[PATRONAT] Rozdział drugi "Krwawy obowiązek. Aleksander" Amelia Sowińska
Rozdział 2
Annika
Świat się nie zatrzymał, a czas pędził nieubłaganie do
dnia, w którym wszystkie moje marzenia o wolności i zamążpójściu z miłości
miały zostać pogrzebane raz na zawsze. Jedynym plusem do tej pory był fakt, że
nie miałam jeszcze okazji poznać swojego przyszłego męża. I choć mój ojciec niemiłosiernie się o to wściekał, ja z wymalowaną na twarzy ulgą
słuchałam informacji, jakoby mój narzeczony był bardzo zajęty sprawami Bratwy w
Nowym Jorku.
Aleksander od tamtej kolacji nie pojawił się w naszym domu. Miałam spotkać go ponownie dopiero dziś, zaledwie dwadzieścia dni przed swoim ślubem.
Jadąc na przyjęcie w jego domu, zastanawiałam się, czy gdybym poprosiła go na słówko, udałoby mi się go przekonać,
że wcale nie powinnam wychodzić za jego kuzyna. I chociaż pomysł wydawał się
niezwykle prosty, wiedziałam, że to byłoby czyste szaleństwo.
Pakhan podjął decyzję. Miałam
zostać żoną Antona Durova i żadna siła na świecie nie mogła tego zmienić.
Westchnęłam głośno, widząc wielką, elegancką, a
zarazem nowoczesną willę Tołstoja. Słynął ze swojego zamiłowania do
architektury, ale jeszcze bardziej z krwawych, brutalnych walk w kazamatach i kobiet, które zmieniał jak rękawiczki.
W towarzystwie moim i ojca zawsze jednak zachowywał się nienagannie. Jak dżentelmen, cichy i mrukliwy, ale przestrzegający zasad kultury.
Dobrze pamiętałam pierwszy raz, gdy go naprawdę zauważyłam.
Miałam wtedy piętnaście lat i szykowałam się do spędzenia kolejnych nudnych wakacji w towarzystwie niani, ojca i jego kolegów
z Bratwy…
– Anni! – krzyknął
mój ojciec, sprawiając, że musiałam wyciągnąć
z uszu słuchawki i przerwać czytanie książki.
Nienawidziłam lata,
szczególnie wtedy, gdy spędzaliśmy je w Odessie, ale decyzja mojego ojca była
prawem. Jedynym plusem wakacji był fakt, że wszystkie moje wredne koleżanki ze
szkoły nie spędzały mi dłużej snu z powiek. Przynajmniej na ten krótki czas.
Chowałam się w cieniu,
starając się nie wystawiać na słońce. Piegi i tak pokrywały większość mojego
ciała, a dodatkowe, bladobrązowe plamki na mojej twarzy przysporzyłyby mi tylko
kłopotów.
Zazdrościłam Zoi i innym Rosjankom ich urody. Nieskazitelnej, jednolitej, z
jasnymi oczami i blond włosami. Moje płomienne, rude loki i ciemnozłote oczy odstawały od
reszty, ale ojciec powtarzał mi, że kolor włosów pasuje do mojego zadziornego charakteru.
Zirytowana przewróciłam
oczami i wstałam z leżaka przy naszym domku, by pójść do
ojca. Miałam na sobie skąpe, białe bikini i kapelusz, który miał chronić mnie
przed słońcem.
– Czego chciałeś, tato?!
– zawołałam, wyłaniając się zza rogu domu, ale gdy tylko dostrzegłam kolegów ojca, zatrzymałam się w pół kroku.
– Lisa. – Kiwnął na mnie
ojciec. – Przywitaj się z moimi przyjaciółmi. Opowiadałem im o tobie, a
Aleksander niedawno został naszym nowym pakhanem.
Pamiętasz go, prawda, lisku?
Przełknęłam głośno
ślinę, kiwając głową, i powędrowałam wzrokiem do mężczyzny, który jako jedyny
nie rzucał w moim kierunku krępujących uśmieszków.
Boże, wyglądał jak
dzieło sztuki, a zarazem coś w jego surowej twarzy budziło we mnie prawdziwy
strach. Pierwszy raz widziałam kogoś takiego z bliska. Pierwszy raz mogłam
bezczelnie lustrować wzrokiem mężczyznę i zachwycać się jego widokiem.
