[PATRONAT] Drugi rozdział Belle Aurora "Raw: Rebirth"
Lexi
Skórę miałam mokrą i pokrytą zimnym
potem, ale chwilowo zignorowałam dziką potrzebę wzięcia prysznica. Zaraz po
wejściu do domu zawołałam:
– Hej, jesteście?
Ku mojemu absolutnemu
zachwytowi nikt nie odpowiedział. Nogi zaprowadziły mnie do kuchni. Odciągnęłam
krzesło od stołu, ignorując irytujące piszczenie, po czym stanęłam na nim i
sięgnęłam do najwyższej szafki po lewej, by wyciągnąć ukryty strategicznie czekoladowy
baton. Z radosnym uśmiechem zeszłam na podłogę, usiadłam, otworzyłam opakowanie,
po czym wzięłam wielkiego gryza.
Z uczuciem czystej
rozkoszy zamknęłam oczy i przeżułam powoli, zachwycając się słodkim, bogatym
smakiem.
Spojrzałam na baton z
lekkim poczuciem winy, bo dopiero co skończyłam trening.
Wzruszyłam jednak
ramionami, biorąc kolejny kęs.
– A, walić to.
W końcu po to
ćwiczyłam, tak? Żebym mogła jeść to, co chcę. A teraz miałam ochotę na
czekoladę, więc…
– Pycha –
wymamrotałam, wrzucając resztę batona do ust.
Drzwi wejściowe
trzasnęły, na co otworzyłam szerzej oczy. Wcisnęłam papierek za stanik,
przeżuwając szybciej.
– Okej, mały. –
Usłyszałam Molly. – Zdejmij buty i odłóż plecak.
AJ wpadł do środka,
krzycząc:
– Cześć, mamo!
Zakryłam usta dłonią,
kontynuując przeżuwanie, przełknęłam z trudem, a potem odpowiedziałam:
– Cześć, skarbie.
Molly weszła do kuchni
i przyjrzała mi się uważnie.
– Jadłaś
czekoladę? – zapytała z szerokim uśmiechem.
Skąd wiedziała?
– Co? Nie –
odparłam nieco za szybko.
Z uśmiechem zmarszczyła
brwi i przyłożyła palec do kącika moich ust, po czym go powąchała.
– Czekolada. –
Zmrużyła oczy. – Dlaczego jadłaś czekoladę? Też chcę.
Cholera.
Złapana na gorącym
uczynku.
Dwudziestodwulatka
szybko stała się członkiem naszej rodziny. Owszem, niewielkiej i po
przejściach, ale Molly do nas pasowała. Gdy Julius polecił ją jako nianię na
niepełny etat, nie byłam przekonana. Powinnam była jednak wiedzieć, że każda
osoba zarekomendowana przez niego, była sprawdzana po trzy razy.
Niczego nie pozostawiał
przypadkowi. Jego żona Alejandra też nie.
Trochę za nimi
tęskniłam.
Mieszkali z nami przez
sześć miesięcy po przeprowadzce do Sydney. Ana nie była wtedy w dobrym stanie.
Została uprowadzona i zmaltretowana, co odbiło się mocno na jej psychice. Była
niesamowicie krucha, aż miało się wrażenie, że złamie ją najlżejszy dotyk,
dźwięk czy podmuch wiatru, a po gehennie, którą przeszła, ledwie się odzywała.
Choć wielokrotnie o tym myślałam, nie byłam w stanie zrozumieć, co przeżyła ta
biedna kobieta.
W ciągu zaledwie kilku
dni straciła palec, złamano jej kości, była wielokrotnie gwałcona i doznała
trwałego uszkodzenia oka z ręki wariata, który pociął ją nożem myśliwskim.
Miała teraz paskudną bliznę i okropnie bała się lekarzy. Mimo wszystko Julius
kochał ją tak samo. Kiedy u nas mieszkali, miałam okazję przekonać się, jak
bardzo została poraniona.
Czasami nadal nawiedza
mnie to wspomnienie.
Pamiętam, jak budziłam
się, słysząc pełne przerażenia krzyki i biegłam korytarzem, by przekonać się,
że Julius próbuje zapanować nad sytuacją.
– Obudź się,
skarbie – powtarzał coraz bardziej gorączkowo. – Kurwa. Obudź się! – mówił coraz głośniej. – Ana!
Ale krzyki nie milkły,
a ja stałam na końcu korytarza z ręką przyciśniętą do klatki piersiowej,
próbując bez skutku uspokoić walące serce. Gdy wrzaski cichły, zastępowane
odgłosami rozpaczliwego płaczu, z ociąganiem wracałam do siebie, ale nie mogłam
już zasnąć.
Pewnego razu dobiegł
mnie z korytarza dźwięk kroków, założyłam więc szlafrok i wyszłam z pokoju.
Widok, który ukazał się moim oczom, złamał mi serce.
Julius niósł stertę
pościeli do pralni. Zapach moczu był prawie niewyczuwalny, ale trudny do
zignorowania.
Ruszyłam za nim w
stronę otwartych drzwi, a on odwrócił się, wyczuwając moją obecność. Miał na
sobie jedynie spodnie od piżamy, wyglądał na oszołomionego i niewyspanego.
Zauważyłam czerwone ślady na jego szyi i zadrapania na klatce piersiowej, jego
skóra w kolorze kawy była gdzieniegdzie zarumieniona.
– Hej – wyszeptał,
wkładając pościel do pralki. – Wybacz, że cię obudziliśmy.
Zaczęłam zdawać sobie
sprawę z tego, że Julius miał cierpliwość świętego.
– Nie przejmuj się
– odparłam. – Wszystko z nią w porządku? – spytałam po chwili wahania. Julius,
stojąc plecami do mnie, pokręcił głową, a ja weszłam do pomieszczenia. –
Kolejne wspomnienie?
– Ona… –
chrząknął. – Zaplątała się w pościel. Obudziła się przerażona. – Westchnął
cicho, ze zmęczeniem. – Miała wypadek.
Okropnie przygnębiało
mnie to, że ta urocza kobieta przeszła w swoim krótkim życiu tak wiele i
reagowała strachem na sytuację taką jak zaplątanie się w pościel. Strachem na
tyle dużym, że aż się zmoczyła. Dobijało mnie patrzenie, jak odmawia naszej pomocy.
Byłam wykwalifikowaną
pracownicą opieki społecznej. Posiadałam odpowiednią wiedzę, wystarczyłoby
więc, by przyjęła to, co jej oferowałam. Na wyciągnięcie ręki miała najlepszą
australijską pomoc zdrowotną. Ale lepiej niż ktokolwiek inny rozumiałam jej
strach i to, jak destrukcyjną miał moc.
– Może moglibyśmy
jeszcze raz spróbować terapii? – zaproponowałam.
Julius parsknął cichym
śmiechem.
– Jasne.
Powodzenia. Ana ledwie odzywa się do mnie. Jak zmusisz ją do mówienia?
– Nie wiem –
przyznałam szczerze.
Wciągnął głęboko
powietrze, a potem wypuścił je powoli. Przechodząc obok, cmoknął mnie lekko w
policzek.
– Wybacz, że cię
obudziliśmy.
Następnego ranka
zastałam Anę siedzącą przy kuchennym stole naprzeciwko AJ-a, a kiedy zaspana
weszłam do środka, posłała mi uśmiech. Pewnie, nie mówiła za wiele, ale nadal
była dla mnie tak miła, jak to możliwe, a jeśli mogła podarować mi jedynie
uśmiech, dobre i to.
Uścisnęłam lekko jej
ramię.
– Dzień dobry,
Ana. – Zatrzymałam się przy synu, pochyliłam, objęłam go i pocałowałam w szyję.
