[patronat] trzeci rozdział "Piękno oddania" Georgia Cates


Rozdział 3

Laurelyn Prescott

Stoję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Wyglądam okropnie.
    Wklepuję korektor pod oczy, żeby zakryć ciemne cienie, ale tej beznadziei nie da się ukryć. Żaden makijaż tego nie zakamufluje. Bez sensu nakładam na policzki róż, ale sprawia on jedynie, że moja twarz wydaje się jeszcze bardziej zapadnięta, a oczy większe. Nie muszę stawać na wadze. Wiem, że schudłam. Jeśli moja twarz nie jest dostatecznym dowodem, moje luźne ubrania już są.
    Nie mam prawie żadnego jedzenia, ale nie mogę się zmusić, żeby pójść na zakupy. To i tak nie ma żadnego znaczenia. Straciłam apetyt. Pizza, którą zamówiłam dwa dni temu, nadal leży niemal nietknięta w lodówce. Parę gryzów, tyle dałam radę przełknąć, zanim mój żołądek się zbuntował. Oto czym się stałam. Tęsknię za nim tak bardzo, że męka przebywania z dala od niego wpędza mnie w chorobę.
    Wiem, że nie mogę żyć dłużej w ten sposób. Cały czas czekam aż mi się poprawi. No bo dajcie spokój, musi mi się w końcu poprawić, prawda?
    Przetrwałam bez Jacka Henry’ego już prawie dwa tygodnie. Właśnie mija dwunasty dzień bez jego dotyku i głosu, obecności obok mnie w łóżku. Nie było łatwo. Jeśli mam być szczera, to piekło przez jakie jeszcze nie przechodziłam. Bolesne bardziej niż cokolwiek.
    Moja matka od tygodnia błaga mnie, żebym przyjechała ją odwiedzić; ją i mojego ojca. Bardzo się cieszy, że znów jest z żonatym facetem. Nawet mimo tego, że nie nauczono mnie jakie to nieodpowiednie wchodzić w związek z kimś żonatym, wiem, że to nie w porządku. Jedyną zaletą jej obsesji na jego punkcie jest fakt, że nie miała czasu wpaść i sprawdzić co u mnie słychać.
    Kończę się malować, po czym wzdycham, próbując ocenić efekt. Obawiam się, że nie wyszło dobrze. Wyglądam nędznie, a Blake na pewno pomyśli, że to przez niego. Robi mi się niedobrze na myśl, że dzisiaj go zobaczę, ale nie mogę siedzieć w mieszkaniu do końca życia. Mam karierę, która wymaga zaangażowania. Mój manager, David, wyraził się bardzo jasno, mówiąc, że mam się zebrać do kupy i ruszyć do wytwórni, jeśli chcę ratować swoją karierę. Albo to zrobię, powiedział, albo przestanie mnie reprezentować. A do tego nie mogę dopuścić.
    Przypominam sobie jego słowa i mam ochotę zwymiotować. Laurelyn, będziesz całować Blake’a po stopach albo zrobisz wszystko inne, by naprawić tę sytuację.
    Nic jednak nie naprawi tej sytuacji. Brzydzi mnie sama myśl, że moja kariera i przyszłość zależą od Blake’a Phillipsa. On może mnie zrujnować, jeśli powie odpowiednim ludziom o moim wyjściu ze studia w trakcie nagrywania albumu. Nikogo nie zainteresują powody mojego zachowania.
    Dojechałam do studia. Przez jakiś czas siedzę w samochodzie, zbierając myśli i siły. To nie myśl o Blake’u mnie denerwuje, tylko o powrocie do mojego dawnego życia – tego przed Jackiem Henrym. Muszę wejść do tego budynku i to mnie przytłacza, bo czuję, jakbym się cofała. Nienawidzę tego.
    Patrzę na jego zdjęcie zapisane w moim telefonie, przesuwając palcem po jego kilkudniowym zaroście i przypominając sobie, jak jego twarz drapała pod koniec dnia, zwłaszcza gdy właśnie wszedł do łóżka. Och, jak tęsknię za jego twarzą przy mojej twarzy. Na moim brzuchu, po wewnętrznej stronie ud, na mojej…
    Muszę przestać. Bardzo bym chciała, ale nie mogę siedzieć cały dzień w samochodzie i myśleć o pieprzeniu się z Jackiem Henrym.
