[PATRONAT] Trzeci rozdział "Słodkie Szaleństwo" Belle Aurora




Rozdział trzeci
Max

Moja noga podryguje pod stołem.
Denerwuję się.
Upijam łyk kawy, zerkając na Nika oraz Tinę. Patrzę, jak jedzą śniadanie i zastanawiam się, w jaki sposób, do diabła, skierować rozmowę na właściwe tory. Tina kroi omlet, lecz musi czuć na sobie mój wzrok, bo w końcu otwiera szerzej oczy, mrucząc:
– O co chodzi?
Szybko kręcę głową.
– Nic.
Pij tę cholerną kawę i się nie wychylaj.
Tak właśnie robię. Wbijam spojrzenie w kubek.
Nik trąca mnie stopą pod stołem. Unoszę brwi, spoglądając na niego. Składa gazetę, odkłada ją, a chwilę później przygląda mi się podejrzliwie.
O nie.
Brat odchyla się na krześle, a na jego twarzy pojawia się uśmieszek wraz z dołeczkiem, niemal takim samym jak mój.
Zaczynam się pocić.
– Co?
– Dziwnie się zachowujesz. To znaczy, dziwniej niż zwykle – precyzuje.
Tina patrzy na mnie, potakując.
– Wcale nie – zaprzeczam.
– Właśnie, że tak. – Nie daje za wygraną Nik.
– Miesza ci się w głowie na starość. – Próbuję zażartować.
Nik stał się nieco wyczulony na punkcie swojego wieku, odkąd zauważył pierwszy siwy włos. Wiem, że to nic takiego, przecież każdy kiedyś osiwieje, ale problem w tym, iż włos…
…nie wyrósł na głowie.
– Chyba twojej starej – sarka.
Szczerzę się.
– Jest też twoją starą, więc jej to powtórzę.
Rozkłada ręce, drocząc się:
– Śmiało. A wtedy ja wyznam prawdę o zasuszonych liściach bazylii w twojej szufladzie z bielizną.
Sukinsyn.
– Były twoje! Chowałem je dla ciebie!
Wzrusza ramionami.
– Ona o tym nie wie.
Wyciągam rękę, by go walnąć – czego nie znosi – kiedy odzywa się Tina.
– Nik, przestań.
Pozdrawiam go środkowym palcem, ale wtedy Tina wsiada na mnie. Delikatnie oczywiście.
– Max, złotko, zrób tak jeszcze raz, a obiecuję, iż odetnę cię od babeczek na rok.
Sapię. Nie zrobiłaby tego! Niestety jej mina sugeruje co innego. Zsuwam się na krześle.
– Jasna cholera, potrafisz być wredna, gdy czekasz na rozwiązanie.
Uśmiecha się słodko, głaszcząc okrągły brzuch.
– Możliwe, że jestem ostatnio nieco marudna – przyznaje.
– I rozchwiana emocjonalnie – dodaję.
Nik się szczerzy.
– I napalona.
– Nik! – wrzeszczy Tina.
– Fuj! – wołam, krzywiąc się.
Kocham tę kobietę, niezła z niej laska. Nie chcę jednak wyobrażać jej sobie w łóżku, szczególnie z Nikiem. Odwracam się do niego z okrutnym uśmieszkiem.
– Jak tam twój siwy łoniak? Samotny?
Krzesło piszczy, a chwilę później leżę, duszony na podłodze.
– Zamknij się, śmieciu! – krzyczy Nik.
– Nigdy! – dyszę.
Tina chichocze, całkowicie ignorując fakt, iż jej mąż mnie obmacuje.
– Och, złotko, nie jest tak źle. Po prostu go wyrwij. Nie przejmuj się, kocham zarówno ciebie, jak i twojego siwego łoniaka – zapewnia.
Nik zamiera, zerkając na nią.
– Jeśli go wyrwę, pojawią się kolejne – panikuje.
Wzrusza ramionami.
– No to się pojawią. Te nowe też będę kochała.
Potrząsa mną mocno, obserwując żonę. Dusi mnie, a jednocześnie się sprzecza. Nik ma podzielną uwagę.
– Nie, nie będziesz! Nikt nie kocha siwych łoniaków!
Tina patrzy mu w oczy śmiertelnie poważnie, po czym uśmiecha się lekko.
