[PATRONAT] Rozdział drugi Michelle A. Valentine "PHENOMENAL X"
Anna
Wychodzę na
ciepłe, letnie powietrze i od razu zauważam swoją rodzinę. Ciotka Dee i
kuzynka Quinn czekają na mnie przy strefie załadunku. Ciągnę za sobą dwie
walizki wypchane wszystkimi ubraniami i butami, jakie mam. Kątem oka obserwuję
stanowisko odbioru bagażu, z nadzieją, że spotkam Xaviera, odzyskam rzeczy i
pozbędę się go raz na zawsze, ale nie ma po nim śladu. Perspektywa zadzwonienia
do tego przystojniaka napawa mnie przerażeniem.
Ciotka Dee wita mnie ciepłym
uśmiechem.
– Anno, skarbie, jak się masz?
Wyglądasz absolutnie powalająco, nie licząc tych paskudnych plam. Chyba ktoś cię
czymś oblał.
– Miło cię widzieć, ciociu Dee.
Śmieję się pod nosem z powodu jej
uwagi. Mówi z wyraźnym hiszpańskim akcentem. Podziwiam jej kolorową chustę na
głowie, zawiązaną w elegancki i zarazem stylowy sposób, idealnie dopasowany do
fryzury. Jak wcześniej wspominałam, ciotka Dee jest nieco ekscentryczna. To
malarka i rzeźbiarka, a jej kreatywność ma odzwierciedlenie w garderobie, jak
chociażby w batikowej, długiej sukni.
– Mam nadzieję, że to zejdzie.
Nie przywiozłam ze sobą zbyt wielu ubrań – wyjaśniam.
– Znam dobry sposób na
wywabianie plam. Pokażę ci go, jak tylko dotrzemy do domu. – Odsuwa się i
taksuje mnie wzrokiem od stóp do głów. – Wyglądasz zupełnie jak swoja matka.
Prawda, Quinn?
Patrzę na kuzynkę, która ma na sobie
krótkie, dżinsowe spodenki i zwykłą, czarną koszulkę na ramiączkach. Zawsze
uważałam Quinn za najpiękniejszą osobę z całej naszej rodziny. Jesteśmy w tym
samym wieku, ale ciężko mi jest rywalizować z jej wspaniałymi, brązowymi
włosami i nogami po samą szyję. Jest niewiarygodnie atrakcyjna. Każdy facet w
pobliżu zwraca na nią uwagę. Mimo tego nie zachowuje się jak zapatrzona w
siebie laska, za co kocham ją jeszcze bardziej. To najbardziej twardo stąpająca
po ziemi dziewczyna, jaką znam.
Quinn uśmiecha się, po czym zamyka
mnie w uścisku ramion.
– Tak się cieszę, że tu jesteś,
Anno. Będziemy się świetnie bawić w to lato.
– Owszem, moje drogie, ale
wszystko z umiarem – ostrzega nas ciotka Dee. – Twój ojciec, Anno, jak nic
urwałby mi głowę. To ostatni człowiek na świecie, z którym chciałabym
zadzierać.
Quinn się odsuwa.
– Jak ci rano poszło?
Przenoszę spojrzenie z ciotki na
kuzynkę i z powrotem, po czym marszczę brwi. Wiedzą, jak ciężką miałam
sytuację. Ciągle rozmawiamy, a Quinn jest dla mnie jak siostra. Gdyby nie ich wsparcie,
nie zdobyłabym się na odwagę, by odejść z domu.
– Okropnie. Ojciec pewnie nadal
bombarduje mój telefon SMS-ami, w których pisze, że popełniam straszliwy błąd.
Ciotka Dee kręci głową.
– Twój ojciec i ja mamy w tym
temacie zupełnie inne zdanie, Anno. Wyjście za mąż za mężczyznę, którego się
nie kocha, tylko po to, żeby zadowolić rodzinę, to zdecydowanie o wiele
poważniejszy błąd. Powinien pragnąć twojego szczęścia, nie smutku.
Przytakuję.
– Nigdy nie będę mogła w pełni
się odwdzięczyć za to, że zapewniłyście mi schronienie.
Ujmuje w dłonie moją twarz.
– Żaden problem, kochanie. Za żadne
skarby nie chciałabym zmuszać Quinn do czegoś takiego i mam nadzieję, że
pewnego dnia twój ojciec zrozumie, że to, do czego próbował cię nakłonić, było
złe.
Ogarnia mnie natłok emocji, przez
które o mały włos nie eksploduję. Nie chcę się rozkleić na krawężniku przy
wyjściu z lotniska. Z trudem przełykam ślinę.
– Ja również – udaje mi się
wyszeptać.
Twarz ciotki wykrzywia grymas
współczucia.
– No już, chodźmy. Zabierzmy
cię w końcu do domu.
Po policzku spływa mi samotna łza.
Dopiero teraz dociera do mnie powaga sytuacji. Po raz pierwszy w życiu stoję
oko w oko z nieznanym i jestem cholernie przerażona, a jednocześnie
podekscytowana. Nigdy wcześniej nie czułam się tak wolna – i pełna życia.
Quinn bierze jedną z moich walizek i
wkłada ją do bagażnika priusa swojej mamy.
– Nie wierzę, że upchnęłaś cały
dobytek w dwie walizki. Ja potrzebowałabym dziesięciu na same buty.
Kręcę głową i uśmiecham się.
– Ty i te twoje buty. Nigdy nie
spotkałam nikogo, kto miałby na tym punkcie większą obsesję.
Quinn uśmiecha się od ucha do ucha,
co tylko dodaje uroku przepięknym rysom jej twarzy.
– Chciałabym myśleć, że tylko
Imelda Marcos może się ze mną równać. Z przyjemnością zajrzałabym do jej szafy.
Przewracam oczami, gdy zamykamy
bagażnik.
– Wyobrażam sobie mnóstwo
innych, lepszych sposobów na spędzanie wolnego czasu niż buszowanie w kolekcji
butów osiemdziesięciolatki.
Oczy Quinn robią się okrągłe jak
spodki, zupełnie jakbym rzuciła na nią klątwę.
– Żartujesz? Ta kobieta słynie z tego, że posiada ponad trzy tysiące
par butów. Nie jesteś ani trochę ciekawa jej kolekcji?
Parskam śmiechem, zajmując miejsce
na tylnym siedzeniu. Quinn siada na fotelu pasażera obok swojej mamy.
– Prawdę mówiąc, uważam, że taka
rozrzutność jest nieco odpychająca.
Quinn kręci z niedowierzaniem głową,
zapinając pas bezpieczeństwa.
– Zatwardziała z ciebie
realistka. Któregoś dnia coś sprawi, że wyzwolisz się z tej swojej
konserwatywnej skorupy.
– Dobrze wiesz, że jestem taka
od urodzenia. Trzeba by było cudu, żebym po dwudziestu jeden latach zmieniła poglądy –
odpowiadam z rozbawieniem w głosie.
– Nie, Anno. Nie cudu, tylko
mężczyzny – odparowuje Quinn. – Wyjdziemy dziś wieczorem na miasto, żeby
znaleźć ci jakiegoś gorącego przystojniaka, dzięki któremu w końcu się
wyluzujesz.
Szczęka mi opada. Jestem
wstrząśnięta tym, że Quinn mówi do mnie w ten sposób przy swojej matce. Co
innego, gdybyśmy były same, ale w obecności osób trzecich jest to absolutnie
zawstydzające. Ojciec uraczyłby mnie surowym wykładem o moralności i zabronił
dalszych spotkań z Quinn, pomimo że to nasza rodzina. Nie obchodziłoby go to.
Ktoś taki jak Quinn nie pasuje do jego wizji świata.
Gdy nie odpowiadam od razu, Quinn patrzy
na mnie ponad ramieniem, oceniając moją reakcję.
– Daj spokój, Anno. Mamy to nie
rusza. Ona też jest singielką. Doskonale nas rozumie, prawda, mamo? – Quinn
szturcha łokciem ciotkę Dee.
Ciotka Dee przytakuje.
– Owszem, skarbie, ale musisz
pamiętać o tym, jak wychowano Annę. Nie jest przyzwyczajona do tego, że ludzie
są tak otwarci i bezpośredni.
Quinn wzdycha.
– Wujek Simon jest prawdziwym
radykałem. Nie umiem sobie wyobrazić mieszkania z nim pod jednym dachem. To
musiał być istny koszmar.
Poprawiam się na siedzeniu. Ciężko
słuchać, jak ktoś mówi, że twoje dotychczasowe życie było prawdziwym piekłem.
Od dawna wiedziałam, że byłam wychowywana inaczej niż większość ludzi, ale nie
znałam innego świata. Choć ciotka Dee i Quinn przyrzekły, że pomogą mi stanąć
na nogi, podjęcie decyzji o odejściu wcale nie należało do łatwych. Przede mną
same niewiadome, ale jestem gotowa stawić im czoła.
– Wczoraj rozmawiałam o tobie z
szefem – mówi Quinn. – Powiedział, że przyda mu się kolejna kelnerka, bo ta,
którą niedawno zatrudnił, właśnie się zwolniła. Jeśli chcesz tej pracy, jest
twoja. Musisz tylko wypełnić podanie i od razu możesz zaczynać.
Uśmiecham się, kładąc dłoń na jej
ramieniu.
– Nie wiem, jak ci się odpłacę.
Jestem wam naprawdę wdzięczna – dodaję, opierając drugą dłoń na ramieniu ciotki
Dee.
Ciocia poklepuje mnie dobrodusznie
po ręce.
– Nie ma za co, kochana.
Rozsiadam się wygodnie na tylnym
siedzeniu. Bez względu na to, ile razy im podziękuję, to zawsze będzie za mało.
Dały mi szansę, bym w końcu zaczęła żyć po swojemu. Już zawsze będę im
dozgonnie wdzięczna.
– Anno, pewnie nie chcesz o tym
teraz myśleć, ale chyba powinnaś zadzwonić do ojca i powiedzieć, że jesteś cała
i zdrowa. Mój starszy brat będzie się zamartwiał na śmierć, jeśli nie dowie się,
że jesteś ze mną. Pewnie zdążył już zrobić dziurę w marmurowej podłodze i
doprowadzić twoją biedną matkę na skraj obłędu – tłumaczy ciotka Dee,
wjeżdżając na autostradę.
Wzdycham.
– Nie mogę. Zgubiłam telefon w
samolocie.
– Cholera – klnie Quinn. – Masz
ubezpieczenie, które pozwoli ci kupić nowy?
Wzruszam ramionami.
– Nie mam pojęcia. Rachunki
opłacał ojciec. Ale nie powinno być problemu, bo wiem, kto go wziął i mam jego
numer, więc na pewno wszystko odzyskam. Muszę jedynie zadzwonić i umówić się na
spotkanie w celu odebrania telefonu… i torebki.
Quinn błyskawicznie odwraca się na
siedzeniu z wypisaną na twarzy troską.
– Anno, wiem, że samodzielność to
dla ciebie nowość, ale nie możesz zawierać znajomości na pokładzie samolotu.
Nigdy nie wiadomo, obok jakiego psychola akurat siedzisz. Jakim cudem obcy
facet znalazł się w posiadaniu twoich rzeczy osobistych?
Patrzę wymownie na poplamione ciuchy
i odtwarzam w myślach chwilę spotkania z Xavierem, jednocześnie tłumacząc, co
zaszło podczas lotu.
Quinn marszczy brwi.
– Czyli jakiś nadziany koleś ma
twoje rzeczy i chce, żebyś do niego zadzwoniła?
– Można tak powiedzieć.
– Wygląda na to, że zrobił
wszystko, co w jego mocy, żeby ponownie się z tobą spotkać. – Uśmiecha się. –
Dziewczyno, jesteś obrotniejsza, niż mi się zdawało. To musiała być naprawdę
wyjątkowa rozmowa, bo bez problemu mógł przekazać twoje rzeczy obsłudze.
Przewracam oczami, czując, że oblewa
mnie gorący rumieniec. Nie ma mowy, żebym powtórzyła na głos to, co mówił mi
Xavier. Nie powinnam była pozwolić mu odzywać się do siebie w taki sposób.
Powinnam go powstrzymać, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie
podobało.
– Jesteś niemożliwa.
Quinn wstrzymuje oddech, okazując
teatralne zdumienie, po czym szturcha ciotkę Dee łokciem.
– Założę się, że jest
prawdziwym ciachem. Znam ten wyraz twarzy.
Unoszę pytająco brwi.
– Jaki znowu wyraz?
Quinn uśmiecha się złośliwie.
– Ten, który zdaje się mówić
„właśnie spotkałam boskiego, bogatego faceta, który chce mnie przelecieć, i
chyba mu na to pozwolę”. Wierz mi, Anno, znam to z własnego doświadczenia. –
Parska śmiechem. – Opowiedz mi o nim.
– Quinn, tak naprawdę nic o nim
nie wiem – przyznaję.
– Spędziłaś w jego towarzystwie
cztery godziny. Rozmawialiście dłużej niż ludzie w trakcie pierwszych randek,
więc opowiadaj, siostro.
Bawi mnie jej bezpośredniość.
– Muszę cię rozczarować, ale
większość lotu przespałam.
Quinn robi dziwną minę.
– W takim razie niezły musi być
z ciebie śpioch, skoro facet nakręcił się tak bardzo po krótkiej rozmowie. No
weź, zdradź mi przynajmniej jego imię.
Oblizuję usta, a jego twarz pojawia
mi się przed oczami.
– Xavier.
– Mrrr. Typowe imię dla prawdziwego przystojniaka. Mów dalej. Jak
wygląda? Szczegóły, dziewczyno. Szcze-gó-ły.
Przygryzam dolną wargę.
– Jest bardzo wysoki, ma szerokie
ramiona, tatuaże i w pewnym sensie jest…
– O mój Boże! No jaki? Ta
niepewność mnie zabije! – lamentuje Quinn.
– Sławny – wypalam.
Oczy Quinn robią się wielkie jak
spodki.
– Kim on jest? Jeśli powiesz,
że Xavier to prawdziwe imię Ryana Reynoldsa, to wyszarpię ci jego numer gołymi
rękami.
Chichoczę pod nosem.
– To nie Ryan Reynolds. Chyba
do reszty by mi odbiło, gdybym usiadła obok celebryty, którego akurat znam.
Marszczy brwi.
– Nie jest żadnym gwiazdorem?
Jest tylko trochę sławny?
Kręcę głową.
– O nie, jest popularny. Nie
wiem tylko z jakiego powodu. Przez cały lot rozdawał autografy.
Quinn przekrzywia głowę na bok,
patrząc w górę.
– Hmm. Nie znam nikogo sławnego
o imieniu Xavier, a przeglądam tabloidy na bieżąco, więc musi być znany z
czegoś innego.
– Mówi ci coś pseudonim
„Phenomenal X”?
– Czy mówi? Chyba, kurwa,
krzyczy! Nie wierzę, że nie wiedziałaś, kim on jest! To najgorętszy zawodnik
świata wrestlingu i playboy, który pojawił się już na okładkach wszystkich
możliwych czasopism. – Quinn cmoka z dezaprobatą. – Nie znam drugiej tak bardzo
wychowanej pod kloszem dziewczyny, co ty. Musimy temu niezwłocznie zaradzić.
– Niby jak zamierzasz uczynić
mnie bardziej światową? – droczę się.
– To proste. – Uśmiecha się
szeroko, a niecny błysk w jej oku trochę mnie przeraża. – Zaczniesz od sypiania
ze znanym skandalistą.
Kręcę głową.
– Nie. Nie ma mowy, Quinn. Nie
robię takich rzeczy.
– Może dawna Anna ich nie
robiła, ale nowa już tak. Przyjechałaś tu, żeby trochę zaszaleć i zasmakować
wolności. Nie ma lepszego sposobu na prawdziwy bunt niż zadawanie się z
facetem, który jest całkowitym przeciwieństwem wszystkiego, do czego byłaś
przyzwyczajona. Dodatkowym bonusem całej tej sytuacji będzie fakt, że wujek
Simon wpadnie w szał. To dla ciebie podwójna wygrana. – Pewność siebie
słyszalna w tonie jej głosu podpowiada mi, że wierzy w każde swoje słowo.
– Sama nie wiem, Quinn. To dla
mnie olbrzymi krok. Nie jestem pewna, czy będę potrafiła przespać się z facetem,
którego ledwie znam. To jakieś szaleństwo.
Zerkam kątem oka na ciotkę Dee,
która z politowaniem kręci głową na genialny plan Quinn. Wzdycham ciężko.
– Co powiesz na kompromis? –
proponuję. – Zadzwonię do Xaviera i poproszę go, by spotkał się z nami w celu
odzyskania moich rzeczy. Nie obiecuję jednak, że się z nim prześpię.
– Zgoda, pod warunkiem, że
będziemy mogły umówić się z nim w barze czy czymś w tym stylu. Będę potrzebować
odwagi w płynie, żeby się do niego odezwać. – Klaszcze w dłonie, po czym zaczyna
szperać w swojej torebce Coach w poszukiwaniu telefonu. – Podaj mi jego numer.
Załatwimy to, zanim zdołasz się wymigać.
Gdybym rozpaczliwie nie potrzebowała
telefonu, nigdy bym do niego nie zadzwoniła. Samo wspomnienie tego, jak się
przy nim czułam, choć praktycznie wcale mnie nie dotknął, wystarcza, żebym
przestała nad sobą panować. To ponad moje siły, ale Quinn ma rację. Muszę
zrobić coś zupełnie odwrotnego niż to, do czego jestem przyzwyczajona. Mam
nadzieję, że jestem na tyle inteligentna, by utrzymać się na powierzchni, gdy
Quinn rzuci mnie na pożarcie rekinom.
Złożony skrawek papieru z numerem
Xaviera nadal spoczywa w tylnej kieszeni moich dżinsów, więc odchylam się i
wyciągam go stamtąd.
– Pożyczysz mi telefon?
Podaje mi komórkę w
błyszczącym etui z diamencikami.
– Bądź asertywna. Powiedz, że
chcesz spotkać się z nim o dziewiątej wieczór w barze „U Gibby’ego” przy
Trzeciej. Nie pozwól mu zdobyć przewagi. Przy takim facecie jak Phenomenal X
musisz mieć kontrolę nad sytuacją i pokazać mu, że nie jesteś laską, która da
sobie wcisnąć jakiś kit. To ty rozdajesz karty. Ani się obejrzysz, a zacznie ci
jeść z ręki.
Czuję ucisk w gardle, gdy wybieram
jego numer. Po trzech dzwonkach w słuchawce odzywa się wyraźny, męski głos.
– Czego?
Arogancki sposób, w jaki odebrał
telefon, wytrąca mnie z równowagi. Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale nie
wydobywa się z nich żaden dźwięk. Wszystkie błyskotliwe, cięte riposty, które
chciałam mu zaserwować, lądują za oknem.
Quinn szturcha mnie w nogę,
zmuszając do wyduszenia z siebie pierwszej rzeczy, która przychodzi mi do
głowy.
– Chcę odzyskać telefon.
Xavier śmieje się po drugiej stronie
linii.
– Czy to ma być twój sposób na
podziękowanie mi za uratowanie twoich rzeczy? Poproś trochę ładniej, to może
dam ci to, czego chcesz.
– Ja, yyy…
Na litość boską, co się ze mną
dzieje? Przez niego jąkam się jak ostatnia idiotka. Facet jest nieznośny.
Żałuję, że jestem skazana na jego łaskę, ale dopóki nie odzyskam swojej
własności, muszę być dla niego miła.
– Czy mógłbyś – Quinn znowu
mnie szturcha, bezgłośnie mówiąc, gdzie mamy się z nim spotkać – wpaść do baru
„U Gibby’ego” przy Trzeciej Ulicy i zwrócić mi rzeczy?
– To miejsce publiczne, piękna.
Liczyłem na to, że kiedy spotkamy się ponownie, znajdziemy się w nieco bardziej
odosobnionym miejscu, o ile wiesz, co mam na myśli – oznajmia z rozbawieniem w
głosie.
– Nie ma mowy – odparowuję.
– Coś nie tak, Anno? Nie ufasz
sobie w mojej obecności? Czy to naprawdę byłoby takie straszne, gdybym znalazł
drogę do twoich majtek? – drażni się ze mną, a rozkoszne mrowienie, którego
doświadczyłam w samolocie, wraca ze zdwojoną siłą.
– No błagam cię – odpowiadam ze
śmiechem, usiłując zagrać mu na nosie. – Nie rozumiem, dlaczego ubzdurałeś
sobie, że uda ci się dobrać do mojej bielizny. Nie ma takiej opcji, X.
Quinn otwiera usta ze zdziwienia, a
jej oczy robią się wielkie jak spodki, gdy zaczyna do niej docierać sens
rozmowy, którą prowadzę z tym absurdalnie seksownym facetem.
– Więc teraz zwracasz się do mnie
per „X”, tak? Chyba powiedziałem ci, żebyś mówiła mi po imieniu. X jest
zarezerwowane dla ludzi, którzy mnie nie znają.
W jego głosie nie ma już śladu
wesołości.
– No i ja cię nie znam –
odpowiadam bez wahania, bo nie licząc faktu, że moje ciało wariuje na jego
punkcie, absolutnie nic o nim nie wiem.
– Jeszcze nie – mówi
zwyczajnym, lecz stanowczym tonem. – Ale to się zmieni. Do zobaczenia
wieczorem, piękna.
Zanim udaje mi się cokolwiek
odpowiedzieć, na linii zapada cisza. Odsuwam telefon od ucha i gapię się na
niego jak oniemiała.
Niech to szlag.
Dlaczego mam
przeczucie, że sama się o to prosiłam? Przeczesuję włosy dłońmi i oddaję Quinn
telefon. Wymowny uśmiech na jej twarzy tylko potęguje gryzące uczucie
niepokoju, gnieżdżące mi się w żołądku. Xavier Cold będzie tornadem, które
wywróci moje życie do góry nogami.
Komentarze
Prześlij komentarz