– Dzień dobry, skarbie. Jesteś głodny?
Skrzywił się i wytarł,
jak przystało na małego chłopca.
– Nie. Ana zrobiła
mi tosta.
Spojrzałam na nią z
uśmiechem, prostując się.
– Dzięki. Zrobić
ci coś? – Odwzajemniła uśmiech, ale uniosła kubek, pokazując, że ma wszystko,
czego jej trzeba. Po zerknięciu do lodówki wymamrotałam: – Okej, cóż, będą
jajka i bekon.
Na te słowa w kuchni
pojawił się Julius, który wyglądał, jakby dopiero co zwlekł się z łóżka.
– Piszę się.
Parsknęłam śmiechem, a
potem odwróciłam się do Any.
– Zauważyłaś, że
pojawia się zawsze, gdy mowa o jedzeniu?
Spojrzała wesoło na
męża, ale upiła jedynie łyk kawy. Julius usiadł obok niej z ciężkim
westchnieniem, by chwilę później pociągnąć jej krzesło w swoją stronę z
przeraźliwym piskiem. Ana odłożyła kubek, a on zaczął jej szeptać coś na ucho.
Obserwowałam ich dyskretnie, przygotowując śniadanie. Nie wiem, co mówił, ale
jego słowa odniosły efekt. Alejandra zaczęła kiwać wolno głową z zamkniętymi
oczami, a kiedy Julius się odsunął, z miłością ujęła jego twarz w dłonie i
spojrzała mu w oczy. Gdy zauważyła pod nimi ciemne kręgi, posmutniała i
nachyliła się, by pocałować jego pełne wargi.
Niezależnie od tego, co
przeszła, jedno było jasne. Kochała swojego męża w sposób, którego nie były w
stanie opisać zwykłe słowa. Taka miłość zdarzała się rzadko, a jeszcze rzadziej
pojawiała się taka, której była zdolna przetrwać wszystkie trudności.
Uwielbiałam Anę i Juliusa, a choć mieli swoje problemy, kibicowałam im.
Smażąc jajka na jednej
patelni i bekon na drugiej, wrzuciłam chleb do tostera, a kiedy był gotowy,
Julius wstał, by wyciągnąć dwa talerze.
Wtedy uderzył AJ.
– Czemu masz
koszmary?
Zamarłam. Owszem, był
tylko dzieckiem, ale rozmawiałam z nim o tym i wiedział, że nie może zadawać
Anie takich pytań.
Zaskoczyła mnie więc,
kiedy odpowiedziała. Chwilę jej to zajęło. Głos miała cichy i nieco schrypnięty
przez to, że rzadko go używała.
– Bo źli ludzie
zrobili mi złe rzeczy.
AJ odsunął krzesło i
podszedł do niej. Gdy zerknęłam na Juliusa, zobaczyłam wyprostowane jak struna
plecy. Wiedziałam, że słuchał. Mój syn usiadł przy tej drobnej kobiecie i
spojrzał na jej białe, uszkodzone oko.
– Oni to zrobili?
Przełknęła powoli.
– Tak.
– Bolało?
Ana pokręciła głową.
– Nie. – Ujęła
dłoń mojego synka i dotknęła nią blizny pod okiem. AJ skrzywił się, ale posłała
mu zachęcający uśmiech. – Jest w porządku. Już mnie nie boli.
Pozwolił się
poprowadzić i przycisnął paluszek do jej twarzy, opuścił go jednak nagle,
pytając:
– Dlaczego
płaczesz w nocy?
Niemal umarłam.
Odwróciłam się z
szeroko otwartymi oczami, zaskoczona jego złymi manierami i spojrzałam na niego
z naganą.
– Wystarczy.
Ana uniosła dłoń, by
dać znać, że wszystko porządku. Mimowolnie zauważyłam, jak trzęsła jej się
ręka, jakby używanie głosu bardzo ją męczyło, zdobyła się jednak na to dla mojego
syna.