– Ja będę.
I nie kłamie.
Naprawdę jest najlepsza.
Zostaję popchnięty na podłogę. Kiedy uderzam o nią głową, słychać głuche łupnięcie.
– To bolało, zjebie – syczę.
Wyciąga w moją stronę dłoń. Ujmuję ją, lecz zanim mam szansę chwycić go za szyję, aby pokazać, jak należy dusić faceta, w przedpokoju pojawia się moja córka.
– Tato, nie mogę znaleźć torby – narzeka.
Odwróciwszy się, posyłam jej uśmiech, mimo że brzmi na sfrustrowaną. Uczesała się już i związała długie, kasztanowe włosy.
 – Uczesałaś się – zauważam, marszcząc brwi. – Sama. – Tak, dąsam się, ale ostatnio prawie w ogóle nie pomagam córeczce, chociaż lubię to robić. Jestem jej tatą, a stałem się bezużyteczny. Źle mi z tym. Słyszę, jak Tina chrząka. Gdybym był w jej zasięgu, kopnęłaby mnie. Szybko zmieniam minę, uśmiechając się z dumą. – To świetnie. Brawo, skarbie!
Ceecee spuszcza wzrok, żebym nie zobaczył rumieńca. Łatwo ją zawstydzić. Nie potrafi przyjmować pochlebstw, lecz ma pecha, bo komplementuję ją nieustannie.
Moja córka nosi imię Cecilia – dostała je po babce, więc mówimy na nią Ceecee. Nie była planowana ani nic z tych rzeczy, ale na szczęście urodziła się zdrowa. Muszę przyznać, że w życiu nie odczuwałem takiego lęku jak wtedy, gdy się dowiedziałem, że Maddy była w ciąży, jednak szybko przywykłem do myśli, iż zostanę tatą. Prawdę mówiąc, spodobało mi się to tak bardzo, że z niecierpliwością wyczekiwałem chwili, w której wezmę na ręce swoje dziecko. Maddy podzielała moje uczucia.
Wszystko uległo zmianie, ledwie przywieźliśmy Ceecee do domu.
Maddy była wiecznie nieszczęśliwa. Irytowała się płaczem córki, nie chciała jej dotykać, karmić ani przewijać. Każdy widział, że nie wytwarza się żadna więź między nią a Ceecee. Nie minęło wiele czasu, aż zdiagnozowano u niej depresję poporodową.
Nie do końca wiedziałem, co robić, ale pogodziłem się z tym. Rodzina zadecydowała, że zamieszkamy z mamą. Zawsze czułem, że jestem dla niej ciężarem, że zabieram jej przestrzeń. Musiałem jednak pracować, by zarobić na utrzymanie partnerki oraz dziecka, więc kiedy harowałem, mama z siostrami miały je na oku. Pomagały nam, jak mogły, czy raczej na tyle, na ile pozwalała Maddy.
Nie twierdzę, iż jestem całkiem bez winy. Byłem młody, więc mnie nosiło. Pamiętam, że się złościłem, a także krzyczałem na moją dziewczynę, aby ruszyła się z łóżka i zajęła naszym dzieckiem. Pamiętam, jak wrzucałem ją pod zimny prysznic po tym, jak cały dzień przeleżała w łóżku. Pamiętam, że płakałem z frustracji i bezsilności. Po prostu nie rozumiałem, dlaczego nienawidzi córki. Nie pojmowałem, dlaczego nie dostrzega, jaka piękna z niej dziewczynka.
Tak naprawdę depresja nie jest czarno-biała, tylko przybiera kurewsko wiele odcieni szarości. Łatwo myśleć: „Czemu ona nie zrobi tego?” czy „Mogłaby przecież zrobić tamto”, lecz w rzeczywistości to nie takie proste. W wolnym czasie czytałem o przyczynach tej choroby, bo sądziłem, że jeśli znajdę źródło, wyleczę Maddy. Okazało się jednak, iż w każdym przypadku może być inaczej.
Depresja nie sprawia, że ktoś nagle słabnie. Ludzie w tym stanie normalnie żyją. Niektórzy czują ból w sercu oraz głowie. Mają wrażenie, jakby walił się świat. Jeśli ktoś by mnie spytał, powiedziałbym, że osoby walczące z depresją to najsilniejsi ludzie na świecie.
