[PATRONAT] trzeci rozdział "miłość po sąsiedzku" Belle Aurora
Rozdział trzeci
Nie ma sensu
płakać nad rozlanym mlekiem
Łup.
Otwieram
szeroko oczy, podciągam kołdrę pod brodę i nasłuchuję.
Łup.
Ktoś
jest w mojej kuchni!
Nikt
nie ma kluczy do mojego mieszkania, więc dochodzę do wniosku, że to włamywacz.
Powoli wstaję z łóżka, uważając, by nie hałasować. Wybieram numer 112, po czym
zamieram z kciukiem nad zieloną słuchawką.
Zadanie na później: kupić gaz
pieprzowy.
Kiedy
wychodzę na korytarz, widzę mężczyznę przeglądającego zawartość mojej lodówki.
Na szczęście mnie nie zauważył. Zakradam się, a potem z całej siły otwieram
drzwi zamrażarki, tak aby on oberwał. Intruz wydaje z siebie jęk. Wybiegam na
klatkę i zaczynam się dobijać do drzwi mieszkania Ducha.
Cała
aż się trzęsę.
– Proszę,
bądź w domu – szepczę drżącym głosem. – Proszę, bądź w domu. – W końcu tracę
cierpliwość. – Duch, otwórz drzwi! Proszę!
Oczy
wypełniają mi się łzami.
Jestem
przerażona.
Czyjaś
ręka obejmuje mnie w talii. Krzyczę. Mam właśnie wydrapać włamywaczowi oczy,
gdy słyszę przy uchu szept:
– Uspokój
się, ślicznotko. To tylko ja.
Opuszcza
mnie napięcie. Spuszczam głowę, a potem wybucham płaczem.
Odwraca
mnie, a ja opieram czoło na jego klatce piersiowej. Duch przytula mnie oraz
kołysze, szepcząc uspokajająco:
– Już
dobrze, kotku. To tylko ja.
Udaje
mi się uspokoić. Patrzę Duchowi w twarz. Spogląda na mnie zmartwiony, ocierając
mi łzy z policzków. Pociągam nosem, a on uśmiecha się lekko. Kiedy otwiera usta,
by coś powiedzieć, walę go prosto w nos.
Cofa
się i jęczy.
– Nigdy
więcej nie rób czegoś takiego! – piszczę. A potem gnam do swojego mieszkania.
Zamykam za sobą drzwi, wbiegam do pokoju, po czym padam na łóżko i zakrywam
twarz poduszką. Chwilę później słyszę odgłos otwieranych drzwi. Wzdycham. Po
kilku sekundach materac się ugina.
– Kto
cię nauczył tak uderzać?
– Tata
– odpowiadam stłumionym głosem. Zapada cisza, aż w końcu unoszę twarz. – Mam
dwie siostry. Tata chciał, żebyśmy umiały się obronić. Tymczasem zrobiłyśmy się
przez to porywcze, niebezpieczne. Do bójek między nami dochodziło niezliczoną
ilość razy. Kiedyś Nina dźgnęła mnie widelcem, bo zniszczyłam jej sweter, z
kolei Helena wyrwała mi garść włosów, kiedy byłyśmy w liceum. Przez cały rok
musiałam nosić kapelusz.
Duch
wytrzeszcza oczy.
– Pojebane.
Wzdycham
tęsknie.
– Owszem.
– Dogadujesz
się ze swoją rodziną?
Marszczę
czoło.
– Mam
wspaniałą rodzinę. Jesteśmy po prostu trochę narwani, to wszystko. A ty masz
jakieś rodzeństwo?
Duch
odpowiada beznamiętnie:
– Nik,
Max i Trik to moi bracia.
To
naprawdę urocze, ale nigdy mu tego nie powiem. Ciekawi mnie jego rodzina, a co
ważniejsze, chciałabym dowiedzieć się, co sprawiło, że Duch jest taki, jaki
jest.
Przewracam
oczami.
– A
takie biologiczne?
Wzdycha.
– Nie,
nie mam żadnej rodziny. Możesz odpuścić?
Mrużę
oczy.
– Co,
do licha, robiłeś w mojej kuchni z samego rana? Wystraszyłeś mnie na śmierć.