Silne, napięte mięśnie.
Lodowato niebieskie oczy, które mogłyby zmrozić serce od środka, i niemal czarne
włosy. Był młody, z pewnością młodszy od mojego ojca, ale zarazem dużo starszy ode mnie.
Przygryzłam wargę,
czując żar kiełkujący w moim podbrzuszu. Nie
potrafiłam tego zatrzymać. Nie potrafiłam uciec, zachować się jak należy.
Zamiast tego tamtego dnia, w tej
właśnie chwili, wpadłam w pułapkę obsesji i fantazji,
prowadzących mnie zawsze do tego samego mężczyzny.
Do bezlitosnego pakhana Petersburga, przyjaciela i szefa mojego ojca.
– Anni, dobrze się czujesz? – zapytał mój ojciec, podając
mi rękę, gdy wchodziliśmy do domu Aleksandra. – Zbladłaś.
Przesunęłam językiem po spierzchniętych ustach i uśmiechnęłam się
słabo.
– Wszystko jest dobrze, tato – odpowiedziałam, starając się dobrze
wypaść. – Po prostu się stresuję nadchodzącym małżeństwem.
– Nie myśl o tym. Anton Durov to świetna partia, dzięki tej umowie
zwiedzisz świat i zobaczysz coś więcej niż nasze miasto. Będziesz miała życie,
na jakie zasługujesz.
– Umowie? – powtórzyłam, krzywiąc się lekko. – To moje
małżeństwo aż do śmierci, nie umowa, tato. Dla mnie to nie jest pochopna
decyzja.
– Koniec tematu – uciął, marszcząc czoło
i poszukując wzrokiem gospodarza. – Nie zmienię
decyzji dlatego, że naszły cię rozterki,
Anniko. Doskonale wiedziałaś, że pewnego dnia będziesz musiała wypełnić swoje
obowiązki. Nie każ mi się z tobą kłócić, wiesz, jak
tego nie cierpię.
Przymknęłam oczy, starając się opanować złość, ale z wybawieniem przyszedł
nam nie kto inny, jak powód moich bezsennych nocy. Otworzyłam szeroko oczy,
patrząc na elegancko ubranego Aleksa. Muskularne
ciało jakimś cudem wcisnął w dobrze dopasowany
garnitur w grafitowym kolorze, a silną klatkę piersiową opinała mu zapięta
kamizelka. Jedynym minusem jego „wyglądu” była uwieszona u
jego boku piękna, rosyjska modelka, której imienia nie potrafiłam sobie
przypomnieć.
– Aleksandrze. – Mój ojciec teatralnie wyciągnął dłonie, by
powitać przyjaciela. – Przedstaw nam swoją śliczną towarzyszkę.
Blondynka uśmiechnęła się promieniście i wyciągnęła dłoń w
kierunku mojego taty.
– Nadia – zaświergotała melodyjnym głosem, a potem skierowała lazurowe oczy
na mnie. – A ty to…?
– Moja córka, Anni…
– Annika – poprawiłam go, unosząc wysoko podbródek. Nie byłam
pewna siebie, ale skoro i tak nie miałam już nic do stracenia, nie zamierzałam
stać ze spuszczoną głową. Czas raz na zawsze wyleczyć się z Tołstoja.
Nadia uśmiechnęła się do mnie łagodnie, z lekkim zażenowaniem, a
następnie zwróciła do Aleksa, szepcząc mu coś na ucho.
– Zostawmy kobiety i zajmijmy się interesami –
zarządził pakhan, nie
obdarzając mnie choćby spojrzeniem.
Cholera, miałam ochotę wyć z rozczarowania. Nie mogłam jednak dać
po sobie poznać, że jego obojętność pali mnie żywym ogniem.
Z dumą wymalowaną na twarzy udałam się za Nadią prosto do lokalnego piekiełka żon członków Bratwy.
Aleksander
Stepan rozglądał się nerwowo za córką, jakby z jego oczu zniknął
najcenniejszy na świecie skarb. Powędrowałem wzrokiem w kierunku Anniki, nie
rozpoznając w niej nastolatki, którą widziałem ponad trzy lata temu. Wyrosła,
zdecydowanie dojrzała i nadszedł najwyższy czas, by wydać ją za mąż.