    Biorę głęboki oddech, prostuję się, po czym wchodzę do budynku prowadzącego mnie w przeszłość. Podczas oczekiwania na windę wyczuwam, że ktoś za mną stoi. Wiem, że to on, Blake. Nie muszę się odwracać, żeby się upewnić, ale udaję, że nie zdaję sobie sprawy z jego obecności. Nic nie mówi i zastanawiam się, czy to dlatego, że nie wiedział o moim przyjeździe, czy jest po prostu zszokowany. Mam nadzieję, że brakuje mu słów, bo wstydzi się tego, co mi zrobił.
    Gdy drzwi windy otwierają się z dźwiękiem dzwonka, wchodzę do środka, a on razem ze mną. Widzę kątem oka jak się na mnie gapi, ale milczę. Udaję, że jest niewidzialny, bo dla mnie taki właśnie jest.
    – Laurelyn – mówi, sięgając do mojego ramienia. Odsuwam się, żeby nie mógł mnie dotknąć. – Nie bądź taka, tęskniłem za tobą.
    Gdy drzwi zaczynają się rozsuwać, uciekam od niego bez słowa. I tak będę musiała z nim porozmawiać, żeby dowiedzieć się co z kontraktem na płytę, ale to czysto służbowa rozmowa, więc nie zamierzam nawet wspominać o naszej niesłużbowej przeszłości. Jeśli o mnie chodzi, nie ma o czym mówić.
    David czeka w studiu. Kiedy mnie zauważa, podchodzi, przytula mnie, mimo odczuwanej złości.
    – Laurelyn, bardzo się cieszę, że przyszłaś. Nie byłem pewien czy się pojawisz, ale dobrze cię widzieć.
    Davida też dobrze widzieć. Był obecny w moim życiu już od dawna i tęskniłam za nim. Nie wie, co wydarzyło się między mną i Blakiem, i lepiej, żeby tak zostało. Nie chcę, żeby był zawiedziony tym, że naraziłam swoją karierę, wchodząc w związek z producentem – żonatym czy nie.
    Wieść, że wróciłam, szybko się rozchodzi i ludzie przychodzą, żeby sprawdzić, czy plotki są prawdziwe. Witam się z ludźmi, których kiedyś widywałam codziennie, ale później wszystko się uspokaja i następuje czas rozmów o biznesie.
    Liczę, że David zajmie się szczegółami, co oczywiście robi, jak przystało na najlepszego menedżera. W niecałą godzinę dochodzimy do porozumienia. Poszło dobrze, lepiej niż się spodziewałam, i jutro wrócimy do nagrywania albumu, które przerwałam, wychodząc ze studia cztery miesiące temu.
    Być może Blake czuje się winny, po tym, co zrobił, i to dlatego tak chętnie z nami negocjował. Nawet ja wiem, że przecież nie musiał tego robić, ponieważ to ja nie dotrzymałam umowy.
    Gdy czekam na windę, czuję się gównianie, bo poświęciłam siebie i wszystko, w co wierzę, tylko po to, żeby zrealizować swoje marzenia. Ale tak wygląda ten biznes. Czasem trzeba postępować wbrew sobie, żeby się przebić. Muszę po prostu przeżyć nagrywanie tej płyty i mieć nadzieję, że już nigdy nie zobaczę Blake'a Phillipsa.
    Wchodzę do maleńkiej windy, która zawiezie mnie na parter. Blake znów wsiada za mną i mogę jedynie zjechać razem z nim, nie mam wyjścia. Jesteśmy sami, ale nie łudzę się, że będzie tylko stał i milczał, gapiąc się na mnie. Wlazł tu nie bez powodu.
    – Cieszę się, że do mnie wróciłaś.
    O nie, nie ma mowy.
    – Wyjaśnijmy coś sobie. Nie wróciłam do ciebie. Nie w ten sposób.
    – Miałem na myśli, że cieszę się z twojego powrotu do domu, do miejsca, w którym powinnaś być, a nie siedzieć gdzieś na drugim końcu świata.
    Kim on jest, że myśli, iż wie, gdzie powinnam być?
    – Byłam dziewięć tysięcy mil stąd i to nadal nie było dla mnie wystarczająco daleko od ciebie.
    Przeciąga palcem po moim ramieniu. Kiedyś uwielbiałam, jak to robił, ale teraz mnie to brzydzi.
    – Laurie, nie bądź taka. Tęskniłaś za mną. Ja to wiem i ty to wiesz.
    Patrzę mu prosto w oczy po raz pierwszy.
    – Mylisz się.
    Kiedy widzę jego krzywy uśmiech, mam ochotę uderzyć go w krtań.
    – Myślałaś, że jeśli uciekniesz, to o mnie zapomnisz, ale ci się nie udało, prawda?
    Zaczynam się śmiać, bo ten dupek jest po prostu zwyczajnie żałosny.
    – Wystarczyło sześć godzin spędzonych w Australii, kiedy spotkałam prawdziwego mężczyznę. Spędziłam z nim trzy miesiące i, zapewniam cię, nie myślałam o tobie, gdy się pieprzyliśmy, a on doprowadzał mnie do jednego orgazmu za drugim.
    Zbliża się do mnie, a ja widzę w jego oczach pożądanie. Zapędza mnie w kąt windy, po czym przyciska swoje ciało do mojego.
    – Cóż, tutaj raczej nie będzie cię pieprzyć i doprowadzać do orgazmów, więc będziesz potrzebowała kogoś, kto go zastąpi.
    Czy on naprawdę sugeruje, że sam może się tym zająć?
    – Możesz mi kogoś polecić? Bo z tobą nigdy nie miałam orgazmu.
    Dojeżdżamy na parter. Musi mnie puścić, zanim znajdzie odpowiedź albo w jakikolwiek sposób zareaguje. Drzwi otwierają się zbyt wolno, ale ja i tak wyślizguję się najszybciej jak mogę. Nie muszę patrzeć za siebie, żeby wiedzieć, że jest tuż za mną. Jego obecność budzi we mnie wstręt, którego nie mogę się pozbyć.
    Otwieram samochód pilotem, ale nie udaje mi się wsiąść do środka, ponieważ Blake w mgnieniu oka pojawia się obok mnie. Chwyta mnie od tyłu i przyciąga do siebie, tak jak robił to Jack Henry, ale dużo mniej delikatnie. Czuję, że jego penis jest twardy i robi mi się niedobrze. Rozglądam się po parkingu, licząc, że ktoś zobaczy, co on wyprawia.
    – Oszalałeś, Blake? Ktoś mógłby cię zobaczyć. Wszędzie są kamery.
    Jego usta znajdują się tuż przy moim uchu. Czuję na skórze jego oddech. Włosy na karku stają mi dęba, a na szyi mam gęsią skórkę.
    – Nie obchodzi mnie, czy ktoś nas zobaczy, Laurie. Bardzo za tobą tęskniłem i podjąłem decyzję. Jestem gotowy zostawić Beth, żebyśmy mogli być razem.
    Akurat, jest gotowy.
    – Nie, nie jesteś.
    – Jestem, przysięgam.
    – Nie, Blake. Nie rozumiesz. Nie powiedziałam tego, ponieważ ci nie wierzę. Powiedziałam to, bo cię nie chcę.
    Zaciska trzymające mnie dłonie i całuje w szyję.
    – Ale ja ciebie chcę, Laurie – mówi proszącym tonem. – Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo cię pragnę, dopóki nie odeszłaś. Proszę, nie popełniaj błędu i nie kończ tego, co jest między nami, zanim otrzymamy szansę na szczęśliwe życie.
    – To szaleństwo. Mówisz tak, jakbyśmy zerwali przez jakąś bzdurę. Masz żonę, a twoje małżeństwo nie było błędem, to ja nim byłam. Nie wspominając o tym, że cały nasz związek opierał się na kłamstwie.
    – Maleńka, mam wady. Nie jestem idealny.
    – Nie mów do mnie „maleńka”. – Tylko Jack Henry może mnie tak nazywać. – A żaden mąż i ojciec nie powinien mówić o swojej żonie i swoich dzieciach jako o wadach.
    Odwraca mnie przodem do siebie.
    – To wszystko przez niego, tego australijskiego dupka, z którym rozmawiałem przez telefon. To przez niego mnie nie chcesz, teraz wolisz jego.
    – Zawsze będę go chciała.
    Twarz Blake’a się zmienia, a on traci całą delikatność oraz żądzę. Teraz jest zły.
    – Chcesz go bardziej niż kariery?
