[PATRONAT] Czwarty rozdział "Mój Torin" K. Webster


ROZDZIAŁ 4

Tyler

Jej twarz nie zdradza żadnych emocji, ale w niebieskich oczach widzę strach. Rozgląda się po pokoju i marszczy nos, gdy spogląda na zasłony.
            – Tu jest jedno okno – mówi, oddychając z ulgą. – Przez chwilę naprawdę ci uwierzyłam.
            Rozsuwam zasłony, za którymi znajdują się drewniane panele.
            – Dlaczego w tym domu nie ma okien? – pyta cichym, trzęsącym się głosem. Jest przestraszona.
            Chciałbym ją przytulić i obiecać jej, że jest bezpieczna.
            – Pierwszy właściciel tego domu miał chorą córkę. Lekarze myśleli, że jest uczulona na słońce. Wybudował tę posiadłość dla niej, by mogła się po niej swobodnie poruszać.
            – W tej chwili to wszystko stało się tysiąc razy bardziej przerażające, Ty – stęka Casey. Jej słowa sprawiają, że serce skacze mi do gardła.
            Ty. Tak nazywała mnie moja mama. Na to wspomnienie oblewa mnie fala niesamowitej miłości.
            – To nie jest ta przerażająca część tej opowieści, kochanie.
            – Może powinieneś odwieźć mnie do domu. – Casey unosi brew.
            – Do Guya? Nie. To jest teraz twój dom – mówię ostrym tonem. Nie chcę tak brzmieć, ale kiedy patrzę na nią, stojącą w naszym salonie, wiem, że pasuje do tego miejsca. Widzę to. On też to zobaczy.
            – Wiedziałam, że jest jakiś haczyk – syczy.
            Ściskam palcami nos, po czym zamykam powieki.
            – Nie ma żadnego haczyka. – Otwieram oczy i wbijam w nią spojrzenie. – To tylko dziwny dom, w którym mieszkają dziwni ludzie. Przysięgam ci na wszystkich bogów, że zaopiekuję się tobą. Już nigdy niczego nie będzie ci brakowało, Casey. Niczego. Już nikt cię nie skrzywdzi. Będę cię chronił.
            Patrzy na mnie podejrzliwie, ale kiwa głową.
            – No dobra. To jaka jest ta przerażająca część? Jestem gotowa, by ją usłyszeć. Masz piwnicę pełną szczurów?
            Śmieję się, przesuwając dłonią po panelach. Kiedy wkładam palec w dwucentymetrowy rowek, czuję, jak przepływa po nim chłodne powietrze.
            – Widzisz to? – pytam ją.
            Casey podchodzi do mnie, a następnie wkłada palec w rowek.
            – Tyler, co to jest, do cholery?
            Pachnie tak idealnie słodko, że chciałbym ją objąć, wtulić twarz w jej włosy i opowiedzieć o swojej przeszłości. Nie mogę jednak tego zrobić, więc zaciskam usta.
            – Tyler – naciska, odwracając głowę w moją stronę. – Co to jest?
            Lekko dotykam jej dłoni, po czym się odsuwam. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo pragnę kontaktu z drugim człowiekiem. Muszę nad tym zapanować. Szybko.
            – To tajne przejście. Są w całym domu.
            – O cholera – szepcze. – Dlaczego?
            – Poprzedni właściciel był bardzo bogaty. Przyjmował tutaj swoich klientów… – Czuję nagły ból w sercu. Widziałem zdjęcia tej biednej dziewczynki. – Jego córka wstydziła się swojej choroby i okropnych zmian, jakie zostawiała na jej skórze. Lubiła towarzystwo, ale była przerażona tym, że inni mogą ją zobaczyć. Te tajemne przejścia pozwoliły jej poruszać się po domu bez strachu przed upokorzeniem.
            – To takie smutne – mówi Casey. Jej niebieskie oczy wypełniają się łzami.
            – Cały ten dom jest smutny – wyduszam z siebie z goryczą, która wypełnia mnie obrzydzeniem.
            – Jestem zmęczona.
            – Chodź, pokażę ci twój pokój.
            – Chyba twój – przypomina mi.
            Śmiejąc się, chwytam jej chłodną dłoń. Casey nie wyrywa się, co powoduje, że moje serce zaczyna szybciej bić. Idziemy razem do sypialni. Nie miałem czasu odpowiednio przygotować tego wielkiego domu dla młodej dziewczyny, ale jakoś będzie musiała spędzić w nim dzisiejszą noc. Kiedy wchodzę do środka, z wdzięcznością zauważam, że Ronnie rozpalił w kominku i zabrał moje rzeczy. Prosiłem go o to wcześniej. Casey piszczy, biegnąc w stronę kominka.
            – Jest ogromny! – mówi głośno, opadając na pluszowy dywan tuż przed nim. – Kocham go.
            Cały promienieję. Jest tak pełna życia i wrażliwości, że sam jej widok wypełnia mnie nadzieją. Casey emanuje radością, którą oświetla wszystko wokół siebie. Mam ochotę chwycić ją jak pochodnię i nieść po domu, rozjaśniając nią wszystkie mroczne zakamarki mojego świata. Chcę go nią wypełnić.
            Wiedziałem, że będzie idealna.
            On też to wiedział.
            – Łazienka jest tutaj. Proszę, czuj się jak w domu. Poproszę Ethel, by przyniosła ci trochę przekąsek, a Ronnie później przyniesie tu twoje rzeczy. Wyślij mi wiadomość, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała. Jutro rano zjemy rodzinne śniadanie.
            Nagle drętwieje, a ja mam ochotę ugryźć się w język za to, że nazwałem to rodzinnym śniadaniem. Teraz, gdy jest tu z nami, będzie mi ciężko się powstrzymywać. Mam ochotę pomalować nią każdy fragment naszego świata. Naprawdę potrzebujemy w nim odrobiny koloru.
            – Casey… – Przełykam ślinę, ocierając twarz dłonią. – Dziękuję.
            Jej różowe usta rozchylają się, a ona przygląda mi się niepewnie.
            – Za co? Przecież cały czas tylko przyjmuję od ciebie prezent za prezentem. Co takiego dałam tobie?
            Siebie.
            Dałaś nam siebie.
            – Dziękuję, że zaryzykowałaś.
            – Możesz jeszcze zmienić o mnie zdanie – mówi, kiwając głową.
            Nigdy.
            Kurwa, nigdy.
            – Szczerze wątpię, kochanie.
            Jej policzki oblewają się różowym kolorem, najprawdopodobniej od ciepła bijącego z kominka.
            – Zobaczymy się jutro.
            Wychodzę z pokoju i nagle czuję obecność Torina. Patrzy na nas. On zawsze patrzy.
            Powinienem jej o tym powiedzieć.
            Ale tego nie robię.



