[PATRONAT] Rozdział trzeci "Maria" Sarah Brianne

 


ROZDZIAŁ TRZECI

Pragnienie, żeby przyłożyć mu w tę uroczą twarzyczkę

 

Odkąd wyszła z sali, Leo przyglądał się jej uważnie, mrużąc oczy i ignorując telefon, który mu podała.

– Bierz – warknęła.

W końcu wyjął go z jej dłoni, ale wciąż spoglądał na nią podejrzliwie. Chciała mieć to już za sobą.

– Co?

– Hm… jeszcze nie wiem. – Wydawał się jednocześnie podejrzliwy i zbity z tropu.

Przewracając oczami, ruszyła szkolnym korytarzem.

– O Boże! Maria! – syknął jej młodszy brat w pośpiechu, próbując za nią nadążyć. Odwróciła się szybko i zobaczyła, że jej ochroniarz był zbyt blisko, aby mogła odbyć rozmowę, która zaraz ją czekała.

– Co ci mówiłam, Todd? Zawsze dziewięć kroków za mną!

– Tak, przepraszam. – Todd skinął głową. Po cichu odliczył jej kroki, zanim znów ruszył jej śladem, tym razem zachowując większy dystans, tak jak tłumaczyła mu pierwszego dnia, kiedy zaczął dla niej pracować. Zdecydowanie był jednym z lepszych ochroniarzy, jakich miała, nie pod względem tego, jak dobrze jej pilnował, ale swobody, jaką jej dawał. Niektórzy z jego poprzedników mieli przysłowiowy kij wetknięty tak głęboko w dupę, że musiała ostro kombinować, żeby dostać to, czego chciała; tymczasem Todd przypominał zakochanego po uszy szczeniaczka, zbyt łatwo dającego się tresować. Miała tylko nadzieję, że ten biedny frajer zostanie z nią na długo.

– Maria, przysięgam, że jeśli…

– Ciiii! – syknęła na brata, żeby mówił ciszej.

– …zabujałaś się w moim nauczycielu – ciągnął ostrzej, ale ściszonym głosem – to już nigdy nie będę mógł się pokazać w szkole!

– Ja… – próbowała skłamać. – Wcale nie.

Leo zatrzymał się gwałtownie, nie wierząc jej ani przez sekundę.

– Nigdy wcześniej nikt ci się nie podobał! Wszyscy myśleliśmy, że pewnie jesteś lesbijką!

Stanęła obok jak wryta.

– Słu… – zaczęła, ale zaraz wzruszyła ramionami. Trudno jej było się nie zgodzić, zwłaszcza że sama też się o to podejrzewała. – No dobra, to by nawet miało sens.

Tym razem to on odszedł, przewracając oczami.

– Na mnie też to spadło jak grom z jasnego nieba, wiesz. Nie spodziewałam się, że pierwszą osobą do której cokolwiek poczuję, będzie twój pieprzony nauczyciel! Dla mnie to też jest mało korzystna sytuacja.

– Nie ma się czym przejmować – stwierdził, nagle rozpogodzony.

– Dlaczego? – zapytała Maria. Nie podobał jej się ten przemądrzały uśmiech na jego twarzy.

– Bo nie jesteś w jego typie.

– Słucham?! – Tym razem wymówiła to słowo z większym wigorem, bo naprawdę poczuła się cholernie urażona tą uwagą. – Ja jestem w typie każdego.

– Nie pana Evansa – zapewnił ją.

Z najwyższym trudem powstrzymała się przed podniesieniem głosu.

– A to dlaczego?

– Bo jesteś młodą blondynką i do tego za ładną.

No dobra, pragnienie, żeby przyłożyć mu w tę uroczą twarzyczkę minęło, ale wszystko to już wiedziała i nie bardzo rozumiała, czemu jej największe atuty miałyby tu działać na jej niekorzyść.

– No i co z tego?

– To, że na pana Evansa lecą wszystkie dziewczyny i nauczycielki w szkole, a on okazał trochę zainteresowania tylko takiej jednej nauczycielce na zastępstwie. Inne dzieciaki przyłapały ich parę razy ze sobą na randce.

– Okej… – Czuła, że zbliża się jakieś „ale”, „i” albo „jeśli”.

– I ona w ogóle cię nie przypomina ani z wyglądu, ani z zachowania. – Leo sam wydawał się zdumiony, że to właśnie z nią Kayne postanowił się umówić. – W porównaniu z niektórymi kobietami, które się nim interesują, jest zupełnie zwyczajna.

– Zwyczajna?

– No, niekoniecznie ładna, ale brzydka też nie. – Próbował jakoś ująć to w słowa, ale wciąż przychodziło mu na myśl tylko jedno. – Jest po prostu… zwyczajna.

– Może raz trafił się facet, który ceni w dziewczynie osobowość. – Boże broń.

– Nie. – Leo pokręcił głową. – Parę razy była u mnie na lekcji na zastępstwie. Daje nam tylko zadania do zrobienia, a sama siedzi za biurkiem. Nawet do nas nie mówi i nic jej nie obchodzi.

– Czy ma na imię Kendra?

– Nie jestem pewien? Może. A co?…

 

…Nie poruszając oczami, sunęła po podłodze. Czuła się prawie jakby opuściła własne ciało.

Jej mózg nie zorientował się, co Maria robi, dopóki nie zderzyła się z tamtym mężczyzną.

Miał dobry refleks. Natychmiast się obrócił, złapał ją i pomógł jej ustać prosto.

– Nic ci nie jest?

– Tak mi przykro. Musiałam nie patrzeć, dokąd idę. – Udawała zaskoczenie i lekką dezorientację.

Obejrzała się na Todda, który podążał za nią, i powiedziała mu, że wszystko jest w porządku.

Proszę, nie ruszaj się stamtąd.

– Chyba wchodzi ci to w nawyk. – Mężczyzna się zaśmiał.

Pozwoliła sobie podnieść wzrok i spojrzeć w jego złociste oczy.

– O nie, to znowu ty. Teraz czuję się okropnie.

– Niepotrzebnie. – Wciąż jej nie puścił. – Przypomnij mi, jak masz na imię? Maria, tak?

Uśmiechnęła się, szczęśliwa, że zapamiętał.

– Tak. Przepraszam. Przypomnij mi, jak ty…

– Kayne Evans.

– No tak. – Trudno jej było oderwać od niego wzrok.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, aż w końcu zorientował się, że nadal ją trzyma i cofnął ręce.

Odchrząknął i przesunął się dalej w kolejce.

– Na jaki film idziesz ze swoim chłopakiem?

– Hę? – Odwróciła się, zobaczyła groźnie wyglądającego Todda i parsknęła śmiechem. – Och, to nie mój chło…

– Tu jesteś! – Do Kayne’a podeszła z uśmiechem jakaś brunetka.

Kayne w pierwszej chwili wydawał się zaskoczony, jakby się jej nie spodziewał.

– Hej, Kendra.

Maria poprawiła futrzany płaszcz, orientując się szybko, że przyszli tu razem na film.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza.

– Kendra, to Maria.

– Czy to jedna z twoich uczennic? – zapytała brunetka.

– Nie. – Kącik jego ust uniósł się lekko w uśmiechu. – Po prostu często na siebie wpadamy.

– To prawda. – Maria zachichotała.

Dziwne – pomyślała, spoglądając na seksownego, złotookiego blondyna.

Niemal zapomniała o stojącej obok niego kobiecie, zniewolona tym niezwykłym uczuciem, jakby między nimi coś iskrzyło. To dlatego musiała znowu na niego wpaść, tym razem celowo. Chciała się przekonać, czy znów to poczuje. Nigdy nie zdarzyło jej się to z żadną inną osobą; tęskniła za tym wrażeniem, śniła o nim co noc, ale niemal już zapomniała, jak się wtedy czuła, dopóki nie zobaczyła sylwetki Kayne’a na samym końcu kolejki. Natychmiast odruchowo rzuciła się w jego stronę, pragnąc się przekonać, czy zdoła powtórzyć tamto doznanie.

