[PATRONAT] Rozdział drugi "Luca" Agnieszka Siepielska
MAXINE
Budzi mnie zagłuszony dźwięk metalu, unoszę głowę i odchylam, rozciągając ścierpnięte ciało. Wszystko mnie boli – gardło od krzyków i nieustannego błagania o wolność, a głowa od łez, które wylałam w ciągu ostatnich dni, brzuch od kopniaka, który otrzymałam od jednego z ochroniarzy. Syczę z bólu, chcąc poruszyć ścierpniętymi rękoma, kiedy metalowe bransolety, umiejscowione na ścianie nad moją głową, naciskają na poranione od wyrywania się nadgarstki. Unoszę opuchnięte powieki, po czym odkrywam, że jestem w samej bieliźnie. Następnie rozglądam się po pomieszczeniu i mrużę oczy, zerkając na migającą żarówkę. Nie wiem, jak długo tu jestem, ale sądząc po moim stanie, chyba nie minęło zbyt wiele czasu.
Skupiam
wzrok na drzwiach, a pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to ucieczka. Wiem
jednak, że tym razem nie mam szans.
Dlaczego
mnie to spotyka?
Jednego
dnia żyłam razem z mamą normalnym życiem – jeśli tak to można nazwać – a
następnego obserwowałam, jak mój… jak Cesar pozbawił ją życia. Potem wyrwał
mnie ze świata, który znałam od urodzenia i choć moje życie nie było usłane
różami, to dopiero on pokazał mi naprawdę okrutną rzeczywistość. Bezlitosną i
bezwzględną, taką, która nie ma prawa istnieć. W tym wszystkim pojawiło się
jednak światełko nadziei, gdy dowiedziałam się, że mam przyrodnią siostrę, Mię.
Obie chciałyśmy uciec i się uwolnić. Musiałyśmy tylko wkupić się w łaski
Cesara, by uśpić jego czujność, a przepustką do wolności miało być wysadzenie
klubów Valentich. Tego chciał Cesar. Jednak nie mogłyśmy tego zrobić, żadna z
nas nie potrafiła zdobyć się na tyle odwagi, by zabić ludzi, więc poradziłyśmy
sobie z tym na swój sposób, licząc, że ujdzie to nam na sucho.
Cóż,
zamiast wolności, zafundowałyśmy sobie horror i trafiłyśmy do domu Franco
Cavillo.
Według
życzenia rozwścieczonego ojca miałyśmy być oddane no najgorszego burdelu jako
prostytutki. Oświadczył nam to z nieopisaną satysfakcją, zaznaczając, że
zajmiemy miejsca swoich matek. Jednak Franco z jakiegoś powodu przetrzymywał
nas u siebie. Spędziłyśmy w jego domu w Kolumbii kilka tygodni. Byłyśmy tak
zdeterminowane, by odzyskać wolność, że w końcu się udało. Przebyłyśmy jednak
zaledwie kilka kilometrów, zanim ludzie Cavilla nas schwytali. Zaraz po tym,
jak posłużyłam za worek bokserski, zamknięto mnie w tej piwnicy. Nie mam jednak
pojęcia, gdzie jest moja siostra.
Odgłosy kroków zwiastują czyjeś nadejście i automatycznie chcę się cofnąć. Jęk wyrywa się z mojego gardła, gdy czuję, jak drobne kamyki wystające ze ściany wbijają się w świeże jeszcze rany, zadane wcześniej przez ludzi Cavillo.
Do
pomieszczenia, w obstawie kilku ochroniarzy, wchodzi po chwili Franco. To ponad
pięćdziesięcioletni facet, którego ciemne włosy naznaczone są niewielką siwizną.
Wlepia we mnie wściekły wzrok, dając do zrozumienia, że cokolwiek mnie czeka,
nie będzie przyjemne.
Uciekam
wzrokiem w bok, by zauważyć, że towarzyszy mu jeszcze jeden młody mężczyzna w
jasnym garniturze. Ciarki przechodzą przez moje ciało, gdy pogardliwie na mnie
zerka. Szokujące jest to, że po chwili jego spojrzenie znacznie łagodnieje.
Mogłabym nawet przysiąc, że aż rwie się, by mi pomóc. A może to po prostu moja
sfiksowana wyobraźnia i powinnam zaakceptować własny los, zamiast we wszystkim
doszukiwać się pozytywów?