    Chyba mi grozi, ale chcę, żeby to powiedział.
    – Co to ma znaczyć?
    – Dokładnie to, o czym myślisz. Wiesz, jak łatwo mogę cię pogrążyć, więc masz wybór – albo do mnie wrócisz, albo nici z twojej kariery. To takie proste.
    Patrzę na niego zszokowana. Nie wierzę, że stać go na tak bezduszną groźbę, Mówi, że daje mi wybór, ale to tylko pieprzenie i oboje o tym wiemy. Chce mnie siłą zaciągnąć do łóżka. Jestem tak bardzo wściekła, że reaguję bez namysłu – kopię go prosto w krocze, najmocniej jak potrafię. Od razu pada na beton.
    Wskakuję do samochodu i blokuję drzwi. Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie mogę włożyć kluczka do stacyjki. Na szczęście, po chwili moja stara honda ożywa.
    Opuszczam szybę w oknie.
    – Możesz sobie zachować moje piosenki razem ze swoim kontraktem i wsadzić je sobie w dupę. I jak już jaja wrócą ci na miejsce, możesz mnie pozwać za złamanie postanowień umowy, żebym mogła powiedzieć całemu światu jakim kłamliwym, zdradliwym chujkiem jesteś. I jaki jesteś słaby w łóżku. Beznadziejny!
    Odjeżdżam z piskiem opon i momentalnie zaczynam panikować.
    Co ja właśnie narobiłam?
    Kogo próbuję oszukać? Nie da się tego z niczym pomylić. Właśnie pogrzebałam swoją karierę.



Myślałam, że już wcześniej znalazłam się na dnie, ale nie mogłam się bardziej mylić. To, gdzie znajduję się teraz, to o jeden piekielny krąg głębiej niż poprzednio.
    Po mieszkaniu chodzę jak zombie, i to tylko po to, żeby dotrzeć do sypialni i paść na łóżko. Wzdycham, patrząc na obracające się powoli pod sufitem skrzydła wiatraka. Przywodzą mi na myśl życie. Każde skrzydło goni to przed sobą, ale to beznadziejny wyścig. Żadne nie dogoni bowiem innego. Taka jest historia mojego życia – biegnę za szczęściem, które mam przed sobą, ale ono zawsze mi ucieka, niezależnie od tego jak szybka bym nie była.
    Leżę tak dłuższą chwilę i wreszcie odpływam. Nie mam pojęcia, ile czasu śpię, gdy z mojego telefonu rozlega się melodia dzwonka przypisanego do kontaktu o nazwie „Jolene”. Fantastycznie. Jolie Prescott jest dokładnie tą osobą, której teraz potrzebuję.
    Zastanawiam się, czy nie poczekać aż nagra się na pocztę głosową, ale wiem, że niestety będzie po prostu dalej dzwoniła. Wytrwałość – to jedna z jej zalet.
    – Cześć, mamo.
    – Laurie, cały dzień czekam, aż zadzwonisz i opowiesz mi, jak poszło spotkanie z Davidem i Blakiem. Dlaczego się nie odzywasz?
    Mówiąc jej o tym spotkaniu, popełniłam błąd. Nie chcę teraz o tym mówić, ale nie da mi spokoju. Nigdy nie daje. To kolejny jej talent, ale i tak będę próbowała się wywinąć. To z kolei coś, co ja potrafię.
    – Długo by opowiadać i nie chcę o tym teraz mówić. Może spotkamy się później i wtedy pogadamy?
    – To znaczy, że nie poszło dobrze. Przyjedź, proszę. Musimy o tym porozmawiać, żeby ułożyć plan działania.
    Uwielbiam to – co my zrobimy. Dawniej pracowała w przemyśle muzycznym, więc zna ten biznes od podszewki. Może doradzi mi, co powinnam teraz zrobić, bo ja za cholerę nie potrafię niczego wymyślić.
    Ale nie pojadę tam, jeśli w pobliżu kręci się jej kochaś.
    – Nie ma go tam, prawda?
    – Nie, Laurelyn, nie ma go tutaj – mówi, jakby zirytowało ją to, że nie chcę go widzieć.
    – Ok, przebiorę się i przyjadę.
