[patronat] pierwszy rozdział "Piękno oddania" Georgia Cates
Rozdział 1
Laurelyn
Prescott
Bogu dzięki za
valium.
Mam poczucie winy, że zażyłam
zmieniające świadomość tabletki tylko po to, by poradzić sobie z emocjami
związanymi z opuszczeniem Jacka Henry’ego, szczególnie po tym przez co
przeszłam, kiedy moja matka była uzależniona. Potrzebuję jednak ucieczki od
dramatu, jaki rozgrywa się w mojej głowie. To jedynie chwilowe rozwiązanie,
wiedziałam o tym, gdy z niego skorzystałam, ale nie mam pojęcia, jak poradzę
sobie z emocjami, gdy wrócę do domu i nie będę miała przy sobie leków, które mi
pomogą.
Okropnie trudno mi to przyznać, ale
zaczynam rozumieć jak moja matka popadła w nałóg. Domyślam się, że łatwo jest
wybrać tę drogę, gdy wszędzie wokół panuje ciemność. To dla mnie wielka
czerwona lampka ostrzegawcza. Będę kochać Jacka Henry’ego do ostatniego tchu,
ale nie pozwolę sobie na wybranie tej samej drogi, co moja matka – nieważne jak
kusząca by ona nie była.
Samolot ląduje na LAX po koszmarnym
locie z Sydney. Kiedy podstawiają schodki, od razu czuję zapach typowy dla Los
Angeles – benzyny i smogu. To ten sam zapach, na który zwróciłam uwagę, gdy
przesiadałyśmy się tutaj trzy miesiące temu podczas lotu do Australii. Wow.
Wtedy moje życie wyglądało zupełnie inaczej.
Przeciskamy się przez zatłoczony
terminal i przy punkcie odbioru bagaży zauważam czekających na nas rodziców
Addison. Ona wraca do domu, żeby spędzić z nimi dwa tygodnie przed przyjazdem
do Nashville. To oznacza, że przez następne czternaście dni będę w naszym
mieszkaniu sama. Nie jestem pewna, czy to dobrze.
Donavonowie z otwartymi ramionami
witają swoją córkę i mnie także. Kochają mnie jak własne dziecko i myślę o tym,
jak idealnie by było zakochać się w ich synu, a nie w mężczyźnie, który nie
chce mnie nigdy więcej widzieć. Moja relacja z Benem mogła być zupełnie inna.
Kto wie, co stałoby się między nami, gdybym nie wpadła na Jacka Henry’ego
McLachlana w korytarzu do klubowej łazienki? Ale wpadłam i nie umiem być z tego
powodu smutna. Żałować, że spotkałam mężczyznę, którego kocham, oznaczałoby, iż
życzę sobie, by nigdy się nie pojawił, a tego nie potrafię zrobić. Ten
rozdzierający moje serce ból jest ceną. Jestem gotowa ją zapłacić nawet za ten
krótki czas, kiedy byliśmy razem.
Addison patrzy na mnie tak, jakbyśmy
miały się więcej nie zobaczyć.
– Naprawdę
wolałabym, żebyś pojechała ze mną. Nie chcę, żebyś wracała do domu w tym
stanie.
– Nic
mi nie będzie, Addie. – Nie ma pojęcia, jak dobrze umiem sobie radzić, gdy
życie okrutnie mnie traktuje. – Moja mama byłaby strasznie zawiedziona, gdybym
nie wróciła dzisiaj do domu.
– Tak… ale obiecaj mi, że nie spędzisz następnych dwóch tygodni,
siedząc w mieszkaniu i myśląc o nim.
– Obiecuję,
że tego nie zrobię – kłamię. Uśmiecham się nieszczerze, żeby ją przekonać. –
Gdy tylko wrócę, zatonę po uszy w muzyce. To pozwoli mi o nim nie myśleć.
– Wiesz,
że ci nie wierzę. – Robi minę, której nie cierpię. Współczucie. Wrrr.