Natychmiast
przypominam sobie słowa mamy: „Nie wiadomo jak jest źle, walcz, walcz do samego
końca!” – To było ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie, zanim Cesar odebrał
jej życie.
–
Myślałaś, że zdołasz uciec? – pyta Franco, a ja z powrotem poświęcam mu uwagę.
–
Gdzie jest moja siostra?
–
Jeśli ci się wydaje, że po wczorajszej próbie ucieczki jeszcze ją zobaczysz,
jesteś w wielkim błędzie.
Oddycham
głęboko, starając się nie wierzyć w to, co mówi.
–
Co miałam zrobić? Siedzieć w twojej dziurze i czekać na śmierć?
Mężczyzna
natychmiast podchodzi i uderza mnie z całej siły w twarz zewnętrzną stroną
dłoni.
Głowa
odchyla mi się w drugą stronę, a szczęka cholernie boli, tym bardziej że to
kolejny raz.
–
Uważaj, do kogo mówisz! Myślisz, że ktokolwiek cię ocali? – Wybucha sztucznym
śmiechem. – Nic bardziej mylnego, dziewczynko. Wyobraź sobie, że szuka was
rodzina Valentich, i to nie dlatego, żeby was uratować, ale się zemścić. Takie
młode, a zbieracie wrogów szybciej niż ja sam.
–
Pieprzcie się wszyscy! Niech was piekło pochłonie! – wybucham z bezradności.
Cavillo
po raz kolejny unosi rękę.
–
Ojcze! – Uderzenie nie nadchodzi, a ja spoglądam na mężczyznę, który przyszedł
z Franco. – Musimy porozmawiać, teraz.
Wyraźnie
niezadowolony Cavillo spogląda na swojego syna morderczym wzrokiem.
–
Nie teraz, Dominicu.
–
Teraz! – warczy jego syn.
Nagła
walka na spojrzenia między mężczyznami sugeruje, jakby za chwilę oboje mieli
się na siebie rzucić.
W
końcu Franco odwraca się, a następnie wychodzi. Młody Cavillo przez dłuższą
chwilę przygląda mi się uważnie, a następnie idzie w ślady ojca.
Dziwne.
Kiedy
zostaję sama z ochroną, zaczynam się zastanawiać, czy moje życie właśnie
dobiega końca. Po wszystkim, co mi się przydarzyło i ze świadomością, że nie
uratuję nawet siostry, mam dość. Gdziekolwiek nie pójdę, chyba już zawsze będę
musiała się liczyć z tym, że znajdą mnie wrogowie mojego ojca. Jest mi więc już
wszystko jedno… a może to po prostu zmęczenie?
Liczę
ochroniarzy. Jest ich dziewięciu. Jeden z nich spogląda na mnie obojętnie.
–
Masz może klucze? – pytam, potrząsając łańcuchami, mimo że po raz kolejny
zadaję sobie ból, po czym puszczam do niego oczko.
Facet
prycha i kręci głową, a ja opieram tył głowy o ścianę.
W
końcu pojawiają się Franco z synem, młodszy Cavillo opiera się o drzwi, które
przed chwilą za sobą zamknął. Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, a jego
oczy tym razem lśnią, jakby z ekscytacji. Franco natomiast podchodzi do mnie.
Mierzy mnie od stóp po czubek głowy i z powrotem, aż jego wzrok pada na moje
uda. Przygląda się im z niesmakiem.
–
Gdyby to zależało tylko ode mnie, moi ochroniarze mogliby cię teraz używać
dowoli, tak długo, aż nie nadawałabyś się już do niczego – oznajmia twardo. –
Jednak z jakiegoś powodu mój syn coś w tobie widzi, sam nie wiem co. Jesteś tak
bardzo uszkodzona. – Krzywi się, a ja z trudem powstrzymuję łzy upokorzenia,
gdy słyszę prychnięcie jednego z mężczyzn stojących z boku.
–
Ojcze! – Krzyk Dominica powoduje, że się wzdrygam, lecz starszy Cavillo ani
drgnie. – Wystarczy!
– Zamilcz! Jeszcze ci jej nie przekazałem – odpowiada Franco, przechylając głowę na bok i tym razem uśmiechając się przebiegle. – Najpierw mała Maxine będzie musiała mi odpowiedzieć na jedno pytanie, a mianowicie, co jest w stanie poświęcić dla własnej wolności?
Komentarze
Prześlij komentarz