Recenzja Carissa Broadbent „Zabić wampirzego najeźdźcę”

DOSTAŁA ROZKAZ, BY ZABIĆ GO JEDNYM CIOSEM W SERCE. NIE SPODZIEWAŁA SIĘ, ŻE WŁASNE SERCE JĄ ZDRADZI.
Sylina poświęciła wszystko dla swojej bogini – duszę, wolność, wzrok. Przynależność do Arachessenek oddających cześć Pani Losu zmieniła Sylinę z włóczącej się po ulicach sieroty w zdyscyplinowaną zabójczynię, zdeterminowaną, by obalić tyrana rządzącego Glaeą.
Jednak gdy na wybrzeże przybywa brutalny wampir- -najeźdźca, Sylina staje przed jeszcze groźniejszym przeciwnikiem. Dostaje ważną misję: przeniknąć do jego armii, zdobyć jego zaufanie… i go zabić.
Atrius jest przerażającym wojownikiem, który bezwzględnie toruje sobie drogę przez Glaeę. Jednak kiedy Sylina zostaje jego jasnowidzącą, dostrzega jego mroczną i szokującą przeszłość – oraz tę stronę jego osobowości, która zbytnio przypomina jej część siebie, o której wolałaby zapomnieć.
Rozkazy Syliny są jasne. Najeźdźca musi zginąć. Jednak im więcej krwi przelewa król Glaei, tym silniejsza staje się więź między Syliną a Atriusem. Więź, której zabraniają jej śluby. Więź, która może ją kosztować wszystko.
 


Wydawnictwo: Filia
Rok wydania:  2025
Format: Książka
Liczba stron: 416
Cykl: Królestwa Nyaxii
Tom 2.5 


„Zabić wampirzego najeźdźcę” to książka, która należy do cyklu Królestwa Nyaxii, tego, którym ostatnio się tak zaczytywałam. Carissa Broadbent to autorka, której książki bardzo lubię i cenię. To opowieść, która wciąga od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się aż do ostatniego zdania. Autorka po raz kolejny udowadnia, że tworzenie światów fantastycznych nie jest jej obce, świat Glaei zyskał w jej rękach głębię, mrok i skomplikowaną sieć intryg, która zachwyca zarówno fanów akcji, jak i subtelnych emocji. Ta książka to jedna z tych historii, które zaczynasz „na chwilę”, a kończysz kilka godzin później, zupełnie nie wiedząc, gdzie uciekł czas. Ze mną dokładnie tak było, niewielka chwila wystarczyła by przepaść.

Główną bohaterką książki autorstwa Carissy Broadbent pod tytułem „Zabić wampirzego najeźdźcę” jest Sylina młoda kobieta, która oddała swoje życie, duszę, a nawet wzrok Arachessenkom, tajemniczemu kultowi oddającemu cześć Pani Losu. Dzięki temu poświęceniu stała się niezwykle skuteczną zabójczynią, nieustraszoną i dyscyplinowaną, gotową wykonać każde zadanie. Jej najnowsza misja wydaje się jednoznaczna, przeniknąć do armii potężnego wampira-najeźdźcy i zakończyć jego życie. Atrius to jednak nie jest zwykły potwór, jest żołnierzem, królem, przeklętym wojownikiem, który dźwiga na barkach więcej, niż ktokolwiek mógłby unieść. Sylina, która widzi więcej niż inni mimo utraty wzroku, zaczyna dostrzegać, że jej misja nie jest tak oczywista. Atrius zaś, choć nosi w sobie mrok, nie jest pozbawiony serca. W miarę jak między nimi rodzi się nieufne zrozumienie, napięcie rośnie, a granica między obowiązkiem a uczuciem staje się coraz bardziej rozmyta. Czy dziewczyna wykona swoje zadanie, czy zrezygnuje?

„Zabić wampirzego najeźdźcę” nie jest tylko historią o walce i zemście. To przede wszystkim opowieść o moralnych wyborach, lojalności i cenie poświęcenia. Po zamknięciu ostatniej strony długo nie mogłam przestać o tej książce myśleć. Carissa Broadbent ma w sobie coś, co sprawia, że jej historie zostają pod skórą, nie tylko dzięki światom pełnym magii, ale przede wszystkim dzięki bohaterom, którzy czują, cierpią i kochają jak prawdziwi ludzie. Autorka udowadnia, że fantastyka to jej żywioł, buduje światy pełne intryg, magii i bohaterów, którzy na długo zostają w pamięci. Atrius jest postacią wielowymiarową, jest przerażający i brutalny, ale w jego postępowaniu widać również wewnętrzne konflikty i pragnienie wyrwania się spod klątwy, która na nim ciąży. Jego relacja z Syliną to połączenie napięcia, wzajemnego szacunku i nieoczywistej fascynacji, która staje się silnym punktem całej historii. „Zabić wampirzego najeźdźcę” to historia o poświęceniu, wolności i o tym, jak trudno pozostać sobą w świecie, który wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. To także opowieść o tym, że nawet w najbardziej mrocznych miejscach można odnaleźć światło, czasem w oczach kogoś, kogo mieliśmy zniszczyć. Czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy, raz wzruszona, raz wstrzymując oddech. I choć to krótka historia, zostawia po sobie ogromne emocje i takie poczucie niedosytu, które pojawia się tylko wtedy, gdy historia naprawdę do nas trafia.


W s p ó ł p r a c a    r e k l a m o w a


Komentarze

Popularne posty