    Rozłączam się, po czym zakładam spodnie do joggingu z napisem LOVE na tyłku – te same, które Jack Henry z lubością ściągnął do moich kolan, zanim przerzucił mnie przez oparcie kanapy Bena. Nie obchodzi mnie, ile będę miała zmarszczek czy siwych włosów, zawsze będę to wspominała. Ale na wszelki wypadek opiszę to w pamiętniku, żeby opiekunka w domu starców mogła mi czytać tę historię, jeśli będę miała alzheimera. Może zapomnę, że jest ona o mnie, ale na pewno pomyślę, że jakaś kobieta miała farta.
    A jednak nie potrzebuję pamiętnika. Każda piosenka, którą napiszę, będzie o Jacku Henrym. W ten sposób uwiecznię naszą opowieść na zawsze – w mojej muzyce.
    On już zawsze będzie każdą moją piosenką.


Mamę znajduję w salonie. Jej dom jest niewielki i skromnie umeblowany. Większość mebli została kupiona po promocyjnej cenie i zastanawiam się, co sławny Jake Beckett musi o tym myśleć, gdy zostaje tu na noc.
    Rzuca mi jedno spojrzenie, a ja już wiem, co myśli – że wyglądam okropnie. Właśnie tak wyglądam, zdaję sobie z tego sprawę. Nie widziała mnie od dwóch tygodni, więc cienie pod oczami i utrata wagi na pewno rzucają jej się w oczy.
    – Laurelyn Paige! Co ci się stało? Jesteś chora? Złapałaś coś w tej Australii?
    Oczywiście, że tak. Jestem chora z miłości. Powinno to być oczywiste dla każdego.
    – Nie jestem chora, mamo.
    – W takim razie co się dzieje?
    Podchodzę i padam na kanapę obok niej. Wygląda na to, że straciłam całą grację. Ostatnio tylko na coś padam i klapię.
    Nie wiem od czego zacząć opowieść o tym, co się stało. Moje życie to jedna wielka pomyłka za drugą – poza Jackiem Henrym, który jako jedyny element znajduje się na miejscu. Jedyny.
    – Chyba powinnam ci powiedzieć, dlaczego pojechałam do Australii.
    Nie ma pojęcia o mojej relacji z Blakiem. Utrzymywałam to przed nią w tajemnicy, bo wiedziałam, że nie będzie tego pochwalała. Powiedziałaby mi, że związek z producentem to zły pomysł. I miałaby rację.
    Widzę, że nie jest zadowolona, gdy opowiadam jej o romansie, ale nic nie mówi, więc przechodzę do tematu mojej podróży. I mojego Jacka Henry’ego. Już wymawiając jego imię, uśmiecham się nieświadomie.
    Mama chyba nieco mięknie, gdy opisuję miłość mojego życia i to, co do niego czuję. Większość szczegółów o naszej umowie pomijam, poza tym, że ustaliliśmy, iż nasza relacja zakończy się z chwilą mojego wyjazdu. Dodaję także niewinne kłamstwo – podstawą tej decyzji miał być fakt, że taka relacja na odległość byłaby niemożliwa. Nie mogę jej powiedzieć, że on po prostu nie chce, żebym jeszcze kiedykolwiek się z nim kontaktowała.
    Łzy napływają mi do oczu. Było mu tak łatwo pozbyć się mnie ze swojego życia. Powiedziałam mu, że go kocham, ale on mi tego nie powiedział. Bo mnie nie chciał.
    Gdy kończę okrojoną z pikantnych szczegółów opowieść o czasie spędzonym z Jackiem Henrym, przechodzę do tego, jak wyglądało spotkanie z Blakiem i Davidem. Wydaje się zadowolona z tego, co mówię, ale ten stan rzeczy gwałtownie się zmienia, kiedy słyszy, jak prawie pozbawiłam Blake’a jaj.
    Wstaję i nerwowo chodzę tam i z powrotem. Spodziewam się reprymendy za to, co zrobiłam, niszcząc przy okazji swoją karierę, ale matka mnie zaskakuje.
    – Ten drań zagroził, że zniszczy twoją karierę, przyciskając cię jednocześnie do samochodu? To, że kopnęłaś go w jaja, to i tak za mała kara. Próbował cię zaszantażować, co jest przestępstwem, więc nie masz się czym przejmować. Zajmiemy się tym bez problemu.
    Kim jesteśmy my? Ma na myśli mnie i siebie, czy siebie i mojego dawcę spermy?
    Nagle słyszę pełen gniewu męski głos.