– Chyba nasza kolej. – Kendra przerwała im wymianę spojrzeń.

– A, tak. Miło było znowu cię zobaczyć, Mario. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na ciebie wpadnę – dokończył z uśmiechem.

– Ja też – stwierdziła, patrząc, jak odchodzi, trzymając dłoń na plecach tamtej kobiety.

I wtedy to poczuła. Jakieś drgnienie… w jej zimnym… martwym… sercu…

 

…– Nieważne. – Faktycznie, to było bez znaczenia. Nie obchodziło jej, czy Kendra jest ładniejsza, bardziej zabawna ani czy potrafiła przelecieć faceta sześć razy na dzień i siedem razy w niedzielę. Maria Caruso nie była skłonna do zazdrości i ani razu w życiu nie poczuła się zagrożona. Nie zamierzała teraz tego zmieniać. Życzyła Kendrze jak najwięcej szczęścia i pomyślności, bo będzie ich, kurwa, potrzebować.

– Swoją drogą… – Maria chciała zmienić temat. Teraz to ona przyjrzała się wnikliwie młodszemu bratu. – Od kiedy Nero zaczął mieć na ciebie zły wpływ? Mówisz, że kobieta „wygląda zwyczajnie” i piszesz SMS-y do dziewczyn w trakcie lekcji. Myślałam, że nauczyłam cię, jak należy je traktować. No wiesz, masz być lepszy niż twoi bracia.

Leo odgarnął sobie włosy z oczu. Wydawał się równie urażony, jak parę minut temu Maria.

– To Christy napisała do mnie! Po prostu przypadkiem zapomniałem wyciszyć telefon, a kiedy chciałem to zrobić, pan Evans go zabrał. – Zaczął mamrotać jeszcze ciszej, jakby nieco zdziwiony: – Nigdy wcześniej nie zabrał nikomu komórki…

Maria zarzuciła sobie blond loki za ramię.

– Telefon nie był wyciszony i wszyscy usłyszeli, jak brzęczy, więc pewnie nie miał innego wyjścia.

– No, pewnie tak – zgodził się w końcu Leo, zmierzając razem z nią do samochodu. – A kiedy mówiłem zwyczajna, miałem na myśli tylko to, że według dzisiejszych standardów, no wiesz.

– Tak, tak… – Z uśmiechem objęła ramieniem ulubionego brata, jedynego, któremu była skłonna okazywać czułość. – Wiem, o co ci chodziło. Chciałam ci tylko trochę dokuczyć.

– Nie zapominaj, że jestem jedyną osobą, która zna twój sekret… póki co – zażartował, a może też lekko pogroził.

Wybuchnęła śmiechem, który również krył w sobie groźbę.

 Nie ośmieliłbyś się.

– No, masz rację – przyznał. Dobrze znał swoją siostrę. – Tylko pamiętaj, że będę musiał oglądać pana Evansa jeszcze przez dwa i pół roku.

– Postaram się mieć to na uwadze. – Zmierzwiła mu lekko włosy, tym samym wyczerpując swój limit tolerancji dla kontaktów z ludźmi na ten dzień. Leo miał szczęście, że był tak cholernie wyjątkowy.

– O ja cię! To twoja siostra, Caruso? – Te słowa wykrzyczał typowy osiłek o wyglądzie lachociąga ubrany w bluzę piłkarską – nikt nie miał wątpliwości, że jego życie dobiegnie końca wraz z ukończeniem szkoły – zanim wsiadł do auta, które kupili mu rodzice.

Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

– Pierdol się, Rick! – ryknął Leo, wpychając siostrę do escalade. – Następnym razem, jak tata będzie zajęty, przyślijcie Luccę, nawet jeśli akurat będzie w trakcie zabijania kogoś.





Komentarze

Popularne posty