Duch
pociera nos.
– Tak,
cóż, wybacz. Skończyło mi się mleko, więc wpadłem pożyczyć od ciebie. Tak robią
przyjaciele, prawda?
Dopiero
teraz zauważyłam, że oboje jesteśmy w piżamach. Duch ma na sobie białą koszulkę
oraz spodenki od piżamy. Patrzę na swoje z Myszką Minnie.
Chichoczę
cicho.
– Czyli
włamałeś się do mojego mieszkania, żeby ukraść mleko?
Uśmiecha
się, przeczesuje ręką przydługie włosy w kolorze piasku, po czym przygryza
język.
Jezu.
Wygląda jak chłopiec.
Uroczo.
Wzdycha
ze skruchą.
– Wybacz.
Nie chciałem cię przestraszyć.
Burczy
mi w brzuchu. Zerkam na zegarek. Ósma pięćdziesiąt siedem.
– Masz
ochotę na francuskiego tosta? – pytam powoli. Wygląda na zaskoczonego. Szybko
wyjaśniam: – Nie opłaca mi się robić ich dla jednej osoby, zatem jeśli masz
ochotę, zrobię dla dwojga, żeby nie marnować jedzenia.
I przerwa na oddech.
Duch
szczerzy zęby.
– Jasne.
Pewnie. O ile masz też bekon.
Przewracam
oczami.
– A
z czym miałabym jeść francuskie tosty, jeśli nie z bekonem i syropem? Pycha.
Idziemy
do kuchni. Po chwili wyciągam z lodówki potrzebne składniki. Proszę Ducha, by
przygotował talerze, ale kiedy zamierzam mu powiedzieć, gdzie się znajdują, on
otwiera odpowiednią szafkę, wyciąga dwa talerze, po czym kładzie je na blacie.
Mrużę
oczy.
– Czy,
oprócz wczorajszej nocy, byłeś już w moim mieszkaniu?
Stoi
odwrócony do mnie plecami. Natychmiast zesztywniał.
O mój Boże!
Nachylam
się nad nim, szepcząc głośno:
– O
mój Boże! Byłeś! Kiedy?
Odwraca
się, podnosi ręce w geście poddania i wyjaśnia:
– Dzień
po twojej pierwszej nocy. Wróciłem do domu, kiedy byłaś jeszcze w pracy.
Postanowiłem je sprawdzić. Chciałem się tylko upewnić, czy zostało dobrze
zabezpieczone. To wszystko.
Zamykam
oczy i zaciskam dłonie w pięści.
– Jak
dokładnie je sprawdziłeś?
– Dość
dokładnie – odpowiada natychmiast.
Nie
otwierając oczu, pytam cicho:
– Byłeś
w moim pokoju?
Cisza.
Mam swoją odpowiedź.
Rumienię
się.
– Zaglądałeś
do szuflady z bielizną? – szepczę.
Znowu
cisza.
O
MÓJ BOŻE. Widział…
– O
mój Boże! – Zakrywam twarz dłońmi.
– Ja…
ja… tylko rzuciłem okiem. Nie wstydź się. To normalne. Mnóstwo kobiet używa
wibratora…
Robię
się czerwona jak burak.
– Zamknij
się!
– …wiem,
że wiele kobiet zadowala się na własną rękę…
– Duch!
Zamknij się!
– …na
początku byłem zdziwiony. Nie wyglądasz na kobietę, która potrzebowałaby wibratora…
Pochodzę
do niego, po czym zakrywam mu usta dłońmi. Zamyka oczy.
– Nigdy
więcej nie będziemy o tym rozmawiać. Słyszysz?
Przez
długą chwilę po prostu stoi, ale w końcu kiwa głową.
Wracam
do robienia śniadania.
Zamykam oczy z
rozkoszy, gdy gryzę kolejny kawałek pokrytego syropem bekonu.
Nie
tylko jest seksowna, lecz także potrafi gotować.
Nieźle.
W
trakcie śniadania raczej milczymy. Od rozmowy o wibratorze nie powiedziała zbyt
wiele.
Nie
wiem, z czego robi problem.
To
jest sexy.
