szwagra.
I częściowo – całkowicie – był powodem, dla którego chowałam się w kuchni, chociaż nigdy się do tego nie przyznam.
– Jesteś zbyt ładna, by się tak krzywić, słodka Abelli – powiedziała mamma[1], a za nią podążyła kakofonia rozmów naszych gości.
Gdy dopadł mnie ciężar jej słów, przestąpiłam z nogi na nogę. Z oczywistych powodów dawno nie słyszałam tego przezwiska. Tak jakby z niego wyrosłam, zwłaszcza gdy uświadomiłam sobie, że darzono mnie uwielbieniem z niewłaściwych powodów: miło się na mnie patrzyło, milczałam, jak było trzeba, a kiedy się odzywałam, mówiłam grzecznie. Utknęłam w oczekiwaniach świata względem mnie niczym w sukience z dzieciństwa. Przez wiele lat czułam się jak ptak w klatce, aż nie mogłam tego znieść i uciekłam.
– Nie wiem, po co to oglądasz, Eleno – skomentowała matka, mieszając sos w garnku. – Te durnoty są przygnębiające.
Rodzicielka była żoną Salvatorego Abelli– wysoko postawionego bossa jednego z największych syndykatów przestępczych w Stanach Zjednoczonych. Czasami zastanawiałam się, czy wypierała prawdę naiwnością, czy może rzeczywiście wolała oglądać Dni naszego życia niż przejmować się romansami papy[2].
– Nie jestem pewna, na kogo mam zagłosować w wyborach – odparłam nieobecnym głosem.
Pokręciła z niedowierzaniem głową i chyba słusznie uważała, że to dziwne, aby córka mafiosa interesowała się polityką.
– Twój papà nie jest z ciebie zadowolony – oświadczyła, spoglądając na mnie spod ciemnych rzęs. Zacisnęła usta, przekazując mimiką, że wpadłam w tarapaty.
– A kiedy papà nie jest ze mnie niezadowolony?
– Czego się spodziewałaś po swoich czynach?
Minęło już pół roku, a mogłabym przysiąc, że poruszała ten temat każdego dnia. Nie odpuszczała i wydawało mi się, że cieszyła się z mojego błędu, ponieważ w końcu miała powód, by mnie besztać.
– Dlaczego po mszy nie podeszłaś przywitać się z Russo? – Wycelowała we mnie łyżką. – Nie przekonuje mnie wymówka, że zapomniałaś i niewinnie czekałaś w aucie.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
– Nie chciałam. Jest… chamski.
– Elena – zrugała mnie. – Nawet go nie znasz.
– Nie trzeba poznać kogoś o takiej reputacji, by wiedzieć, jaki ma charakter, mammo.
– O Madonna, salvami[3] – mruknęła.
– Nie zrozumie Adriany – dodałam zwięźle.
Prychnęła.
– Niewielu zrozumiałoby twoją siostrę, figlia mia[4].
Ogrodnik rozumiał, ale nie zamierzałam powiedzieć o nim mammie, ponieważ do wieczora wylądowałby na dnie rzeki Hudson.
Tata ogłosił w tym tygodniu, że Adriana wyjdzie za Nicolasa Russo, dona jednej z pięciu nowojorskich rodzin. Moje przewinienia wciąż pozostawały świeżymi ranami, a wieść ta sprawiła, że miałam wrażenie, jakby ponownie się otworzyły.
Byłam najstarszą córką, toteż moim obowiązkiem było jako pierwszej wyjść za mąż. Jednakże przez moją pomyłkę ten los miał spotkać siostrę, w dodatku z mężczyzną o nieciekawej reputacji. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś w tym świecie miał takową, oznaczało to tylko jedno – należało trzymać się od takiej osoby z daleka.
– Poza tym Nico jest dżentelmenem. Gdybyś się z nim zapoznała po mszy, jak powinnaś, sama byś się przekonała.
Wyszłam z kościoła zamaszystym krokiem i dotarłam do samochodu, zanim zagoniono mnie do zapoznania się z przyszłym szwagrem. Papà traktował mnie niemal jak pariasa, więc zdziwiłam się, że zauważył moją nieobecność. Poza tym byłam pewna, że dżentelmeńskie zachowanie Nicolasa Russo było tylko picem na wodę.
W ciągu pięciu lat od śmierci jego papy dwudziestodziewięciolatek i najmłodszy zasiadający don stał się dobrze znany w podziemiu. Idąc w ślady ojca, został oszustem mającym więcej krwi na rękach niż cały nowojorski zakład karny i zero wyrzutów sumienia. To ostatnie domniemywałam. Chociaż wydaje mi się, że prezenterzy wiadomości nie informowaliby codziennie przez ostatnie kilka lat o nowej ofierze śmiertelnej o nazwisku Zanetti – z rodu, z którym Nicolas toczył waśń dotyczącą zabójstwa jego papy – gdyby doskwierało mu poczucie winy. Moim zdaniem takie nastawienie gwarantowało mu miejsce w piekle.
– Poznałam go, mamma.
Uniosła brew.
– Tak?
– Tak naprawdę to nie.
Spochmurniała.
– Ale wymieniliśmy spojrzenia – upierałam się. – Wystarczyło, bym wiedziała, że nie będzie dobrze traktował Adriany.
Matka przewróciła oczami.
Ridicolo[5].
Piorunowanie kogoś wzrokiem i patrzenie na kogoś oznacza to samo, prawda? To był przypadek, poważnie. Kiedy schodziłam ze schodków w kościele, moim oczom ukazało się spotkanie, w którym powinnam była brać udział. Rodzice stali po obu stronach Adriany, naprzeciw nich znajdował się Nicolas Russo – w tym świecie przeważnie tak zapoznawali się przyszli nowożeńcy. Aranżowane małżeństwa były typowe w Cosa Nostrze.
Podirytowana całą sytuacją zmrużyłam lekko oczy, nim wściekłym spojrzeniem objęłam swojego przyszłego szwagra, który już na mnie patrzył. Tym sposobem doszło do piorunowania wzrokiem – przypadkowo, rzecz jasna. Jednak nie mogłam zapewnić o tym mężczyzny, a gdybym się uśmiechnęła, wydawałoby się, że jestem protekcjonalna. Nie przestawałam więc patrzeć na niego wilkiem, mając nadzieję, że nie skończy się to dla mnie śmiercią.
W jego oczach mignęła surowość, przez którą okazał, że nie podobało mu się moje spojrzenie, nim zwrócił uwagę na papę, jakbym nie była niczym więcej niż liściem, poniesionym przez wiatr. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i skryłam się w aucie. Nie było mowy, abym po czymś takim się z nim zapoznała. Zamierzałam unikać go do końca życia.
– Przestań się zamartwiać i zaufaj papie.
Mruknęłam pod nosem, ponieważ podsłuchałam kiedyś, jak kuzyn Benito mówił, że przymierze zawierano tylko z powodu współpracy przy czymś związanym z bronią. Siostra była jedynie pionkiem w układzie przemytniczym na ogromną skalę. Jak romantycznie. Niemniej wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. Nie spodziewałam się wyjść za mąż z miłości, Adriana również nie robiła sobie takich nadziei.
Problem w tym, że siostrze wydawało się, że się zakochała.
W ogrodniku.
– Eleno, zobacz, czy Adriana jest gotowa na lunch.
– Powiedziała mi wczoraj, że nie wybiera się na niego.
– Wybiera się! – warknęła mamma, po czym wymamrotała coś po włosku.
Niechętnie odsunęłam się od kredensu i wyszłam z kuchni. Przez drzwi poniósł się głos prezenterki i, niczym ostrzeżenie, z jej krwistoczerwonych ust znów spłynęło słowo „morderstwo”.
Ze starodawnego gramofonu dobiegał utwór On an Evening in Roma, gdy skierowałam się do schodów i przyjrzałam gościom w foyer: siostrze papy oraz jej mężowi, kilku kuzynom, a także mojemu bratu, który patrzył wilkiem na Nicolasa. Tony opierał się o ścianę, dłonie trzymał w kieszeniach marynarki czarnego garnituru, był bez osoby towarzyszącej. Miał dziewczynę, która nie była Włoszką, więc rzadko ją do nas zapraszano. Mamma nie lubiła kobiety tylko dlatego, że ta umawiała się z jej synem.
Kochałam brata, ale był lekkomyślny, impulsywny i wyznawał zasadę, że jeśli ktoś mu się nie podoba, należy go zastrzelić. A wyglądało na to, że miał ochotę wpakować kulkę w Nicolasa Russo. Coś się między nimi wydarzyło i nie było to nic dobrego.
Zatrzymałam wzrok na uderzająco pięknej kobiecie o interesującym ubiorze. Stała przy mężczyźnie, którego najpierw wzięłam za jej dziadka, ale zaraz położył rękę na jej tyłku. Zacisnęła tylko usta, jakby ją to zirytowało.
Miała na sobie szal z norek – w lipcu – cienką sukienkę w kolorze oliwkowej zieleni oraz kozaki do ud. Ciemne włosy opadały jej na plecy falami, a sztuczne rzęsy i duże koliste kolczyki dopełniały stylizacji rodem z lat siedemdziesiątych. I, jakby w poczuciu, że źle oddała charakter minionej dekady, zrobiła balon z różowej gumy do żucia, a następnie go przebiła, mrużąc na mnie oczy, jakbym to ja ubrała się w ciuchy modne czterdzieści lat temu. Jeżeli przeciwieństwa znalazły się kiedykolwiek w jednym pomieszczeniu, to niewątpliwie my nimi byłyśmy.
Myśląc, że mogę już odejść, położyłam rękę na poręczy – wtedy odezwał się ojciec:
– Eleno, podejdź.
Poczułam ucisk w żołądku i pokonana przymknęłam oczy, lecz wahanie trwało tylko chwilę, ponieważ jego ton nie pozostawiał miejsca na dyskusje.
Dłonie mi się spociły, gdy podeszłam do papy stojącego przy Nicolasie. Kiedy zatrzymałam się u boku ojca, ten ścisnął mnie za ramię i uśmiechnął się, jednak w jego oczach nie malowała się radość. Papà wyglądał na czterdzieści parę lat, choć był już po pięćdziesiątce. W czarnych włosach miał niewielkie pasma siwizny. Zawsze nosił idealnie wyprasowany garnitur, lecz prezencja w stylu dżentelmena stanowiła jedynie fasadę. Pierwszy raz przekonałam się o tym, kiedy zyskał swoją reputację. Miałam wtedy siedem lat i pamiętam, jak podglądałam go przez szparę w drzwiach jego gabinetu.
– Eleno, to Nicolas Russo. Nico, przedstawiam ci Elenę, moją najstarszą córkę.
Tańczyłam w ten sposób setki razy, różnił się tylko dzień i partner. Jednak gdy tym razem na niego spojrzałam, oddech uwiązł mi w gardle, jakby zrzucono mnie z trapu do wody pełnej rekinów. To tylko mężczyzna, zapewniłam siebie w duchu. Mężczyzna o najgorszej reputacji w całym stanie Nowy Jork.
Dlaczego spiorunowałam go wtedy wzrokiem?
Nabrałam powietrza dla odwagi i przechyliłam głowę, by przyjrzeć się twarzy delikwenta, osłoniętej rondem kapelusza. Przeszył mnie dreszcz, gdy napotykając jego surowy wzrok, rozpoznałam stojącego przede mną człowieka. Miał bursztynowe oczy, jak whiskey z lodem, oraz gęste, ciemne brwi, które nadawały mu zadumany wygląd, jakby spoglądał w słońce, a jednak przypatrywał mi się, jak gdyby przedstawiano go służącej, nie przyszłej szwagierce.
Byłam o kilka centymetrów wyższa niż Adriana, lecz mimo to nawet w szpilkach nie sięgałam czubkiem głowy do jego podbródka. Bardzo mnie kusiło, aby zerwać kontakt wzrokowy i skupić spojrzenie na jego czarnym krawacie, ale wtedy miałabym wrażenie, że mężczyzna wygra, więc nie przestawałam patrzeć mu w oczy. Odezwałam się równie życzliwie, jak zawsze w towarzystwie:
– Miło mi…
– Już się poznaliśmy.
Że co?
Niewzruszony ton mężczyzny wywołał u mnie ciarki, a następnie przeszył mnie dziwny dreszczyk. Ledwie Nicolas się odezwał, a poczułam się tak, jakbym znalazła się na ziemi należącej do rodziny Russo, nie Abelli. Wydawało się, że w pewnej mierze uznawał niemal dwumetrową przestrzeń wokół siebie za swoją, bez względu na to, gdzie się znajdował.
Papà zmarszczył brwi.
– Kiedy?
Przełknęłam ślinę.
W oczach Nicolasa pojawiło się coś wesołego i niebezpiecznego.
– Wcześniej w kościele. Pamiętasz, Eleno?
Serce biło mi tak szybko, że jego uderzenia wydawały mi się niebezpieczne. Dlaczego moje imię spłynęło z jego ust tak, jakby był z nim dobrze zaznajomiony?
Papà się napiął, a ja odgadłam przyczynę jego reakcji – pomyślał, że zrobiłam z tym mężczyzną coś nieprzyzwoitego, jak sugerował jego ton. Krew napłynęła mi do policzków. Z powodu błędu popełnionego pół roku temu tata myślał, że przystawiałabym się do narzeczonego siostry.
Zamrugałam i wzięłam głęboki wdech, aby chociaż trochę pozbyć się lęku. Mężczyzna zachowywał się w ten sposób przez krótkie i nie tak znowu wrogie spojrzenie? Wydawało mi się, że Nicolas odkrył moją słabość, a teraz ze mną pogrywał.
Frustracja trawiła moją pierś. Nie mogłam pogorszyć sytuacji przez niezgodzenie się z donem, któremu ojciec zapewne uwierzyłby prędzej niż mnie. Dlatego wysiliłam się na lekki ton:
– Tak, poznaliśmy się, papo. Wpadliśmy na siebie, gdy wróciłam po kurtkę, którą zostawiłam w kościele.
Za późno zrozumiałam swój błąd. Był lipiec; nie miałam na sobie kurtki. O czym Nicolas wiedział.
Wyjął rękę z kieszeni i powiódł kciukiem po dolnej wardze, lekko kręcąc głową. Wydawało się, że zaimponowałam mu improwizacją, lecz rozczarowałam go wykonaniem.
Nie lubiłam go – ani odrobinę.
Przez moje żyły przepłynął lód, gdy ojciec niepewnie patrzył to na mnie, to na gościa.
– No tak, w porządku – rzekł w końcu, klepiąc mnie po plecach. – To dobrze. W takim razie jestem pewien, że Nico ma kilka pytań dotyczących Adriany. Znasz ją najlepiej.
Gdy zaczerpnęłam tchu, płuca mi się rozszerzyły.
– Tak, oczywiście, papo.
Wolałabym zjeść garść ziemi, niż udzielać odpowiedzi.
Otworzyły się drzwi, przez które weszli Marco, brat mamy i consigliere [6] papy, z żoną. Ojciec pożegnał się z nami, nim ruszył, by ich powitać, po prostu zostawiając mnie z mężczyzną roztaczającym wokół siebie uczucie, od którego zaczynała palić mnie skóra.
Opuścił głowę, by spojrzeć na mnie, a ja zadarłam swoją, by zerknąć na niego.
Uniósł kącik ust, a wtedy dotarło do mnie, że go bawiłam. Zarumieniłam się z irytacji. Kiedyś mruknęłabym coś słodkiego i odeszła, ale to byłoby kiedyś. Teraz nie potrafiłam zachowywać się życzliwie, gdy napotkałam spojrzenie Nicolasa, Nico, czy jak się tam zwał.
– Nie poznaliśmy się – powiedziałam stanowczo.
Uniósł nonszalancko brew.
– Na pewno? Odniosłem wrażenie, że już mnie rozgryzłaś.
Serce kołatało mi bardzo szybko, w rytmie, który na pewno nie był zdrowy. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ponieważ mężczyzna miał rację. Jednakże w żaden sposób nie udowadniał mi, że nie był tym, za kogo go miałam.
Przygładził krawat.
– Wiesz, dokąd prowadzą przypuszczenia?
– Do grobu? – zapytałam szeptem.
Spojrzał na moje usta.
– Bystrzacha – powiedział głębokim, cichym głosem, a ja poczułam, jakbym zrobiła coś dobrze.
Mój oddech stał się płytki, gdy mężczyzna, mijając mnie, przystanął. Dotknął mojego ramienia, a skóra zapiekła, jakby liznął ją najdelikatniejszy płomień. Kiedy Nicolas się odezwał, jego oddech owiał bok mojej szyi.
– Miło cię poznać, Eleno – wypowiedział moje imię tak, jak mógłby je rzec wcześniej; bez żadnych insynuacji. Jakbym była kimś, kogo mógł odhaczyć na liście osób do poznania, nim wyszedł.
Stałam w miejscu, patrząc przed siebie i nieobecnie uśmiechając się do członków rodziny.
Zatem taki był mój przyszły szwagier, mężczyzna, którego poślubi Adriana.
Może byłam okropna, bo wyrzuty sumienia nieco odpłynęły, gdy do gry weszła jeszcze moja siostra, ponieważ nagle ucieszyłam się, że to nie ja, lecz ona pierwsza miała związać się węzłem małżeńskim.


[1] Mamma – (z wł.) mama. Tłumaczenie z włoskiego i hiszpańskiego – Edyta Krupińska (przyp. tłum.).
[2] Papà (z wł.) tata (przyp. tłum.).
[3] Madonna, salvami (z wł.) Matko Boska, ratuj mnie (przyp. tłum.).
[4] Figlia mia (z wł.) córko moja (przyp. tłum.).
[5] Ridicolo (z wł.) śmieszne (przyp. tłum.).
[6] Ridicolo (z wł.) doradca (przyp. red.).



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty