[PATRONAT] Rozdział czwarty Agnieszka Siepielska "Dama Paxtona" Sinners&Reapers #1
NIKKI
Ignorując
idiotyczne pytanie, próbuję uwolnić się z pułapki, ale moje drobne ciało nie ma
żadnych szans z jego masywną sylwetką.
–
Czego chcesz, Paxton? – pytam, a raczej bełkoczę zrezygnowana.
–
Żebyś odpowiedziała na moje pytanie, czy podobało ci się to, co widziałaś? –
mruczy, sunąc dłońmi po mojej talii.
Wybałuszam
oczy, bo przez głowę przechodzi myśl, że to zmierza w bardzo, bardzo złym
kierunku. Słyszałam kiedyś, że można wytrzeźwieć w ekspresowym tempie pod
wpływem emocji i to właśnie mi się przytrafia.
–
Hej Pax! Wracamy?
Słyszę
wołanie chyba jednego z członków klubu. Zaciskam powieki, wypuszczając powoli
powietrze. Błagam w myślach, żeby dał mi spokój i poszedł sobie.
–
To jeszcze nie koniec, Nikki.
Odsuwa
się ode mnie, po czym odchodzi.
Wbiegam
szybko do toalety z obawy, że Paxton wróci. Załatwiam potrzebę, doprowadzam się
do porządku, a kiedy wracam do baru, pomieszczenie jest prawie puste, a z
zewnątrz słychać ryk oddalających się motocykli.
Uff!
***
Budzi
mnie przeraźliwy dźwięk dzwonka, a potem odgłos uderzenia ręką. Unoszę
nieznacznie powieki i marszczę brwi, kiedy Ellie głośno przeklina ze swojej
sypialni budzik.
Wczoraj
po powrocie z baru proponowała mi, żebym spała w jej łóżku, a ona sama chciała zająć
miejsce na kanapie. Odmówiłam, wiedząc, że musi znowu wcześnie wstać i zejść do
restauracji.
Podziwiam
jej malutkie, ale bardzo przytulne mieszkanko. W salonie mieści się bordowa
kanapa, mały stolik kawowy i drugi z telewizorem. Kuchnia też jest ciasna, ale
dla jednej osoby wystarczająca. Niewielki stół stoi przy oknie, z którego widać
cały plac.
Wędruję
do łazienki, biorę prysznic i ogarniam swój wygląd, a przyjaciółka proponuje,
żebyśmy zjadły śniadanie na dole, bo jej prywatna lodówka świeci pustkami. Nie
mam nic przeciwko temu.
Po
posiłku, który, na szczęście, tym razem przebiega bez udziału ekipy przerażających
bikerów, żegnam się z Ellie i decyduję się na wizytę u Heatona.
Dzisiaj
nie mam zamiaru odpuścić, bo wcale nie żartowałam, ostrzegając jego sekretarkę,
że zgłoszę oszustwo.
Tuż
przy jego biurze stoją trzy zaparkowane z boku motocykle. Ja to mam szczęście. Gdzie
się nie pojawię, zaraz trafiam na ten klub.
Wysiadam
z samochodu i niepewnie udaję się do budynku. W środku od razu kieruję się w
stronę sekretarki, lecz staję jak wryta, widząc, co się dzieje. Przed gabinetem
Heatona niczym posąg stoi blond olbrzym z rękoma skrzyżowanymi na klatce
piersiowej.
Zerkam
na siedzącą za biurkiem dziewczynę. Pochyliła głowę i trzęsącymi rękoma
poprawia okulary. Ignorując faceta i hałasy dobiegające z pomieszczenia obok,
podchodzę do niej i pytam, czy wszystko w porządku, a kiedy spogląda na mnie i
zauważam jej załzawione oczy, dochodzę do wniosku, że tego już za wiele.
Jeśli
ta banda myśli, że może sobie urządzać dzikie rajdy po miasteczku na tych
swoich bestiach i doprowadzać kobiety do płaczu, to jeszcze nie mieli do
czynienia ze mną. Prawdziwą Nikki Preston.
Wkurzona
odwracam się i zbliżam do wielkoluda. Dłonie formuję w pięści i opieram na
biodrach. Spoglądam do góry, napotykając jego rozbawione błękitne spojrzenie.
–
Co się tutaj dzieje? Co jej zrobiłeś!? – Wskazuję ręką w kierunku dziewczyny,
nie odrywając od niego wzroku.
W
odpowiedzi unosi lekceważąco brwi, a ja mam wrażenie, że krew w moich żyłach
zaczyna wrzeć.
–
Te wasze imprezy wypaliły ci mózg i język, Hulk!?
Najpierw
przechodzą mnie ciarki na widok jego miny. Zaciska szczękę i pewnie, gdyby
mógł, zacząłby puszczać nosem parę. Wyobrażam sobie, jak przelatuję przez całe
pomieszczenie, ale on chwilę później odrzuca głowę do tyłu i wybucha głębokim,
gardłowym śmiechem.
Nagle
drzwi za tym pajacem otwierają się i kiedy olbrzym się odsuwa, dostrzegam
Reeda. Zauważa mnie i wygląda, jakby czuł się winny. Wiem, że ma to coś
wspólnego ze mną. Wykorzystuję moment i przeciskam się do gabinetu.
Na
miejscu właściciela siedzi Paxton z zarzuconymi na biurko i skrzyżowanymi w
kostkach nogami. Na mój widok kąciki jego ust unoszą się nieznacznie, chociaż w
spojrzeniu maluje się niezadowolenie.
Gapimy
się na siebie przez chwilę. Nagle on zrywa się z miejsca i wstaje. Obchodzi
mebel i im bliżej jest, tym bardziej tracę pewność siebie, ale robię wszystko,
aby tego nie zauważył. Tłumaczę sobie, że nie jestem już dzieciakiem, którego
mógł ustawiać w kącie.
Paxton
z powagą spogląda za mnie, w kierunku Reeda i Hulka.
–
Na dzisiaj to wszystko, jedziemy – oświadcza. Jego wzrok, tym razem poważny,
powraca do mnie. Znowu czuję, jakby stał przede mną sam Lucyfer. – Nigdy, ale
to nigdy nie przerywa się mojemu klubowi. Tym razem ujdzie ci to na sucho, ale lepiej,
żebyś się nie przekonała, co się stanie, jeśli ta sytuacja się powtórzy.
Po
czym wychodzi.
Kiedy
drzwi się za nim zamykają, ktoś z boku odchrząkuje. Spoglądam na starszego
mężczyznę. O mój Boże, to Heaton?! Co ja sobie myślałam, że tylko ja się starzeję,
a inni nie?
Siwiuteńki
starszy pan w kraciastej marynarce podchodzi do biurka i wyjmuje z szuflady
kopertę, z którą następnie do mnie podchodzi.
–
To są wszystkie pieniądze, które mi przelałaś, Nikki. – Ręka wyciągnięta w moim
kierunku drży niemiłosiernie. – Nie mogę się podjąć pracy u ciebie, przykro mi.
Teraz
mi to mówi?
Miał
wystarczająco dużo czasu, a przypomniało mu się teraz, żeby łaskawie mnie poinformować,
że będę mieszkała w ruinie?
Biorę
od mężczyzny pakunek, a ten odwraca się i podchodzi do fotela, po czym siada.
–
Dlaczego? Nie ma pan nikogo do pomocy? – pytam, bo nie widzę innego
wytłumaczenia, a po jego kondycji wnioskuję, że sam nie za bardzo nadaje się do
takich robót.
Mężczyzna
rozgląda się z żalem po pomieszczeniu i wzdycha.
–
Mój syn miał przejąć interes, ale wolał robić coś innego. Na dodatek zwinął mi sprzed
nosa pracowników i wyjechał. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to wszystko
sprzedać. – Na dźwięk ostatniego słowa, coś świta mi w głowie.
Przez
ostatni rok pracowałam w firmie deweloperskiej ojca. Mieliśmy swoich
projektantów wnętrz i specjalistów od planowania ogrodów. Nie wiem, czy
nauczyłam się wystarczająco dużo przez ten czas, ale może warto spróbować. Nie
będę przecież tu siedzieć z założonymi rękami od rana do wieczora.
–
Kupię to od pana, choćby w tej chwili – wypalam zadowolona z siebie, lecz mężczyzna
nie wygląda, jakby się cieszył.
–
Co to, to nie. Chcę sobie spokojnie żyć na emeryturze.
Najpierw się oburzam, bo nie rozumiem, o
co mu chodzi, ale po chwili to do mnie dociera.
Cholerny
Paxton!
–
To on zakazał panu remontów u mnie, prawda? – pytam wkurzona.
Heaton
ożywa, wstaje i zaczyna zbierać dokumenty z biurka, pakując je do teczki.
–
A bijcie się w cholerę o tę ziemię, ale mnie w to nie mieszajcie! – wybucha
nagle, a ja zamieram.
O
jaką ziemię? Co ten facet bredzi?
Wypadam
jak strzała z budynku, wsiadam do samochodu i dzwonię do koleżanki, z którą
pracowałam, z prośbą o sprawdzenie kilku informacji.
Siedzę
w Louise chyba z pół godziny, co chwilę zerkając na komórkę i czekam, aż Leah
oddzwoni. W końcu kobieta lituje się i odbieram połączenie.
–
Nikki, jakieś dwa kilometry za twoim domem powinien być stary magazyn, prawda?
–
Tak – potwierdzam informację i słyszę, jak dziewczyna wzdycha, a ja ponaglam
ją, aby w końcu powiedziała to, na co czekam.
–
Magazyn i ziemia dookoła zostały wykupione i zarejestrowane jako własność
Sinners & Reapers, klubu motocyklowego. Nikki, wszystkie działki od
skrzyżowania, poza twoją, należą do nich. – Po drugiej stronie nastaje cisza, a
wnętrze samochodu wypełnia dźwięk mojego szaleńczo bijącego serca.
Komentarze
Prześlij komentarz