Założyłbym
się, że przynajmniej co druga kobieta ma wibrator. Podobają mi się dziewczyny,
które nie boją się same zadowolić.
Chrząkam.
– Pyszne.
Nie wiedziałem, że potrafisz gotować.
Uśmiecha
się.
– Cóż,
nigdy nie pytałeś. Niespecjalnie lubisz rozmawiać, prawda, Ash?
Uwielbiam,
gdy wymawia moje imię.
Trącam
bekon widelcem i przyznaję cicho:
– Nie.
Nie bardzo.
– Dlaczego?
Jesteś przecież inteligentny. Nie byłbyś w stanie robić tych wszystkich
wymyślnych rzeczy z ochroną, gdybyś był głupi. Czemu zatem tak mało mówisz?
Wzruszam
ramionami.
– Wolę
słuchać. Można się o kimś wiele dowiedzieć, jeśli wydaje mu się, że nie
interesuje cię to, co mówi. Dzięki temu mogę się zorientować, jakim człowiekiem
ktoś jest.
– Mnie
też słuchasz? – Kiwam głową, a wtedy ona zadaje kolejne pytanie: – Czego się o
mnie dowiedziałeś?
Opieram
się o oparcie krzesła.
– Że
twój wygląd jest zwodniczy.
Marszczy
brwi.
– Co
to znaczy?
Potrząsam
głową.
– Mowy
nie ma, nie powiem. Gdybym to zrobił, znów byś mnie walnęła.
Przewraca
oczami.
– Obiecuję,
że nie będę cię już biła. Dzisiaj.
– Okej.
Sama tego chciałaś, ślicznotko. – Nachylam się w jej stronę. – Zachowujesz się
jak twardzielka, ale jesteś tak samo podatna na zranienie, jak inni. Po prostu
o tym nie mówisz. Nigdy nie okazujesz swoich prawdziwych emocji i bardzo się
pilnujesz przy innych ludziach. Czasem wykorzystujesz swój wygląd, by dostać
to, czego pragniesz. Ukrywasz się za rudymi włosami, ładnymi sukienkami oraz
seksownymi ustami. Jesteś też nieprzewidywalna. Stanowisz mokry sen każdego
faceta, a jednocześnie jego największy koszmar. Faceci nieświadomie się w tobie
zakochują. Ale tylko w jednej wersji ciebie. Prawdziwą twarz pokażesz jedynie,
gdy poczujesz się bezpiecznie. Może się ona okazać bowiem nie tym, czego twój
partner pragnie.
Spojrzenie
jej się zamgliło. Gapi się nieobecnym wzrokiem w moją klatkę piersiową.
Cholera.
Właśnie
dlatego nie rozmawiam z ludźmi. Zwykle mówię coś, co wyprowadza ich z równowagi
albo wprawia w przygnębienie. Nie żebym był niewychowany, po prostu nie do
końca rozumiem emocje.
Przeczesuję
włosy dłonią.
– Nat,
przepraszam…
Ona
mi jednak przerywa, unosząc dłoń i potrząsając głową.
– Dobry
jesteś w te klocki. Powinieneś zostać policyjnym profilerem czy kimś w tym
stylu. W sumie wszystko, co powiedziałeś, to prawda.
Chrząkam.
– Nie
chciałem cię urazić. Po prostu opowiedziałem o tym, co zaobserwowałem. Nie
potrafię kłamać. Wolę mówić prawdę. Żadnego owijania w bawełnę, wiesz?
Uśmiecha
się lekko.
– Właśnie
takiego przyjaciela potrzebuję. Nie po drodze mi z kłamstwami. Nienawidzę ich.
Muszę to zapamiętać.
Świetnie.
Nie
mam pojęcia, dlaczego czuję taką ulgę. Gdy kilka miesięcy temu powiedziała mi,
że powinniśmy się unikać, byłem wkurzony.
I
odrobinę zraniony.