– Nie
jestem ze szkła, Addie. Duża ze mnie dziewczynka. Tak, jest mi smutno, ale
jakoś to przeżyję. To nie koniec świata. – Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo. Ze
mną jest coś nie tak. Nawet najlepszej przyjaciółce nie potrafię powiedzieć,
jak bardzo jestem rozbita. Dlaczego nie umiem nikogo do siebie dopuścić? Poza
Jackiem Henrym… on jedyny przebił się
przez ten mur i tym samym poznał prawdziwą mnie.
– Będę do ciebie codziennie dzwonić. – Ściska mnie
mocno, gdy się żegnamy. – Muszę wiedzieć, że wszystko z tobą w porządku –
szepcze mi do ucha.
Nienawidzę
jak tak do mnie mówi, jakbym dążyła do samozniszczenia. Wkurza mnie to.
– Cholera,
Addie. Moje życie nie skończy się tylko dlatego, że już z nim nie jestem. Tak,
będę tęsknić za Lachlanem. – Chciałabym móc go tak nie nazywać podczas
rozmów z nią. – Tęsknię za nim, to w porządku, to normalne, ale to nie znaczy,
że położę się i umrę. – Słowa płynące z moich ust brzmią dobrze. Chciałabym,
żeby były prawdziwe.
Uśmiecha
się. To chyba oznacza zadowolenie z mojej zadziornej odpowiedzi.
– Dobrze,
właśnie to chciałam od ciebie usłyszeć.
– Będzie
dobrze.
– Chciałam
się po prostu upewnić, że Laurelyn po Lachlanie nie będzie taka, jak Laurelyn
po Blake’u.
Pff.
Laurelyn po Blake’u nie dorasta do pięt Laurelyn po Jacku Henrym, ale nie mogę
dać jej tego po sobie poznać, więc będę musiała się pozbierać, zanim wróci do
Nashville.
– Nie
martw się, Addie.
– Teraz
czuję się minimalnie lepiej, że pozwalam ci samej jechać do domu, ale naprawdę
zamierzam codziennie dzwonić.
Wygląda,
jakby jej ulżyło. Czy naprawdę kupiła te moje bzdury? Cholera, jestem w tym
lepsza, niż sądziłam.
Gdy się
rozstajemy, zostaję sama. Znowu. Jak zawsze.
Czekając w
terminalu, postanawiam się zameldować.
– Hej,
mamo.
– Hej,
córeczko. – W tych słowach jest coś, co zawsze mnie uspokaja.
– Chciałam
ci tylko dać znać, że doleciałyśmy bez problemów. Lot do Nashville mam za
godzinę, więc będę potrzebowała podwózki około pierwszej.
– Będę
czekać. Musisz mi opowiedzieć wszystko o swojej wycieczce – mówi. Cholera! Mam
się przyznać, że poleciałam do Australii i zakochałam w facecie, którego nigdy
więcej nie zobaczę?
– Też
nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę. – Chyba nie będę miała wyboru. Każda
chwila przez trzy miesiące w Australii była związana z Jackiem Henrym. Jeśli
jej o nas nie powiem, to nie będę miała o czym opowiadać. – Czeka nas długa
rozmowa, mamo.
– Też
mam ci coś do powiedzenia. – Ooo. To stwierdzenie może nastąpić tylko przed
tym, co moja matka nazywa dobrymi wiadomościami. Naprawdę nie
potrzeba mi teraz więcej bzdur i jestem pewna, że nie chcę słyszeć tych nowin
przed tym, jak wsiądę do samolotu.
– Okej,
powiesz mi jak wrócę.
– Dobry
pomysł.
Rozłączam
się i moje myśli od razu zaczynają krążyć wokół tego, co może mieć mi do
powiedzenia. Brzmiała na naprawdę szczęśliwą. To będzie coś o nim. Wiem
to. Jestem pewna. Była zbyt radosna, żeby chodziło o cokolwiek innego.
Po raz
pierwszy w życiu nie jestem na nią wściekła, że tak bardzo się zakochała. Teraz
to rozumiem – jej oddanie dla niego nawet po tylu latach. Czy tak będzie
wyglądała reszta mojego życia? Nigdy nie zapomnę o miłości, jaką darzę Jacka
Henry'ego. Nigdy?
