[PATRONAT] Recenzja Magdalena Kubasiewicz „Wigilijny Pech”
Kiedy
święta nie są ani rodzinne, ani ciepłe, tylko poczucie humoru pozwala je
przetrwać
Diana Dąbrowska, zwana DiDi, ma wigilijnego pecha. Zawsze w okresie świąt Bożego Narodzenia dochodzi do mniejszej lub większej katastrofy. Wszystkie nieszczęścia, których w swoim życiu doświadczyła, zdarzyły się właśnie wtedy. Najbliższa Wigilia zapowiada się na wyjątkowo okrutną dla DiDi, bo nie dość, że los nie odpuszcza, to jeszcze chłopak właśnie zostawił ją na lodzie, a na domiar złego w pierwszy dzień świąt ma się odbyć ślub jej młodszej siostry, na którym pojawi się sama. Co jeszcze może pójść źle?
Diana Dąbrowska, zwana DiDi, ma wigilijnego pecha. Zawsze w okresie świąt Bożego Narodzenia dochodzi do mniejszej lub większej katastrofy. Wszystkie nieszczęścia, których w swoim życiu doświadczyła, zdarzyły się właśnie wtedy. Najbliższa Wigilia zapowiada się na wyjątkowo okrutną dla DiDi, bo nie dość, że los nie odpuszcza, to jeszcze chłopak właśnie zostawił ją na lodzie, a na domiar złego w pierwszy dzień świąt ma się odbyć ślub jej młodszej siostry, na którym pojawi się sama. Co jeszcze może pójść źle?
Wydawnictwo:
W.A.B
Rok
wydania: 2019
Format:
Książka
Liczba
stron: 320
W
kilku czytanych przeze mnie powieściach pojawiał się temat nieziemskiego pecha,
który paskudnie doświadczał bohaterów. Autorzy wprost nie mieli nad nimi
litości, jednak nigdy nie spotkałam się z tym, żeby dotykał on kogoś zwłaszcza
w okresie świąt. Z reguły ten okres jest przedstawiony w sposób magiczny, który
jest w stanie poruszyć nawet najbardziej zatwardziałe serce każdego, a tutaj ma
zwiastować nieszczęścia głównej bohaterce. Jesteście ciekawi jak wyszła ta
ciekawa fabuła w praktyce wijąc się w opowieść? Magdalena Kubasiewicz ukazuje
nam zupełnie inne podejście do tematyki świątecznej, czy jest gorsze? W żadnym
wypadku! Jest ludzkie i bardziej bliskie nam samym, bo przecież nie zawsze
wszystko wychodzi idealnie, prawda? I może właśnie w tym tkwi prawdziwa magia?
Mogłoby
się wydawać, że każdy z nas ma pewne limity, czy dotyczą to cierpliwości,
przekraczania granic, złości, ale żeby pecha? Bywają wśród nas nieszczęśliwcy,
na których zawsze coś „spada”, czy to korek, kiedy się spieszą, autobus, który
notorycznie im umyka, budzik, który nie słucha, czy niezapowiedziane
sprawdziany w szkole. Takie bywa życie,
jest jednym słowem nieprzewidywalne.
Czasami
takie sytuacje bywają komiczne, wywołują u nas niekontrolowane salwy śmiechu,
jednak z czasem przestaje on występować ustępując miejsca grymasowi niezadowolenia.
Ile razy można przechodzić przez to samo? Czy jest jakiś sposób, aby uniknąć takich
nieoczekiwanych zjawisk? Obawiam się, że nie, kiedy dzieje się coś, czego nie
potrafimy przewidzieć, nie da się zareagować w najbardziej odpowiedni sposób,
nie kiedy nie jesteśmy na to przygotowani. Główna bohaterka książki próbowała
przewidzieć i przechytrzyć swój pech, próbując spędzić święta inaczej, jednak
za każdym razem, nie ważne jaka pomysłowa by ona nie była, działo się coś, co
sprawiło, że pech był górą!
Myślę,
że każdy z nas zdołał doskonale poznać pecha, a nawet się z nim zetknąć, zawsze
kiedy z pewnych logistycznych względów musiałam być zdrowa, działo się coś
wręcz przeciwnego i dopadało mnie choróbsko, zniesmaczenie i gderliwy humor,
dlatego świetnie potrafię się wczuć w rolę głównej bohaterki.
Główną
bohaterką książki „Wigilijny Pech” jest Diana Dąbrowska, którą wszyscy nazywają
DiDi, oprócz niej spotykamy się z jej młodszymi siostrami Ireną i Edytą. Jak to
zazwyczaj w rodzinie bywa, dziewczyny są od siebie diametralnie różne, jak
przysłowiowy ogień i woda. Nie tylko
różnią się pod względem charakteru, ale także sposobu, w który postrzegają życie. Mają inne plany,
marzenia i pragnienia, co innego jest dla nich ważne, a płynie w nich jedna
krew.
Diana
jest kobietą niezależną, od zawsze ciągnęło ją do wielkiego miasta niż wicia w
rodzinnych stronach spokojnego i gniazdka, czego oczekiwało od niej
społeczeństwo. Wolała skupić się na sobie i własnych pragnieniach, marzyła o
robieniu kariery, dlatego też poświęcała temu swój czas. Jest pewnego rodzaju
niespokojnym duchem, który najchętniej wskoczyłby we wdzianko Indiany Jonesa i
zwiedzała świat, podróże ukazywały, jak bardzo była go ciekawa. DiDi pragnęła
od życia czegoś więcej, aniżeli męża i dzieci. Złamane serce i zawody miłosne
nie były jej obce, miała na swoim koncie kilka związków, jednak nigdy nic z
nich dobrego nie wyszło. Może to także przyczyna pecha? Tak, to właśnie Diana
jest tą, którą pech szczególnie sobie ukochał, a że jest kobieta pamiętliwą,
wiedziała, że tak szybko jej nie opuści. DiDi bywa bardzo uparta, dlatego od kilku lat
próbowała pokonać, albo przechytrzyć wigilijnego pecha, który rok w rok nawiedzał ją i jej rodzinę przy okazji,
jakby obrywała rykoszetem. Nie było roku, żeby w święta nie wydarzyło się coś
nieoczekiwanego. Zupełnie, jakby stało się to pewnego rodzaju świąteczną tradycją
rodziny Dąbrowskich.
Tym razem bohaterka nie zamierzała pozostawić sprawy
swojemu biegowi, chwyciła ją we własne ręce. Zaplanowała, że zamiast rodzinnego
spędu przy świątecznym stole, wyjedzie na urlop do ciepłych krajów, tak jak
zawsze marzyła. Oczywiście pech znalazł furtkę dzięki, której i tym razem popsuł
jej plany. Co się takiego wydarzyło? Jej związek się rozpadł, a na dodatek
wesele jej siostry, na którym obecność była obowiązkowa zostało zaplanowane w
pierwszym dniu świąt. Podsumowując PECH 1: DIDI 0. Dianie nie uda się więc uniknąć świątecznej
apokalipsy w domu Dąbrowskich, ale może wydarzy się coś, co sprawi, że nie
będzie ona taka straszna? Nie, to byłoby zbyt przyjemne, prawda? Pech moi
kochani dopiero się rozkręca, a przygotować do świąt i ślubu cała masa, oczami
wyobraźni widzę, jak zaciera ręce spoglądając z chytrym uśmieszkiem mówiącym: „cóż
by tutaj popsuć najpierw?”. Jedyne, co
Wam napiszę to, że w tym roku owy wigilijny pechulec mocno się przygotował, nie
próżnował, a katastrof będzie wiele. Czy mimo wszystko rodzina wytrwa do nowego
roku w jednym kawałku? Obecność Diany bez partnera na weselu siostry nie napawa
jej optymizmem, kogo by to cieszyło? Jakie wyzwania czekają na rodzinę w tym
roku? Czy uda się raz na dobre przegonić pech, który zbyt długo i zbyt wylewnie
rozgościł się u Dąbrowskich?
„Wigilijny
Pech” jest powieścią humorystyczną, która zapewni Wam przyjemny wieczór
podczas, którego na pewno nudzić się nie będziecie. Akcja książki jest dość
żwawa, nie wlecze się potęgując przyjemne doznania. Czytelnik czuje się, jakby
był jedną z postaci, członkiem rodziny Dąbrowskich i walczył z przeciwnościami
losu na własnej skórze. Niespotykane
zwroty akcji bywają bardzo zaskakujące, niespodzianki to, coś co wigilijny pech
uwielbia ponad wszystko. Oprócz wątków obyczajowych i humorystycznych autorka
nie zapomniała o odrobinie romansu, który dobrze rozkwita przy atmosferze
świątecznej. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Dianę, jest wyrazistą
postacią, która nie chce się wpasować w szablon narzucony jej przez rodzinę i
społeczeństwo. Stara się żyć i zmagać gdzieś z tym wszystkim na własnych
warunkach. Do wszystkiego przecież trzeba dojrzeć, kiedy poczuje się gotowa i
spotka odpowiednią osobę zapragnie dzieci, po co się tym niepotrzebnie dołować,
skoro świat ma do zaoferowania o wiele więcej? Każdy powinien żyć zgodnie z
własnym sercem i sumieniem nie robiąc tym nikomu krzywdy.
Przyznam
szczerze, że wcześniej nie czytałam żadnej powieści Magdaleny Kubasiewicz i
bardzo się cieszę, że udało mi się poznać jej twórczość. Zaprosiła mnie do zabawnego świata, w którym
rodzina mimo problemów i rozterek próbowała spędzić najnormalniej w świecie Święta Bożego Narodzenia.
To świat ciekawy, pełny humoru i serdeczności, w którym było mi przyjemnie
pobyć.
„Wigilijny
Pech” jest powieścią, która zapewni Wam rozrywkę na jesienne i zimowe wieczory,
opowiada o ludziach, którzy nie są krystaliczni jak z katalogów, ale są
szczerzy i potrafią się wspierać, dlatego nie jest straszna im świąteczna
apokalipsa.
Komentarze
Prześlij komentarz