Nie byłem jednak pewien, czy mój brat jest odpowiednim kandydatem. Cholera, miałem wręcz pewność, że
nie, a jednak sytuacja wymagała ode mnie podjęcia nieodwracalnych kroków.
– Akceptuje aranżowane małżeństwo z Durovem? – Kiwnąłem w kierunku
rudowłosej dziewczyny.
– Zaakceptuje. Wkrótce zrozumie, że to jedyna droga, by pozostała
bezpieczna. Muszę… – wychrypiał, biorąc haust powietrza. – Muszę ją odpowiednio zabezpieczyć,
Aleksie.
Rozumiałem to i szanowałem decyzję przyjaciela. Przyjaźniliśmy
się prawie od
dwudziestu i znaliśmy siebie nawzajem na tyle dobrze, na ile w Bratwie było
to możliwe. Czułem jednak, że Stepan nie
wyjawił mi całej prawdy. Czekałem cierpliwie na jego wersję wydarzeń, która,
jeśli nie nadejdzie, będzie dla mnie jasną odpowiedzią na męczące mnie pytania.
Podałem mu kieliszek wódki i patrzyłem, jak wypija go
w zawrotnym tempie. Denerwował się. Pocił się jak szczur i co jakiś czas
zerkał na Annikę.
– W Nowym Jorku będzie bezpieczna – próbowałem go uspokoić, ale
nie mogłem sobie pozwolić na większe sentymenty.
– Wiem, kurwa, wiem… – westchnął głośno. – A jednak
zastanawiam się, czy jeśli ja odejdę, to moja córka nie straci swojej wartości, a Durov ci jej nie zwróci.
– Niech spróbuje – mruknąłem, uśmiechając się w przerażający
sposób. – Śmiało, dawno nie mieliśmy wojny domowej, a Moskwa nie stanie za
Antonem. Siergiej ma pieprzony łeb na karku, nie to co jego brat.
Stepan posłał mi pełne paniki spojrzenie.
– Mówiłeś, że jest inny niż Michaił.
– Bo jest. Jest twardy
i bezwzględny, ale zarazem dobry. Nie skrzywdzi jej, a jeśli włos jej spadnie z
głowy, nie zostawię tego bez ingerencji moich ludzi.
Skłamałem, doskonale wiedząc, że dla nikogo, a tym bardziej dla
obcej dziewczyny
nie naruszyłbym swoich paktów i unii, ale Garin nie musiał o tym wiedzieć.
Jeśli do tego dojdzie, będzie już dawno martwy.
– Powiesz jej? – zapytałem, zastanawiając się, czy ojczulek zdobył
się na szczerość
wobec córeczki.
– Nigdy – wymamrotał. – I ty też nic jej nie powiesz, prawda?
Kolejne kłamstwo wymsknęło się z moich zdradzieckich ust:
– Prawda. – Szukałem wzrokiem swojej partnerki. – Tymczasem
cieszmy się przyjęciem i ciszą przed burzą. Za dwadzieścia dni dziewczyna będzie już
daleko stąd, pod okiem Durova, a ty zrobisz to,
co do ciebie należy.
Wróciłem do gości
i przywitałem się z
nimi, udając, że interesuje mnie ich nużące
pierdolenie. Nadia co jakiś czas do mnie podchodziła, szukając chociaż odrobiny uwagi, ale mogłem jej zaoferować jedynie jednorazowe i
przyzwoite pieprzenie po zakończonym przyjęciu.
Nie bawiłem się w związki. Od dwudziestu lat nie byłem związany z
żadną kobietą na poważnie, a seks
z tymi, które
wyrażały na to zgodę, był dużo prostszym
rozwiązaniem.
Boris wywierał na mnie presję, bym się ożenił, ale zginął
i nie ma tu już nic do powiedzenia. Mogłem robić, co tylko, kurwa, chciałem, a teraz
pragnąłem jedynie wytropić wszystkich wyznawców Kostoyi, mojego ojca i
Michaiła. Jedynie to się liczyło.
Przynajmniej tak myślałem, dopóki w moim ogrodzie nie zauważyłem
małej, wystraszonej lisiczki, siedzącej w ciemności pod drzewami i obserwującej
z bezpiecznej odległości przyjęcie.
W s p ó ł p r a c a r e k l a m o w a
Komentarze
Prześlij komentarz