Moja matka
musiała patrzeć na mnie – na dziecko, które ma z ukochanym mężczyzną – niemal
codziennie przez dwadzieścia trzy lata. Przeze mnie nie potrafi o nim
zapomnieć, zwłaszcza że jestem jak jego miniwersja, z tymi samymi brązowymi
włosami i jasnobrązowymi oczami. Nie ma we mnie nawet odrobiny blondu i zieleni
po matce.
Może życie
bez Jacka Henry’ego nie będzie aż takie złe? W końcu nie mam z nim dziecka,
które codziennie przypominałoby mi o tym, co dzieliliśmy. Ta myśl przypomina mi
o tym, co powiedział, gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy o antykoncepcji. „Nie
chcę cię zostawić z dzieciakiem w brzuchu”. Ta noc wydaje mi się
oddalona o miliony lat.
Teraz tak
nie myśli – bo stara się nie być egoistą – ale pewnego dnia poślubi kobietę i
da jej dzieci. Margaret już się o to zatroszczy. Jestem tego pewna. Ta myśl
łamie mi serce, bo to ja chcę być tą kobietą, która urodzi mu dzieci.
O cholera.
Moje tabletki antykoncepcyjne. Pamiętam, że wyjęłam je z szuflady stolika
nocnego. Zostawiłam je na łóżku? Byłam pochłonięta wrzucaniem wszystkiego do
walizek, zanim mógłby wrócić do domu na szybki seks w porze lunchu. Głupia,
miałaś pamiętać o tabletkach, a i tak o nich zapomniałaś.
Teraz nic
już na to nie poradzę. Wstąpię do apteki jak tylko wrócę do domu. Ale kiedy
dostanę kolejne opakowanie, będę dwa dni do tyłu. Jeśli biorę więcej niż jedną
dziennie, czuję się słabo – ta dodatkowa dawka
hormonów zawsze tak na mnie działa, ale powinna przynajmniej zagwarantować, że
nie zajdę w ciążę. Może.
Patrzę na
telefon, który trzymam w ręce, i nie mogę się powstrzymać – muszę zobaczyć jego
twarz. Teraz mogę to zrobić, gdy nie ma już obok Addison analizującej moje
zachowanie. Patrzę na pierwsze zdjęcie, które zrobiłam Jackowi Henry’emu. To,
na którym jedziemy kabrioletem z opuszczonym dachem do Avalon, po tym jak
chwilę wcześniej kupiliśmy prezerwatywy. Śmieję się, gdy przypominam sobie
własny szok wywołany ich liczbą. Rozglądam się po terminalu, żeby sprawdzić,
czy nikt nie patrzy na mnie jak na wariatkę. Nie obchodzi mnie to – może
faktycznie trochę mi odbiło.
A jeśli jeszcze tak się nie stało, mam
przeczucie, że nastąpi to już niedługo.
Wysiadam w Nashville i już z daleka widzę czubek blond
głowy mojej mamy. Jest wysoka, więc łatwo ją zauważyć. Czuję ulgę, gdy
spostrzegam, że jest sama. Niemal spodziewałam się, że będzie z nią on,
chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
Otacza
mnie ramionami i w tym momencie zdaję sobie sprawę, że potrzebuję jej tak jak
nigdy wcześniej. Chcę powiedzieć wszystko o Jacku Henrym. Chcę od niej
zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli to nieprawda, desperacko
potrzebuję, by zapewniła mnie, iż dam sobie radę i kiedyś będzie mi dobrze bez
niego.
– Mmm
– wzdycha, mocno mnie przytulając. – Dobrze mieć moją dziewczynę z powrotem.
– Tęskniłam,
mamo. Dobrze wrócić do domu.
Odsuwa
się, ale nadal trzyma moje dłonie, rozkładając moje ramiona na boki, by mi się
przyjrzeć.
– Wyglądasz
inaczej, Laurie.
Nie ma
nawet pojęcia, jak inna jestem od tej dziewczyny, która wyjeżdżała stąd trzy
miesiące temu.
– Opaliłam
się.
– Tak,
to prawda, ale nie o to mi chodzi.
