[PATRONAT] pierwszy rozdział "miłość po sąsiedzku" Belle Aurora
Rozdział pierwszy
Mam beznadziejnych sąsiadów
Siedem
miesięcy później…
Tatiana mocno ciągnie mnie za włosy.
Au!
Krzywię się z bólu,
odciągam jej chciwe łapki i łagodnie ją upominam:
– Hej,
brzoskwinko, to włosy teti Nat. Jeśli chcesz mieć swoje, będziesz musiała je
sobie wyhodować. – Teta to po
chorwacku ciocia. Tina nalega, żebyśmy używały tego słowa.
Mała uśmiecha się, po
czym podskakuje w moich ramionach. Mimowolnie odwzajemniam uśmiech.
Jest tak cholernie
urocza.
Ma trzy miesiące. Cała
nasza ósemka była obecna przy jej narodzinach. Naprawdę trudno nas rozdzielić…
Tatiana jest podobna do
Tiny, gdy była niemowlakiem; pulchniutka oraz urocza jak diabli. Jedyna różnica
jest taka, że moja kochana dziewczynka ma piwne oczy po tacie, a nie zielone po
mamie. Tina jest przeszczęśliwa z tego powodu, ponieważ uwielbia kolor oczu
Nika.
Idę do magazynu. Pukam
przed wejściem. Tina siedzi za biurkiem, przeglądając papiery. Uśmiecha się,
gdy wchodzimy.
– Cześć,
ślicznotko – grucha do swojej córeczki. – Bardzo dokuczasz teti Nat? Znowu jesz
jej włosy? Moja mała łobuziara. – Odbiera ode mnie Tatianę i sadza ją sobie na
kolanach. Uśmiech znika z jej twarzy, gdy na mnie patrzy. – Wszystko w
porządku?
Nie.
Za każdym razem, gdy
znajduję się w pobliżu Tatiany, boli mnie serce. Nigdy nie będę miała dzieci.
Obserwowanie Tiny i Tats sprawia mi tyle samo smutku, co radości.
W ubiegłym roku w
trakcie rutynowej wizyty u lekarza dowiedziałam się, że cierpię na zespół
policystycznych jajników. Mam torbiele na macicy oraz jajnikach. Jakieś
osiemdziesiąt na każdym.
To dużo.
Lekarz poradził mi, bym
liczyła się z tym, że mogę nigdy nie mieć dzieci. Moje jajniki i macica są
bowiem zbyt pobrużdżone, za bardzo zniszczone, żebym mogła zajść w ciążę.
Zmuszam się do
szerokiego uśmiechu.
– Oczywiście.
Trochę się tylko denerwuję przeprowadzką, to wszystko.
Tina odwzajemnia
uśmiech.
– Nic się nie
martw, poprosiłam dziewczyny o pomoc. Chłopaki, co prawda, zaoferowali
wsparcie, ale powiedziałam im, że to babski wieczór.
Westchnęłam.
– Co ja bym bez
ciebie zrobiła?
Podrapała się po nosie,
po czym przechyliła głowę.
– Musiałabyś kupować babeczki. – Mrugnęła. – Właśnie
to.
Zaśmiałyśmy się obie.
Babeczki Tiny wymiatają. W zasadzie wszystkie jej
wypieki smakują nieziemsko.
Jest właścicielką
butiku Safira. To sklep z ciuchami, ale mamy też akcesoria oraz bieliznę. Mimi,
Lola i ja pracujemy w nim razem z Tiną. Dokładnie po drugiej stronie ulicy
znajduje się Biały Królik, w którym pracują chłopaki. Jesteśmy ze sobą dość
blisko, przez co nie tak łatwo unikać Ducha.
Przez siedem miesięcy
udawało mi się trzymać od niego z daleka. W tym czasie nasz kontakt ograniczał
się głównie do wymiany pozdrowień. Co dziwne, tęsknię za jego głupimi,
irytującymi komentarzami, a także za tym, że nazywał mnie ślicznotką. Nie ma z
kolei nic dziwnego w tym, iż pragnę złego faceta.
Ale czy nie tak właśnie
jest na świecie?
Każda dziewczyna chce
złego faceta, dobrego jedynie dla niej.
