[PATRONAT] Prolog Agnieszka Pisarska "Malachitowe ostrze"

 


Pogoda była piękna. Niebo bezchmurne, słońce przyjemnie grzało plecy, a lekki wiatr chłodził twarz. Warunki idealne do podróży. Zmierzaliśmy do wioski Noglirent, gdzie czekała robota do wykonania. Mieszkańców nękał demon, nie pozwalał wieśniakom w spokoju pracować. Ktoś musiał problem rozwiązać i od tego byliśmy my, tak zarabialiśmy na życie.

            Ledwo co przekroczyliśmy bramę w drewnianej palisadzie, a wokół zebrał się tłum. Z widłami. Cóż za ciepłe powitanie.

       – Jestem Violet Silverhunt, a to mój towarzysz, Logan Fallkryon. Wzywaliście nas! – zawołałam spod kaptura, a mój głos poniósł się echem.

            – Przepuśćcie mnie! Przejście zrobić, idioci, chować te widły! Ona przybyła was ratować! – Przez tłum przecisnął się starzec z długą, siwą brodą. – Witaj, pani, nazywam się Kythlion, jestem starszym Noglirent. Wybacz im, od tygodni żyją w strachu. Dziękuję, że zgodziłaś się nam pomóc. Wy dwaj – wskazał dwóch młodzików– zajmijcie się wierzchowcami naszych gości. Karczmarzu, przygotuj sytą kolację i sypialnie. Ruszcie się, ludzie! A was, drodzy goście, proszę za mną.

            Zsiedliśmy z koni i ruszyliśmy za starcem. Zaprowadził nas do pokaźnych rozmiarów drewnianego budynku, który okazał się tutejszą karczmą. W środku tkwiło tylko kilku miejscowych pijaczków. Całą trójką zajęliśmy miejsce przy kominku. Nie trwało długo, gdy pulchna dziewczyna postawiła przed nami po kuflu piwa.

            – Raz jeszcze dziękuję wam za przybycie. Nie mam pojęcia, co byśmy bez was zrobili – zaczął starzec.

            – Od tego jesteśmy. Nie pomagamy bogatym hrabiom i baronom, lecz biednym ludziom, którymi władza się nie przejmuje – odpowiedziałam.

            – Tak, wiem, wiem. Robicie wspaniałą robotę, kochani.

            – Opisz mi raz jeszcze demona, który was nęka.

            – Ma postać kobiety, której ciało się rozkłada. Kły i pazury dłuższe niż u niedźwiedzia lub lwa. Odziana jest w cienkie, białe giezło. Pojawia się jedynie na polach w samo…

            – Południe? – spytałam, unosząc brew.

            – Tak! – Kythlion otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

            – Ach, cudownie – odparłam, zwracając się do Logana.

            – Mhm – przytaknął mój kompan, popijając piwo.

            – Atakował dziś? – Wróciłam do wypytywania starca.

            – Nie, dziś o dziwo nie.

            – Jest już dość późno, więc najprędzej zjawi się dopiero jutro. Będziemy przygotowani.

            W tym momencie karczmarz przyniósł naprawdę sutą kolację. W życiu nie widzieliśmy tyle jedzenia. Golonka, tłuczone ziemniaki i świeże warzywa. Palce lizać. Logan nawet nie zauważył, kiedy pochłonął swoją porcję.

            Sen przyszedł bardzo szybko, wystarczyło przyłożyć głowę do poduszki. Niestety, szybkie zaśnięcie nie oznaczało spokojnego snu. Jak co noc miałam koszmar. Wciąż ten sam sen. Sceny z dzieciństwa prześladowały mnie do tej pory, mimo że minęło tyle lat. Może tak miało być? Może zasłużyłam na to? A może miały przypominać o zemście? Nie miałam pojęcia. Faktem było, że nie zostałam pogromczynią potworów bez powodu.

***

            Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, zapowiadał się upalny dzień. Usiadłam na posłaniu, przecierając oczy. Logan już dawno wstał, krzątał się po pokoju, pakując nasze rzeczy. Nie mieliśmy ich wiele, by nie przeciążać koni.

            – W końcu wstała śpiąca królewna – zadrwił pod nosem.

            – Nie spałam w nocy zbyt dobrze.

            – Wiem, rzucałaś się po łóżku, parę razy krzyknęłaś.

            – Aż tak?

            – Tak.

            Westchnęłam przeciągle.

            – Nie martw się – kontynuował. – Dopadniemy go.

            – Nawet nie wiemy, co to był za demon.

            – Ale się dowiemy! – Uśmiechnął się beztrosko.

            Zazdrościłam mu czasami optymizmu. Logan podsunął mi miskę z wodą.

            – Umyj się, to pomaga na smutki.

            Wzięłam naczynie i poszłam za parawan. Obmyłam ciało, wytarłam je kawałkiem szmatki i zaczęłam się przebierać. Zdjęłam koszulę nocną, którą dostałam od córki karczmarza i założyłam skórzane, obcisłe spodnie, białą koszulę z bufiastymi rękawami oraz gorset wiązany z przodu, dodatkowo zapinany paskiem z niewielką klamrą na karku. Teraz czas na broń. Między piersiami ukryłam mały sztylet ze specjalną rękojeścią, by się nie zsuwał na brzuch. Potem kolejne ostrza powędrowały do kryjówek w wysokich butach. Założyłam pas, do którego były przymocowane dwie pochwy na miecze. Oczywiście nie puste. Na koniec długi, czarny płaszcz. Violet Silverhunt gotowa do wyjścia. Gotowa, by walczyć i zabijać.

            We dwójkę zeszliśmy na dół. Gospodarz przywitał nas przyjaznym okrzykiem i obiecał w mig podać śniadanie. Zajęliśmy miejsca przy stole.

            – Masz jakiś konkretny plan na zabicie południcy, czy idziemy na żywioł? – zapytał Logan.

            – Robimy jak zawsze – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami obojętnie.

            – Mhm, czyli totalna improwizacja – stwierdził.

            W tym momencie podeszła córka karczmarza, Lena, z dwoma talerzami pełnymi jajecznicy i świeżutkiego chleba. Byliśmy przyzwyczajeni, że za każdym razem, gdy przybywaliśmy do jakiejś wsi, by zabić nękającego ją demona, to mieszkańcy gościli nas jak parę królewską. Ich dobroć i nadzieja, którą pokładali w najemnikach, jak zawsze nas wzruszała. Właśnie dlatego nie zamierzaliśmy ich zawieść.

            Po skończonym śniadaniu zajęliśmy się polerowaniem broni przy kuflu zimnego piwa. Nieubłaganie zbliżało się południe. Logan kazał chłopom zejść z pola. Nikt nie protestował, współpraca idealna. Nagle do pomieszczenia wbiegł zdyszany, młody chłopak.

            – Pani! Pani! Przybyła! – wysapał.

            – Logan – rzuciłam do przyjaciela i wyszliśmy.

            Chłopak szedł za nami, ale odwróciłam się do niego ze słowami:

            – Dziękuję ci za informacje, ale nie jest to miejsce dla ciebie. Niech wszyscy zostaną w domach, dopilnuj tego. Ty również masz się ukryć. Zrozumiałeś? – spytałam.

            – Ja chciałem wam pomóc…

            – Pomożesz, jeśli zrobisz to, o co cię poprosiłam. Nawet nie wiesz, jak trudno zapanować nad spanikowanym tłumem.

            – Dobrze, pani.

            Bez lęku skierowaliśmy się na pole, promienie słońca mocno grzały. Już z daleka ujrzeliśmy miotającego się potwora. Opis Kythliona się zgadzał, nie wspomniał jedynie o długich blond włosach. Południca w szponiastej łapie trzymała sierp, przecież nie mogło być zbyt łatwo.

            Logan kroczył parę metrów za mną, w dłoni trzymając swoją drewnianą laskę. Miał za pomocą czarów trzymać przeciwnika w umówionym obszarze i nie dać mu uciec, bo nie zamierzałam biegać po całym polu.

            Podniosłam z ziemi kamień i rzuciłam w paskudę, by zwrócić jej uwagę. Udało się, puste oczodoły polnej skierowały się w stronę natręta. Wydała z siebie przeraźliwy wrzask i rzuciła się na mnie. Byłam przygotowana, zawsze jest ten sam schemat, potwory biegną do ataku na oślep. Wyciągnęłam miecz, zrobiłam unik i cięłam upiorzycę w bok. Na białych szatach pojawiła się brunatna plama. To tylko bardziej rozzłościło południcę, która odwróciła się i zamachnęła się sierpem. Szybko zablokowałam cios, odepchnęłam ją i ponownie cięłam mieczem. Kolejna krwawa plama na gieźle. Demon wrzasnął, odrzucił broń i atakował pazurzastymi łapami. Musiałam wyciągnąć drugi miecz, jednym nie nadążałam blokować ciosów. Unik, cięcie, odwrót, pchnięcie. W kółko wykonywałam te same ruchy, dawało to skutek. Potwór walczył chaotycznie, jego ataki nie były przemyślane, a takiego przeciwnika łatwo zmęczyć. Kiedy już zaczął się zataczać, podcięłam go, zrobiłam obrót i opuściłam ostrze na jego kark. Łeb potoczył się w zboże, a ciało upadło pod moje nogi. Było po wszystkim.

            Podbiegł Logan.

            – Dobrze się czujesz? – zapytał.

            – Tak. Nie zraniła mnie ani razu. Każ wieśniakom przygotować ognisko, trzeba spalić to truchło. Logan?

            – Tak?

            – Świetnie się spisałeś. Jak zwykle.

            Chłopak obdarzył mnie jednym ze swoich nadzwyczaj uroczych uśmiechów i pobiegł w stronę wioski. Odszukałam głowę polnej, chwyciłam też mocno jej ciało i skierowałam się do wielkiej, drewnianej palisady.





Komentarze

Popularne posty