[PATRONAT] Czwarty rozdział "Dla Ellison" M.S.Willis





Rozdział czwarty

Hunter


Nie mówiła tego na serio. Aczkolwiek gdy się jej przyjrzałem, stwierdziłem, że w pewnym sensie rzeczywiście była poważna.
            – Nie rozbiorę się. To niedorzeczne!
            Wyraz jej twarzy pozostał niezmieniony, z wyjątkiem ledwie widocznego uśmiechu w kącikach ust, który pojawił się dosłownie na sekundę.
            – Rozbieraj się. Gdy oboje będziemy wiedzieć, jak drugie wygląda bez ubrań, nasze szanse się wyrównają.
            Stałem osłupiały, nie wierząc, że mnie o to poprosiła. Od momentu naszego spotkania zachowywała się jak wściekły byk, walczyła ze mną i obrzucała wyzwiskami tak szybko, jak tylko potrafiła mówić. Prychający kot byłby bardziej ugodowy niż ta nieugięta, wpatrująca się we mnie blondynka.
            Uniósłszy przekornie brew, marszczyła usta i próbowała się nie roześmiać. Moje zakłopotanie wyraźnie mieszało się z szokiem. Nie odzywałem się – czekałem, aż wybuchnie śmiechem i powie, że tylko żartowała.
            Nie zrobiła tego.
            Choć sytuacja była dziwna, nie mogłem nie zapytać, jak bardzo nagiego chciała mnie zobaczyć.
            – Chcesz, żebym zdjął wszystko?
            – Nie, tylko spodenki i koszulkę. Nikt nie chciałby oglądać więcej.
            Gdy to usłyszałem, moje ego otrzymało lekki cios, ale ciągnąłem dalej:
            – Cóż, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Zdecydowałaś się wziąć prysznic naprzeciw mojego domu po tym, jak napadłaś na mnie wczoraj i po tym, jak twoje psy zniszczyły ścianę, nad którą tyle pracowałem, a teraz myślisz, że będziemy kwita jedynie, jeśli się rozbiorę? Chyba nie do końca rozumiem, jak moja nagość miałaby cokolwiek rozwiązać.
            Zrobiła krok w tył i zachichotała. Myślę, że powstrzymywała się od kiedy tylko wystosowała swoją dziwaczną prośbę.
            – To całkiem proste, Hunter. Czuję się zawstydzona tym, że widziałeś mnie praktycznie nagą i jedyną rzeczą, jaka sprawi, że poczuję się lepiej, będzie świadomość, że ty czujesz się dokładnie tak samo. Sytuacja z psami nie ma nic do rzeczy.
            Skrzyżowała ręce na piersiach i wysunęła do przodu małą stopę. Jej słowa w końcu przesączyły się przez moje oszołomienie i dotarło do mnie to, co powiedziała.
            – Myślisz, że będę zawstydzony, gdy stanę przed tobą nago? – Zaśmiałem się. – W domu setki dziewczyn dziennie mdlały na mój widok. Ciężko pracowałem, by mieć takie ciało.
            No dobra, nie ciężko, na szczęście natura była miła i obdarzyła mnie dobrą genetyką.
            – Cóż, tak sobie myślę… – Podeszła do mnie, wskazując na koszulkę. – Gdybyś nie był zawstydzony, właśnie ściągałbyś ciuchy.
            – Nie rozebrałem się, bo myślę, że to głupie!
            Poprawiła ręcznik tak, by nie spadł, a potem przysunęła się do mnie i sięgnęła w kierunku rąbka koszulki.
            – Posłuchaj, chcę skończyć tę durną konwersację, więc ściągaj to cholerne ubranie. Wtedy będziemy kwita.
            Jej dłonie szybko podciągnęły przepocony materiał do góry, a ja zszokowany jej nachalnym zachowaniem zrobiłem krok w tył. Niestety zahaczyłem nogą o puszkę farby i przewróciłem się na plecy, ciągnąc Ellison za sobą. Raz jeszcze znaleźliśmy się w brudzie i plątaninie rąk oraz nóg. Jej mokre włosy oplotły mi twarz i całkowicie oślepiły – co było dość niefortunne, zwłaszcza, że ręcznik się osunął i odsłonił jej piersi i brzuch. Były tuż przede mną. Zgarnąłem włosy z twarzy w samą porę, by ujrzeć jej odsłonięte, wpatrzone we mnie oczy. Po chwili podniosła się, by poprawić ręcznik.
            – Musimy przestać pakować się w takie sytuacje – zaśmiałem się.
            Zwróciła ku mnie swoją twarz, a wtedy czas się zatrzymał. Nie żartuję. Wiem, że to najbardziej kiepski sposób na opisanie tego, co się właśnie stało, ale przez ułamek sekundy byłem kompletnie zauroczony wdziękiem dziewczyny siedzącej okrakiem na moim brzuchu. Słońce spoglądało przez wilgotne loki jej złocistych włosów, oczy zabłysły… Później się skrzywiła.
            – Wiesz, to bardzo dziwaczne, gdy tak się na mnie gapisz.
            Wstała, otuliła się ciaśniej ręcznikiem, po czym ruszyła w kierunku domu.
            – Mniejsza o to, Hunter. Nie zmarnuję na ciebie całego dnia. – Zatrzymała się i spojrzała przez ramię akurat w momencie, gdy gapiłem się na jej tyłek. Na twarzy pojawił się jej znany mi już wyraz. – Pojęłam, że jesteś tak cholernie wstydliwy, że boisz się pokazać trochę ciała, więc zostawiam cię samego z twoimi problemami. Zrób mi jednak przysługę i przestań gapić się na mnie jak jakiś zboczeniec. Po prostu spędźmy to lato, trzymając się od siebie z daleka.
            Szczęka mi opadła, kiedy odwróciła się w stronę domu. Gdy weszła do środka, usłyszałem szczekanie dwóch małych kulek futra, a następnie odgłos zatrzaskujących się drzwi. Przez chwilę stałem bez ruchu, próbując pogodzić się z myślą, że prawdopodobnie przyszło mi poznać najdziwniejszą osobę, jaką kiedykolwiek spotkałem w życiu. Nie jestem pewien, jak długo gapiłem się na jej dom, ale w pewnym momencie zasłony jednego z okien zostały odsunięte i zobaczyłem jej twarz. Uchyliła lekko okno.
            – Widzisz, o co mi chodziło, gdy mówiłam, że jesteś dziwny? Przestań tak sterczeć, gapiąc się na ludzi, a może będziemy się lepiej dogadywać. – Zamknęła okno, a potem dramatycznie zasłoniła zasłony z powrotem.
            Kurwajapierdolę! Ta dziewczyna to jakiś koszmar.
            Spędziłem resztę dnia, nakładając podkład na zewnętrzną ścianę budynku. Prawdopodobnie słychać było przekleństwa, gdy ponownie malowałem część, która została zniszczona przez psy Ellison. Byłem zszokowany, bo nie czuła, że jest mi cokolwiek winna za zapewnione przez jej kundle dodatkowe godziny monotonnej pracy. Chciałem ją znienawidzić. Od pierwszego momentu, kiedy się poznaliśmy, nie robiła nic innego, tylko wrzeszczała na mnie i nazywała „dziwakiem”. Niestety za każdym razem, gdy byłem bliski przekonania samego siebie, by o niej zapomnieć, wracałem wspomnieniami do tego dnia: jej błękitnych przenikliwych oczu, gibkiego, ledwie ubranego ciała pod prysznicem. Te obrazy pojawiały się w mojej głowie i łapałem się na tym, że uśmiechnąłem się raz czy dwa.
            Po zdrapaniu reszty zaschniętego podkładu poszedłem za róg. Ona już tam była. Słońce odbijało się od wody spływającej po jej opalonej skórze. Pochylała głowę w dół, a jej piersi oraz brzuch były pierwszymi rzeczami, jakie zobaczyłem. Nie okłamałem jej, gdy powiedziałem, że byłem w szoku. Zanim powędrowałem wzrokiem do jej nóg i z powrotem, patrzyła już na mnie, jakby chciała mnie zamordować. Zauważyłem, że od tego widoku zaczynało mi brakować miejsca w spodniach. Martwiłem się, że może spojrzeć w dół i to zauważyć, więc szybko się odwróciłem. Na szczęście niczego nie spostrzegła – los oszczędził mi wstydu. Jednak jej krzyki i moje niedowierzanie w to, co mówiła, pomogły mi się uspokoić.
            Szur, szur, skrob, skrob…
            To była mantra, którą powtarzałem w głowie, by praca nie zanudziła mnie na śmierć. Była to też nieudana próba utrzymania myśli z dala od Ellison. Jej ciało doprowadzało mnie do szaleństwa i nieważne, co robiłem bądź o czym myślałem, nie mogłem powstrzymać obrazu jej gładkiej, opalonej skóry. Nie miałbym nic przeciwko wakacyjnej przygodzie, gdybym tylko znalazł sposób, by powstrzymać Ellison od odzywania się i psucia mi dobrego nastroju.
            Nie byłem w stanie już znieść tej ciszy ani chwili dłużej, więc udałem się na ganek w poszukiwaniu radia. Znalazłem takie małe, zagrzebane pomiędzy tłustymi częściami samochodowymi i innymi drobiazgami. Kiedy je włączyłem, przewinąłem niezliczoną ilość stacji country, zanim trafiłem na coś przyzwoitego. W końcu znalazłem muzykę industrialną, więc wziąłem radio ze sobą, by skończyć pracę.
            Wróciłem do rutyny. Wziąłem się do roboty i gdy byłem bliski ukończenia ostatniego fragmentu, usłyszałem, jak otwierają się frontowe drzwi domu Ellison. To dźwięk niewątpliwie zwiastujący wypuszczanie małych terrorystów na zewnątrz. Szczekając, od razu pognały w moim kierunku. Natychmiast zerwałem się na nogi, gotów chronić domu za wszelką cenę.
            – Sasha! Bear! Macie się natychmiast zatrzymać! – Na podwórku rozbrzmiał głos Ellison. Oba psiaki zatrzymały się, wzniecając łapami małą chmurkę pyłu. Przeniosłem wzrok z czworonogów na Ellison, która patrzyła na mnie z krzywym uśmiechem. Tupnęła nogą, by przywołać zwierzaki z powrotem do siebie. Te zawahały się, spoglądając na mnie, ale w końcu stanęły u jej stóp.
            – Trzymasz bekon w kieszeni? Wydaje się, że cię lubią, chociaż nie mam zielonego pojęcia dlaczego. 
            Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
            – To pewnie przez to, że jestem taki olśniewający.
            Roześmiała się.
            – Szczerze wątpię. Możesz mi wyświadczyć przysługę i wyłączyć death metal? Nie słyszę własnych myśli.
            Odebrałem jej prośbę jako zniewagę. Właśnie grał jeden z moich ulubionych zespołów, a jej złośliwy wyraz twarzy był po prostu obraźliwy. Szczyciłem się swoim gustem muzycznym, więc jej dezaprobata mnie zirytowała, chociaż nie potrafiłem od razu wytłumaczyć dlaczego.
            Wyłączyłem radio. 
            – O co chodzi? Ma za mało brzdęknięć, by zainteresować was, wioskowych? – No dobra, w moim tonie było troszeczkę za dużo sarkazmu, ale to chyba wina Ellison.