Wszystkie liczymy, że
poskromimy dziką bestię. A Duch jest dziki jak cholera. Nieprzewidywalny,
ponury, beznamiętny. Równie dobrze mógłby być dzikim zwierzęciem. Nigdy nie
słyszałam nawet, żeby się śmiał.
W moich fantazjach
natomiast to kochający, dominujący, zabawny mężczyzna. Ale taki Duch nie
istnieje. Żyje tylko w mojej głowie.
Doskonale pamiętam
wspólnie spędzoną noc i nasz szalony, pozbawiony zahamowań seks.
Te wspomnienia mnie
wręcz prześladują.
Każdej. Cholernej.
Nocy.
Czuję napięcie w
brzuchu oraz rumienię się za każdym razem, gdy o tym myślę.
Tina przywołuje mnie z
powrotem na ziemię, machając mi rękami przed twarzą.
– Haaaaalooo?!
Jest tam kto? – woła.
Krzywię się, po czym
szturcham ją lekko w żebra. Chichocze. Moja przyjaciółka jest głuptasem, ale to
czyni ją tylko jeszcze bardziej uroczą. Nieustannie się rozśmieszamy. Na tym
właśnie opiera się nasza przyjaźń.
Wzdycham.
– Proszę, powiedz
mi, że coś upiekłaś.
Przestaje się
uśmiechać, więc już znam odpowiedź. Tina ma serce na dłoni. Uwielbiam ją za to.
– Och, złotko,
obiecuję, że wkrótce upiekę. Po prostu z Tatianą, Ceecee oraz domem na głowie
jestem taka zabiegana! – Brzmi na spanikowaną.
Śmieję się cicho i
zapewniam ją:
– Skarbie, tylko
żartowałam! Ten dzień nie jest jeszcze taki zły, żeby trzeba było ratować go
babeczkami.
Nie wygląda na do końca
przekonaną.
– Jutro –
obiecuje. – Zrobię babeczki.
Hurra!
Pycha!
Spoglądam na zegar
ścienny. Piętnasta dwadzieścia cztery. Za kilka godzin zamieszkam w nowym domu.
Szaleństwo.
Ciężarówka firmy przeprowadzkowej już
się pojawiła i wszystkie znosimy pudła do mojego nowego, wspaniałego
mieszkania. Nie bardzo mnie na nie stać, ale ochrona tego nowego miejsca robi
wrażenie! Jest kod do drzwi wejściowych, a także inny do windy. Każde
mieszkanie ma specjalny system zabezpieczeń, a części wspólne są monitorowane.
Z radością zapłacę dodatkowe pięćdziesiąt dolarów miesięcznie, by czuć się
bezpiecznie w swoim domu.
Zgodnie z obietnicą
panowie od przeprowadzek pomagają nam z meblami. Gdy wszystkie ciężkie
przedmioty są już w środku, zabieramy się z dziewczynami do pracy. Lola, Mimi i
Tina otwierają pudła, po czym zaczynają krążyć po pomieszczeniach.
Aby kobieta mogła
rozpakować się w nowym mieszkaniu, potrzebuje do pomocy dziewczyn. Właśnie
dlatego, że wszystkie wiedzą, gdzie co położyć.
W czwórkę udaje nam się
skończyć w dwie godziny.
Lola znika na chwilę, a
potem wraca z szampanem. Nie jakimś tanim, ale z Dom Perignon.
Za sześć stów! Niech
mnie licho!
Pewnie to sprawka Nika.
Boże, kocham tego faceta.
Patrzę na Tinę,
uśmiechając się szeroko.
– Kocham twojego
męża.
W odpowiedzi wzrusza
ramionami.
Wiwatujemy, gdy Mimi
otwiera butelkę. Nalewa alkohol do kieliszków i wszystkie pijemy z entuzjazmem,
oprócz Tiny, która upija jedynie łyczek, bo karmi piersią.
Na koniec dziewczyny
przytulają mnie oraz całują. Dziękuję im za pomoc, a potem macham na
pożegnanie. Zamykam drzwi i opieram o nie czoło.
W
końcu sama.
Uwielbiam swoich
przyjaciół, ale cenię też czas spędzany w samotności.
Odwracam się od drzwi,
po czym skanuję wzrokiem nowo urządzone mieszkanie. Uśmiecham się.
Wygląda cudownie!
Nie dodałam tu zbyt
wiele. To, co miałam, razem z nowo zakupionymi rzeczami, wystarczyło, by całość
wyglądała elegancko i szykownie. Tina oddała mi swoją starą kanapę, która jest
tak cholernie wygodna, że nie mogę siadać na niej przed wyjściem, jeśli nie
chcę się rozmyślić, a potem zasnąć przed telewizorem. Przekazała mi też
niektóre rzeczy z naszego starego mieszkania, bo Nik urządził już swoje.
Nieduże, lecz
przestronne to moje lokum. Tylko sypialnia oraz łazienka zostały wydzielone.
Uwielbiam je.
Kuchnia była
remontowana w zeszłym roku. Mam kozacki, marmuropodobny blat, a do tego nowe,
drewniane szafki na naczynia, a także dwukomorowy zlew i lśniące krany. Salon
wydaje się odrobinę za mały, żeby zmieścić w nim sześćdziesięciocalowy
telewizor, który kupiłam. Panowie od przeprowadzek byli na tyle uprzejmi, że
pomogli go wnieść i zamontować. Uwielbiam oglądać telewizję. Nic nie sprawia mi
takiej radości, jak zwinięcie się na kanapie oraz obejrzenie filmu.
Okej, możecie nazwać
mnie aspołeczną.
Nie zrozumcie mnie źle,
uwielbiam wychodzić z domu. W weekendy. Jeśli następnego dnia muszę pracować (a
zdarza się to niemal codziennie), nie ma mowy, żeby wyciągnąć mnie z łóżka
wcześniej. Tina nazywa mnie zombiakiem. Nie myli się. Kiedy już zasnę, śpię
kamiennym snem. Nic nie słyszę, nic nie widzę. Tylko gdy ktoś mną potrząśnie,
oprzytomnieję. Nieznacznie. W każdym razie, o ile znajdzie się ktoś na tyle
głupi, żeby to zrobić.
Wzdycham, odrywając się
od drzwi. Idę do swojej również świeżo wyremontowanej i nieskazitelnie czystej
łazienki, po czym wchodzę do kabiny prysznicowej, pozwalając, by gorąca woda
zmyła ze mnie wszelkie negatywne uczucia.
Czas
na wyciszenie.
Szoruję się niemal do
czerwoności, a później zakręcam kran, wychodzę i owijam włosy ręcznikiem.
Nawilżam twarz, idę naga do pokoju, zakładam piżamę oraz jedwabne majtki, po
czym zmierzam przed telewizor.
Moja piżamka jest
niesamowicie wygodna. Dość niechlujna, ale kiedy jesteś singielką, komfort
stawiasz na pierwszym miejscu. Czarna koszulka na ramiączkach kończy się tuż
nad pępkiem, a czerwone spodenki z Myszką Minnie i kapcie z tym samym motywem
dopełniają mój strój.
Widzicie?
Cholernie niechlujnie.
Ale, jeśli chodzi o
bieliznę, lubię się rozpieszczać, nawet jeżeli nikt jej nie ogląda. Dzięki temu
czuję się seksownie.
Czeszę włosy, wyciągam
z zamrażarki lody o smaku truskawkowego sernika, chwytam łyżkę i padam na
kanapę. Włączam telewizor. Trafiam na film dla nastolatek z lat
osiemdziesiątych, z czego bardzo się cieszę.
Jej!
Uwielbiam filmy dla
nastolatek z tego okresu! Tyle w nich gniewu i rozgoryczenia! Zupełnie jak u
mnie!
Z łezką w oku wspominam
nastoletnie czasy. Zero problemów. Tak naprawdę jedynym zmartwieniem było to, w
kim zabujasz się w tym tygodniu. I liceum. I ostatnie krzyki mody. I pryszcze.
I hormony.
Wiecie co, cofam to.
Nie chciałabym wrócić
do tamtych czasów.
Z uwagą śledzę film,
gdy nagle rozlega się głuchy łomot, a potem słyszę kobiecy chichot. Mrugam, po
czym uśmiecham się krzywo.
Mój sąsiad najwyraźniej
miał dzisiaj szczęście.
Po dziesięciu minutach
coś znów uderza głośno w ścianę za telewizorem. Sprzęt kołysze się, a ja nagle
zaczynam się martwić, że mój telewizor za dwa tysiące dolarów spadnie ze ściany
i się rozbije.
Kolejne uderzenie, a po
nim długi kobiecy jęk.
O
kurde. Serio?
Przy mojej cholernej
ścianie?
Odpuść
im, po prostu dobrze się bawią.
I psują mi film, do
diabła!
Po kolejnych pięciu
minutach walenia w ścianę mam dość. Wyłączam telewizor i idę do łóżka. Gdy już
leżę, wzdycham radośnie.
Uwielbiam spać!
Przykrywam się aż po
brodę, po czym oddycham głęboko. W pewnym momencie słyszę stłumiony kobiecy
krzyk:
– O BOŻE! TAK!
TAK! Taaaaaaaak!
A potem zapada cisza.
Cóż, to było zabawne.
Przynajmniej
ktoś dzisiaj zaliczył.
Touché,
mózgu.
Zakopuję się pod
kołdrą, a potem zapadam w sen.
– O Boże. Tak. Tak, kotku! Tak!
Co,
do diabła?
Unoszę powieki.
Natychmiast wiem, że coś jest nie w porządku.
To jeszcze nie ranek,
więc dlaczego się obudziłam?
Patrzę na budzik.
Dwudziesta czwarta trzydzieści siedem.
– Mocniej, kotku!
Tak! Oooooooch, Boże! Tak! – Wrócił cholerny wyjec zza ściany.
Głupi
sąsiedzi.
Zakrywam głowę
poduszką, jęcząc.
– O, tak! Pieprz
mnie! Głębiej!
Zastrzelcie
mnie po prostu, dobra?
– Tak! Tak!
Taaaaaaak! – I cisza.
Nasłuchuję przez
chwilę, ale nic nie słyszę. Szybko zasypiam.
– Och, Boże! Właśnie tak, kotku!
Tak! O mój Boże! Tak!
Jaja
sobie robicie?
Zerkam na zegarek.
Pierwsza czterdzieści pięć.
Gotuję się ze złości.
Wyrwanie mnie ze snu
raz jest wystarczająco złe, ale dwa razy?! Pocieram twarz dłonią.
Och,
dobry Boże, daj mi siłę!
Muszę się naprawdę
kontrolować, żeby nie wpaść do tamtego mieszkania i nie przemówić im do
rozsądku.
– Proszę, kotku!
Dalej! Tak! Tak! Och, Boże, tak!
Co za samolubna
kobieta. Doszła już tej nocy przynajmniej trzy razy.
Zostaw
coś dla innych, paniusiu.
– Kotku, proszę!
Tak! Tak! Taaaaak! – I cisza.
Dzięki Bogu!
Okrywam się szczelniej
kołdrą i wzdycham. Gdy już prawie zasypiam, zaczyna się.
ŁUP-ŁUP-ŁUP.
Patrzę gniewnie w
sufit.
No, bez żartów!
ŁUP-ŁUP-ŁUP.
Kim jest ten koleś?
Cholernym cyborgiem?!
ŁUP-ŁUP-ŁUP.
Zaczynam cicho łkać w
poduszkę. Kocham sen tak mocno, że będę płakać z powodu jego utraty.
A potem gapiąc się w
sufit, gotuję się ze złości.
Powieki mi drgają.
Zerkam na zegarek.
Druga pięćdziesiąt siedem.
Minęły już cztery
godziny. Na przemian płakałam, klęłam oraz się modliłam. Nic nie pomaga.
Zaciskam zęby.
Mam beznadziejnych
sąsiadów!
Już ich nienawidzę. Nie
wyślę im nawet życzeń na święta. Nigdy.
– Och, Boże! Tak,
kotku! Mocniej, kotku! Och! Och! Och!
Powieki znów mi drgają.
Od długiego patrzenia w sufit aż pieką mnie oczy.
Nie mogę spać w takich
warunkach!
Zadzwoń
na policję.
Nie, to by trwało zbyt
długo. A ja potrzebuję snu natychmiast!
– Tak!
Kooootkuuuu! Taaaaaaak!
WYSTARCZY!
Mam dość!
Odrzucam kołdrę. Wpadam
do łazienki, gdzie wiążę włosy w niechlujny kok na czubku głowy. Maszeruję
korytarzem, walę w drzwi sąsiadów i czekam.
Ktoś odblokowuje zamek,
po czym drzwi się otwierają. Staje przede mną niska, ale bardzo ładna, szczupła
blondynka o niebieskich oczach, która ma na sobie jedynie męską koszulę.
Uśmiecha się przyjaźnie.
Krzywię się i mówię:
– Wybaczcie, że
przeszkadzam w tym festiwalu miłości, ale jest trzecia w nocy, do cholery, a ja
muszę rano wstać do pracy.
Spogląda na mnie ze
skruchą. Już otwiera usta, by się odezwać, gdy z korytarza dobiega męski głos:
– Przepraszam
panią. – W słabym świetle nie widzę gościa wyraźnie, bo pochyla głowę,
zapinając guziki koszuli w drodze do drzwi. – To się więcej nie powtórzy –
obiecuje, po czym unosi głowę.
Serce podchodzi mi do
gardła.
Wzdrygam się, a
następnie zamieram.
– Duch? – szepczę.
Wygląda na
zaskoczonego.
– Nat, co ty tutaj
robisz? – wydusza.
Odwracam wzrok, po czym
odpowiadam cicho:
– Ja… mieszkam
obok. – Chrząkam i robię swoją słynną wredną minę. – Bądźcie trochę ciszej, z
łaski swojej. – Odwracam się, by odejść.
Duch jednak zatrzymuje
mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.
– Nat, zaczekaj.
Wyrywam się, sycząc:
– Jestem zmęczona.
Nie mam ochoty na pogaduszki, do cholery. Chcę tylko spać. Więc, na litość
boską, rżnij ją ciszej.
Odwracam się na pięcie,
a następnie gnam do swojego mieszkania.
Cóż,
to było zabawne.
Muszę uspokoić oddech.
Okej, nie spodziewałam
się zobaczyć Ducha z inną kobietą. Okazało się, że to widok o wiele bardziej
bolesny, niż chciałabym przyznać. Czuję przenikliwy ból w piersi. Pocieram ją
delikatnie.
Nagle słyszę stłumiony
głos Ducha:
– Tasha, chyba
powinnaś już iść.
Podchodzę do ściany z
szeroko otwartymi oczami.
– Pewnie,
kochasiu. Wybacz. Trochę się zapomniałam. Kto to był, tak w ogóle?
– Nikt.
Au.
To cholernie boli.
Gardło mi się zaciska,
a oczy zachodzą mgłą. Idę do łóżka, by schować się pod kołdrą.
A potem robię coś,
czego jeszcze nigdy nie robiłam z powodu mężczyzny.
Płaczę.
Tasha wychodzi z mieszkania, a ja
opieram się o drzwi, zastanawiając nad zaistniałą sytuacją.
Co
się właśnie stało?
Pieprzyliśmy się z
Tashą. Dość głośno. Ale dobrze się bawiliśmy. A potem znikąd zmaterializowała
się moja fantazja. W moim mieszkaniu. Kiedy pieprzyłem inną kobietę.
Niedobrze.
Kłuje mnie w piersi.
Co
ci zależy? Ona ma cię gdzieś.
Tak… z pewnością.
Chociaż, jak mnie rozpoznała, nie wyglądała na szczęśliwą.
Nie.
Nat nic nie czuje. Nigdy.
Tak. Na pewno. Nie
spotkałem drugiej takiej kobiety. To skończona suka.
Niech
to licho, ale zdecydowanie jest seksowna.
Czyż nie?
Nawet w śmiesznej
piżamie z myszą oraz kapciach wyglądała gorąco, przez co natychmiast przeszła
mi ochota na Tashę. Nat nie miała na sobie nawet grama makijażu, a jej rude
włosy związane na czubku głowy wyglądały głupio. Była ubrana tylko w kusą
koszulkę. Żadnego stanika.
Seksownie.
Nie wiem, dlaczego
czułem potrzebę, by wytłumaczyć jej, że tylko pieprzyłem się z Tashą. Związki
nie są dla mnie. Ludzie w końcu zamieszkują ze sobą. Śpią w jednym łóżku. Nie
mogę do tego dopuścić.
Mam koszmary. Cóż, w
zasadzie to wspomnienia.
Wspomnienia ojca,
matki, dzieciństwa, bólu i krzywdy. Tego wszystkiego, co wiązało się z
dorastaniem w moim domu.
Gdy zamieszkałem z
rodziną Nika i Maksa, wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Przez długi czas
patrzyli na mnie ze współczuciem. Nigdy nie wybudzałem się z koszmarów. Pewnej
nocy matka Nika, Cecilia, próbowała mnie jednak przytulić, kiedy się rzucałem.
Zaatakowałem ją, dzięki czemu dowiedziałem się, do czego byłem zdolny.
Uderzyłem Cecilię w twarz. Popłakałem się ze zmartwienia, że ojciec Nika mnie
wykopie. Nie mogłem przecież wrócić do domu. Ale Ilia okazał się dla mnie
lepszym ojcem niż mój. Był dobrym człowiekiem, choć jeśli wszedłeś mu w drogę,
było po tobie.
Planowałem zabić
swojego ojca. Ilia obiecał, że zajmie się tym dla mnie, jeżeli naprawdę tego
chcę. Należał bowiem do rosyjskiego gangu o nazwie Chaos. Traktował mnie jak
swojego syna, więc kiedy po jego śmierci Nik został zrekrutowany, Max i ja też
do niego dołączyliśmy. Byłem mu to winny.
Nigdy nie wiedziałem,
jak to jest mieć rodzinę, dopóki Nik się ze mną nie zaprzyjaźnił. Wcześniej nie
miałem nawet żadnego przyjaciela. Wstawił się za mną, jeszcze zanim w ogóle
mnie poznał. W liceum zaczepiali mnie, bo chodziłem w podartych albo brudnych
ubraniach. Pewnego dnia Nik podszedł do mnie w takiej sytuacji, pytając, czy
potrzebuję pomocy. Nigdy się nie dowie, jak wiele znaczył dla mnie ten gest. Od
tej pory włóczyłem się za nim, lecz byłem zdziwiony, że mi na to pozwolił. W
liceum wszyscy chcieli przyjaźnić się z Nikiem, ale on był wybredny. Gdy
poznałem jego ojca, zrozumiałem, dlaczego przyjaźnił się wyłącznie z ludźmi,
przy których mógł być sobą.
Potem Ilia
zaproponował, bym spał u nich, kiedy w domu nie będę czuł się bezpiecznie.
Czyli zawsze. Tym sposobem przyszedłem do nich pewnego dnia i już zostałem.
Miałem nawet własny pokój. Cecilia, do której mówię mamo, następnego dnia kupiła
mi mnóstwo ubrań oraz trzy pary butów.
Nie wiedziałem nawet,
że ludzie mogą mieć tyle butów. Miałem tylko jedną, rozpadającą się parę.
Od tamtego dnia Nik
zaczął przedstawiać mnie jako swojego brata. A ja naprawdę uważałem Nika i
Maksa za swoich braci.
Pewnego razu na WF-ie
Nik zobaczył moje blizny i siniaki. Zapytał mnie o nie, ale uciekłem. Przez
tydzień nie pojawiałem się w domu. Kiedy w końcu wróciłem, mama płakała z ulgi.
Wcześniej nikt się o mnie nie martwił. Dała mi szlaban i powiedziała, żebym
więcej jej tak nie straszył.
Uśmiecham się na to
wspomnienie. Przyjąłem karę bez słowa sprzeciwu. Łzy miłości płynące po twarzy
mamy były warte tygodnia prac domowych.
Mama lubi Nat. Kazała
mi wyciągnąć kij z tyłka, a potem się z nią umówić.
Tak.
Szczerze mówiąc,
wolałbym, żeby mrówki ogniowe gryzły mnie po jajach.
A więc jędza została
moją nową sąsiadką.
Niech
mnie licho.
Uśmiecham się krzywo.
Przynajmniej będzie na
co popatrzeć.
Fragment mnie zaciekawił :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Bardzo miło się czyta ten rozdział oby było więcej Marta :)
OdpowiedzUsuńWszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer ( +2348104102662 )
OdpowiedzUsuń