[PATRONAT] Rozdział drugi "Miasto Mafii" Kinga Litkowiec
Budzę się kilka
minut przed jedenastą. Nie wychodząc spod kołdry, biorę do ręki telefon. Na ekranie
widnieje siedem nieodebranych połączeń, wszystkie od Tess. Nie chcę do niej
oddzwaniać, bo w tym momencie po prostu nie mam siły na rozmowę. Piszę jednak
SMS-a, by nie zastanawiała się, czy wszystko u mnie dobrze.
Przepraszam, dopiero się obudziłam, nie mogłam zasnąć w nocy. Miałam
wyciszony dźwięk.
Odkładam telefon i podchodzę do szafy. Mogłabym się przebrać, ale w sumie
i tak nigdzie nie idę. Szybko podejmuję decyzję, że na razie zostanę w koszulce
i bokserkach. Kiedy odwracam się w stronę kuchni, moja komórka wibruje. Podchodzę
bliżej. To wiadomość od Tessy.
To dobrze.
Tess jest dla mnie trochę jak matka, taka kochająca, ale jednocześnie
surowa, czyli prawdziwa. Kiedy zaczęłam szukać pracy, znalazłam jej ogłoszenie,
szukała dwóch młodych dziewczyn do nowego baru. Zadzwoniłam do niej, a ona
kazała mi przyjechać. Wtedy też poznałam Olivię. W sumie już po kilku minutach
narodziła się między nami nić sympatii. Tego samego dnia, podjęłam decyzję o
przeprowadzce tutaj na stałe. Wynajęłam mały domek od starszej pani i tak wydawało
się, że znalazłam chwilowo swoje miejsce i że w końcu moje życie będzie wyglądać
w miarę normalnie. Niedługo później, bo
rok po wykupieniu placu na ulicy starych fabryk, w mieście pojawiła się grupa
tajemniczych mężczyzn. W moim życiu jednak niewiele to zmieniło. Pracowałam
wciąż w barze u Tessy, zarabiałam na czynsz, jedzenie i wszystko w sumie
toczyło się normalnie. Zaczęłam się jedynie spóźniać do pracy, co niejednokrotnie
doprowadzało szefową do szału.
Moje myśli wracają z przeszłości do teraz. Do faktu, że dzisiaj nie idę
do pracy. Od kiedy się obudziłam, towarzyszy mi nieprzyjemne uczucie.
W końcu postanawiam trochę się rozluźnić. Biorę świeżo zaparzoną kawę i
siadam z gorącym napojem przy oknie. Mieszkam na spokojnej ulicy i zawsze
niezwykle to sobie ceniłam. Jednak to, co dzieje się teraz, jest nie do
zniesienia. Ani jednej żywej duszy, nie słyszę ani jednego dźwięku. Mam
wrażenie, że gram teraz w filmie „Jestem legendą” z Willem Smithem.
Najwidoczniej aktor nie wiedział, że przetrwał ktoś jeszcze, tak – ja.
W końcu decyduję się wyjść na zewnątrz. Nie wiem, czy to mądre, czy
raczej głupie, po prostu wychodzę.
Zmierzam z kubkiem do mojego małego ogródka i podchodzę do bramki. Nadal
cisza, czuję, jakbym straciła słuch. Po chwili dociera do mnie odgłos silnika.
Kilka sekund później trzy czarne auta przejeżdżają ulicą z prędkością światła.
Stoję jeszcze chwilę, nasłuchując odgłosów nieuchronnego wypadku, jednak
niczego takiego nie słyszę.
Gdy kończę kawę, cisza wciąż jest zbyt przerażająca. Mam wrażenie, że
zaraz coś wybuchnie lub grupa ludzi zacznie strzelać w kierunku domów. Moje
nogi wydają mi się nakazywać, żebym wracała do domu i schowała się pod łóżkiem.
Nie robię tego jednak. Chyba po prostu tracę rozum. To pewnie przez te filmy, których
ostatnio się naoglądałam. Wszystko przez Olivię. Jest tak zafascynowana
Ethanem, że chce zobaczyć, jak to wszystko może w rzeczywistości wyglądać.
Oczywiście to nie ma żadnego sensu. W końcu ile może mieć wspólnego film
gangsterski z prawdziwym życiem mafiosa.
Nogi wygrywają i wracam do środka. Dla odmóżdżenia postanawiam włączyć jakiś
romans. To nie jest jednak dobry pomysł, w każdej pikantnej scenie widzę siebie
i Arthura. Wystarczy, że moja przyjaciółka ma już obsesję na punkcie jednego z
braci. Wyłączam telewizor i przechodzę do pokoju. Z szuflady z bielizną
wygrzebuję paczkę papierosów. Co prawda rzuciłam palenie już jakiś czas temu,
ale teraz potrzebuję nikotyny. Do tej pory wypaliłam jedenaście papierosów z tej
paczki, a mam ją od pół roku, więc to chyba dobry wynik. Przyszła pora na
dwunastego. Zabieram ze sobą zapałki i idę znowu na zewnątrz. Dochodzę do
wniosku, że cisza w moim własnym domu jest bardziej dobijająca niż ta na zewnątrz.
Odpalam papierosa, zaciągam się delikatnie, później jeszcze raz. Z każdym
kolejnym wdechem czuję, że stres zaczyna odpuszczać. Jedenaście poprzednich
papierosów też było właśnie tym, lekarstwem na nerwy. Można powiedzieć, że
każdy z nich mógłby opowiedzieć inną historię. Tym razem jednak po spaleniu
całego papierosa, czuję, jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Wchodzę do domu i
siadam na kanapie.
Wciąż nie mogę przestać myśleć o tym, co widziałam wczoraj. Może prysznic
i śniadanie skierują moje myśli na inne tory.
Po wyjściu z łazienki zabieram się za kanapkę z serem, którą sobie
przygotowałam i znów nie wiem, co ze sobą zrobić. W normalnych okolicznościach
po prostu bym wyszła. Spacer zawsze dobrze mi robi. Ale to niestety odpada. Z
braku sensowniejszych pomysłów, zabieram się za sprzątanie. Nienawidzę tego,
więc na ogół staram się po prostu nie bałaganić, żeby później nie mieć zbyt
wiele roboty.
Po kilku godzinach biegania po domu ze szmatką orientuję się, że na
dworze zapadł już przytłaczający mrok. Świetnie. Jakby atmosfera nie
była wystarczająco gęsta. Ta cisza na ulicy mnie dobija.
Rozglądam się po domu. Znam już każdy kąt na pamięć. Właściwie od czasu,
kiedy mieszkała tu starsza pani, niewiele się zmieniło. Oprócz telewizora,
kanapy i mojego łóżka wszystkie meble mają już swoje lata. Dostałam pozwolenie
na przemeblowywanie i urządzenie domu tak, jak mi się podoba, ale prawda jest
taka, że nie stać mnie na to. Może kiedyś się to zmieni. Jednak teraz
najważniejsze jest dla mnie to, że mam, gdzie spać, a że czasami nie starcza mi
na jedzenie to cóż, mówi się trudno. Najdziwniejsze jest to, że mimo tego
szczęścia, które mnie rozpierało, kiedy zrozumiałam, że będę miała swój własny
kąt, teraz ta cisza, ta samotność i ten niepokój dookoła sprawiają, że przestaję
czuć się tutaj bezpiecznie.
***
Kolejne dni mijały
niemal identycznie, a ja czułam powoli, że wariuję. Siedzenie w domu
doprowadzało mnie do obłędu. Jednak chodzenie do pracy było też dla mnie
rozrywką, z której istnienia w moim życiu, nie zdawałam sobie sprawy. Podobnie
jak wyprawy do sklepu po jedzenie. Co niedługo powinnam zrobić, bo chociaż mało
jadłam, moja lodówka zrobiła się już prawie pusta.
W niedzielny wieczór postanowiłam obejrzeć brazylijską telenowelę – to jeden z tych seriali, do których można wracać
co kilka odcinków i wciąż jest się na bieżąco. Nigdy nie oglądałam takich
tasiemców, ale dziś postanowiłam spróbować. Desperacja wymaga poświęceń. Długo
jednak nie wytrzymuję i wyłączam telewizor.
Na szczęście nie myślę już tak często o tym, co wydarzyło się tydzień
temu. Powoli wymazuję z pamięci to, co widziałam. Wstaję z kanapy i idę w
stronę łazienki. Zatrzymuje mnie jednak dźwięk nadchodzącej wiadomości. To mogą
być tylko dwie osoby, ale z Olivią rozmawiałam kilka chwil temu. Biorę do ręki
telefon i upewniam się, że miałam rację. Tak, to Tessa. Dzięki Bogu!
Jutro wracamy do pracy. Mogę po Ciebie przyjechać.
Nigdy nie podejrzewałabym, że ta wiadomość tak bardzo mnie ucieszy. Na
mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Jestem szczęśliwa, że będę mogła w
końcu wyjść z domu. Kto by pomyślał, że taka zwykła rutyna tyle nam daje. Chyba
najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest normalnie.
Odpisuję szybko Tess:
Super! Znaczy, że wracamy do pracy. Nie ma problemu, sama przyjdę. Do
zobaczenia!
Biegnę szybko do łazienki, biorę długi prysznic i starannie depiluję
nogi. Nie dbałam o siebie przez ostatnie dni.
Po ogoleniu nóg podnoszę się i przez przypadek łapię swoje odbicie w
lustrze. Jestem przerażona tym, co widzę! Wygrzebuję z szuflady pod umywalką
kilka kosmetyków. Zapuściłam się bardziej, niż przypuszczałam.
Dokładnie myję twarz i nakładam maseczkę. Żeby nie stać bezczynnie, aż
będę mogła ją zmyć, suszę włosy. Wychodzę z łazienki i zerkam na zegar. Jest
kilka minut po dwudziestej, a ja już czuję zmęczenie. Byle jak wklepuję w twarz
krem i kładę się do łóżka. Mam nadzieję, że zdarzy się cud i jutro będę mogła
wyjść z domu, nie strasząc ludzi w barze. O ile jacyś tam przyjdą. Po chwili
zasypiam i nic już nie pamiętam.
Komentarze
Prześlij komentarz