            – Chyba masz problem z ciszą. Wiesz, obecnie to kłopot wielu ludzi. Potrzebują czegoś, co daje im po uszach albo na co mogą się gapić. Prawdopodobnie dlatego większość jest tak żałosna jak ty. Nie wiesz, jak cieszyć się światem wokół siebie.
            Zamrugałem w odpowiedzi. Zrozumienie tego, co właśnie powiedziała, zajęło mi chwilę. Musiało minąć dużo czasu, nim byłem w stanie odpowiedzieć, ponieważ odwróciła się na pięcie i tupnęła na psy, by podążyły za nią. Moje oczy śledziły jej sylwetkę, gdy szła w kierunku poobijanego, czerwonego jeepa, który, biorąc pod uwagę jego stan, nie mógł działać. Kiedy zajęła miejsce kierowcy, znów odwróciła się w moim kierunku. Psy radośnie weszły za nią do samochodu. Posadziła je na tylnym siedzeniu, a potem spojrzała na mnie i się zaśmiała.
            – Nigdy jeszcze nie znałam kogoś, kto gapiłby się na ludzi tyle co ty. Chciałbyś coś powiedzieć, czy po prostu nie możesz przestać na mnie patrzeć?
            Znowu zamrugałem, ale tym razem otrząsnąłem się z niemego oszołomienia. 
            – Nie! Po prostu wciąż gadasz od rzeczy i nie jestem pewien, co o tobie myśleć.
            – Więc przestań o mnie myśleć i wracaj do roboty, bo wygląda na to, że może ci to zająć trochę dłużej, niż sądzisz.
            Odwróciłem się w stronę budynku, by zobaczyć, o czym mówiła. Dom wyglądał świetnie i jedyne, co musiałem zrobić, to zaczekać, aż podkład wyschnie, zanim będę mógł go pomalować. Spojrzałem ponownie na Ellison.
            – Dlaczego tak myślisz?
            Uśmiechnęła się.
            – Bez powodu.
            Gdy się odwróciła, przywrócony do życia silnik ryknął, a przez tłumik z tyłu jeepa wydostał się dym. Włączała i wyłączała samochód kilka razy, na tyle szybko, że z tyłu pojazdu wystrzeliła chmura pyłu oraz brudu. Odjeżdżając, spojrzała na mnie w lusterku wstecznym i pomachała. Potem odwróciła wzrok, aż w końcu zniknęła z pola widzenia. Pył wywołał u mnie kaszel, ale wciąż śmiałem się, gdy odwróciłem się w stronę domu. Natychmiast zauważyłem, że pył i brud osiadły na lepkiej farbie.
            Ojapierdolę!
            Musiała wiedzieć, że tak się stanie. Włączyłem z powrotem radio i pomaszerowałem naprawić fragment zniszczony przez samochód. Zdecydowałem, że jeżeli chodzi o Ellison James, rękawica została rzucona.

~~ ~~ ~~

No cóż, miała rację. Naprawa zniszczeń wywołanych przez pospieszny wyjazd Ellison zajęła mi kolejnych kilka godzin. Gdy ponownie nałożyłem podkład, wstałem, by podziwiać swoją pracę. Pakowałem już narzędzia, gdy usłyszałem dzwonek tuż za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem Lily na staroświeckim niebieskim rowerku, zaopatrzonym z przodu w niewielki brązowy koszyk i serpentyny zwisające z uchwytów kierownicy. Nie miałem pojęcia, że produkowali takie rowery dla osób powyżej piątego roku życia.
            – Hej, kuzyn! – Zatrzymała się w odległości kilku stóp ode mnie i zsiadła. – Jak ci idzie malowanie? Wygląda, jakbyś właśnie skończył.
