Recenzja Robert Jordan „Dech zimy”

Koło Czasu obraca się, a wieki nadchodzą i przemijają.
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość wciąż jeszcze mogą stać się łupem Cienia.
Rand al'Thor przemierza świat razem z Min, jednak cel jego wędrówki pozostaje tajemnicą nawet dla Cadsuane. Mazrim Taim, pan Czarnej Wieży okazuje się kłamcą, niemniej jego intencje wciąż skrywa zasłona sekretu. Perrin desperacko ściga swą Faile, porwaną przez szczep Sevanny. Wraz z Elyasem Macherą, Berelain i Prorokiem, na czele osobliwej armii złożonej z różnorakich sił, przemierza ziemie, po których grasują bandyci i Seanchanie... A człowiek zwany Zabójcą wciąż nawiedza Wilczy Sen i Tel'aran'rhiod. Trzęsąca się od knowań Biała Wieża pod rządami Elaidy zamiera z osłupienia, gdy pod murami Tar Valon pojawia się armia rebeliantek Egwene. Do Ebou Dar przybywa seanchańska księżniczka znana jako Córka Dziewięciu Księżyców, tam też poznaje ją dochodzący do zdrowia Mat. Czy przepowiedziane mu małżeństwo dojdzie do skutku?

Dech Zimy jest prawdziwym apogeum epickiej narracji, wspaniałym dziełem zasługującym na poczesne miejsce wśród najbardziej znaczących dokonań w gatunku fantasy.

 

Wydawnictwo:  Zysk i S-ka
Rok wydania:  2022
Format: Książka
Liczba stron: 752
Cykl: Koło Czasu
Tom IX

 

Kiedy pomyślę o tym, że dotrwałam już do dziewiątego tomu cyklu Koła Czasu autorstwa Roberta Jordana to jestem zaskoczona, że dalej jestem nim zainteresowana. Jestem przede wszystkim ciekawa tego, jak się skończy, więc grzecznie biorę w dłonie każdy kolejny tom, który się pojawia i podróżuje z bohaterami starając się dotrzymać im kroku. To chyba najbardziej rozbudowany cykl, jaki przyszło mi czytać, jest tutaj tak wielu bohaterów, że można się pogubić. „Dech zimy” niesie za sobą kolejną grę, problemy i wyzwania, które zdają się mnożyć, a nie maleć. Zastanawiam się, jaki będzie finał tej opowieści, czy uda mi się przeczytać ten cykl do końca. Nie czuję się przytłoczona tą ilością części, dlatego też póki, co trwam w świecie Randa al’Thora.

W powieści „Dech zimy” Rand al'Thor wędruje wspólnie z Min, jednak niewiele wiadomo o samej wyprawie. Robert Jordan sprawił, że w powieści pojawia się wiele tajemnic, które należy rozwikłać. Nieco brakowało mi Perrina, miał swoje problemy, starał się ze wszystkich sił odzyskać swoją Faile, która została porwana przez szczep Sevanny – Shaido. Elayne stara się walczyć o to, co jej się należy, o prawo do tronu, czy źle poprowadzona gra przysporzy jej problemy? Czego tak na prawdę chce Mazrim Taim? Jakie ma intencje i co może sprowadzić na bohaterów? W Ebou Dar pojawia się pewna kobieta, jest  seanchańską księżniczką, którą określają mianem Córki Dziewięciu Księżyców. Czy Mat ma jakieś szanse? Czy pozna księżniczkę i co z tego spotkania wyniknie? Pozostaje jeszcze sprawa spisku, jakieś decyzje należałoby podjąć, na co zdecyduje się Rand?

„Dech zimy” nie różni się od poprzednich tomów, autor nadal trzyma się swojego stylu, który zdołaliśmy zaakceptować. W książce mamy wiele opisów, które są rozbudowane, ma to swoje plusy i minusy. Otrzymujemy wiele informacji, które czasami mogą wydawać się być zbyt trudne do ogarnięcia, jednak, kiedy bardziej się skupiłam na lekturze i treści, nie było to dla mnie problemem. Myślę, że dzięki nim jesteśmy w stanie dobrze sobie wyobrazić wszystko dookoła. Musze powiedzieć, że podobał mi się pomysł z wprowadzeniem Córki Dziewięciu Księżyców, to naprawdę fajny element, który mnie zaciekawił. Udało nam się poznać też nieco kultury Seanchan i ich zwyczajów, a także czekać na to, czy Randowi uda się usunąć skazę, czyli szaleństwo w mężczyznach, którzy zostali dotknięci Jedyną Mocą. „Dech zimy” ukazuje więcej akcji, ciekawych wydarzeń, jakby historia nieco ruszyła do przodu. Postaje mi czekać na kolejny tom i przygotować się na rozwikłanie kilku tajemnic. 



 

Komentarze

Popularne posty