– Płakałam, bo
jestem smutna, skarbie.
AJ postanowił nagrodzić
jej szczerość.
Zerwał się nagle i
pobiegł do pokoju. Wszyscy słyszeliśmy hałas, gdy rozrzucał rzeczy, a kiedy w
końcu znalazł to, czego szukał, przybiegł z powrotem. Ana przyjęła
sfatygowanego brązowego misia, którego jej wręczył, a gdy na niego spojrzała,
wyjaśnił:
– Czasem kiedy
jest mi smutno, tulę mojego misia. – Spojrzał jej w oczy niespeszony, jak
potrafią tylko dzieci. – Jest miły, miękki, a do tego pachnie jak ciasteczka.
Ana przytknęła nos do
brzucha misia i uśmiechnęła się.
– Faktycznie. –
Oddała mu go. – Ale nie mogę go przyjąć. Należy do ciebie.
Wypiął dumnie pieś,
stwierdzając:
– Jestem dużym
chłopcem. Nie potrzebuję go już.
– Pewnie, że
potrzebujesz – odparła uprzejmie, wyciągając do niego pluszaka.
Ogarnęła mnie duma, gdy
usłyszałam jego odpowiedź.
– Sądzę, że
potrzebujesz go bardziej.
Był dobrym dzieckiem i
naprawdę chciał pomóc. Nakładając jedzenie na talerze, odezwałam się cicho:
– Uparciuch z
niego. Nie przyjmuje odmowy. – Komicznie wytrzeszczyłam oczy. – Wierz mi, coś o
tym wiem.
Ana spojrzała na misia,
lekko musnęła jego nos i przytuliła go do siebie, a długie ciemne włosy opadły
jej na twarz.
– Dziękuję –
powiedziała cicho.
AJ odpowiedział
uśmiechem.
– Jesteś ładna,
Ana – stwierdził, po czym odwrócił się do mnie. – Mogę iść teraz pooglądać
telewizję?
Chryste, co za dziecko.
– Pewnie.
Ramiona Juliusa trzęsły
się od bezgłośnego śmiechu, gdy usiadł przy stole, zabierając ze sobą swój
talerz.
– Muszę się
pilnować, Lexi. Zdaje się, że twój syn chce mi ukraść żonę.
Zajęłam miejsce obok
nich.
– Nie wiem, co
dziś w niego wstąpiło. Bardzo mi przykro.
– W porządku –
odpowiedziała Ana. – Kocham AJ-a.
Gdy spojrzałam na syna
siedzącego w pokoju obok, zmiękłam.
– On też cię
kocha.
I tak było naprawdę.
Udowadniał to nieustannie, spędzając czas razem z Aną, gdy wydawało mu się, że
jest samotna; rozmawiał z nią, dzielił się słodkościami, przynosił jej swoje
ulubione rzeczy do przechowania, a kiedy nadszedł czas pożegnania, był
zdruzgotany.
– Wrócisz kiedyś?
– zapytał płaczliwie, ocierając nos rękawem.
Ana uklękła przy nim,
uśmiechając się łagodnie.
– Oczywiście,
kochanie. Nie wyprowadzamy się daleko. – Złapała go za rękę i ścisnęła mocno. –
Możesz do nas wpadać, kiedy tylko będziesz chciał.
– Teraz? –
zapytał, pociągając nosem, a ona roześmiała się na to niemądre pytanie.
Czułam, że AJ pomógł
jej dość do siebie i jako rodzic nie mogłabym otrzymać piękniejszego
komplementu. To wiele mówiło o jego charakterze.
Przykro mi było
patrzeć, jak traci przyjaciela, ale to, że Ana i Julius ruszali dalej ze swoim
życiem, było dobre. Przez dłuższy czas nie wykonali kroku w przód ani w tył.
Po prostu… utknęli.
