[PATRONAT] Rozdział drugi Michelle A. Valentine "PHENOMENAL X"



Rozdział 3
 Anna

Wychodzę na ciepłe, letnie powietrze i od razu zauważam swoją rodzinę. Ciotka Dee i kuzynka Quinn czekają na mnie przy strefie załadunku. Ciągnę za sobą dwie walizki wypchane wszystkimi ubraniami i butami, jakie mam. Kątem oka obserwuję stanowisko odbioru bagażu, z nadzieją, że spotkam Xaviera, odzyskam rzeczy i pozbędę się go raz na zawsze, ale nie ma po nim śladu. Perspektywa zadzwonienia do tego przystojniaka napawa mnie przerażeniem.
            Ciotka Dee wita mnie ciepłym uśmiechem.
            – Anno, skarbie, jak się masz? Wyglądasz absolutnie powalająco, nie licząc tych paskudnych plam. Chyba ktoś cię czymś oblał.
            – Miło cię widzieć, ciociu Dee.
            Śmieję się pod nosem z powodu jej uwagi. Mówi z wyraźnym hiszpańskim akcentem. Podziwiam jej kolorową chustę na głowie, zawiązaną w elegancki i zarazem stylowy sposób, idealnie dopasowany do fryzury. Jak wcześniej wspominałam, ciotka Dee jest nieco ekscentryczna. To malarka i rzeźbiarka, a jej kreatywność ma odzwierciedlenie w garderobie, jak chociażby w batikowej, długiej sukni.
            – Mam nadzieję, że to zejdzie. Nie przywiozłam ze sobą zbyt wielu ubrań – wyjaśniam.
            – Znam dobry sposób na wywabianie plam. Pokażę ci go, jak tylko dotrzemy do domu. – Odsuwa się i taksuje mnie wzrokiem od stóp do głów. – Wyglądasz zupełnie jak swoja matka. Prawda, Quinn?
            Patrzę na kuzynkę, która ma na sobie krótkie, dżinsowe spodenki i zwykłą, czarną koszulkę na ramiączkach. Zawsze uważałam Quinn za najpiękniejszą osobę z całej naszej rodziny. Jesteśmy w tym samym wieku, ale ciężko mi jest rywalizować z jej wspaniałymi, brązowymi włosami i nogami po samą szyję. Jest niewiarygodnie atrakcyjna. Każdy facet w pobliżu zwraca na nią uwagę. Mimo tego nie zachowuje się jak zapatrzona w siebie laska, za co kocham ją jeszcze bardziej. To najbardziej twardo stąpająca po ziemi dziewczyna, jaką znam.
            Quinn uśmiecha się, po czym zamyka mnie w uścisku ramion.
            – Tak się cieszę, że tu jesteś, Anno. Będziemy się świetnie bawić w to lato.
            – Owszem, moje drogie, ale wszystko z umiarem – ostrzega nas ciotka Dee. – Twój ojciec, Anno, jak nic urwałby mi głowę. To ostatni człowiek na świecie, z którym chciałabym zadzierać.
            Quinn się odsuwa.
            – Jak ci rano poszło?
            Przenoszę spojrzenie z ciotki na kuzynkę i z powrotem, po czym marszczę brwi. Wiedzą, jak ciężką miałam sytuację. Ciągle rozmawiamy, a Quinn jest dla mnie jak siostra. Gdyby nie ich wsparcie, nie zdobyłabym się na odwagę, by odejść z domu.
            – Okropnie. Ojciec pewnie nadal bombarduje mój telefon SMS-ami, w których pisze, że popełniam straszliwy błąd.
            Ciotka Dee kręci głową.
            – Twój ojciec i ja mamy w tym temacie zupełnie inne zdanie, Anno. Wyjście za mąż za mężczyznę, którego się nie kocha, tylko po to, żeby zadowolić rodzinę, to zdecydowanie o wiele poważniejszy błąd. Powinien pragnąć twojego szczęścia, nie smutku.
            Przytakuję.
            – Nigdy nie będę mogła w pełni się odwdzięczyć za to, że zapewniłyście mi schronienie.
            Ujmuje w dłonie moją twarz.
            – Żaden problem, kochanie. Za żadne skarby nie chciałabym zmuszać Quinn do czegoś takiego i mam nadzieję, że pewnego dnia twój ojciec zrozumie, że to, do czego próbował cię nakłonić, było złe.
            Ogarnia mnie natłok emocji, przez które o mały włos nie eksploduję. Nie chcę się rozkleić na krawężniku przy wyjściu z lotniska. Z trudem przełykam ślinę.
            – Ja również – udaje mi się wyszeptać.
            Twarz ciotki wykrzywia grymas współczucia.
            – No już, chodźmy. Zabierzmy cię w końcu do domu.
            Po policzku spływa mi samotna łza. Dopiero teraz dociera do mnie powaga sytuacji. Po raz pierwszy w życiu stoję oko w oko z nieznanym i jestem cholernie przerażona, a jednocześnie podekscytowana. Nigdy wcześniej nie czułam się tak wolna – i pełna życia.
            Quinn bierze jedną z moich walizek i wkłada ją do bagażnika priusa swojej mamy.
            – Nie wierzę, że upchnęłaś cały dobytek w dwie walizki. Ja potrzebowałabym dziesięciu na same buty.
            Kręcę głową i uśmiecham się.
            – Ty i te twoje buty. Nigdy nie spotkałam nikogo, kto miałby na tym punkcie większą obsesję.
            Quinn uśmiecha się od ucha do ucha, co tylko dodaje uroku przepięknym rysom jej twarzy.
            – Chciałabym myśleć, że tylko Imelda Marcos może się ze mną równać. Z przyjemnością zajrzałabym do jej szafy.
            Przewracam oczami, gdy zamykamy bagażnik.
            – Wyobrażam sobie mnóstwo innych, lepszych sposobów na spędzanie wolnego czasu niż buszowanie w kolekcji butów osiemdziesięciolatki.
            Oczy Quinn robią się okrągłe jak spodki, zupełnie jakbym rzuciła na nią klątwę.
            – Żartujesz? Ta kobieta słynie z tego, że posiada ponad trzy tysiące par butów. Nie jesteś ani trochę ciekawa jej kolekcji?
            Parskam śmiechem, zajmując miejsce na tylnym siedzeniu. Quinn siada na fotelu pasażera obok swojej mamy.
            – Prawdę mówiąc, uważam, że taka rozrzutność jest nieco odpychająca.
            Quinn kręci z niedowierzaniem głową, zapinając pas bezpieczeństwa.
            – Zatwardziała z ciebie realistka. Któregoś dnia coś sprawi, że wyzwolisz się z tej swojej konserwatywnej skorupy.
            – Dobrze wiesz, że jestem taka od urodzenia. Trzeba by było cudu, żebym po dwudziestu jeden latach zmieniła poglądy – odpowiadam z rozbawieniem w głosie.
            – Nie, Anno. Nie cudu, tylko mężczyzny – odparowuje Quinn. – Wyjdziemy dziś wieczorem na miasto, żeby znaleźć ci jakiegoś gorącego przystojniaka, dzięki któremu w końcu się wyluzujesz.
            Szczęka mi opada. Jestem wstrząśnięta tym, że Quinn mówi do mnie w ten sposób przy swojej matce. Co innego, gdybyśmy były same, ale w obecności osób trzecich jest to absolutnie zawstydzające. Ojciec uraczyłby mnie surowym wykładem o moralności i zabronił dalszych spotkań z Quinn, pomimo że to nasza rodzina. Nie obchodziłoby go to. Ktoś taki jak Quinn nie pasuje do jego wizji świata.
            Gdy nie odpowiadam od razu, Quinn patrzy na mnie ponad ramieniem, oceniając moją reakcję.
            – Daj spokój, Anno. Mamy to nie rusza. Ona też jest singielką. Doskonale nas rozumie, prawda, mamo? – Quinn szturcha łokciem ciotkę Dee.
            Ciotka Dee przytakuje.
            – Owszem, skarbie, ale musisz pamiętać o tym, jak wychowano Annę. Nie jest przyzwyczajona do tego, że ludzie są tak otwarci i bezpośredni.
            Quinn wzdycha.
            – Wujek Simon jest prawdziwym radykałem. Nie umiem sobie wyobrazić mieszkania z nim pod jednym dachem. To musiał być istny koszmar.
            Poprawiam się na siedzeniu. Ciężko słuchać, jak ktoś mówi, że twoje dotychczasowe życie było prawdziwym piekłem. Od dawna wiedziałam, że byłam wychowywana inaczej niż większość ludzi, ale nie znałam innego świata. Choć ciotka Dee i Quinn przyrzekły, że pomogą mi stanąć na nogi, podjęcie decyzji o odejściu wcale nie należało do łatwych. Przede mną same niewiadome, ale jestem gotowa stawić im czoła.
            – Wczoraj rozmawiałam o tobie z szefem – mówi Quinn. – Powiedział, że przyda mu się kolejna kelnerka, bo ta, którą niedawno zatrudnił, właśnie się zwolniła. Jeśli chcesz tej pracy, jest twoja. Musisz tylko wypełnić podanie i od razu możesz zaczynać.
            Uśmiecham się, kładąc dłoń na jej ramieniu.
            – Nie wiem, jak ci się odpłacę. Jestem wam naprawdę wdzięczna – dodaję, opierając drugą dłoń na ramieniu ciotki Dee.
            Ciocia poklepuje mnie dobrodusznie po ręce.
            – Nie ma za co, kochana.
            Rozsiadam się wygodnie na tylnym siedzeniu. Bez względu na to, ile razy im podziękuję, to zawsze będzie za mało. Dały mi szansę, bym w końcu zaczęła żyć po swojemu. Już zawsze będę im dozgonnie wdzięczna.
            – Anno, pewnie nie chcesz o tym teraz myśleć, ale chyba powinnaś zadzwonić do ojca i powiedzieć, że jesteś cała i zdrowa. Mój starszy brat będzie się zamartwiał na śmierć, jeśli nie dowie się, że jesteś ze mną. Pewnie zdążył już zrobić dziurę w marmurowej podłodze i doprowadzić twoją biedną matkę na skraj obłędu – tłumaczy ciotka Dee, wjeżdżając na autostradę.
            Wzdycham.
            – Nie mogę. Zgubiłam telefon w samolocie.
            – Cholera – klnie Quinn. – Masz ubezpieczenie, które pozwoli ci kupić nowy?
            Wzruszam ramionami.
            – Nie mam pojęcia. Rachunki opłacał ojciec. Ale nie powinno być problemu, bo wiem, kto go wziął i mam jego numer, więc na pewno wszystko odzyskam. Muszę jedynie zadzwonić i umówić się na spotkanie w celu odebrania telefonu… i torebki.
            Quinn błyskawicznie odwraca się na siedzeniu z wypisaną na twarzy troską.
            – Anno, wiem, że samodzielność to dla ciebie nowość, ale nie możesz zawierać znajomości na pokładzie samolotu. Nigdy nie wiadomo, obok jakiego psychola akurat siedzisz. Jakim cudem obcy facet znalazł się w posiadaniu twoich rzeczy osobistych?
            Patrzę wymownie na poplamione ciuchy i odtwarzam w myślach chwilę spotkania z Xavierem, jednocześnie tłumacząc, co zaszło podczas lotu.
            Quinn marszczy brwi.
            – Czyli jakiś nadziany koleś ma twoje rzeczy i chce, żebyś do niego zadzwoniła?
            – Można tak powiedzieć.
            – Wygląda na to, że zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby ponownie się z tobą spotkać. – Uśmiecha się. – Dziewczyno, jesteś obrotniejsza, niż mi się zdawało. To musiała być naprawdę wyjątkowa rozmowa, bo bez problemu mógł przekazać twoje rzeczy obsłudze.
            Przewracam oczami, czując, że oblewa mnie gorący rumieniec. Nie ma mowy, żebym powtórzyła na głos to, co mówił mi Xavier. Nie powinnam była pozwolić mu odzywać się do siebie w taki sposób. Powinnam go powstrzymać, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie podobało.
            – Jesteś niemożliwa.
            Quinn wstrzymuje oddech, okazując teatralne zdumienie, po czym szturcha ciotkę Dee łokciem.
            – Założę się, że jest prawdziwym ciachem. Znam ten wyraz twarzy.
            Unoszę pytająco brwi.
            – Jaki znowu wyraz?
            Quinn uśmiecha się złośliwie.
            – Ten, który zdaje się mówić „właśnie spotkałam boskiego, bogatego faceta, który chce mnie przelecieć, i chyba mu na to pozwolę”. Wierz mi, Anno, znam to z własnego doświadczenia. – Parska śmiechem. – Opowiedz mi o nim.
            – Quinn, tak naprawdę nic o nim nie wiem – przyznaję.
            – Spędziłaś w jego towarzystwie cztery godziny. Rozmawialiście dłużej niż ludzie w trakcie pierwszych randek, więc opowiadaj, siostro.
            Bawi mnie jej bezpośredniość.
            – Muszę cię rozczarować, ale większość lotu przespałam.
            Quinn robi dziwną minę.
            – W takim razie niezły musi być z ciebie śpioch, skoro facet nakręcił się tak bardzo po krótkiej rozmowie. No weź, zdradź mi przynajmniej jego imię.
            Oblizuję usta, a jego twarz pojawia mi się przed oczami.
            – Xavier.
            – Mrrr. Typowe imię dla prawdziwego przystojniaka. Mów dalej. Jak wygląda? Szczegóły, dziewczyno. Szcze-gó-ły.
            Przygryzam dolną wargę.
            – Jest bardzo wysoki, ma szerokie ramiona, tatuaże i w pewnym sensie jest…
            – O mój Boże! No jaki? Ta niepewność mnie zabije! – lamentuje Quinn.
            – Sławny – wypalam.
            Oczy Quinn robią się wielkie jak spodki.
            – Kim on jest? Jeśli powiesz, że Xavier to prawdziwe imię Ryana Reynoldsa, to wyszarpię ci jego numer gołymi rękami.
            Chichoczę pod nosem.
            – To nie Ryan Reynolds. Chyba do reszty by mi odbiło, gdybym usiadła obok celebryty, którego akurat znam.
            Marszczy brwi.
            – Nie jest żadnym gwiazdorem? Jest tylko trochę sławny?
            Kręcę głową.
            – O nie, jest popularny. Nie wiem tylko z jakiego powodu. Przez cały lot rozdawał autografy.
            Quinn przekrzywia głowę na bok, patrząc w górę.
            – Hmm. Nie znam nikogo sławnego o imieniu Xavier, a przeglądam tabloidy na bieżąco, więc musi być znany z czegoś innego.
            – Mówi ci coś pseudonim „Phenomenal X”?
            – Czy mówi? Chyba, kurwa, krzyczy! Nie wierzę, że nie wiedziałaś, kim on jest! To najgorętszy zawodnik świata wrestlingu i playboy, który pojawił się już na okładkach wszystkich możliwych czasopism. – Quinn cmoka z dezaprobatą. – Nie znam drugiej tak bardzo wychowanej pod kloszem dziewczyny, co ty. Musimy temu niezwłocznie zaradzić.
            – Niby jak zamierzasz uczynić mnie bardziej światową? – droczę się.
            – To proste. – Uśmiecha się szeroko, a niecny błysk w jej oku trochę mnie przeraża. – Zaczniesz od sypiania ze znanym skandalistą.
            Kręcę głową.
            – Nie. Nie ma mowy, Quinn. Nie robię takich rzeczy.
            – Może dawna Anna ich nie robiła, ale nowa już tak. Przyjechałaś tu, żeby trochę zaszaleć i zasmakować wolności. Nie ma lepszego sposobu na prawdziwy bunt niż zadawanie się z facetem, który jest całkowitym przeciwieństwem wszystkiego, do czego byłaś przyzwyczajona. Dodatkowym bonusem całej tej sytuacji będzie fakt, że wujek Simon wpadnie w szał. To dla ciebie podwójna wygrana. – Pewność siebie słyszalna w tonie jej głosu podpowiada mi, że wierzy w każde swoje słowo.
            – Sama nie wiem, Quinn. To dla mnie olbrzymi krok. Nie jestem pewna, czy będę potrafiła przespać się z facetem, którego ledwie znam. To jakieś szaleństwo.
            Zerkam kątem oka na ciotkę Dee, która z politowaniem kręci głową na genialny plan Quinn. Wzdycham ciężko.
            – Co powiesz na kompromis? – proponuję. – Zadzwonię do Xaviera i poproszę go, by spotkał się z nami w celu odzyskania moich rzeczy. Nie obiecuję jednak, że się z nim prześpię.
            – Zgoda, pod warunkiem, że będziemy mogły umówić się z nim w barze czy czymś w tym stylu. Będę potrzebować odwagi w płynie, żeby się do niego odezwać. – Klaszcze w dłonie, po czym zaczyna szperać w swojej torebce Coach w poszukiwaniu telefonu. – Podaj mi jego numer. Załatwimy to, zanim zdołasz się wymigać.
            Gdybym rozpaczliwie nie potrzebowała telefonu, nigdy bym do niego nie zadzwoniła. Samo wspomnienie tego, jak się przy nim czułam, choć praktycznie wcale mnie nie dotknął, wystarcza, żebym przestała nad sobą panować. To ponad moje siły, ale Quinn ma rację. Muszę zrobić coś zupełnie odwrotnego niż to, do czego jestem przyzwyczajona. Mam nadzieję, że jestem na tyle inteligentna, by utrzymać się na powierzchni, gdy Quinn rzuci mnie na pożarcie rekinom.
            Złożony skrawek papieru z numerem Xaviera nadal spoczywa w tylnej kieszeni moich dżinsów, więc odchylam się i wyciągam go stamtąd.
            – Pożyczysz mi telefon?
            Podaje mi komórkę w błyszczącym etui z diamencikami.
            – Bądź asertywna. Powiedz, że chcesz spotkać się z nim o dziewiątej wieczór w barze „U Gibby’ego” przy Trzeciej. Nie pozwól mu zdobyć przewagi. Przy takim facecie jak Phenomenal X musisz mieć kontrolę nad sytuacją i pokazać mu, że nie jesteś laską, która da sobie wcisnąć jakiś kit. To ty rozdajesz karty. Ani się obejrzysz, a zacznie ci jeść z ręki.
            Czuję ucisk w gardle, gdy wybieram jego numer. Po trzech dzwonkach w słuchawce odzywa się wyraźny, męski głos.
            – Czego?
            Arogancki sposób, w jaki odebrał telefon, wytrąca mnie z równowagi. Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Wszystkie błyskotliwe, cięte riposty, które chciałam mu zaserwować, lądują za oknem.
            Quinn szturcha mnie w nogę, zmuszając do wyduszenia z siebie pierwszej rzeczy, która przychodzi mi do głowy.
            – Chcę odzyskać telefon.
            Xavier śmieje się po drugiej stronie linii.
            – Czy to ma być twój sposób na podziękowanie mi za uratowanie twoich rzeczy? Poproś trochę ładniej, to może dam ci to, czego chcesz.
            – Ja, yyy…
            Na litość boską, co się ze mną dzieje? Przez niego jąkam się jak ostatnia idiotka. Facet jest nieznośny. Żałuję, że jestem skazana na jego łaskę, ale dopóki nie odzyskam swojej własności, muszę być dla niego miła.
            – Czy mógłbyś – Quinn znowu mnie szturcha, bezgłośnie mówiąc, gdzie mamy się z nim spotkać – wpaść do baru „U Gibby’ego” przy Trzeciej Ulicy i zwrócić mi rzeczy?
            – To miejsce publiczne, piękna. Liczyłem na to, że kiedy spotkamy się ponownie, znajdziemy się w nieco bardziej odosobnionym miejscu, o ile wiesz, co mam na myśli – oznajmia z rozbawieniem w głosie.
            – Nie ma mowy – odparowuję.
            – Coś nie tak, Anno? Nie ufasz sobie w mojej obecności? Czy to naprawdę byłoby takie straszne, gdybym znalazł drogę do twoich majtek? – drażni się ze mną, a rozkoszne mrowienie, którego doświadczyłam w samolocie, wraca ze zdwojoną siłą.
            – No błagam cię – odpowiadam ze śmiechem, usiłując zagrać mu na nosie. – Nie rozumiem, dlaczego ubzdurałeś sobie, że uda ci się dobrać do mojej bielizny. Nie ma takiej opcji, X.
            Quinn otwiera usta ze zdziwienia, a jej oczy robią się wielkie jak spodki, gdy zaczyna do niej docierać sens rozmowy, którą prowadzę z tym absurdalnie seksownym facetem.
            – Więc teraz zwracasz się do mnie per „X”, tak? Chyba powiedziałem ci, żebyś mówiła mi po imieniu. X jest zarezerwowane dla ludzi, którzy mnie nie znają.
            W jego głosie nie ma już śladu wesołości.
            – No i ja cię nie znam – odpowiadam bez wahania, bo nie licząc faktu, że moje ciało wariuje na jego punkcie, absolutnie nic o nim nie wiem.
            – Jeszcze nie – mówi zwyczajnym, lecz stanowczym tonem. – Ale to się zmieni. Do zobaczenia wieczorem, piękna.
            Zanim udaje mi się cokolwiek odpowiedzieć, na linii zapada cisza. Odsuwam telefon od ucha i gapię się na niego jak oniemiała.
            Niech to szlag.

            Dlaczego mam przeczucie, że sama się o to prosiłam? Przeczesuję włosy dłońmi i oddaję Quinn telefon. Wymowny uśmiech na jej twarzy tylko potęguje gryzące uczucie niepokoju, gnieżdżące mi się w żołądku. Xavier Cold będzie tornadem, które wywróci moje życie do góry nogami.




Komentarze

Popularne posty