[PATRONAT] Rozdział trzeci Penelope Douglas "Hideway"
Rozdział 3
Kai
Teraźniejszość
Wyjąłem dwie butelki wody z miski z
lodem stojącej obok ręczników i ruszyłem w stronę łaźni parowej. Gorąca wilgoć wlała
mi się do nosa, gdy otworzyłem drzwi z mlecznego szkła i wszedłem do środka.
O tej porze dnia w klubie dla
mężczyzn Hunter-Bailey panowała cisza i spokój. Bez względu na to, jak zajęci –
lub skacowani – byliśmy ja i moi przyjaciele, wpadaliśmy tutaj prawie każdego
ranka.
Podniosłem wzrok i od razu
wypatrzyłem Michaela siedzącego o dwa stopnie wyżej na marmurowych ławkach
ciągnących się wokół pomieszczenia. Will siedział zgarbiony o stopień niżej, po
mojej prawej. Uniósł głowę. Miał wory pod oczami, a ślady wybryków zeszłej nocy
były jasno wypisane na jego bladej, zmęczonej twarzy. Po chwili z powrotem się
pochylił, mamrocząc:
– Skurwysyn.
Kręcąc głową, podałem mu butelkę
wody.
– Musisz sobie znaleźć jakieś
inne złe nawyki.
Dupek upijał się każdego dnia. Co
gorsza, przepuszczał każdy grosz, który dostał od swoich durnych, pobłażliwych
rodziców, na trzy rzeczy, wokół których kręciło się jego życie: alkohol,
kobiety, a także – jak zaczynałem podejrzewać – piguły i prochy.
Wyjął mi wodę z ręki i przyłożył
schłodzoną butelkę do czoła. Jego płytki oddech zadrżał.
Wziąłem swoją butelkę i poszedłem zająć
miejsce obok Michaela. Siedział z zamkniętymi oczami, wsparty plecami i głową o
ścianę, a wokół nas kłębiła się para. Przygaszone światła wypełniały
pomieszczenie łagodnym, niebieskim blaskiem. Poczułem, jak strużka potu ścieka
mi po piersi w stronę zawiązanego na biodrach ręcznika.
– Jak idzie remont świętego
Kiliana? – zapytałem Michaela.
Ale on potrząsnął głową.
– Nie. Nie gadaj do mnie teraz o
cholernym remoncie.
Zmrużyłem oczy, widząc, jak unosi
powieki i wbija wzrok przed siebie, zaciskając szczęki. Był wkurzony? Na mnie?
I wtedy domyśliłem się, o co chodzi:
o to, co wydarzyło się dwie noce temu, w dojo między mną a Riką.
Ekstra. Nie, żeby moje zachowanie było w jakikolwiek
sposób usprawiedliwione, ale ufałem, że Rika nie będzie opowiadać Michaelowi o
wszystkim z cholernymi szczegółami.
Westchnąłem.
– Przepraszam, stary. Nic bym
jej nie zrobił. Ja…
– Wiesz, o kim często myślę
ostatnimi czasy? – przerwał mi, po czym ciągnął, nie czekając na odpowiedź: – O
twojej matce, Vittorii.
Nie spuszczałem z niego wzroku.
– Swego czasu niezła z niej była
sztuka, co? – stwierdził w zamyśleniu, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. –
Powiedziałbym nawet, że wciąż jest. Świetny tyłek, długie nogi…
Znieruchomiałem, zaciskając zęby.
Wiedziałem, o co mu chodzi, ale i tak skoczyło mi ciśnienie.
On tymczasem ciągnął:
– Chyba nigdy ci nie mówiłem,
jak bardzo zawsze mnie podniecała? Jeszcze w liceum, kiedy wpadałem do ciebie i
widziałem ją w obcisłym stroju do ćwiczeń. Babka wciąż nie wygląda na więcej
niż trzydziestkę. – Uśmiechnął się, z rozkoszą rzucając mi zniewagami w twarz.
– Wiesz, co zrobię? – prowokował. – Tak sobie myślę, że pojadę dziś w nocy do
domu twoich rodziców, zaczekam, aż twój stary zaśnie i zobaczę, czy nie
chciałaby mnie trochę poujeżdżać. Właśnie tak. – Skinął głową. – Będzie mną
zachwycona, a nawet jeśli nie, to co z tego? Kogo obchodzą jej krzyki i
protesty? Porządnie ją wystraszę, tak że zawsze, kiedy znajdę się w pobliżu,
będzie wiedziała, że mogę od niej wziąć, co zechcę, bez względu na wszystko.
Zacisnąłem dłonie w pięści i wbiłem
wzrok przed siebie, czując rozpalającą mnie furię.
To już cholerne przegięcie.
Wstałem i zszedłem po stopniach, odwracając
się w stronę Michaela. Wciąż siedział oparty swobodnie o ścianę, ale spoglądał
mi prosto w oczy, gotów na konfrontację.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził –
powtórzyłem.
– Kogo skrzyw…
Ale Michael wszedł Willowi w słowo, pochylając
się do przodu i mierząc mnie wrogim spojrzeniem.
– Kiedy budzę się w środku nocy,
spodziewam się, że zastanę Rikę w łóżku obok mnie – wycedził przez zęby – a nie
na dole, z płaczem tłukącą pięściami w worek treningowy o trzeciej nad ranem,
bo ją zawstydziłeś. – Ruszył w moją stronę, celowo podchodząc zbyt blisko i
próbując mnie zastraszyć. – A kiedy pytam ją, co się stało – mówił dalej –
spodziewam się, że nie będzie mnie okłamywać, próbując cię kryć. Co z tobą, do
cholery? Dlaczego odstawiasz takie akcje?
– Musi umieć się obronić –
odparłem. – Musi być gotowa. Nie jest twoją laleczką.
– Nie mów mi, czym jest, a czym nie!
– Sam mówiłeś, że jest jedną z
nas! – odparowałem. – Więc powinieneś ją traktować tak samo, co nie? Ze mną i z
Willem się nie cackasz. „Ona i my jesteśmy sobie równi”. Tak powiedziałeś. My
też jesteśmy jej przyjaciółmi i zależy nam, żeby potrafiła się obronić. Nie
będę jej trzymać za rączkę jak jakąś cholerną pięciolatkę.
Michael wyrwał się do przodu,
naskakując na mnie.
– Nie masz prawa decydować, co
się dzieje z moją kobietą.
– A ty masz? – wypaliłem.
Mocniej zmarszczył brwi. Wciąż był
wkurzony.
Ale to ja miałem rację.
Michael hartował Rikę przez te wszystkie
cholerne lata. Pogrywał z nią i mącił jej w głowie, odkąd byli dziećmi. Nigdy
nie obchodził się z nią delikatnie; zawsze oczekiwał, że sama o siebie zadba i
ogarnie swoje sprawy.
Ale teraz, kiedy byli razem, zmienił
się. Wszyscy zmagaliśmy się z własnymi problemami, a także z problemami Riki.
Co on sobie, do cholery, myślał? To nie mogło jej wyjść na dobre.
Usłyszałem trzask kości, gdy coś w
jego ciele napięło się. Gdybym był kimś innym, już bym oberwał.
Gdybym był kimś innym, nie bałby się
mnie uderzyć.
– Tylko spróbuj – rzuciłem
wyzywająco. – Jeśli się odważysz.
Zrobił krok w moją stronę, a ja
odpowiedziałem tym samym. Staliśmy naprzeciw siebie, łeb w łeb i oko w oko,
nieustępliwi. Do tej pory nie zdarzyło mi się nadepnąć Michaelowi na odcisk i
on też nie posuwał się zbyt daleko w stosunku do mnie. Wiedział, że nie dałby
rady wygrać, więc żeby nie urazić jego dumy zawsze to ja pierwszy odpuszczałem.
Zresztą rzadko zdarzało nam się na siebie wściekać.
Ale tym razem nie miałem zamiaru
ustąpić. Nie chciałem, żeby Rika poczuła się przeze mnie źle, ale nie powinna
też czuć się swobodnie. Nie, kiedy Damon był gdzieś tam na wolności. Miałem
rację.
Pot spływał mi po plecach, gdy
wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, nie mrugając.
– Będziecie się bzykać tu i
teraz? – zapytał Will.
Przymknąłem oczy. Jezu Chryste.
Will jak to Will, oczywiście musiał
rzucić żartem w takiej chwili.
Wzdychając ciężko, wyminąłem Michaela
i obrzuciłem ich obu spojrzeniem.
– Mamy wrogów. Przybywa ich z
każdym dniem. Rika powinna się mieć na baczności tak samo jak my.
We czwórkę założyliśmy spółkę –
nazwaliśmy ją Graymor Cristane, z połączenia naszych nazwisk – a Rika nalegała,
żeby być naszą równorzędną partnerką w interesach i nie tylko. Musiała
wiedzieć, jak poradzić sobie z każdym zagrożeniem.
Ale Michael zwrócił się do mnie,
kręcąc głową.
– Damon odszedł.
– Nie, Damon się ukrywa –
poprawiłem go. – Zadałeś sobie kiedyś pytanie, dlaczego? – Zerknąłem na Willa,
po czym z powrotem spojrzałem na Michaela. – Dlaczego w Internecie nie ma
żadnych jego zdjęć? Dlaczego detektywi, których wynajęliśmy, nie potrafią go
namierzyć? Nie wykryli żadnych transakcji na jego kartach kredytowych, a jego
paszport przez ostatni rok nie był w ogóle używany.
Zakładając, że nie umarł, dlaczego
przepadł jak kamień w wodę?
– Damon nie ma w zwyczaju się
chować – powiedziałem. – Dlaczego teraz to robi? Wie, że nie będziemy próbowali
go dorwać. Dlaczego nie bawi się w klubach w Moskwie ani nie robi zakupów w
Tokio, dlaczego nikt nie widział go na Hawajach, na Fidżi albo w Los Angeles? –
Podniosłem głos, przybierając bardziej stanowczy ton. – Dlaczego jest
niewidzialny?
Michael i Will milczeli przez chwilę
w zamyśleniu. W końcu Will odpowiedział:
– Bo nie chce, żeby ktoś się
dowiedział, gdzie jest?
– Właśnie. – Spojrzałem
Michaelowi w oczy. – A dlaczego miałby tego nie chcieć?
Michael spuścił wzrok i powiedział
cicho:
– Bo jest gdzieś, gdzie być nie
powinien.
Przytaknąłem. Ego Damona było wielkie
jak sto okrętów razem wziętych. Nie chowałby się przed nami, o ile nie miałby
dobrego powodu, żeby pozostać w ukryciu.
– Co, jeśli paszport wskazujący,
że wyjechał w zeszłym roku do Rosji, był tylko przykrywką? – zapytałem, nie
oczekując odpowiedzi. – Co, jeśli jest bliżej, niż myśleliśmy? – Podszedłem do
Michaela, zniżając głos do szeptu. – Co, jeśli wcale nie wyjechał?
Michael zmrużył piwne oczy i zacisnął
zęby. Trybiki w jego głowie zaczęły się obracać. Po całym tym czasie i
wszystkich nieudanych próbach namierzenia Damona, w końcu to do mnie dotarło.
Celowo starał się nie wychylać i nie robił tego ze wstydu ani poczucia winy za
to, co zrobił. Ukrywał się, bo siedział tuż pod naszym nosem. Byłem gotów
ręczyć za to życiem.
– Ej, ej, ej – wtrącił się Will.
Kątem oka zobaczyłem, jak wstaje. – Bez jaj, kurwa! Niemożliwe, że siedział tu
cały ten rok, a my nic o tym nie wiemy. A nawet jeśli, to na co on u licha
czeka?
Zwróciłem głowę w jego stronę.
– Na Noc Diabła. – Z powrotem
przeniosłem wzrok na Michaela. – Musimy się zbierać. Teraz.
***
Podróż do Thunder Bay, nadmorskiego
miasta, w którym wszyscy się wychowaliśmy, zajęła nam niecałą godzinę. Rika
miała jeszcze zajęcia – była na trzecim roku studiów w Trinity College w
Meridian City – więc Michael wysłał jej SMS-a, że wrócimy za kilka godzin. Ona
też na pewno chętnie przejechałaby się do domu, żeby odwiedzić matkę, ale
Michael nawet jej tego nie zaproponował – prawdopodobnie dlatego, że nie miał
najmniejszego zamiaru zabierać ją w pobliże domu Damona ani jego ojca.
I pomimo tego wszystkiego, co mówiłem
wcześniej w łaźni parowej, trudno było mi go winić. Gabriel Torrance to kawał
gnoja.
Siedzieliśmy w nowym SUV-ie Michaela
zaparkowanym na skraju okrągłego podjazdu.
– Ja pójdę – powiedziałem,
prostując się na siedzeniu pasażera i spoglądając na kamienną rezydencję. –
Chcę z nim porozmawiać sam na sam.
– Pójdziemy wszyscy – odezwał
się z tylnego siedzenia Will.
– Nie. – Zwróciłem ku niemu
głowę, mrużąc oczy. – Wy zostańcie tutaj.
Z powrotem spojrzałem przed siebie,
na moment napotykając spojrzenie Michaela. Odkąd Damon odszedł, Will stale
sprawiał problemy, jakby ktoś mu za to płacił, i nie byłem pewien, czy
powinniśmy byli go przywozić pod ten dom, a tym bardziej zabierać go do środka.
Damon mógł równie dobrze ukrywać się gdzieś tutaj.
Odchrząknąłem, wyskoczyłem na
zewnątrz i zamknąłem za sobą drzwi, zaglądając do środka przez otwarte okno.
– Powiedzcie mojej matce, że
zginąłem godnie – rzuciłem z sarkazmem, po czym zerknąłem na Willa. – Nie, w
sumie to ty jej to powiedz. Michael ma zakaz zbliżania się do mojej matki.
Odwróciłem się, słysząc, jak Michael rechocze
za moimi plecami. Lepiej niech w tym jego pieprzeniu nie będzie ziarna prawdy.
Podchodząc do drzwi frontowych,
obrzuciłem szybkim spojrzeniem wieżę stanowiącą część fasady. Dom Torrance’ów
był budowlą z jasnego kamienia, stylizowaną na pałac, natomiast trzy wieże
upodabniały go do zamku. Jedna z nich przylegała do sypialni Damona; spiralne
schody położone naprzeciwko jego łóżka prowadziły do niewielkiej alkowy z
jednym małym oknem. Byłem w jego pokoju tylko raz i nawet wtedy nie pozwolił mi
zostać długo. To jedyne miejsce, w którym troszczył się o swoją prywatność.
Wyciągnąłem dłoń w stronę dzwonka,
ale zaraz ją opuściłem, bo drzwi nagle się otworzyły.
– Panie Mori – powitał mnie
Hanson, blondyn w prostym, czarnym garniturze. – Proszę wejść.
Zawahałem się tylko przez moment,
zanim zrobiłem krok wprzód. Musieliśmy się zgłosić przy bramie, więc wiedzieli,
że tu jestem, ale mimo to tak szybka reakcja sprawiła, że jeszcze bardziej
ścisnęło mnie w dołku. Nie miałbym nic przeciwko odwleczeniu nieuniknionego
spotkania z Gabrielem jeszcze o kilka chwil.
Hanson zamknął drzwi i bez słowa
poprowadził mnie przez dom. Ojca Damona niemal zawsze można było tu zastać. Tutaj
było dla niego najbezpieczniej.
Choć dla zachowania pozorów działał w
przemyśle medialnym, inwestując w sieci telewizyjne oraz programy informacyjne
i rozrywkowe, wiedziałem, że to tylko kropla w morzu, jeśli chodziło o źródła
jego dochodów. Uczciwi ludzie nie zmieniają rosyjskich nazwisk na angielskie,
żeby ukryć swoją przeszłość, i tylko typy spod ciemnej gwiazdy zatrudniają cały
zespół goryli, żeby chronili ich dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Służący poprowadził mnie przez
obszerne domostwo na taras, w całości wyłożony mozaiką z szarego kamienia,
gdzieniegdzie przerywaną rzędami włoskich cyprysów. Po krużganku krążyło kilka
osób, głównie młodych, szykownie ubranych kobiet z kieliszkami szampana w
dłoniach. Nikt nie zdawał się przejmować, że ledwie dochodzi południe.
Po mojej prawej rozstawiono bufet z
jedzeniem, a przy stoliku nieopodal rozmawiała i śmiała się grupka elegancko
wystrojonych mężczyzn. Gabriel, ubrany w czarne spodnie i koszulę, stał nad
rottweilerem, trzymając go za obrożę.
Przystanąłem, obserwując go. Naparł
pięścią na tył psiego łba, wbijając mu w czaszkę złoty pierścień w kształcie
głowy lwa, który nosił na środkowym palcu. Zwierzę zaskomlało, pochylając się
nieco, ale wciąż próbując ustać na nogach. Nie traciło ducha walki.
Zacisnąłem zęby i podniosłem wzrok,
obrzucając Gabriela ostrym spojrzeniem. Sukinsyn. Wykrzywiając wąskie wargi w
obrzydliwym uśmiechu, naparł mocniej i zawinął łańcuch wokół szyi psa,
podduszając go.
Zrobiłem krok naprzód, ale
zatrzymałem się, widząc dwa husky, beagle’a z krwawiącymi ranami na boku oraz
pitbulla, któremu żebra prześwitywały przez skórę.
Przy całej mojej nienawiści wobec
Damona Torrance’a – po tym, jak w zeszłym roku próbował mnie zabić, jak
zdradził Willa i Michaela oraz usiłował skrzywdzić Rikę – ani na moment nie
zapominałem, jak wygląda prawdziwy potwór.
Pies w końcu poddał się i opadł na
brzuch, dygocząc.
Gabriel podniósł skrawek mięsa z
talerza leżącego na ogrodowym stoliku i rzucił go rottweilerowi. Następnie
stanął prosto, wziął jeszcze trochę mięsa i zaczął ciskać większe kawałki
wytresowanemu owczarkowi i husky, które stały za nim, podczas gdy pozostałe psy
przyglądały się temu wygłodniałym wzrokiem.
– Czyli co, przysłali do mnie
żółtka, hm? – powiedział, głaszcząc husky i nawet nie patrząc w moją stronę. –
Czyżby Michael nie był już samcem alfa w waszym stadzie?
Zadarłem brodę i odezwałem się
spokojnym tonem, ignorując obelgę:
– Moskiewskie zasady, panie
Torrance – przypomniałem mu. – Zasada ósma: nigdy nie prowokuj strony
przeciwnej.
– Zasada dziewiąta – odparował,
obrzucając mnie spojrzeniem ciemnych oczu spod posiwiałych brwi – wybieraj
właściwy czas i miejsce, aby działać.
To mówiąc rozłożył ręce, wskazując
swoich uzbrojonych ludzi, których zawsze trzymał w pobliżu, oraz dom,
przypominając mi, że jestem na jego terenie i ma nade mną przewagę.
– No, to o co chodzi? – Otarł
dłonie lnianą ściereczką, czyszcząc starannie przestrzenie między palcami i pod
pierścieniem. – Dogadamy się? Zostawisz mojego syna w spokoju, jeśli wróci do
domu?
– To zależy. Jest pan gotowy ubić
interes?
Nagle owczarek niemiecki rzucił się
na pitbulla, który próbował wyrwać mu kawałek mięsa. Gabriel zrobił krok w
stronę obszczekujących się nawzajem psów, krzycząc:
– Nie. Do nogi!
Trzasnął pitbulla szmatką po pysku, a
jeden z jego ludzi rzucił się przytrzymać agresywne zwierzę. Gabriel skrzywił
się.
– Ten łaciaty mnie wkurwia –
powiedział do mężczyzny, po czym znów warknął na psa: – Waruj. Waruj!
Biedne zwierzę zostało odciągnięte, a
Gabriel wrócił do stolika, rzucając serwetkę na blat. Zerknął na mnie i podjął
przerwaną rozmowę.
– Nie pogrywaj ze mną, młody –
wycedził. – Tylko dlatego jeszcze żyjesz, że Damon będzie chciał osobiście się
tobą zając.
– Nie – odparłem beznamiętnym
tonem. – Pański syn narobił już panu dość kłopotów i nie chciałby pan wpakować
się w kolejne. Wiem, że oboje wolelibyśmy w miarę możliwości rozwiązać sprawę
polubownie, więc niech pan nie próbuje mnie zastraszyć.
Zaśmiał się cicho, pociągając łyk ze
szklanki. Michael, Will i Rika zgodzili się odpuścić i pozwolić Damonowi żyć w
spokoju pod warunkiem, że będzie się trzymał z dala od tego miasta i od nas.
Ale ja nie. Ja musiałem go odnaleźć i
nie mogłem wyznać przyjaciołom, dlaczego.
Musiałem zrobić to teraz, zanim wróci
do domu i znajdzie się pod opieką swojej rodziny.
– Pański hotel w mieście –
ciągnąłem. – The Pope. Stoi po mojej stronie rzeki i jestem zainteresowany
kupnem. Quid pro quo. Pan da coś mi, ja dam coś panu. Czy jest na sprzedaż?
– Wszystko jest na sprzedaż. –
Odstawił szklankę i usiadł, gestem zachęcając mnie, żebym poszedł w jego ślady.
– Ale chcę odzyskać syna.
Oczywiście, że chcesz. Usiadłem na czarnym ogrodowym
krześle z kutego żelaza, starając się wyglądać swobodnie, mimo że żołądek aż
mnie bolał z nerwów. Nienawidziłem tego człowieka i tego domu.
– Ale nawet to – ciągnął – nie
wystarczy, żebyśmy zawarli układ. Nie podobasz mi się.
– A mi owszem. – Podeszła do nas
młoda blondynka. Skierowałem na nią wzrok. Miała na sobie biały, jedwabny
szlafrok, długi akurat na tyle, żeby zakrywać jej tyłek, kiedy pochylała się, stawiając
przed Gabrielem kolejnego drinka. – I jestem na sprzedaż – dodała zalotnie.
Przeniosłem spojrzenie z powrotem na
Gabriela, próbując ją ignorować. Nie było nic niezwykłego w widoku skąpo
odzianych kobiet w tym domu ani w jej flirciarskim zachowaniu. Rozrywka zawsze
była tu na wyciągnięcie ręki, nawet wtedy, kiedy jeszcze mieszkała tutaj matka
Damona.
Spuściłem wzrok, czując w żyłach falę
adrenaliny na samo jej wspomnienie. Nie cierpiałem jej równie mocno, jak jej
męża.
Młoda kobieta już chciała odejść, ale
Gabriel pociągnął ją z powrotem i posadził sobie na kolanach.
– Wiesz, jaki jest z tobą
problem? – zapytał mnie, oplatając ją ramieniem i ściskając jej pierś przez
szlafrok. – Dlaczego z całej waszej trójki ciebie jedynego nie znosiłem widywać
w towarzystwie mojego syna, kiedy jeszcze chodziliście do liceum?
Milczałem.
– Twoja lojalność ma swoje
granice – wyjaśnił Gabriel, odpowiadając na własne pytanie. – Zawsze to wiedziałem.
Grayson i Crist kryliby cię nawet, gdyby przyłapali cię z martwą dziwką w łóżku
i krwią na rękach. Bez zadawania pytań. Bez wahania. Damon również. – Skinął na
mnie głową. – Ale nie sądzę, żebyś ty zrobił dla nich to samo.
Patrzył mi w oczy arogancko, wsuwając
rękę pod szlafrok kobiety i z roztargnieniem pieszcząc jej pierś.
Zacisnąłem dłonie w pięści, ale zaraz
rozluźniłem mięśnie, nie chcąc mu sprawić satysfakcji. Nigdy się nie dowie, jak
wiele zrobiłem dla jego syna.
– Nawet przywiązanie do
przyjaciół – ciągnął – nie jest w stanie przesłonić ci twoich zasad moralnych,
prawda?
– Poszedłem do więzienia za to,
że pobiłem policjanta. Dla przyjaciela – przypomniałem mu.
– Nie. Pobiłeś człowieka, który
według ciebie zasłużył na to, bo znęcał się nad swoją siostrą – odparował. –
Nawet jako kryminalista zachowujesz się szlachetnie. – Przeniósł wzrok na
dziewczynę. – Widzisz, złotko – zwrócił się do niej, wyciągając dłoń spod jej
szlafroka i zakładając jej włosy za ucho. – Kai Mori to mały, świętoszkowaty
gnojek i chciałbym, żebyś podeszła teraz do niego i wyssała go do sucha.
Momentalnie zagotowałem się ze
złości. Dziewczyna spojrzała mi w oczy, przekrzywiając kokieteryjnie głowę, po
czym ruszyła wokół stołu w moją stronę.
Skurwysyn. Doskonale wiedział, jak manipulować
ludźmi. Gdybym teraz wyszedł, byłoby po rozmowie. Nici z układu. Prawdopodobnie
dokładnie o to mu chodziło. Może i chciał odzyskać Damona, ale nie miał ochoty
układać się ze mną. Liczył, że się wycofam.
Nieźle by się zdziwił, gdybym dał
sobie obciągnąć, co?
Dziewczyna zatrzymała się przede mną.
Patrzyłem jej w oczy, gdy klękała, powoli sunąc w górę po moich udach
paznokciami barwy merlota. Złapała za pasek od spodni, a ja chwyciłem ją za
ręce i odepchnąłem.
Nie.
Gabriel nie pociągnie mnie za sobą do
rynsztoka.
Wstałem, poprawiając pasek i
wygładzając marynarkę.
– Przewidywalny jak zawsze. –
Gabriel zaśmiał się.
Dziewczyna spojrzała na niego, pewnie
obawiając się, że zrobiła coś nie tak, a on skinął na nią głową i powiedział
coś po rosyjsku. Natychmiast wstała i ruszyła z powrotem do domu.
– Powinieneś ją jednak
wypróbować – powiedział, sięgając po drinka. – Mała ma gardło głębokie na
kilometr.
– Wszystko w porządku?
Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że z
drzwi prowadzących do domu patrzą na nas Michael i Will. Wypuściłem powietrze z
płuc, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że wstrzymywałem oddech. Nie byłem
pewien, czy widzieli, co właśnie zaszło, ale niewiele mnie to obchodziło.
– Hanson – Gabriel zawołał do
siebie służącego, odstawiając drinka i obejmując ramieniem w pasie brunetkę,
która właśnie do niego podeszła. – Zaprowadź panów do jadalni. – Zerknął na
naszą trójkę. – Spotka się tam z wami mój asystent, żeby omówić warunki
sprzedaży The Pope. Będziemy w kontakcie.
A potem odszedł do domu, zabierając
młodą kobietę ze sobą.
Neutralny wyraz twarzy, który
starałem się do tej pory utrzymywać, opadł w jednej chwili jak maska. Wbiłem
gniewne spojrzenie w plecy odchodzącego mężczyzny.
Ojciec Damona niemal nie różnił się
osobowością od ojca Michaela. Nienawidziłem ich obu. Doskonale rozumiałem też,
dlaczego mój ojciec rzadko kiedy rozmawiał z nimi na przyjęciach czy imprezach
sportowych. W tej jednej kwestii Katsu Mori i ja byliśmy zgodni.
– Panowie. – Hanson wystąpił
naprzód, gestem zachęcając nas, żebyśmy poszli za nim do domu.
Michael zmarszczył
brwi, rzucając mi pytające spojrzenie, ale ja pokręciłem głową i ruszyłem za
służącym.
Psy. Dziewczyna. Tłum ludzi, którzy
mogli obserwować jego paskudne postępki, a on nic sobie z tego nie robił.
Chciał mi pokazać, że jest silniejszy.
Ale ja go przechytrzę.
Hanson poprowadził nas z powrotem
przez dom, idąc z rękami splecionymi za plecami, aż dotarliśmy do
dwuskrzydłowych drzwi. Otworzył je zapraszającym gestem, po czym przystanął i
odwrócił się, pozwalając nam wejść do środka.
– Proszę usiąść, gdzie sobie panowie
życzą – poinstruował. – Służba zaraz poda coś do picia.
Opuścił pomieszczenie, zamykając
czarne drzwi. Gdy tylko usłyszałem szczęk pozłacanych klamek, z westchnieniem
zamknąłem oczy.
– Co się stało? – zapytał
Michael z troską.
Pokręciłem tylko głową, odwracając
się i wyglądając przez okno na taras, który przed chwilą opuściliśmy.
– Prawie zapomniałem –
wymamrotałem pod nosem. – Prawie zapomniałem, że nie bez powodu Damon jest taki
pojebany.
Kopnąłem z furią nogę krzesła. Niech
go diabli. Nazwał mnie pieprzonym kryminalistą. „Nawet jako kryminalista
zachowujesz się szlachetnie”, powiedział. Niech się pierdoli. Jego
okrucieństwo, diaboliczna natura, rozkosz, z jaką zadawał cierpienie innym…
Gabriel był zepsuty do szpiku kości. To nie ja tu byłem kryminalistą. W niczym
go nie przypominałem.
Michael podszedł do mnie.
– Co się dzieje?
Zacisnąłem dłonie na oparciu krzesła,
patrząc na Willa stojącego po przeciwnej stronie stołu.
– Jeszcze nie wiem –
powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
– O co mu chodziło z tym The
Pope?
– To… – Ale urwałem, bo w tej chwili
Hanson znów otworzył drzwi.
Młoda kobieta, tym razem w pełni
ubrana, z włosami upchniętymi pod kaszkietem, wtoczyła do środka wózek
zastawiony szklankami na wodę i paterą z jakimiś ciastkami.
Odsunąłem sobie krzesło, a Michael i
Will poszli w moje ślady, podczas gdy dziewczyna zaczęła roznosić napoje i
przekąski. Hanson powiedział do niej coś po rosyjsku i wyszedł z pokoju, znów
zamykając za sobą drzwi.
– To hotel naprzeciwko mojego
dojo – powiedziałem do Michaela. – Pomyślałem, że moglibyśmy zastanowić się nad
przejęciem go dla Graymor Cristane.
– Nie było o tym mowy –
zaprotestował. – Skąd ci się nagle wziął ten hotel? Myślałem, że przyjechaliśmy
tu dowiedzieć się, czy Gabriel wie, gdzie jest Damon.
Spojrzałem na niego znacząco, próbując
zasygnalizować wzrokiem, że to nie jest najlepsze miejsce na tę rozmowę.
Michael znał mnie już dość dobrze, by wiedzieć, że nie podejmuję decyzji na
łapu-capu. Miałem plan.
– Nie sądzę, żeby wiedział –
odparłem, sadowiąc się wygodnie na krześle. – Czemu by nie zapomnieć o
przeszłości i nie ugrać czegoś dla siebie? Ten hotel wciąż jest w świetnym
stanie. Moglibyśmy coś z nim zrobić.
– Co takiego? – Michael patrzył
na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.
O mało nie wybuchnąłem śmiechem.
Demonstracyjnie skierowałem rozbawione
spojrzenie na prawo, na zajętą swoimi obowiązkami dziewczynę.
– Wiedziałeś, że The Pope jest
własnością Torrance’ów? – ciągnąłem, przenosząc wzrok na Michaela z nadzieją,
że ten zakuty łeb w końcu załapie. – Od laty stoi opuszczony, ale w środku musi
być nadal całkiem całkiem, bo wszystkie wejścia są zabezpieczone alarmem,
kamery śledzą każde drzwi i każdy załom muru, a do tego wciąż jest tam
strażnik, który co godzina przechodzi koło hotelu, a co cztery robi obchód wokół
budynku. Zauważyłem to z dojo.
Michael przyglądał mi się i
widziałem, jak jego mózg pracuje, podczas gdy Will wciąż wydawał się zbity z
tropu.
No już, Michael. Domyśl się.
I w końcu zobaczyłem błysk w jego
oczach, gdy dotarł do niego sens moich słów.
– A, tak. – Skinął głową. –
Racja.
Uśmiechnąłem się pod nosem,
zadowolony, że wreszcie zrozumiał.
Po co takie zabezpieczenia w miejscu,
z którego nikt nie korzysta? Czemu po prostu nie zamknęli drzwi na kłódkę i nie
zabili ich deskami? Albo nie rozebrali budynku i nie odsprzedali działki?
Dlaczego stał zamknięty na cztery spusty i strzeżony jak więzienie?
Damon tam był.
Nie miałem zamiaru kupować tego
hotelu, ale chciałem się dostać do środka. A jeśli plotki o tajemniczym,
ukrytym jedenastym piętrze były prawdą, potrzebowałem pełnego dostępu do
budynku i możliwości rozejrzenia się po nim prywatnie.
Damon próbował nas pozabijać. Nigdy
nie będzie mógł wrócić do domu. Ale ja miałem powód żeby go odszukać: niedokończoną
sprawę, którą musiałem się zająć.
Rozłożono przed nami szklanki i
materiałowe serwetki, a za plecami słyszałem brzęk talerzy. Gdzie ten asystent,
z którym mieliśmy się spotkać?
– Zaufaj mi – mruknąłem do
Michaela, wciąż mówiąc szyfrem. – To będzie wspaniały hotel. A jeśli w środku
nie jest czysto, my raz-dwa go wysprzątamy.
Zaśmiał się pod nosem i otworzył
usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy służąca podeszła i postawiła przed nim
talerz.
– Nie jestem głodny. – Zamachał
rękami przed sobą, żeby ją zatrzymać. – Ni-et.
Szybko zabrała talerz z powrotem i postawiła
przed Willem ten, który trzymała w drugiej dłoni, po czym obeszła stół, kierując
się do mnie.
– Czy my się znamy? – zapytał
Will, spoglądając ponad moją głową na młodą kobietę, która nalewała mi wodę do
szklanki.
Ale zanim dziewczyna zdążyła
odpowiedzieć, Michael zwrócił się do niego.
– Daj spokój, dupku. Nie teraz –
burknął. – Czy ty musisz kogoś bzyknąć wszędzie, gdzie tylko się zatrzymamy?
Psiamać.
Will spojrzał na niego ze złością,
napinając wszystkie mięśnie. Jezu. Odepchnął krzesło od stołu i wstał,
po czym wyszedł na patio przez jedne ze szklanych drzwi.
Wyprostowałem się i westchnąłem.
Wiedziałem, że Michael żartował, ale też w sumie nie do końca.
Will również to wiedział. Zdawał
sobie sprawę, że jego sposoby spędzania wolnego czasu zaczynały stanowić
problem, ale nie chciał, żeby przyjaciele mu to wytykali.
Michael wbił wzrok w stół, przymykając piwne
oczy, jakby ze skruchą. Patrzyłem przez drzwi, jak Will zapala papierosa;
zaczął palić w zeszłym roku.
– W każdym razie – podjął
Michael – wejdziemy do hotelu i sprawdzimy, czy wszystko jest… w stanie
używalności, zanim spróbujemy go kupić, zgadza się?
Skinąłem głową, pociągając łyk wody.
– A jeśli nie będzie?
To znaczy „a jeśli Damon tam jest?”
Wtedy się nim zajmiemy. Ale zanim
zdążyłem odpowiedzieć, Michael odsunął się gwałtownie, gdy woda z lodem chlusnęła
na rękaw jego marynarki.
– Jezu Chryste…
Dziewczyna pospiesznie uniosła
dzbanek z powrotem, schylając przepraszająco głowę.
– Iz-vi-ni-te – wykrztusiła
cichym, przestraszonym głosem. Zerknąłem na nią; nie byłem w stanie zobaczyć
jej twarzy, bo przesłaniała ją czapka. Odstawiła dzbanek i chwyciła serwetkę,
próbując wytrzeć rękaw Michaela.
– Po prostu… – Wyrwał jej lnianą
szmatkę z ręki. – Zostaw to. A to zabierz. – Podał jej swoją szklankę i mokrą
serwetkę, po czym natychmiast się odwrócił, odprawiając ją.
Znów schyliła głowę i pospiesznie
ruszyła ukryć się gdzieś za mną, gdzie znajdował się stół bufetowy oraz jej
wózek.
Wstałem z krzesła, podszedłem do
drzwi prowadzących na patio i wyjrzałem na zewnątrz.
– Jeśli coś będzie nie tak –
powiedziałem – ja się tym zajmę.
– Ty sam? – Michael również
wstał i ruszył w moją stronę.
– Ty zajmij się Riką – odparłem.
– I Willem.
Moje porachunki z Damonem to prywatna
sprawa.
Michael nachylił się ku mnie i
powiedział cicho:
– Wszyscy musimy się z nim
zmierzyć, zwłaszcza Will. Bez Damona kompletnie sobie nie radzi.
– Damon próbował go zabić –
prychnąłem. Zepchnął go do jebanego oceanu z pustakiem u kostki.
– Tak. – Michael przytaknął,
patrząc mi w oczy. – Jego najlepszy przyjaciel próbował go zabić.
– My jesteśmy jego najlepszymi
przyjaciółmi.
– Damon i Will zawsze byli ze
sobą bliżej – odparł. – Tak jak my dwaj jesteśmy bliżej ze sobą. Will potrzebuje
Damona. Wiesz, że coraz bardziej się stacza. Musi stanąć z nim twarzą w twarz.
Dlatego znajdźmy wszyscy razem tego sukinsyna i dajmy mu ostrzeżenie, które
popamięta na zawsze.
– Chciałbyś też, żeby znalazł
się w tym samym pomieszczeniu, co Rika?
Michael przeczesał włosy palcami i wypuścił
powietrze. To znaczyło, że nie.
– Ty zatroszcz się o
pozostałych, a ja zajmę się The Pope – poleciłem. – On jest nie mniejszym
zagrożeniem dla Riki niż Trevor.
A obaj wiedzieliśmy, jak Michael
rozprawił się z bratem. Na myśl, że mielibyśmy tak samo postąpić z Damonem –
naszym dawnym przyjacielem – przewracało mi się w żołądku, ale zrobię, co
będzie trzeba. Dla dobra moich przyjaciół.
I żeby mieć pewność, że Damon będzie
trzymał gębę na kłódkę.
Odwróciłem się i wróciłem do stołu,
ale nie usiadłem. Zobaczyłem, że Will idzie z powrotem w naszą stronę, i miałem
nadzieję, że już się uspokoił.
– Dość tego cholernego czekania
– powiedziałem do Michaela, podnosząc szklankę i pociągając kolejny łyk. –
Domknijmy wszystkie sprawy.
– Taa, skoro już o czekaniu mowa
– wtrącił się Will, przechodząc przez drzwi. – Gdzie ten koleś? Ten asystent, z
którym mamy się spotkać?
Patrzyłem, jak otwiera drzwi na
korytarz i woła do kogoś:
– Hej? – Cofnął się, wpuszczając
Hansona do pokoju.
– Tak, proszę pana? – Służący spojrzał
na Willa pytająco.
– Gdzie jest ten cały asystent,
który miał do nas przyjść? Nie mamy całego dnia.
Will prawdopodobnie chciał już mieć tę
sprawę z głowy, żeby nie musieć spędzać więcej czasu w towarzystwie Michaela.
Mężczyzna spojrzał na niego z
wahaniem i nagle odniosłem wrażenie, że zaraz coś się wydarzy. Zmrużyłem oczy.
O co tu chodzi?
Nagle Hanson odwrócił głowę i odezwał
się do młodej kobiety.
– Banks? – zapytał. –
Potrzebujesz jeszcze czegoś od tych panów?
Banks? Co? Serce załomotało mi w
piersi.
Powoli przeniosłem wzrok na służącą,
do której mówił, tę, która tak skromnie stała pod ścianą, nie odzywając się ani
słowem.
Patrzyłem, jak podnosi głowę. Cała
jej płochliwość i pokora gdzieś się ulotniły. Spojrzała mi w oczy; ciemne brwi
okalały zielone tęczówki z niebieską obwódką. Uniosła brodę w lekko wyzywającym
geście.
O mój Boże. Ona?
– Nie, myślę, że wiem już
wszystko, czego mi trzeba – odparła.
A potem rozwiązała opinający ją w
pasie biały fartuszek i rzuciła go na wózek z jedzeniem.
Z trudem przełknąłem ślinę.
Cholera.
Ciemne włosy ukryte pod czapką,
szczupłe ramiona, wąska szczęka, tak, jak dawniej męskie ubrania… Tyle że
zamiast brudnych dżinsów, znoszonych butów i zbyt dużej bluzy, w których ją
zapamiętałem, teraz miała na sobie parę czarnych spodni od garnituru, czarną
koszulę i prążkowany krawat.
Spuściłem wzrok na jej dłonie w
skórzanych rękawiczkach bez palców. Paznokcie za to wciąż miała brudne.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z
pokoju. Zanim zniknęła mi z oczu, zobaczyłem jeszcze, jak podnosi marynarkę
przewieszoną przez krzesło w holu i zarzuca ją sobie na ramiona. Odprowadzałem
ją wzrokiem, oddychając płytko.
– Panowie – odezwał się Hanson.
– Asystentka pana Torrance’a przekaże mu wszystko, co trzeba, i jedno z nich
skontaktuje się z panami. Jeśli to już wszystko, odprowadzę panów do drzwi.
– Chwila, moment – warknął
Michael. – To był ten asystent?
Wypuściłem powietrze, przenosząc
wzrok na niego.
– To była Banks.
Zmarszczył brwi, próbując sobie
przypomnieć, aż w końcu go oświeciło. Spojrzał w głąb korytarza, gdzie
zniknęła, a potem z powrotem na mnie, rozdziawiając usta.
– Co takiego mu przekaże z tego,
co usłyszała? – spytał Will, zaniepokojony. – Czy powiedzieliśmy coś nie tak?
Zaśmiałem się pod nosem, a krew
zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach na wspomnienie tamtej nocy.
– Myślisz, że nas pamięta? –
zapytał Michael.
Ruszyłem przed siebie i wszyscy
wyszliśmy za Hansonem z jadalni. Kiedy zmierzaliśmy do wyjścia, wymruczałem pod
nosem:
– Czy ona zdaje sobie sprawę, że
tym razem jego tu nie ma i nie będzie mógł wejść mi w drogę?
Komentarze
Prześlij komentarz