Ten
jeden pełen pożądania raz z Nat wystarczył mi, by sądzić, że mieliśmy szansę,
ale ona najwyraźniej uważała to za jednorazowy wybryk. Więc kiedy zaczęła się
domagać, żebyśmy nie rozmawiali, pomyślałem „jebać to”. Ale za każdym razem,
kiedy widziałem ją w klubie i nie mogłem usiąść na tyle blisko, by usłyszeć jej
głos, czułem złość. Nigdy się do tego przed nią nie przyznam, ale uspokaja
mnie. Zwykle siadałem w loży obok niej tylko po to, by przenikał mnie jej głos.
Słodki, jedwabisty dźwięk, który odganiał wszystkie wspomnienia o ojcu. Po tym
jak zaczęła mnie unikać, budziłem się w nocy częściej niż zwykle. Tylko
pieprzenie przypadkowych dziewczyn aż do wyczerpania pozwalało mi zasnąć, ale tylko
na kilka godzin.
Nat
ma w sobie coś, co doprowadza mnie do szaleństwa.
Jest
inna.
Powiem
wam jedno – odkąd się pieprzyliśmy, pragnąłem jedynie znów zaciągnąć ją do
łóżka. Gdy straciłem tę szansę, obiecałem sobie, że jeśli jeszcze kiedyś będę
miał taką okazję, zrobimy to powoli i delikatnie. Będę się tym rozkoszował.
Poprzedni raz był szybki, wybuchowy, pełen żądzy. Nic bym w nim jednak nie
zmienił. Doszła dwa razy wyłącznie dzięki mojemu fiutowi. Nigdy nie przydarzyło
mi się nic podobnego.
Było
fenomenalnie.
Na
samą myśl o tym robiłem się twardy.
I… staje ci.
Kurwa.
Cudownie.
W
sumie zmieniłbym w tamtej nocy jedną rzecz.
Pocałowałbym
ją.
Duch wierci się
na krześle.
– Wszystko
gra? – pytam.
– Tak
– odpowiada zduszonym głosem. Zrobił się jakiś czerwony na twarzy.
– Chcesz
wody albo soku?
Spogląda
na mnie z wdzięcznością.
– Wody!
Tak, wody. Cudownie. Dzięki. – Stawiam przed nim wodę, a sama kończę śniadanie.
Wrzucam do ust ostatni kawałek tosta, jęcząc.
Uwielbiam jedzenie.
Duch
przełyka głośno ślinę, po czym sztywno rusza do łazienki.
Co
za dziwak!
Kocham
jeść. Na każdy nastrój znajdzie się odpowiedni posiłek.
Przygnębienie
– coś smażonego.
Radość
– słodkie wypieki.
Zadowolenie
– lody.
Mogłabym
stworzyć całą listę.
Kiedy
Duch wychodzi z łazienki, bez żadnego konkretnego powodu pytam:
– Jakie
masz plany na dziś, przyjacielu?
Uśmiecha
się szeroko.
– Nie
wiem. To mój jedyny wolny dzień, więc staram się załatwić jak najwięcej
bzdurnych spraw, które muszę ogarnąć.
Kiwam
głową.
– Ja
też. Muszę jechać na zakupy. Pewnie jak włamałeś się dziś rano do mojego
mieszkania, żeby ukraść mleko, zauważyłeś, że to był ostatni karton.
Chichocze.
– Tak.
Potrzebujesz więcej mleka.
– Kupić
ci coś? – rzucam luźno.
Wygląda
na zaskoczonego moją propozycją. Sama jestem nią nieco zaskoczona. Pojawił się
ponownie w moim życiu jakieś dwanaście godzin temu, ale w tym czasie zdradził
mi na swój temat więcej niż w ciągu ostatniego roku. A ja chciałabym wiedzieć
jeszcze więcej.
Tak
sobie to tłumaczę. Tego będę się trzymać.
– Tak,
ja też muszę się wybrać na zakupy – odpowiada w końcu. Spogląda na mnie
niepewnie. – Może pojedziemy razem? Zwykle kręcę się w kółko, bo nie zabieram
ze sobą listy.
Nie
robi listy?
Świętokradztwo!
Całkowicie
ekscytuję się zakupami z Duchem.
– Jasne.
Nie ma problemu – odpowiadam znudzonym tonem, po czym wzruszam ramionami.
Mówi,
że spotkamy się za pół godziny. W tym czasie myję się oraz ubieram.
A
potem wychodzimy.