***
– Tyler – wypowiada moje imię z odrobiną niecierpliwości. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Glenn Madsen jest moim bliskim przyjacielem, znacznie bliższym niż powinien być. Zawsze odbiera ode mnie telefon.
            – Wszystko w porządku – rzucam tym samym szorstkim tonem. – Wszystko jest w porządku.
            – Dwa miesiące temu nic nie było w porządku. Co takiego się zmieniło? – pyta.
            Odchylam się do tyłu i opieram o fotel, starając się zignorować potworną migrenę, która rozrywa mi czaszkę.
            – Perspektywa.
            – Rozumiem. Wygląda na to, że w końcu zaczęło docierać do ciebie to, co mówię.
            – Przesadzasz – żartuję, a on się śmieje.
            – Jesteś tak samo przemądrzały, jak twój ojciec. – Milknie na sekundę, po czym odzywa się znowu. – Jak się czuje twój brat?
            – Wciąż robi postępy – kłamię. Przez większość czasu sam w to nie wierzę. Zresztą Torin nawet nie dopuszcza mnie do siebie, bym mógł się o tym przekonać.
            – To opinia doktor Cohen czy twoja? – dopytuje się Glenn.
            – Doktor Cohen powiedziała, że mógłby być odrobinę mniej uparty.
            – Ach, on jest tak samo uparty, jak twoja mama.
            Oboje śmiejemy się na myśl o moich rodzicach.
            – Co zamierzasz zrobić? – Jego posępny ton nagle sprowadza mnie na ziemię.
            – Zignorować to, czego nie mogę zmienić, i skupić się nad tym, na co mam wpływ.
            – Masz na myśli firmę? – Wzdycha. – Naprawdę myślisz, że powinieneś wyjeżdżać i zostawiać Torina samego? Ethel z Ronniem nie są w stanie się nim zaopiekować.
            – Nie wyjeżdżam. Są rzeczy, którymi mogę zarządzać bezpośrednio ze swojego biurka. – Opieram się o fotel, który trzeszczy tak głośno, że echo roznosi się po moim biurze.
            – Nie możesz spędzić reszty swojego życia za biurkiem. Musisz wyrwać się z tego więzienia bez okien. Musisz zacząć cieszyć się życiem.
            – Spróbuję – mówię szczerze. Naprawdę spróbuję.
            – Teraz wszystko jest w porządku, Tyler, a ja bardzo się cieszę…
            – Ale?
            – Ale wiesz, że nie owijam w bawełnę, tylko mówię, jak jest.
            – To jedna z twoich najbardziej ujmujących cech – oświadczam poważnym tonem.
            – Wkrótce wszystko nie będzie w porządku.
            Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła. Kiwam głową, chociaż on mnie nie widzi.
            – Gdy tak się stanie, zadzwoń do mnie. Zrobię, co będę mógł. Wiesz o tym.
            – Oczywiście.
            – Przykro mi.
            – Mnie również.
            – Cholera, ktoś dobija się do mnie przez pager – narzeka. – Zadzwonię do ciebie za kilka dni. Do usłyszenia, stary.
            Rozłączamy się. Kładę ręce na biurku, po czym opieram o nie czoło. Mam tak wiele na głowie. Czuję, że wszystko w każdej chwili może się zawalić.
            Nie mogę.
            Po prostu nie mogę.
            Torin nie ma nikogo oprócz mnie. Niech mnie diabli, jeśli opuszczę go właśnie teraz, gdy potrzebuje mnie najbardziej.
             Wzdychając ciężko, podnoszę głowę, po czym prostuję się na fotelu. Nie mam czasu na odpoczynek. Mam ważne rzeczy do zrobienia. Przede mną wiele, wiele pracy. Nic mnie nie powstrzyma przed zapewnieniem Torinowi bezpieczeństwa.
            Ignorując ból w głowie, otwieram laptopa, a następnie piszę e-maila do mojego prawnika. Teraz, gdy Casey jest tutaj, czyli tam, gdzie powinna być, wszystko może się trochę skomplikować.



Komentarze

Popularne posty