[PATRONAT]Rozdział drugi Juliana Stone „Offside"
Rozdział 2
– A czy Logan Forest kiedykolwiek się
ożenił?
Billie nałożyła sobie hojną porcję brokułów, po czym podała
miskę siostrze. Unikała wzroku Bobbi, a zamiast tego dolała sobie wina i
uniosła kieliszek niby w toaście do dziadka.
Herschel Barker, wciąż w białym kombinezonie i z wyraźnymi
śladami brudu na ubraniu po pracy na zewnątrz, również uniósł lampkę, po czym
wypił merlota duszkiem, jakby osuszał kufel piwa. Billie uśmiechnęła się
szerzej, odstawiając kieliszek. Barkerom nie było dane być ludźmi z klasą –
ponownie skierowała wzrok na siostrę – bez względu na to, jak bardzo Bobbi
próbowała to zmienić. Biorąc pod uwagę, że trzem siostrom dodano identyczny
człon do imienia: Bobbi-Jo, Betty-Jo i oczywiście Billie-Jo, cóż… można
powiedzieć, że od urodzenia miały pod górkę.
Siostra Billie bawiła się wędzonym łososiem na swoim talerzu.
Jej idealnie ścięte na boba włosy zawirowały przy podbródku, gdy powoli,
grzecznie i dokładnie przeżuwała. Billie nie miała pojęcia, kiedy siostra
przeszła przemianę z łobuziary w skostniałą tradycjonalistkę, ale była pewna,
że ta zmiana jej się nie podobała. Przy jej ostatniej wizycie w domu Bobbi nie
była aż taka sztywna.
Teraz umawiała się z Geraldem Dooleyem, najnudniejszym, najbardziej
pedantycznym mężczyzną na ziemi. Jasne, był przystojny i miał kasy jak lodu,
ale… uch, w ogóle nie pasował do Bobbi. Miał taki styl ubierania, jaki sam był,
czyli nudny, a chodził tak prosto i tak nienagannie trzymał plecy, że Billie
była pewna, że miał coś długiego i twardego w…
– Logan Forest? – zapytała powoli Bobbi, jakby imię
pozostawiło niesmak. – Myślałam, że to Betty za nim latała.
Billie nie odpowiedziała, ponieważ wspomnienie o siostrze
wystarczyło, by skurczył jej się żołądek.
Bobbi uniosła profesjonalnie wywoskowane brwi i przeniosła
wzrok na Geralda, który przyglądał się właśnie Billie, jakby była przybyszem z
innej planety.
– Logan Forest nigdy się nie ożeni. Tacy jak on nie biorą
ślubu. Za bardzo lubią wolność. – Bobbi urwała, tak mocno mrużąc przy tym oczy,
że piwne tęczówki zniknęły jej pod powiekami. – Dlaczego mamy o nim rozmawiać,
kiedy możemy dyskutować o twoim postrzelonym pomyśle, żeby grać w męskiej
lidze?
Billie odsunęła talerz, mając świadomość, że nawet dziadek
jej się teraz przyglądał. Herschel włożył czapkę z daszkiem, wziął butelkę wina
i rozsiadł się, jakby miał oglądać pokaz sztucznych ogni. Nie ma to jak dobra sprzeczka
w rodzinie Barkerów, do których dochodziło zawsze, gdy w domu przebywała więcej
niż jedna z trojaczek.
Tylko że Billie lekko bolała głowa, więc nie miała w tej
chwili ochoty na awanturę z siostrą, a przynajmniej nie wtedy, gdy Gerald
Dooley patrzył na nią jak na idiotkę.
– To nic takiego, Bobbi. To tylko hokej.
Siostra prychnęła – naprawdę
prychnęła – po czym upiła łyk wina i spojrzała na swojego chłopaka, jakby pytała go wzrokiem, czy też
to słyszał.
– Śmiem się nie zgodzić. – Bobbi pokręciła głową. – Dziś u
fryzjera mówiono tylko o tym. Musiałam nawet zbesztać dziewczynę myjącą mi włosy
i to dwa razy, ponieważ tak była
zajęta paplaniem o tobie, że nie zauważyła, że szampon wpadł mi do oka.
– Ciężko mi w to uwierzyć – odparła Billie.
– Cóż, uwierz. Byłaś w Talbot Sports o dziewiątej, a do
południa połowa New Waterford już wrzała. – Siostra się nachyliła. – Nie masz
już piętnastu lat, Billie. Kobiety nie grają w męskiego hokeja. To jest takie…
Boże, złe i do tego głupie.
Surowa ocena siostry bardzo zraniła Billie. Była pewna, że Bobbi
zrozumie jej pragnienie, pasję i potrzebę, żeby grać. Hokej był dla niej ważny,
był czymś, co sprawiało, że czuła, że żyje. Dryfowała bez kotwicy, odkąd
wyrzucono ją z drużyny i wysłano do domu.
Stała się uszkodzonym towarem. Nieużytecznym. Pozbawionym
szans na sukces. Niepotrzebnym.
– Bobbi ma rację – wtrącił Gerald. – Poza tym gdzie będziesz
brała prysznic?
Obie siostry spojrzały na mężczyznę i posłały mu „to”
spojrzenie, przez które odchrząknął i niemrawo się uśmiechnął.
– Żartowałem. – Zaczął się wycofywać. Oczywiście, że nie
brałaby prysznica z mężczyznami… to niestosowne.
– Ty tak na poważnie? – prychnęła Billie. Ten gość naprawdę
był prawnikiem?
– W mojej opinii – podjął kolejną próbę Gerald Dooley –
lepiej spożytkowałabyś czas, szukając pracy. – Posłał jej znaczące spojrzenie.
– Może uda mi się coś ci znaleźć w kancelarii, możliwe, że niedługo będą kogoś
szukali.
– W mojej opinii… Gerry
– powiedziała słodko Billie – to, czy pracuję, i co robię ze swoim życiem, nie
jest twoją sprawą.
Poza tym miała trochę odłożonych pieniędzy. Jasne, nie
utrzyma się z nich do końca życia, niemniej jej agent włożył dużo wysiłku w to,
żeby załatwić jej sporo wystąpień w reklamach, więc wystarczy jej środków, dopóki
nie zdecyduje, czym chce się zająć.
Opcji było tak naprawdę wiele, z tym że żadna obecnie nie
wydawała się interesująca.
– Nie musisz być taka chamska, Billie. – Bobbi wyraźnie się
wściekła. Zarzuciła swoimi gęstymi włosami z takim rozmachem, że idealnie
wyprostowane pasma opadły na jej kremową skórę niczym jedwabna kurtyna. Palcami
zakończonymi szkarłatnymi paznokciami tak mocno objęła nóżkę kieliszka, że
knykcie jej pobielały.
Dobrze. Billie wolała wkurzoną wersję siostry niż tę sztywną
żonę ze Stepford, którą zastała, gdy wróciła do domu. A Bobbi jeszcze nawet nie
wyszła za mąż – Billie spiorunowała Geralda wzrokiem – jeszcze.
Billie odsunęła się z krzesłem i wzięła kieliszek wina.
– Nie mam na to teraz ochoty.
– Śmiało. Zwiej jak zawsze. – Idealna postawa siostry
zaczynała się kruszyć. Uniosła odrobinę głos i rzuciła serwetkę na talerz.
– Spokojnie, dziewczyny – odezwał się Gerald.
– Cicho – syknęła Bobbi, po czym spojrzała wilkiem na
siostrę.
Gerald uniósł brwi, jednak zamilkł. Słabeusz.
– Zwiać? Co to ma znaczyć? – Billie wstała. Jak, u licha,
normalna rodzinna kolacja przerodziła się w taki bałagan i to w pięć minut? Na
pewno pobiły jakiś rekord.
– No błagam – powiedziała Bobbi. – Uciekałaś stąd, odkąd
pamiętam. Od dnia, w którym pierwszy raz włożyłaś łyżwy na nogi.
– Uważaj, Bobbi. Zaczyna przez ciebie przemawiać, o, no nie
wiem… odrobina zazdrości.
– Zazdrości? Tobie niby zazdroszczę?! – Siostra znów
prychnęła i teraz ona również podniosła się z krzesła. Stanęły twarzą w twarz,
niemal identyczne, a jednak jeszcze nigdy tak wiele ich nie dzieliło. Billie starała
się stłumić narastającą w niej urazę. Skąd się wziął ten gniew? Bobbi nigdy nie
zachowywała się tak protekcjonalnie ani wrednie.
Jasne, bywała prawdziwą suką, ale nigdy nie udawała takiej świętoszki.
Dłonie mrowiły Billie, gdy odstawiła kieliszek i wyprostowała plecy. Nadszedł
czas, by zrzucić siostrę z tego piedestału, na którym się postawiła, jednak
dziadek by jej nie darował, gdyby potłukła zastawę zmarłej babci.
– Bobbi, nie chcę ci tego wytykać, ale twoja skóra robi się
zielona, tylko nie jest to ładny odcień szmaragdu czy czegoś równie urokliwego.
– Billie przymierzała się do śmiercionośnego ciosu. – Przypomina bardziej
wymiociny… wiesz ten, kolor zwany zazdrością.
Bobbi posiniała z gniewu. Gdyby była smokiem, z jej uszu
dobywałby się, niszczący wszystko w swoim zasięgu, dym.
– Chyba sobie żartujesz. – Bobbi obeszła stół. Dopasowana
czarna, koszula naciągnęła się jej na klatce piersiowej, gdy głośno nabierała
powietrza, aż materiał lekko rozchodził się między guzikami. – Dlaczego miałabym ci zazdrościć? – Głos siostry zrobił
się bardziej piskliwy. – Jestem oczywiście z ciebie dumna. Brałaś udział w
igrzyskach olimpijskich…
– Dwóch igrzyskach – Herschel dodał i uniósł dwa palce.
Powoli nimi pomachał, po czym oparł łokcie na stole. – Dwóch – zaznaczył
jeszcze raz, puszczając oko.
– Wszystko jedno, dziadku. – Bobbi nie dawała się
powstrzymać. – Chodzi mi o to, że masz swoje sukcesy na koncie, Billie, ale to
było dawno temu, a teraz przyszedł czas, by spoważnieć. Miałaś swoją radochę i
szczerze…
– Tak. – Serce Billie znów biło szybko i czuła nie takie
znów lekkie zawroty głowy. Żołądek ściśnięty w węzeł mocniej się skurczył. –
Jak najbardziej bądźmy szczerzy, kontynuuj.
Bobbi znów uniosła brwi w taki sposób, że Billie zacisnęła
zęby.
– Dobra. Będę brutalnie szczera.
Zapadła cisza, gdy wszyscy skupili się na Bobbi. Ona z kolei
zerknęła na Geralda, jakby potrzebowała zgody na zabranie głosu, przez co
Billie zrobiło się tak niedobrze, że niemal czuła, że się dławi. Kiedy Dooley
kiwnął głową, jakkolwiek nieznacznie, Billie zacisnęła dłonie w pięści i
krzyknęła. Dlaczego tu jesteś? Coś ty
zrobił mojej siostrze?
Żadne słowa jednak się z niej nie wydobyły.
– Jak już mówiłam, wyszalałaś się, więc nadszedł czas, byś
wydoroślała. Mam już dość bycia jedyną odpowiedzialną z trojaczek Barker. Mam
dość tego, że Betty co kilka miesięcy gdzieś wybywa i nigdy nie wiadomo, kiedy
wróci. Gdy księżniczka zaszczyci nas swoją obecnością, śpi całymi dniami, a
nocami imprezuje. Jest jak cholerny wampir. Jeśli chce się wyprowadzić… to
niech już się wyniesie.
Billie otworzyła usta, ale siostra nie dała jej dojść do
słowa.
Bobbi wyrzuciła ręce w powietrze.
– I nie waż się powiedzieć, że przez całe czas pracuje jako
modelka. Nie wydaje mi się, by przez ostatnie pół roku chociaż raz miała płatną
robotę. Obie wiemy, że jej nos nie jest czysty.
Serce Billie mocniej się ścisnęło, głównie dlatego, że
siostra mówiła prawdę.
– Jestem wściekła, że przez lata miałam nieobecnego ojca,
ponieważ zawsze gdzieś z tobą jeździł. – Znów wyrzuciła ręce przed siebie. – Do
Kanady na turniej hokeja. Później na kolejny do Waszyngtonu. – Głos Bobbi robił
się zachrypnięty. – Hej, polećmy do Timbuktu, a przy okazji przepuśćmy kasę na
studia na głupie marzenie, z którego została ci tylko zmarnowana szansa na dobre
wykształcenie, urwana kariera w Europie i ciało, któremu nie możesz zaufać.
Do oczu Billie napłynęły łzy, którym nie zamierzała pozwolić
wypłynąć.
– Bliźniaczki! – Wszyscy spojrzeli na dziadka. – Dość tego!
Gerald wydawał się nieco zmieszany, ale Billie nie
zamierzała wyjaśniać mu teraz, że dziadek zawsze nazywał je bliźniaczkami, mimo
że były de facto trojaczkami. Zdarzało się, że przez kilka tygodni nie zwracał
się do nich po imieniu, tylko wołał: „bliźniaczko” albo „bliźniaczki”, w
zależności od tego, do ilu wnuczek kierował swoje słowa.
Billie wbiła wzrok w siostrę, zupełnie pokonana.
– Co ci się stało? – zapytała szeptem. W Bobbi nie było nic
miłego, zachęcającego. Billie czuła się, jakby patrzyła w lustro, w którym
widziała siebie po utracie wszystkich uczuć, które czyniły ją człowiekiem. –
Byłaś zabawna, przyjazna i… prawdziwa. – Z trudem przełknęła ślinę. – Byłaś
ostrą laską. Nosiłaś skórę, jeansy i przesadny makijaż. – Billie pokręciła
głową, próbując zrozumieć. – Teraz jesteś jak porcelanowa lalka, masz manicure,
nosisz dopasowaną spódnicę i – spojrzała na Geralda – trzyrzędową garsonkę.
Przez chwilę Bobbi wpatrywała się w nią surowo. Oczy jej
błyszczały.
– Życie się stało, Billie. Choroba taty się stała. Dom i
wiążące się z nim rachunki się stały. To
mi się stało. Podczas gdy Betty reklamowała bieliznę i bikini, a ty
spełniałaś w Europie swoje marzenie, ja byłam tutaj, opiekowałam się tatą i
dziadkiem. – Urwała. – A w międzyczasie chodziłam do szkoły wieczorowej.
– Nie miałam pojęcia, że tak zgorzkniałaś.
– Nie chodzi o zgorzknienie. – Bobbi wydawała się
rozdrażniona. – Nie rozumiesz. W życiu większości normalnych ludzi nie chodzi o
spełnianie marzeń. Chodzi o zwykłą pracę, która daje pieniądze, żeby mieć co
postawić na stole i za co opłacić rachunki. Chodzi o stąpanie twardo po ziemi. Nie
każdy pragnie sięgnąć gwiazd, bez względu na to, co mówił ci tata. Ja nie. Moje
gwiazdy są tutaj. W tym domu. W tym miasteczku, z którego nigdy nie wyjadę.
– Nie z mojej winy zostałaś. – Billie ciężko oddychała.
– Ktoś musiał zostać – odcięła się Bobbi. – Więc padło na
mnie. Jako jedyna zachowałam się odpowiedzialnie i do szału doprowadza mnie, że
rozczulasz się nad sobą z powodu głupiego hokeja. Wydawało ci się, że zawsze
będziesz grać? – Kobieta z obrzydzeniem pokręciła głową. – Masz dwadzieścia
pięć lat i nie ukończyłaś studiów, ponieważ rzuciłaś je, by przeprowadzić się
do Europy i gonić za karierą. Poszłaś ścieżką wiodącą do pieniędzy, która w
pewnym momencie się skończyła i z której wyleciałaś prosto w krzaki, gdy tylko
trzepnęłaś głową w te bandy.
Billie była tak oszołomiona, że ledwo formułowała słowa.
– Myślisz, że grałam dla pieniędzy? – Czy siostra naprawdę
nie rozumiała, co było dla niej motorem napędowym?
– Tak. Pieniądze i chwała idą ze sobą w parze, a ty się w
nich pławiłaś, dopóki mogłaś. Tak samo Betty. Obie zawsze byłyście w centrum
uwagi i nie myślałyście o tym, jak to będzie, kiedy to minie. Teraz wróciłaś do
domu z niczym, czym mogłabyś wynagrodzić rodzinie lata poświęceń.
Nie rozpłacz się. Nie
waż się rozpłakać.
Słowa brzmiały w głowie Billie niczym mantra. Powtarzała je
raz za razem. Kiedy to nie pomogło, skupiła się na idealnie wyprostowanej i
wycieniowanej grzywce swojej siostry.
Oddychaj. Nie płacz.
– Może uraz głowy wyrządził więcej szkód, niż ocenili to lekarze.
Zrozum, nie jestem o ciebie zazdrosna,
Billie-Jo. Żal mi ciebie.
Te słowa niemal ścięły ją z nóg, ale Billie trzymała się, aż
ryk w jej głowie ustał i czuła się wyzuta z wszelkich emocji, zupełnie jak
podczas kary w ważnym meczu. Starała się wtedy sprawić, że wszystko znikało,
dzięki czemu mogła się skupić na grze, tylko że tym razem, zamiast oddania
strzału w kierunku bramki, próbowała ustać na nogach.
Przez długą chwilę przepaść między nimi wypełniała tylko
cisza. Przepaść ogromną – szeroką i głęboką – niemal nie do pokonania.
Dziadek odchrząknął, patrząc na nią życzliwie – może nawet z
odrobiną smutku – swoimi wyblakłymi, niebieskimi oczami, przez co Billie
musiała odwrócić wzrok, żeby nie zalać się łzami. Nie było mowy, by dała
siostrze taką satysfakcję.
Billie powoli wypuściła powietrze i sięgnęła po kieliszek.
Dziadek podał jej opróżnioną do połowy butelkę, którą wzięła bez wahania, mimo
że dzisiejszego bólu nie ukoiłaby nawet skrzynka wina.
– No cóż. Nie mam pojęcia, jak rozmowa o męskim hokeju
przerodziła się w dyskusję na temat mojego smutnego życia, ale dziękuję za…
szczerość, Bobbi. – Przełknęła ślinę. – Bardzo ją doceniam. – Billie odsunęła
się o krok od stołu. – O, i Gerry?
Stojący od pięciu minut przy wyjściu Gerald Dooley,
niepewny, czy ma uciec od szaleństwa Barkerów, czy jeszcze chwilę zostać, spojrzał
na nią odrobinę znerwicowany.
– Masz rozpięty rozporek i choć dobrze wiedzieć, że dobrałeś
bokserki pod kolor koszuli, wolałabym ich nie widzieć.
Billie zatrzymała się przy dziadku i lekko pocałowała go w
policzek. Złapał ją powykręcaną, ogorzałą od słońca i wieku dłonią za nadgarstek.
– Nie jest jej łatwo z waszym tatą. Bobbi nie chciała tego
powiedzieć.
– Kłamczuch – szepnęła.
Billie odsunęła się, choć bolało ją serce.
– Posiedzę przy tacie. – Spojrzała ponuro na siostrę, która
obserwowała ją spod opuszczonych powiek i miała na tyle przyzwoitości, by
nieznacznie okazać skrępowanie. – Mam nadzieję, że krzyki go nie zdenerwowały.
Mniej niż minutę później Billie weszła do zaciemnionej
głównej sypialni znajdującej się na końcu korytarza na górze. Krucha postać
przy oknie niemal złamała jej serce i przez chwilę w milczeniu obserwowała, jak
mężczyzna czyta gazetę w miękkim świetle lampy stojącej na biurku.
Wydawało się, że skurczył się jeszcze bardziej od wczoraj,
jeśli było to w ogóle możliwe. Billie pamiętała mierzącego prawie metr
dziewięćdziesiąt mężczyznę jako dużego i krzepkiego – o szerokich ramionach, który
nie szczędził jej przytulania. Miał wystarczająco pewności siebie, by
samodzielnie wychować trzy córki i był na tyle surowy, by zrobić to na własnych
warunkach. Był przy niej zawsze, kiedy tego potrzebowała.
Pierwszy raz w życiu zastanowiła się, czy naprawdę skradła
większość jego czasu. I miłości.
Pokręciła głową. To niemożliwe, prawda?
W tym momencie przestał czytać, zerknął na nią, a gdy
światło zagrało na jego ostrych rysach, serce skurczyło jej się w piersi. Kiedy
się tak postarzał?
Smutek, który czuła, jeszcze się podwoił, przez co ból stał
się niemal nie do zniesienia. Miała wrażenie, jakby zacisnęła się na niej mocna
pięść, niczym z kamienia, i jej nie puszczała.
– Czy to ty, Chantal? – Uśmiechnął się i ruszył dłonią. Miał
chude palce, sama skóra i kości. – Zbliż się, kochanie, nie widzę cię.
Pokręciła głową.
– To ja, tato… Billie.
Przechylił głowę na bok i dostrzegła na jego twarzy
zmieszanie, jakby jej nie usłyszał.
– Chantal, kiedy urosły ci włosy? – Zmarszczył brwi, jakby
zbierał myśli. – Nieważnie, to bez znaczenia. Przeglądam oferty. Przyda nam się
większy dom, kiedy dzieci się urodzą.
Jej serce pękło jeszcze bardziej.
Mężczyzna mocniej zmarszczył brwi, a jego słowa podszyła
niepewność:
– Chantal, czy to ty?
Billie przytaknęła i stanęła w świetle.
– Tak, to ja. – Usiadła przy ojcu, który jej nie rozpoznawał
i próbowała się nie rozpłakać.
Komentarze
Prześlij komentarz