Recenzja Lucy Score „W obronie tego, co moje”
W Benevolence nie było wielu
mężczyzn, którzy mogliby mu dorównać. Lincoln Reed, komendant straży pożarnej,
był nieludzko odważny. Potrafił zachować zimną krew w każdej, nawet
najdramatyczniejszej sytuacji. Był bohaterem: kiedyś postanowił, że nim będzie,
i został do tej roli świetnie wyszkolony. Wiele osób zawdzięczało mu życie.
Jakby tego było mało, Lincoln był umięśnionym przystojniakiem i nigdy nie miał
najmniejszych problemów z zaciągnięciem wybranej kobiety do łóżka. Chyba że
była to Mackenzie O’Neil, atrakcyjna pani doktor z blizną na twarzy…
Mackenzie O’Neil rozpoczęła karierę medyczną od latania na pole bitwy i
wyciągania stamtąd rannych żołnierzy. Była chirurgiem traumatologiem,
przyzwyczaiła się do codziennego balansowania na cienkiej linii oddzielającej
życie od śmierci. W Benevolence zatrudniła się w pogotowiu lotniczym, pracowała
jako lekarka i równocześnie starała się dojść do równowagi. Potrzebna jej była
kuracja. Normalne życie. Więcej snu. Trochę jogi i zajęć w ogródku. Na pewno
nie potrzebowała kolejnych emocjonalnych pożarów. Ani miłosnych rozterek z
powodu przystojnego strażaka, którego poznała podczas akcji ratowniczej.
W niewielkim Benevolence tliły się małe i większe namiętności. Nawet między sąsiadami.
A przedziwnym zbiegiem okoliczności Mack i Linc mieszkali obok siebie. On od
początku wiedział, że są dla siebie stworzeni, że między nimi może zapłonąć
uczucie. Ona nie miała o tym pojęcia. Po wszystkim, co przeszła, nie była
gotowa na poważniejszy związek. Odrobina niezobowiązującego seksu, owszem ― ale
nic więcej. Cienie przeszłości w każdej chwili mogły odnaleźć drogę do jej
duszy i… powrócić.
I zniszczyć wszystko.
Jak kochać i nie spłonąć?
Wydawnictwo: Editio Red
Rok wydania: 2023
Format: Książka
Cykl: Miasteczko Benevolence
Tom II
Książki Lucy Score bardzo mi się spodobały, od jakiegoś
czasu lubię po nie sięgać i kiedy tylko mam okazję zaczytuję się w nich
wiedząc, że dostarczą mi wiele emocji. „W
obronie tego, co moje” to trzeci tom cyklu Miasteczko Benevolence, mam
nadzieję, że udało Wam się sięgnąć po książki, których akcja rozgrywa się w tym
uroczym miasteczku. Mam wrażenie, że ma ono swój urok i chętnie sama
zamieszkałabym w takim magicznym miejscu. Lucy Score potrafi pisać różnorodne
historie, nawet, jeśli są częścią jednego cyklu potrafią być zaskakujące. Nic
nie stoi na przeszkodzie, aby czytać je osobno, jednak czekają Was spotkania z
tak ciekawymi bohaterami, że zachęcam do ich poznania.
Głównym
bohaterem książki autorstwa Lucy Score pod tytułem „W obronie tego, co moje” jest
Lincoln Reed pełniący role komendanta straży pożarnej w Benevolence. To
wyjątkowy człowiek jest odważny i potrafi zachować zimną krew w nawet
najbardziej niebezpiecznej sytuacji. Jego oddanie pracy, rodzinie i miastu ma
kluczowe znaczenie dla jego charakteru. Zawsze chciał być bohaterem, tak się
też stało, uratował wielu ludzi, jest atrakcyjnym człowiekiem i nigdy nie
stronił od kobiet. Mackenzie
O’Neil jest niezwykłą kobietą, swoją pracę rozpoczęła, jako pilot, latała na
niebezpieczne rejony, gdzie trwał konflikt zbrojny, aby zabrać stamtąd rannych
żołnierzy. Jest chirurgiem traumatologiem, a w miasteczku Benevolence
zatrudniła się w pogotowiu lotniczym. Chciała zwolnić nieco tempo i poukładać sobie
wszystko, Mack przeszła wiele w swoim życiu, a mimo to nadal chciała pomagać innym.
Potrzebowała stabilizacji, spokoju, a nie komplikacji za sprawą pewnego
gorącego strażaka. Dla Lincolna to było jasne, że jego sąsiadka jest osobą, z
którą mogłoby narodzić się coś więcej, tylko czy pozwolą sobie na to?
„W obronie tego, co moje” to jedna z tych opowieści, które potrafią zawładnąć czytelnikiem emocjami. Jeśli szukacie historii, która wciąga od początku do końca, to jest to książka dla was. To idealne połączenie kilku motywów, takich jak społeczność, miłość, codziennych bohaterów i pokonywania przeciwności losu. Kiedy już zaczniesz czytać, zostaniesz przyklejony do krzesła, zapominając o istnieniu otaczającego Cię świata. Tak to było ze mną i mam wrażenie, że wielu czytelników zareaguje na powieść w ten właśnie sposób. Ona znalazła się na najgorszym rozdrożu, stała w obliczu wypalenia, co w jej zawodzie jest to nie do zaakceptowania. Nie przypuszczała, że w najbliższej okolicy pojawi się ktoś taki, jak on. Odżywiają się nawzajem energią, a ich chemia jest wybuchowa. On nigdy nie sądził, że się zakocha i zostanie mężczyzną jednej kobiety, ale pragnie spełnić swoje marzenie o byciu z nią. Wzajemne pożądanie będzie w stanie rozpalić nie jeden pożar. „W obronie tego, co moje” to także humor i sceny wywołujące uśmiech na twarzy, są tutaj także bardzo poważne tematy, które autorka porusza z wielką wrażliwością i starannością. Sceny, w których Mack i Linc decydują się obnażyć swoje dusze, są bardzo emocjonalne. Lincoln i Mack wydają się być przeciwieństwami, ale mają ze sobą wiele wspólnego i idealnie do siebie pasują. Kochają się, ufają i szanują się nawzajem, a obserwowanie postępów w ich związku stanowiło piękną lekturę.
Komentarze
Prześlij komentarz