Mieszkanie z mamą się sprawdzało, chociaż charakterna z niej kobieta i jej zachowanie nieraz mnie frustrowało. Zawsze jednak odnosiła się do Maddy z czułością, a także powtarzała, iż przejdziemy przez to razem. Moja partnerka znów zaczęła się uśmiechać, a potem brać Ceecee na ręce, karmić ją, przewijać oraz kąpać. Szło jej dobrze. Walczyła.
Maddy wracała do zdrowia.
Oboje z mamą byliśmy przekonani, że pokonuje chorobę. Stała się innym człowiekiem, dzięki czemu ponownie zacząłem dostrzegać w niej kobietę, w której się zakochałem. Sprawy układały się coraz lepiej.
Ale na krótko.
Pamiętam tamten telefon. Pamiętam, jak słuchałem słów mamy, choć nie docierał do mnie ich sens. Pamiętam, jak serce boleśnie rozpadło mi się na kawałki. Pamiętam szpitale i białe fartuchy. Pamiętam, że patrzyłem na swoją córeczkę, zastanawiając się, jakich rozmiarów będzie jej trumna. Pamiętam, jak zdecydowałem, iż wybiorę różową, bo Ceecee była małą księżniczką, a księżniczki lubią ten kolor. Pamiętam, że Maddy po prostu… zniknęła.
Nie pamiętam za to, bym nienawidził kogoś równie mocno jak Maddy.
Wszyscy wiedzą, że zdarzył się wypadek. Maddy przygotowywała lunch dla Ceecee, która dopiero co skończyła roczek. Położyła dziecko na blacie, gdy wyciągała z lodówki potrzebne składniki. Wszyscy wiedzą również, iż dziewczynka, spadając, uderzyła o stołek, przez co złamała kręgosłup. Owszem, to wszystko miało miejsce.
Nie każdy jednak wie, że tamtego ranka Ceecee była humorzasta. Maddy położyła ją na blacie, sfrustrowana zawodzeniem, po czym odwróciła się do niej plecami. Nie każdy wie, iż Ceecee zaczęła płakać, a wówczas Maddy się wkurzyła i wrzasnęła na moją córeczkę.
Dziewczynka zesztywniała ze strachu, a następnie spadła.
O tym nikt nie ma pojęcia. Skąd zatem ja wiem, co się stało? Cztery dni po zniknięciu Maddy otrzymałem od niej list. Przechowuję go do tej pory. Napisała, że dobrowolnie oddała się w ręce policji. Zatrzymano ją na obserwacji w szpitalu, ponieważ istniało ryzyko popełnienia przez nią samobójstwa. Byłem tak bardzo zły, że po części chciałem, by się zabiła.
Wiele się wydarzyło w międzyczasie. Ceecee przechodziła operację za operacją. Albo faszerowali ją lekami, albo wrzeszczała z bólu. Często płakała, a ja płakałem razem z nią. Nie rozumiałem, czym sobie na to zasłużyłem. Odpowiedź jest jednak prosta.
Wypadki chodzą po ludziach.
Musisz się wówczas dostosować i ruszyć dalej. Możesz być sztywną kłodą, która się złamie, lub drzewem uginającym się pod naporem wiatru. Wybór należy do ciebie.
Ceecee straciła już mamę. Nie może stracić też mnie. Nigdy. Spędziliśmy w szpitalu tyle czasu, że byliśmy po imieniu ze wszystkimi lekarzami oraz pielęgniarkami na oddziale dziecięcym. Moja mama przynosiła im jedzenie. Dawaliśmy sobie prezenty na święta. Wkrótce ci wspaniali ludzie powiększyli naszą, i tak dużą, rodzinę. Nie wiem, co bym bez nich zrobił. Niezależnie od tego, jaki byłem skwaszony czy sfrustrowany, zawsze o nas dbali. Z uśmiechem.
Kręgosłup Ceecee został złamany, czego nie dało się naprawić. Musieliśmy po prostu nauczyć się z tym żyć.
– Sprawdzałaś w swoim pokoju? – pytam, wracając myślami do teraźniejszości.
Córeczka patrzy na mnie podejrzliwie, potakując.
– Uch, tak. Sprawdzałam.
Wyrzucam ręce w powietrze.
– No to nie wiem.