            Jedna rzecz zadziwiała mnie w Lily: mianowicie potrafiła mówić trzy razy szybciej niż jakakolwiek istota ludzka, którą znałem, jednocześnie wyraźnie wymawiając każde słowo, na dodatek z lekkim południowym akcentem. Włosy podskakiwały jej na głowie, gdy do mnie podchodziła. Kiedy się zbliżyła, natychmiast zamknęła mnie w mocnym uścisku. Robiąc krok w tył, wsunęła luźne kosmyki za uszy i uśmiechnęła się.
            – Odwaliłeś kawał dobrej roboty, jednak mogłeś skończyć godziny temu, gdybyś nie był takim perfekcjonistą. Zdajesz sobie sprawę, że to tylko podkład, nie?
            – To jest fundament pod… – Powstrzymałem się od przemowy na temat fundamentów i wróciłem do zbierania narzędzi. – Nieważne, ale dzięki. Skończyłbym parę godzin temu, gdybym nie musiał ZNOWU poprawiać przedniej ściany po popołudniowym spotkaniu z twoją przyjaciółką.
            Usłyszałem za sobą cichy chichot. Odwróciłem się, by spojrzeć na tę małą dziewczynę przypominającą chochlika. Jej niebieskie oczy były zbyt duże w stosunku do małej główki, na której resztę wolnego miejsca zajmował szeroki uśmiech. Szczęśliwie nos miała idealny, a cała ta kombinacja nadawała jej uroczego i niewinnego wyglądu.
            – Ach… znowu pożarłeś się z Ellison. Ona naprawdę nie jest taka zła, jaka może się wydawać. Jest po prostu nadopiekuńcza wobec zwierząt, natury, przyjaciół i rodziny. Tak długo jak nie śmiecisz i nie próbujesz skrzywdzić czegoś, o co dba, jest niesamowita.
            Roześmiałem się. 
            – Czy musi przez cały czas być taka złośliwa? Nazwała mnie zdziwaczałym podglądaczem jakieś pięć razy, od kiedy tu jestem. Zaczynam popadać w kompleksy.
            Gdy ruszyliśmy w stronę ganku, Lily wzięła mnie pod ramię i pomogła nieść jedną z puszek. 
            – Musi cię lubić. Jeżeli naprawdę miałaby cię za świra, nie poświęciłaby ci ani chwili swojego czasu. Jest naprawdę dobra w niezwracaniu na kogoś uwagi, gdy ma taki zamiar.
            – Cóż, myślę, że trudno jest nie zwracać uwagi na osobę, która gapi się na ciebie, gdy bierzesz prysznic. 
            Lily się zatrzymała.
            – Co?
            Zachęciłem ją, by szła dalej, a później opowiedziałem, co zaszło między mną a Ellison tego ranka. Gdy usłyszała historię, śmiała się tak mocno, że trzy razy parsknęła, przez co jej twarz przybrała ciekawy odcień błękitu. Kiedy była w stanie znów oddychać, wyciągnęła rękę spod mojego ramienia, po czym klepnęła mnie w plecy.
            – Nie mogę uwierzyć, że się po prostu nie rozebrałeś. Oszczędziłoby ci to kilku godzin pracy tego popołudnia, ale moim zdaniem można się po niej spodziewać czegoś więcej: wciąż nie wyrównała z tobą rachunków. Nie mogę się doczekać, co jeszcze wykombinuje. Gdybym była na twoim miejscu, siedziałabym jak na szpilkach. – Po tym złowieszczym ostrzeżeniu zaczęła wchodzić po schodach, chichocząc pod nosem.
            Zatrzymałem się na dole i ją obserwowałem. 
            – Do czego jest zdolna?
            Lily odwróciła się, kładąc ręce na biodrach. Kopnęła kamień, by zleciał z ganku, a później się roześmiał.

            – Taki jest właśnie problem z Ellison. Nigdy nie wiesz, co zrobi. Ta dziewczyna jest zdolna do wszystkiego.









Komentarze

  1. Ciekawy fragment, gratuluję patronatu :)
    pozdrawiam, Pola.
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty