Recenzja Kelly Andrew „Cała jestem śmiercią”

 Gdzieś głęboko w sobie poczuła, że stwór z zębiskami przeciąga się i ziewa. Uśpiony drapieżnik, który wyczuł krew. Tak to się zawsze zaczynało. I nijak nie mogła tego powstrzymać.

Po śmierci ojca Thomas musi szybko dorosnąć. Ima się najróżniejszych zajęć, by utrzymać siebie i ciężko chorą matkę. W końcu dostaje propozycję dobrze płatnej pracy: jako tłumacz osiemnastoletniej uczennicy szkoły baletowej, posługującej się wyłącznie językiem migowym. Thomas – który od dziecka umie porozumiewać się w ten sposób – nie waha się długo.
Aby otrzymać tę posadę, trzeba przyjąć pewne warunki. Thomas nie będzie mógł odstępować Vivienne na krok. A ona nie bardzo ma ochotę być niańczona. W dodatku pilnie strzeże swoich sekretów, takich jak straszne przeżycie z dzieciństwa, które sprawiło, że przestała mówić. W dodatku w lustrze widzi coś, co nie jest jej twarzą – coś, co szczerzy na nią zęby.

  


Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania:  2025
Format: Książka

Liczba stron: 384


„Cała jestem śmiercią” zabiera czytelnika do świata, w którym granica między życiem a śmiercią jest cienka jak tafla szkła, a zło nie zawsze ma kły i pazury czasem mieszka w sercu. To powieść, która łączy w sobie elementy thrillera, gotyckiego horroru i emocjonalnego dramatu o dorastaniu w cieniu traumy. To książka o bólu, winie i pragnieniu zrozumienia siebie, a wszystko to osnute mgłą tajemnicy i niepokojem, który z każdą stroną narasta. Kelly Andrew udowodniła mi, że potrafi mieszać horror, romans i tematykę psychologiczną, w tym przypadku sięga jednak głębiej, balansując między dramatem dorastania, traumą i nadnaturalnym zagrożeniem. Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź tej książki, jak pięknie została wydana, wiedziałam, że nie mogę jej przegapić. Byłam bardzo ciekawa, co takiego złego przytrafiło się Vivienne, że z własnej woli odebrała sobie głos.



Główną bohaterką książki autorstwa Kelly Andrew pod tytułem „Cała jestem śmiercią” jest Vivienne Farrow, dziewczyna, która nie mówi od czwartego roku życia. Po tragicznym wydarzeniu z dzieciństwa jej głos zamilkł, a wraz z nim część jej duszy. Posługuje się językiem migowym, zamknięta w świecie, w którym cisza jest zarówno schronieniem, jak i więzieniem. Towarzyszy jej coś, czego nie można nazwać, cień, szept, obecność. Coś, co wyczuwa emocje, strach i gniew. To coś, co nie należy do niej, a jednak jest w jej wnętrzu. Vivienne żyje w luksusie, jest córką wpływowej rodziny, uczennicą szkoły baletowej, ale jest odizolowana, jej ruchy, kontakty i życie są pilnie obserwowane, ograniczane przez rodzinę. Niczym ptak w złotej klatce robi wszystko, aby przetrwać. Każdy jej dzień jest próbą udowodnienia, że potrafi być normalna, jak wszyscy. Dziewczyna ukrywa swoją inność, tłumi wspomnienia i emocje, bo wie, że gdy pozwoli im wypłynąć, może stracić kontrolę. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się Thomas Walsh młody mężczyzna, który po śmierci ojca musi utrzymać siebie i chorą matkę. Dostał ofertę pracy jako tłumacz języka migowego, ma towarzyszyć uczennicy szkoły baletowej, która nie mówi. Thomas od początku czuje, że dom, w którym mieszka Vivienne, skrywa sekrety. Dziewczyna wydaje się odcięta od świata, trzymana pod kloszem, a jednocześnie emanuje dziwną, niemal nieludzką energią. Jego zadaniem jest towarzyszyć jej nieustannie, ma być jej cieniem, tłumaczem, ochroniarzem. Z czasem jednak między nimi zaczyna tworzyć się więź, do czego ona doprowadzi? Komu może ufać dziewczyna i jak wiele starczy jej sił?


„Cała jestem śmiercią” to lektura, którą polecam szczególnie tym, którzy lubią horror z duszą, nie tylko potwory, krzyki i przerażające obrazy, ale historię o ludziach zranionych, milczących, starających się mówić własnym głosem. Kelly Andrew stworzyła powieść, która ma wiele wątków, młodzieńczy dramat, ciężar odpowiedzialności, zagrożenie nadnaturalne, lśniący blask baletowej sceny i mrok odbicia w lustrze.  Dostałam  historię o bólu, utracie i próbie odzyskania samego siebie, zamkniętą w klimacie gotyckiego snu. Kelly Andrew z niezwykłą wrażliwością łączy elementy grozy, balansuje na granicy poezji i koszmaru. Vivienne to postać złożona, bolesna, ofiara, która staje się narzędziem własnego przeznaczenia. Jej walka z wewnętrznym demonem to metafora zmagania z traumą i poczuciem winy. Thomas, z kolei, jest jej przeciwieństwem, prostolinijny, cichy, pełen ciepła i empatii, staje się lustrem, w którym odbija się jej człowieczeństwo. Porozumienie między Vivienne i Thomasem nie wymaga słów,  wystarczy spojrzenie, gest, ruch dłoni. To nie jest typowy romans, to napięta, delikatna nić łącząca dwie zranione istoty. To jest piękne, sprawia, że na twarzy pojawia się delikatny uśmiech.  „Cała jestem śmiercią” to powieść, która zaskakuje już od pierwszych stron nie tylko fabularnie, ale emocjonalnie. Milczenie Vivienne jest narzędziem przetrwania, ale też przekleństwem. W pewnym sensie Andrew pokazuje, że język nie zawsze potrafi wyrazić to, co naprawdę boli, a strach bywa głośniejszy od słów. Książka była interesująca, ciekawa, a przede wszystkim podobało mi się wplecenie języka migowego w historię. To również historia o żałobie, winie i potrzebie bycia zrozumianym.


W s p ó ł p r a c a    r e k l a m o w a

Komentarze

Popularne posty