[PATRONAT] Rozdział piąty Agnieszka Siepielska "Dama Paxtona" Sinners&Reapers #1
Rozdział
5
NIKKI
Dziękuję
Leah za informację i kończę połączenie, po czym rzucam telefon na siedzenie
obok.
Z
każdą minutą ogarnia mnie coraz większa furia. Zaciskam dłonie na kierownicy i
dyszę wściekle, obserwując, jak bieleją mi knykcie.
–
Myśl, Nikki, myśl, cholera – warczę sama do siebie przez zaciśnięte zęby.
Nie
ma opcji, żeby Paxton razem ze swoją zgrają łatwo odpuścił, jeśli tak bardzo
zależy mu na mojej działce. Po co im taki kawał ziemi? Cholera wie, ale będzie
mnie dręczył tak długo, aż zdobędzie to, czego pragnie. Jestem pewna.
Nagle
coś przychodzi mi na myśl i aż podskakuję. Rodzice byliby jednak dumni, gdyby
wiedzieli, jakie genialne pomysły miewa ich córeczka.
A
może jednak nie?
Może
gdyby dowiedzieli się o tej sytuacji, natychmiast zażądaliby, żebym wróciła do
domu i wyszła za jakiegoś wspólnika, idiotę. Potem moje zadanie polegałoby na
leżeniu, pachnieniu i czekaniu na męża, który przed powrotem do domu przeleciałby
jeszcze swoją sekretarkę. Miałam już przedsmak tego i bardzo dziękuję, ale nie
skorzystam.
Sięgam
znów po komórkę i dzwonię do Leah. Mam do niej dwie ogromne prośby. Dziewczyna
wyklina mnie za zrujnowanie jej weekendu, ale skamlę do słuchawki tak błagalnie,
że w końcu się zgadza.
Skoro
załatwiłam już jedną sprawę, pozostaje teraz odwiedzić dwa miejsca.
Jadę
do restauracji i z ulgą stwierdzam, że na parkingu nie ma żadnych jednośladów.
Wchodzę do środka i proszę Ellie w ustronne miejsce, żeby z nią porozmawiać i
wyjaśnić całą sprawę. Dziewczyna zakrywa dłonią szeroko otwarte usta, a jej
oczy robią się ogromne.
–
Wiesz, z kim walczysz, Nikki? – pyta, kiedy już dochodzi do siebie.
–
Chyba jeszcze nie, ale mam o co – odpowiadam, wzruszając ramionami.
Żegnam
się z przyjaciółką i ruszam dalej.
Kilka
minut później przejeżdżam obok zdewastowanego domu babci Rose i serce mi pęka.
A
co, jeśli mój plan nie wypali?
Jadę
jeszcze przez chwilę, kierując się drogą do starego magazynu, ale po chwili
okazuje się, że cały teren jest ogrodzony wysokim, białym murem.
Zwalniam,
rozglądając się za jakimś wjazdem, aż docieram do olbrzymiej czarnej bramy.
Zatrzymuję się, po czym wysiadam i podchodzę do dwóch młodych chłopców. Mają
może około osiemnastu lat i oczywiście skórzane kamizelki, a także dla odmiany ogolone
na zero głowy. Przyglądam się teraz naszywkom z napisem: Kandydat. Jeden z nich podchodzi do mnie.
–
To teren prywatny, muszę panią prosić o jego opuszczenie. – Znalazł się chociaż
jeden grzeczny.
–
Chciałabym porozmawiać z Paxtonem.
Na
moje oświadczenie chłopak gwiżdże, po czym cwaniacko się uśmiecha.
–
Nasz VP nie rozmawia z kobietami, on je tylko...
–
Wpuść ją, debilu! – Rozlega się nagle głos Paxtona. Zerkam w kierunku wjazdu i
dostrzegam kamery, a także jakiś panel.
Chłopak
natychmiast podchodzi do wejścia, po czym wystukuje jakiś kod.
Kiedy
brama się otwiera, wsiadam do samochodu i wjeżdżam na teren posesji. Droga do
samego magazynu przebiega szybko. Parkuję przed wejściem i rozglądam się z
zaciekawieniem.
Budynek
jest piętrowy i bardzo długi, musiał być też odnowiony, w miejsce okien z
powybijanymi szybami wstawiono nowe, a ściany zostały pokryte tynkiem. Po
prawej stronie dobudowano jeszcze kilka parterowych budynków, zdaje się, że między
innymi garaże. Liczba zaparkowanych motocykli jest imponująca.
Wysiadam
z pojazdu i podchodzę do drzwi, a gdy unoszę rękę, żeby zapukać, otwierają się
i staje w nich olbrzym, ten od Heatona.
Automatycznie
przybieram pewną siebie postawę.
–
Cześć Hulk – witam się, machając ręką, a z jego gardła wydobywają się dziwne
odgłosy. Bez słowa odwraca się i idzie w nieznanym mi kierunku.
Podążam
za nim, przebierając szybko nogami, żeby nadążyć i przelotnie omiatam wzrokiem
wnętrze.
Jedynie
nieznaczną część ogromnej hali odgrodzono ścianą. Wielkie pomieszczenie z potężnymi
filarami zostało umeblowane. Dominują tu kanapy, fotele i stoliki, a w centrum stoi
największy telewizor, jaki w życiu widziałam. Dalej bar.
Chciałabym
wyłapać z ciekawości więcej, ale gigant skręca w prawo i po chwili metalowymi
schodami wchodzimy na górę. Wokół jest mnóstwo, chyba prywatnych, pokoi. Kierujemy
się do bardziej oddalonej części. Facet puka do drzwi, po czym wchodzi,
zamykając mi je przed nosem.
Miło.
Stoję
przez kilka minut, gapiąc się w jeden punkt, aż pojawia się przede mną olbrzym
i wskazuje ręką, że mogę wejść.
Kiedy
przekraczam próg pomieszczenia, od razu go widzę, siedzi za biurkiem naprzeciwko,
pewny siebie, jakby był panem i władcą wszechświata. Ignorując jego obecność,
rozglądam się i doznaję szoku. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu…
Paxtona, a to biuro nie odbiega poziomem od tego, które ma mój ojciec. Dębowe,
masywne meble, narożnik po lewej i fotele przy biurku, też z wyższej półki.
Skąd
oni mają tyle pieniędzy?
–
Zdziwiona? – pyta mój… wróg.
–
Nic mnie już nie zdziwi, jeśli chodzi o twoją osobę – odpowiadam, po czym
podchodzę do narożnika i siadam w centrum, im dalej od Paxtona, tym lepiej.
Hays
odwraca fotel w moim kierunku i unosi brwi.
–
Co cię do mnie sprowadza? – pyta nadzwyczaj normalnie.
–
Wyjeżdżam, miałeś rację – nie pasuję tu, to nie moje klimaty – wypalam od razu,
a na jego twarzy przeplata się kilka emocji naraz i mogłabym przysiąc, że jedną
z nich jest rozczarowanie. Pewnie żałuje, że nie będzie miał okazji się nade
mną poznęcać, chociaż…
–
Och, Paxton, będziesz tęsknił? – pytam z udawanym smutkiem, przykładając dłoń
do klatki piersiowej.
–
Co z twoim domem?
No
proszę, proszę. Od razu o konkretach.
–
Na dniach przyjedzie ekipa remontowa, a kiedy tylko wrócę do Phoenix, wystawię
go na sprzedaż. – Diabeł studiuje moją twarz, mrużąc powieki. Nie wierzy mi,
widzę to. Cholera jasna. – Tam mam pracę, rodzinę, znajomych – dodaję, po czym
wstaję i zmierzam do wyjścia, a kątem oka zauważam, że też podnosi się z
siedzenia. Przystaję i odwracam się w jego kierunku.
–
Znam drogę do wyjścia. Żegnaj, Paxton. – Nie czekając na odpowiedź, wychodzę.
Przed
drzwiami czeka na mnie olbrzym, który ponownie zaczyna kroczyć przede mną.
–
Wiesz, tak dobrze się nam rozmawia. Może wypijemy kiedyś kawę, zaprzyjaźnimy
się – żartuję i znów biegusiem podążam za nim, a w odpowiedzi słyszę po raz
kolejny dziwną serię odgłosów.
Wychodzimy
na zewnątrz i dosłownie staję twarzą w twarz z kobietą z restauracji, która
rzucała wzrokiem sztylety w moim kierunku.
Na
mój widok robi minę, jakby przed chwilą zjadła coś cholernie gorzkiego.
–
Zostaw Paxtona w spokoju. Tutaj ma wszystko, czego potrzebuje – oświadcza,
wskazując rękoma na swoje ciało.
– Masz na myśli pełen zestaw zarazków i
bakterii? – prycham i w tym momencie ta wpada w szał. Hulk wkracza do akcji,
łapiąc kobietę w pasie, jeszcze zanim dopada do mnie.
Posyłam jej uśmiech, po czym wsiadam do
samochodu i odjeżdżam, żeby wdrożyć w życie swój plan.
PAXTON
Zaraz
po wyjściu Nikki wzywam kandydatów i daję im wytyczne odnośnie do jej
pilnowania. Ma być obserwowana dzień i noc.
Nie
wierzę jej. Coś mi tu nie pasuje. Ale co, jeśli jednak mówiła prawdę i dlaczego
wkurwia mnie fakt, że wyjeżdża?
Przesuwam
dłońmi po twarzy, starając się ogarnąć, jak ta mała mysz znów zalazła mi za
skórę. Ile klubowych panienek bym nie wypieprzył, przy każdej zamykam oczy i
wyobrażam sobie ją.
Kurwa!
–
Ogarnij się, Pax – mruczę sam do siebie.
Klub
jest najważniejszy. Pierwszy. Zawsze. Nikki jak na razie jest przeszkodą, ale nadejdzie
moment, w którym ją odnajdę i przywłaszczę, choćbym miał ją przykuć do łóżka
kajdankami.
Komentarze
Prześlij komentarz