Nat chce,
żebyśmy pojechali na zakupy jej samochodem.
Mowy
nie ma.
Bez
urazy dla kobiet, ale kiedy jestem z jakąś w samochodzie, nawet jeśli to jej
auto, ja prowadzę.
Być
może dlatego, że mój samochód jest moim oczkiem w głowie. Harowałem jak wół
oraz oszczędzałem każdy grosz, żeby go zrobić. Chevy Impala z 1968 roku to
czarna bestia – zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Skórzane fotele ściągałem z
Włoch. Ktoś mógłby powiedzieć, że ładowanie tylu pieniędzy w samochód to
głupota, ale, do diabła, dzięki temu jestem szczęśliwy.
Będąc
już na ulicy, kłócimy się przez dziesięć minut, aż w końcu podchodzę do swojego
auta, odpalam silnik i podjeżdżam do Nat. Muszę ukryć uśmiech.
Wygląda
tak cholernie uroczo.
Groźnie
marszczy brwi. Stoi sztywno z rękami założonymi na piersiach i wydyma wargi jak
pięciolatka.
Naciskam
klakson, na co podskakuje przestraszona. Śmieję się mimowolnie. W końcu
przewraca oczami, poddaje się i wsiada.
Nie
odzywa się. Nawet gdy dojeżdżamy do sklepu, nie jest zbyt rozmowna. Rzuca
tylko:
– Bierzemy
jeden wózek?
Kiwam
głową.
Kieruje
się prosto do działu z owocami oraz warzywami. Wkłada do koszyka przypadkowe
rzeczy: truskawki, pół melona, marchewki, pomidory, seler, jabłka, a także
awokado. Patrzy na mnie.
– Jakich
produktów potrzebujesz?
Nie
bardzo wiem, o co jej chodzi.
Potrzebuję jakichś produktów?
Jestem
pewny, że żyło mi się dobrze bez zieleniny. Kieruję wózek w stronę działu
mięsnego. Słyszę, jak Nat mruczy:
– Okej,
żadnych owoców ani warzyw. Zanotowane.
Kiedy
rozglądam się po stoiskach, zauważam, że Nat trzyma w rękach dwa rodzaje
mielonej wołowiny. Przez całą minutę spogląda to na jeden, to na drugi.
Zabieram jej oba, po czym jeden wkładam do wózka, a drugi odkładam na półkę.
Marszczy brwi, ale jestem na to przygotowany.
– Co?
To tylko wołowina!
– Wcale
nie! Różnią się zawartością tłuszczu! Masz szczęście, że w wózku znalazła się
ta, która ma go mniej.
Przewracam
oczami.
– Jak
sobie chcesz.
Ładuję
do wózka cztery rodzaje mięsa.
No
dobrze, więc jestem typowym kawalerem.
Lubię
mięso. Nic nie pobije dobrego steku. Mógłbym jeść steki codziennie. Właśnie
taki mam plan na dzisiejszy obiad. Już nie mogę się doczekać.
Przechadzamy
się po kolejnych alejkach, powoli zapełniając koszyk. Dodaję inne produkty
pierwszej potrzeby: chipsy ziemniaczane, czekoladę, keczup, masło orzechowe,
galaretkę, sos czekoladowy i tłuste mleko. Z kolei Nat wrzuca rzeczy, o których
nigdy nie słyszałem: komosę ryżową, pszeniczne krakersy, humus, makaron ryżowy,
dwuprocentowe mleko oraz vegetę. Mam zamiar zapytać, czy jest jedną z osób mających
fioła na punkcie zdrowej żywności, kiedy dorzuca rozpuszczalną czekoladę, trzy
rodzaje lodów, a także bekon.
No,
to rozumiem.
Boże,
nienawidzę, kiedy kobiety się głodzą. Lubię, gdy jest za co złapać. Od tamtej
nocy spędzonej z Nat unikam kobiet o bujnych kształtach. Wybieram szczupłe
laski. Z Nat żadna się nie równa.
Udajemy
się do sekcji z produktami higienicznymi oraz lekami, a ja zatrzymuję się przed
kondomami. Spoglądam na Nat. Patrzy na mnie.
Gapimy
się na siebie niemal minutę, aż w końcu chwytam z półki dwa opakowania. Wkładam
je do koszyka.
– Jedno
dla mnie, jedno dla ciebie. Pewnie będziesz ich potrzebowała, skoro masz nowego
chłopaka. – Próbuję jakoś zacząć ten temat.
– Och,
jeszcze nawet o tym nie myślałam – odpowiada szybko. Brzmi szczerze.
– Jak
to? – Ciągnę ją za język. – Chcesz przez to powiedzieć, że nie sypiasz z
facetami, którzy ci się podobają?
Odwraca
się, unikając mojego wzroku.
– Oczywiście,
że sypiam.
Kłamstwo.
Potrafię
ocenić, czy ludzie mówią prawdę. Dałbym sobie rękę uciąć, że Nat nie puszcza
się na prawo i lewo.
Czemu
więc tamtej nocy pozwoliła mi się zaciągnąć do salki konferencyjnej? Czuję się
szczęśliwy, choć nie mam prawa.
– To
kiedy znów spotykasz się z tym pieniaczem?
Natychmiast
staje w jego obronie.
– Nie
jest pieniaczem! Po prostu myślał, że coś do mnie masz. Ma na imię Cole, tak
swoją drogą. Jutro z nim wychodzę.
Potrafię
to zrozumieć. Gdyby ktoś wciął się między mnie a moją kobietę… cóż, jeśli byłbym
z Nat i jakiś koleś zacząłby ją przy mnie podrywać, miałbym ochotę skręcić mu
kark. Ale było coś dziwnego w tym kolesiu. Będę musiał się mu przyjrzeć.
Patrząc
na półki, mówię:
– Musisz
podać mi też nazwisko, ślicznotko. Coś mi się w nim nie podoba. Sprawia
wrażenie zbyt nerwowego.
Marszczy
brwi, ale ma nieobecne spojrzenie, co każe mi wierzyć, że myśli podobnie. W
końcu kiwa głową.
– Okej.
Jak zrobi coś dziwnego, pozwolę ci go sprawdzić. I będę z tobą szczera w tej
kwestii. Ale jeśli uznam, iż to normalny facet, nie będziesz się wtrącał. –
Wyciąga do mnie rękę. Lekko ją ściskam, a potem kontynuujemy zakupy.
Z radością jeszcze raz wybrałbym się z nią na
zakupy. Podoba mi się, jak chodzi wokół wózka, potrącając mnie, a także mówi do
siebie. Odprężam się przy niej. Mógłbym cały dzień słuchać jej głosu.
Pół
godziny później ruszamy do domu. Kiedy jesteśmy już na miejscu, obładowani
zakupami zmierzamy do swoich mieszkań.
– Chcesz
wieczorem pooglądać ze mną telewizję? – pyta Nat.
Chce spędzić ze mną więcej czasu?
Spędziliśmy
razem cały poranek. Szczerze mówiąc, naprawdę się cieszę, że jeszcze nie ma
mnie dość.
– Umm,
noo, tak. Chyba. Ale będziemy musieli oglądać u ciebie, bo ja nie mam
telewizora.
Chwyta
się za pierś.
– Nie
masz telewizora? – szepcze głośno.
Zachowuje
się tak, jakbym powiedział, że mam sztuczne serce.
Uśmiecham
się krzywo.
– Nie.
Nie mam.
Kładzie
mi rękę na ramieniu.
– Co
jest z tobą nie tak?
Odrzucam
głowę, po czym wybucham śmiechem.
Wyraz
jej twarzy łagodnieje.
– Wow
– mówi z zachwytem.
Ciągle
chichocząc, pytam:
– Co?
Przestępuje
z nogi na nogę, patrząc w podłogę.
– Pierwszy
raz słyszę twój śmiech. – Nerwowo obraca pierścionek. – Jest bardzo przyjemny
dla ucha. Powinieneś częściej to robić.
A
potem znika za drzwiami swojego mieszkania.
Robi
mi się ciepło na sercu. Uśmiecham się.
Niech to licho.
Dumny
jak paw idę do mieszkania.
Chętnie przeczytam całość książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Eli https://czytamytu.blogspot.com