Wjeżdża do jadalni. Gdy tylko znajduje się w zasięgu Tiny, zostaje wyściskana oraz obsypana całusami.
– Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ją położyłam. – Wzdycha, sfrustrowana.
Boże, jest taka urocza.
Nik zwija gazetę i żartobliwie klepie nią Ceecee po głowie.
– A powiedziałaś Tinie „dzień dobry”, świerszczyku?
Przytuliwszy dziewczynę mocniej, Tina patrzy na męża z miłością w oczach.
– Może i nie, ale księżniczka raczej nie ma nastroju na twoje gierki, skarbie.
Ceecee ma niemal trzynaście lat – nie jest już dzieckiem, lecz nie można jeszcze nazwać jej nastolatką. Każdego dnia widzę, jak się zmienia. Chciałbym jakimś sposobem zatrzymać proces dorastania, a jednocześnie nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę, jak staje się dobrą kobietą. Tina ma jednak rację, Ceecee była ostatnio bardzo sfrustrowana. Wiem, że wynika to z dojrzewania. Cholera, czekałem na to z przerażeniem.
Na szczęście mam siostry, mamę, Tinę, Nat, Lolę i Mimi, które pomogą mi z tymi rozmowami, gdy nadejdzie czas. No, bo serio, jak mogę dyskutować ze swoją córeczką o okresie oraz tym, co się z nim wiąże, jeśli nie mam o tym bladego pojęcia? Śmieszne!
Twarz Ceecee łagodnieje. Z lekkim uśmiechem objeżdża krzesło Nika i przytula go, kładąc głowę na jego ramieniu. Mój brat zamyka oczy, a potem szepcze jej coś do ucha. Dociera do mnie tylko stłumiona odpowiedź:
– Wiem. Kocham cię, wujku.
Całuje ją w czoło, po czym klaszcze.
– Okej, szkolna torba. Poszukaj w kuchni, a ja sprawdzę resztę domu.
Ceecee kręci się po kuchni, Nik szuka zaś w innych pomieszczeniach. Dopiero po chwili orientuję się, że nadal stoję na środku jadalni, przyglądając się im.
Nie wiem, co bym zrobił bez Nika po powrocie Ceecee ze szpitala. Zamieszkaliśmy u niego, a on spędzał z nią tak dużo czasu jak ja. Ponadto pracował na pełen etat, podczas gdy ja zrezygnowałem z pracy. Upewnianie się, że śpię tyle, ile trzeba, oraz mam co jeść, było z pewnością równie pracochłonne, jak opieka nad Ceecee.
Jest moim bohaterem, chociaż nigdy mu tego nie powiedziałem. To dobry człowiek. Zasługuje na cudowne życie z rodziną – tą nową, nie tą, w której się urodził. Właśnie dlatego tak mi trudno. Nie chcę robić tego, co planuję, ale czuję, że muszę. Nadszedł odpowiedni moment.
– Znalazłem! – woła Nik.
– Gdzie była?! – odkrzykuje Ceecee.
Nik pojawia się w drzwiach z torbą na ramieniu.
– Przy drzwiach, księżniczko.
Córka potrząsa głową, lecz na jej twarzy widnieje uśmiech. Rumieni się.
– Przepraszam – mamrocze zmieszana.
Rozlega się klakson, po którym zbiera się do wyjścia. Kiedy mnie mija, obejmuje moje nogi. Pochyliwszy się, całuję ją w czoło.
– Baw się dobrze!
Marszczy nos.
– Idę do szkoły, tato.
Posyłam jej swój najlepszy żartobliwy uśmiech.
– Wiem. Cierp.
Żartobliwie wali mnie w udo, a ja podskakuję w udawanym bólu.
– Au, mała. Musimy cię zapisać na boks.
Patrzę, jak jedzie korytarzem. Gdy otwiera drzwi, woła:
– Pa! Kocham was!
– Pa, kochanie! – odkrzykujemy równocześnie.
Serce mnie boli. Będę za tym tęsknił. Jak tylko drzwi się zamykają, patrzę na Nika oraz Tinę. Uśmiechają się do mnie, jednak to, co mówię, szybko ściera radość z ich twarzy.
– A więc tak – zaczynam. – Wyprowadzamy się.







Komentarze

Popularne posty