[PATRONAT] Recenzja Daria Kwiecińska „Akademia Holborn. Kły”

 Jest tylko jeden sposób, by odzyskać utraconą moc i nie zostać zwykłą śmiertelniczką…

Sora, wychowana na opowieściach o bajkowych zamkach i księżniczkach, ma nadzieję, że jej życie na belgijskim dworze królewskim – w siedzibie jej klanu – będzie wyglądało równie wspaniale. Jednak w świecie, w którym liczą się przede wszystkim pradawne obyczaje wampirów oraz ich magiczna moc, przez rodzinę jest uważana za czarną owcę.
Zostaje wysłana do Akademii Holborn na surowej północy, gdzie ma pobierać nauki, a przede wszystkim poznać swojego przyszłego partnera. W tym miejscu pełnym potężnych wampirów oraz innych magicznych istot znajduje nowych przyjaciół i wrogów. Musi jednak przed wszystkimi ukrywać swój największy sekret: to, że nie włada już rodową mocą i wisi nad nią widmo przekształcenia się w zwykłą śmiertelniczkę. Na dodatek trafia
w sam środek konfliktu dwóch zwaśnionych klanów i jeden zły krok może ją kosztować bardzo dużo…

 


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania:  2025
Format: Książka
 

 

Nieczęsto trafia się na książkę, która z jednej strony tak bardzo pasuje do swojego gatunku, w tym przypadku jest to urban fantasy, a z drugiej tak uparcie się z niego wyrywa, próbując być czymś więcej. „Akademia Holborn. Kły” autorstwa Darii Kwiecińskiej to powieść, która nie wstydzi się swojego cienia, jest surowa, ironiczna. I to jej największa siła. Bardzo lubię takie książki, tajemnice, magię, kły, tak także to lubię. Pewnie pomyślicie, że jest to jedna z książek o wampirach, jakich na rynku wiele, ale to nic bardziej mylnego. Nie każdy bohater musi być idealny, bez rys, czy skaz, tacy przerysowani nie są autentyczni. Z biegiem historii stają się nudni, zbyt mało zajmujący. Nie każda historia musi prowadzić do szczęśliwego końca, a nie każda powieść musi próbować przypodobać się wszystkim. Autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawę, im bardziej zatapiałam się w tej książce tym dłużej chciałam  niej pozostać.





Główną bohaterką książki autorstwa Darii Kwiecińskiej pod tytułem „Akademia Holborn. Kły” jest Sora, nie jest ani „przeznaczoną wybranką”, ani ofiarą losu, która jedynie czeka na księcia i ratunek z opresji. Jest złośliwa, pogubiona, ironiczna  i przez to niewygodna dla wszystkich wokół. To młoda księżniczka z potężnego rodu wampirów, która od dziecka żyła według zasad dworu, posłusznie, w cieniu rodziny i jej oczekiwań. Jej życie zaczyna się sypać, kiedy stopniowo traci swoją moc, a w świecie wampirów oznacza status, wartość, a także prawo do istnienia.  Rodzice wysyłają Sorę na drugi koniec Europy, do tajemniczego miejsca zwanego Akademią Holborn, takiej szkoły-sanatorium osobników dla takich jak ona,  wampirów nieprzystosowanych, zagubionych, niewygodnych. Sora wyrusza w podróż odkrywając stopniowo nie tylko tajemnice akademii, ale też mroczniejsze sekrety własnego rodu. Co jej to przyniesie? Czy pozna tam swojego przyszłego partnera? Czy uda jej się przystosować w nowym miejscu, czy ono będzie musiało dostosować się do niej? Wpadnięcie w konflikt wampirzych klanów nie przyniesie jej niczego dobrego.





„Akademia Holborn. Kły” to opowieść o tym, jak to jest, kiedy całe twoje życie ma sens tylko wtedy, gdy udajesz kogoś innego. Największe wrażenie wywarła na mnie właśnie  Sora, jest tak pełna gniewu, zmęczenia, niezgody i jest przy tym dowcipna, że od razu czuć, że jest bohaterką z krwi i kości, a nie tylko z krwi. To dziewczyna, którą trudno polubić w tradycyjny sposób, bo potrafi być oschła, opryskliwa, niewdzięczna i właśnie dlatego tak bardzo się jej wierzy. Bo kto z nas naprawdę zawsze jest dzielny, szlachetny i wdzięczny? Daria Kwiecińska zdaje sobie z tego sprawę i nie tworzy kolejnych nadjednostek. Pokazała, że nawet ktoś tak intrygujący jak wampir może być zagubiony, zmęczony i tkwić w spirali tych samych lęków, co zwykli śmiertelnicy. Potęga, nieśmiertelność czy magia, wcale nie musi dawać im szczęścia. To może być problem, ciężar do udźwignięcia na nieśmiertelnych barkach. W „Akademii Holborn. Kły” najbardziej porusza to, jak wszystko jest podszyte lękiem przed stratą, utratą mocy, domu, rodziny, czy samego siebie. Język powieści zasługuje na osobne słowa uznania. Daria Kwiecińska pisze odważnie i po swojemu, miesza poetyckie opisy z brutalnymi, dosadnymi zdaniami, co jest ciekawym zabiegiem i bardzo mi tutaj odpowiadało. Można odnieść wrażenie, że książkę czyta się jak rozmowę z kimś, kto nie zawsze jest miły, ale zawsze szczery. Sięgając po tą historię myślałam, że wiem, czego mogę się się spodziewać. Mamy tutaj wampiry, klany, dwory, trochę krwi, odrobinę romansu, jednak ta historia robi coś zupełnie innego. Gryzie boleśnie upuszczając z czytelnika krwi. To opowieść o dziewczynie, której wszystko zabierają kawałek po kawałku, zaczynając od mocy, prawo wyboru, czy czegoś tak niezbędnego, jak poczucie bezpieczeństwa. Sora zamiast załamać się, pluje na to wszystko i próbuje działać po swojemu. Nawet jeśli tym sposobem jest ucieczka do opuszczonego sanatorium, albo owijanie się jedwabną apaszką, żeby nie czuć zapachu ludzkiej krwi, czy robienie zdjęć ptakom, kiedy wszyscy każą jej ratować świat. Myślę, że ta historia zostanie we mnie na dłużej, jak ślad po ukoszeniu, będę oczekiwała jego następstw.

 



 

W s p ó ł p r a c a    r e k l a m o w a

Komentarze

Popularne posty