    – Kto przycisnął cię do auta i groził, że zrujnuje twoją karierę?
    Aż podskakuję, słysząc ten władczy ton. Gdy odwracam się do właściciela silnego głosu, widzę, że w drzwiach stoi Jake Beckett. Sposób, w jaki na mnie patrzy, wskazuje na to, że moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
    – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
    Nie odzywam się, a on podchodzi do mnie ostrożnie, jakbym była dzikim, gotowym do ucieczki zwierzątkiem. Nie spuszcza ze mnie wzroku, przyglądając się mojej twarzy. Wygląda jak zahipnotyzowany. I jak bardzo bym nie chciała, też nie potrafię oderwać od niego wzroku. Czuję się, jakbym patrzyła w lustro. Nie miałam pojęcia, że jesteśmy do siebie tacy podobni.
    Wyciąga dłonie i obejmuje nimi moją twarz. W pierwszej chwili mam ochotę się odsunąć, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu pragnę jego pełnego czułości dotyku.
    – Mój Boże, wyglądasz dokładnie jak moja siostra. To niesamowite.
    Większość życia spędziłam, nienawidząc tego człowieka za to, co zrobił mnie i mojej matce. Spłodził dziecko, mimo że miał żonę, a później udawał, że nie istniejemy. Wyrzucił nas jak śmieci. Nienawidzę go za to i za każdy moment, kiedy mógł ułatwić mi życie, a jednak tego nie zrobił.
    Nienawidzę cię. Mam te słowa na końcu języka. Chcę je powiedzieć, albo raczej wykrzyczeć, żeby zobaczyć jego minę. Chcę go zranić tak, jak on ranił mnie przez te wszystkie lata.
    Przestaje na mnie patrzeć i odsuwa dłonie, tylko po to, żeby wyciągnąć je i mocno mnie przytulić. Moja twarz ląduje przy jego ramieniu, ale nie zagłusza ono słów, które tak bardzo chcę wypowiedzieć.
    – Nienawidzę cię – ledwo szepczę, niemrawo próbując go odepchnąć, ale on jedynie mocniej przyciska mnie do siebie.
    – Możesz mówić o tym, jak mnie nienawidzisz, ile tylko chcesz, bo to nie zmienia faktu, że ja bardzo cię kocham, Laurelyn.
    Chcę mu powiedzieć, że bardzo bolał mnie brak miłości z jego strony, to że mnie nie chciał przez całe życie i jak bardzo wpłynęło to na sposób, w jaki postrzegam każdego pojawiającego się w moim życiu mężczyznę. Zamiast tego czuję coś, co mnie szokuje. Inaczej wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie. Wszystkie te lata gniewu odchodzą w niepamięć. To przecież mój ojciec i po raz pierwszy trzyma mnie w ramionach. Znowu jestem tą małą dziewczynką, która marzyła o tym i modliła się, żeby mnie zechciał i żebym była warta jego miłości.
    – Nie umiem wyrazić słowami tego, jak bardzo żałuję, że nie byłem obecny w twoim życiu. Ale teraz będzie inaczej, obiecuję. Świat dowie się, że jesteś moją córką, bo cię kocham.
    Nigdy nie chciałam, żeby świat wiedział, że jestem córką Jake’a Becketta. A na pewno nie teraz. Nie chcę, by był dla mnie darmową przepustką do kariery muzycznej.
    – Nie, nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
    – Nie rozumiem.
    Oczywiście, że nie rozumie. Mało kto by zrozumiał.
    – Nie chcę, żeby mój sukces opierał się na tym, że jestem córką Jake’a Becketta. Jeśli mi się uda, to wyłącznie dlatego, iż jestem w tym cholernie dobra. Jak ogłosisz wszystkim, że jestem twoją córką, nigdy nie dowiem się, czy byłam wystarczająco dobra, żeby osiągnąć sukces samodzielnie.
Widzę, że mu się to nie podoba, ale niewiele mnie to obchodzi.
    – Zrobię, co zechcesz, Laurelyn. Ale obiecaj mi, że będę mógł to ogłosić, gdy już ci się uda.
    W tym momencie nie mam ochoty na składanie obietnic.
    – Najpierw pozwól mi osiągnąć sukces, a wtedy zobaczymy co dalej.










Komentarze

Popularne posty