Ana delikatnie otarła
łzy AJ-a i odezwała się miękko:
– Obiecuję, że gdy
tylko będziemy mieli meble i łóżko dla ciebie, będziesz mógł u nas nocować,
okej?
Na te słowa synek
uśmiechnął się przez łzy.
– Okej.
Przytulił ją z całych
sił, a gdy się odsunął, Julius otworzył ramiona.
AJ podszedł do niego
powoli, powłócząc nogami, a kiedy przed nim stanął, spuścił głowę z
nieszczęśliwą minką. Julius go podniósł, a gdy ten ułożył głowę na jego
ramieniu, cała się rozpłynęłam.
– Jesteś
gospodarzem tego domu – powiedział Julius. AJ skinął głową. – To oznacza, że
musisz się troszczyć o swoją mamę.
Uśmiechnęłam się
smutno, syn natomiast spojrzał na mnie i wymamrotał:
– Będę. Obiecuję.
– Dobry chłopak –
odparł Julius, tuląc swojego chrześniaka i kołysząc go lekko. – Wszystko gra?
AJ pokręcił głową, więc
Julius przytulił go jeszcze mocniej, parskając cichym śmiechem.
– Oj, daj spokój.
Dobijasz mnie.
Dostrzegłszy uśmieszek
AJ-a, zorientowałam się, że udawał, wyraźnie pragnąc uwagi, ale po tym, jak
Julius i Ana w końcu nas zostawili, dom sprawiał wrażenie okropnie pustego i
tak cichego, co mówiąc szczerze, nie podobało mi się ani odrobinę.
Mijały tygodnie, a sytuacja
się nie zmieniała. Pewnego razu Julius zadzwonił. Brzmiał na wyczerpanego, gdy
przyznał:
– Mogę teraz
przekroczyć granicę, Lex.
Co za dziwne
stwierdzenie.
Byliśmy ponad to. Po
wszystkim, co przeszliśmy, nie sądziłam, że możemy żyć inaczej, niż żyliśmy.
Granice nigdy nie zostały przekroczone, bo żadne między nami nie istniały.
– Niemożliwe –
odparłam. – O co chodzi?
– Dzwonił do mnie
znajomy. W zasadzie to córka znajomego. Szuka pracy.
Tak. Zdecydowanie mnie
zdziwił.
– Okej.
– Nie ma zbyt
dużego doświadczenia, ale jest dobra w jednym.
– Tak? – zapytałam
z ciekawością. – W czym?
– Wspaniale radzi
sobie z dziećmi.
Serce mi się ścisnęło.
– Julius…
Przerwał mi jednak:
– Pomyśl o tym,
Lex. Od jakiegoś czasu pragniesz wrócić do pracy, ale twierdziłaś, że trudno to
pogodzić z opieką nad AJ-em. Molly ci pomoże. Znowu będziesz mogła pracować, w
godzinach, które będą ci odpowiadały. – Po chwili ciszy zapowiedział: – AJ ją
pokocha.
Nie chciałam ranić
uczuć Juliusa, ale faktycznie przekraczał granicę.
– Ma na imię
Molly?
– Tak. Ma
dwadzieścia jeden lat i szuka czegoś na dłużej.
Westchnęłam lekko.
Uaktywniła się moja
matczyna troska.
– Ufasz jej?
– Lex – powiedział
tylko, a ja zorientowałam się, że to było głupie pytanie. Jakby Julius mógł
dopuścić do swojego chrześniaka kogokolwiek niezaufanego.
Powrót do pracy brzmiał
świetnie. Mimowolnie zaczęłam rozważać tę propozycję.
– Cóż, nie mogę
obiecać, że zostanie z nami na dłużej… – westchnęłam przeciągle – ale może
wpaść na dzień czy dwa w przyszłym tygodniu, żebym mogła ją lepiej poznać.
Tyle mu wystarczyło.
– Oczywiście. Nie
będę z niczym wyskakiwał, dopóki jej nie poznasz. Jest… – urwał – inna.
W następnym tygodniu
poznałam Molly i zrozumiałam, co miał na myśli.
Kiedy otworzyłam drzwi,
zastałam za nimi drobną, szczupłą dziewczynę o oliwkowej cerze, w czarnych
obcisłych dżinsach, luźnej bluzce z długimi rękawami i ciężkich butach. Duże
piwne oczy podkreśliła grubą kreską, a wydatne usta pomalowała purpurową
szminką. Ciemne włosy miała krótkie i kręcone, z przedziałkiem na środku głowy
i prostą grzywką. Przycięte paznokcie pomalowała na czarno, poza tym była
wytatuowana. Kiedy otworzyła usta, zaskoczyła mnie słodkim głosem.
– Pani Ballentine?
– Gapiłam się, a ona powoli podrapała się po ramieniu. – Uch, jestem Molly. –
Nie byłam w stanie niczego z siebie wydusić. Otworzyła szerzej oczy,
wyjaśniając: – Od Juliusa.
To ostatnie wyszło jej prawie
jak pytanie.
Chwilę mi zajęło
przetworzenie tego, co widziałam, a kiedy w końcu mi się to udało, pokręciłam
głową, jakbym chciała ją z czegoś oczyścić.
– Wybacz –
wykrztusiłam, otwierając drzwi i odsuwając się. – Proszę, wejdź.
Weszła, ale z wahaniem.
Nie mogłam jej za to winić. Gdyby mnie powitano w taki sposób, też bym się
wahała.
Zaprowadziłam ją do
kuchni i uśmiechnęłam się grzecznie.
– Siadaj. – Gdy
tylko to zrobiła, kolana zaczęły jej podskakiwać, a ja wiedziałam, że nie
wywarłam na niej dobrego pierwszego wrażenia. Spróbowałam to zmienić.
– Czyli jesteś
opiekunką do dzieci?
– Nianią –
doprecyzowała. – Tak właściwie byłam au pair.
Nie wyglądała.
– Poważnie? A
gdzie?
– W Londynie. –
Molly rozejrzała się po kuchni, jej wzrok padł na zdjęcie klasowe AJ-a przyczepione
do lodówki. Obok wisiała jeszcze tylko jedyna fotografia Twitcha, jaką miałam.
Spojrzała na mojego ślicznego chłopca i na ustach zagościł jej uśmiech. – To
AJ?
Odwróciłam się, by
spojrzeć na zdjęcie.
– Tak. To on.
– Słodziak.
– Och, jest tego
świadom. – Uśmiechnęłam się szeroko.
Na chwilę zapadła
cisza; patrzyłam, jak mina Molly rzednie. Wstała i otworzyła usta, ale nic nie
powiedziała. Zmusiła się do uśmiechu, a potem spróbowała ponownie. W jej głosie
brzmiało zrozumienie.
– To się nie uda.
– Wstałam, próbując coś odpowiedzieć, ale pokręciła głową. – W porządku,
naprawdę. Rozumiem. – Unikając mojego wzroku, wycofała się z kuchni ze słowami:
– Dzięki za zaproszenie.
Ta młoda dziewczyna
poczuła się przeze mnie wyobcowana.
Zrobiło mi się głupio.
Zanim za nią pobiegłam,
zdążyła już wsiąść do jasnoczerwonego, podrasowanego auta. Wypadłam z domu na
bosaka i kiedy silnik zaczął nisko mruczeć, stanęłam przed samochodem, a ona
spojrzała na mnie jak na wariatkę.
Wskazałam gestem, żeby
zgasiła wóz. Zrobiła to, nie ruszała się jednak ze swojego miejsca; przyglądała
mi się ostrożnie, spuszczając szybę. Podeszłam do niej i schyliłam się.
– Może wrócimy do
środka? – Spojrzała na mnie krzywo, ale ani drgnęła. Spróbowałam więc naprawić
szkodę, którą wyrządziłam, słowami: – AJ niedługo wróci do domu. Jeśli mamy to
zrobić, chciałabym, żebyś go najpierw poznała.
Przez chwilę obie
milczałyśmy.
Wysiadła z wahaniem, a
potem wróciłyśmy do kuchni, w której czekałyśmy na powrót AJ-a. Rozmowa się nie
kleiła, a Molly nie nawiązywała kontaktu wzrokowego, jednak gdy tylko
rozbrzmiał dzwonek i pojawił się mój synek, machając mamie koleżanki, Molly
ożyła.
AJ wpadł do kuchni i
zamrugał na jej widok.
– Kim jesteś?
Skrzywiła się na to
niegrzeczne pytanie, po czym zadała własne:
– Kim ty jesteś?
– AJ – przedstawił
się. – Mieszkam tu.
Na to Molly się
uśmiechnęła.
– A ja Molly i nie
mieszkam tu.
Miała dobre podejście
do dzieci.
– Wow – rzucił
oniemiały, gdy dostrzegł jej tatuaże. – Masz tatuaże.
– Mam –
potwierdziła, mrużąc na niego oczy. – A ty?
Zachichotał.
– Nie. Jestem za
mały – dodał, jakby sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Wiedziałam, co teraz
powie. – Mój tata miał tatuaże. Mnóstwo.
Nie spodziewałam się
jednak odpowiedzi Molly.
– Spotkałam go
raz.
Zmarszczyłam lekko brwi.
Naprawdę?
– Jak to? – spytał
zaskoczony AJ.
Kiwnęła głową.
– Ano tak, dawno
temu, ale nadal to pamiętam.
Brzmiało
prawdopodobnie. Kto by ją winił.
Trudno zapomnieć o
Twitchu.
– Jak dawno? –
zapytał AJ, upuszczając plecak na podłogę, i podszedł bliżej.
Molly namyśliła się.
– Lata temu. –
Uśmiechnęła się, świadoma, że przykuła uwagę mojego synka. – Pamiętam, że był taki wysoki. – Zmarszczyła brwi. – A
może po prostu to ja byłam bardzo mała. Nie pamiętam.
– Nie jesteś mała
– zaszczebiotał AJ – ale tata był… – Spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się więc
pokrzepiająco. – Tak, tata był wysoki.
Gdy siedziałam tak,
słuchając, jak mała gotka opowiada mojemu synowi, jak niewiele wie o jego ojcu,
oparłam się o kuchenny blat i uśmiechnęłam do wspomnień. Zanim skończyła, AJ
był już zakochany, a kiedy dodała, że wygląda tak samo jak tata, całkowicie go
kupiła.
Zaproponowałam Molly,
by przychodziła przez miesiąc na dwa dni w tygodniu. Później dzień po dniu
zwiększałam ten zakres, aż w końcu częściej była w moim domu, niż jej nie było.
Dostrzegłam jej inną stronę. Zabawnej, ale stanowczej strażniczki małego
chłopca, który ją uwielbiał. Ona kochała go z całego serca.
Prośba, by się do nas
wprowadziła, gdy dostałam pracę na pół etatu w sektorze opieki socjalnej,
wydała mi się naturalna. Molly zgodziła się i od tego czasu już nas nie
opuszczała.
Ale nie byłam głupia, a
czas spędzony z Twitchem nauczył mnie czytać między wierszami. Kiedy więc
dowiedziałam się, że Molly doskonale władała bronią i znała sztuki walki, moje
podejrzenia się potwierdziły.
Nie miałam pewności,
kim jest ta dziewczyna, ale Julius chciał, by była blisko mnie i AJ-a z konkretnego
powodu – by nas chronić. Nie wiedziałam tylko przed czym.
I to mnie martwiło.
Komentarze
Prześlij komentarz