Nie wiem,
co wydaje jej się inne w moim wyglądzie. Niemożliwe, żeby widziała ból w moim
sercu.
– Masz
rację, dużo się we mnie zmieniło.
– I
chcę o tym wszystkim usłyszeć. Co powiesz na późny lunch?
– Jasne,
brzmi świetnie.
Zabiera
mnie do mojej ulubionej meksykańskiej restauracji i czuję, jak ślinka napływa
mi do ust, gdy tylko wyczuwam aromat dochodzący z kuchni. To zwykła, mała
knajpka, ale jedzenie jest prawdziwie meksykańskie. Brakowało mi tego. Po
południu nie ma na szczęście dużego ruchu. Zajmujemy swoje stałe miejsce w rogu
sali.
– Laurie,
mam wspaniałe wieści.
Wygląda na
to, że będzie mówiła pierwsza, a to, co mam do powiedzenia o Australii i Jacku
Henrym, będzie musiało poczekać.
– Słucham.
– Chodzi
o mnie i twojego tatę. – Wygląda na taką zachwyconą, że zgaduję, iż poświęcił
jej trochę uwagi albo okazał nieco uczuć. Jeśli naprawdę o to chodzi, jest
żałosna. A ja zaczynam iść w jej ślady. – Jak wiesz, odwiedził mnie, gdy byłaś
w Australii…
– Tak,
mówiłaś, że chciał mnie poznać.
– Chciał.
Nadal chce. Ale między nami zaszła zmiana podczas twojej nieobecności.
Odnowiliśmy znajomość.
Odnowili
znajomość. To może oznaczać tylko jedno. Znowu z nim sypia i, oceniając po
głupim uśmieszku na jej twarzy, nie mogłaby być bardziej szczęśliwa.
– A
co z jego żoną?
Widzę, że
niezbyt się jej podoba pytanie o panią Beckett.
– Nie
kocha jej. Może kiedyś, na samym początku małżeństwa ją kochał, ale to było
wieki temu.
I właśnie
dlatego ożenił się z nią, a nie z tobą.
– I
zgaduję, że zawsze nas kochał, a udawanie przez ostatnie dwadzieścia trzy lata,
że nie istniejemy, doprowadzało go do agonii.
Ostatnia
suka ze mnie, powinnam się zamknąć. Jestem pewna, że moje zachowanie
wyglądałoby równie głupio, jeśli po latach w moim życiu pojawiłby się Jack
Henry. Pewnie nie miałoby dla mnie znaczenia to, czy ma żonę. Jestem pewna, że
gdyby poprosił, wlazłabym mu do łóżka.
– Przepraszam,
mamo, to było okropne, nie powinnam była tego mówić. Bardzo się cieszę z
twojego szczęścia. Mam nadzieję, że on da ci wszystko, o czym marzyłaś przez te
lata.
Nasza
rozmowa stała się jednostronna, słucham jak mówi o moim ojcu, jakby była moją
najlepszą koleżanką z liceum opowiadającą o swoim chłopaku. To niezręczne. Nie
chcę słuchać o romansie matki z żonatym facetem, z jakimkolwiek facetem w ogóle
– nawet jeśli to mój ojciec.
Nawet raz
nie wspomina o Australii, więc ja też tego nie robię. To tylko kolejny świetny
przykład na to, jak moja matka stawia siebie ponad wszystkimi innymi – poza
nim. On zawsze będzie na pierwszym miejscu.
Potrzebowałam,
żeby dzisiaj zachowała się jak matka – wysłuchała mnie i coś doradziła – ale
jak zwykle to ja gram rolę jej powierniczki. To boli.
– Wiesz,
mamo? Jestem wykończona po podróży. Możesz zawieźć mnie do mieszkania?
Porozmawiamy później, dobrze?
– Oczywiście,
córeczko.
Ale nadal
mówi o nim. Nadal opowiada rzeczy dotyczące ich związku, których nie mam ochoty
słuchać. Patrzę przez okno i staram się jej nie słuchać.
Mój
telefon pika, obwieszczając przyjście wiadomości. Addison.
*Dotarłaś
do domu?*
Ignorując monolog matki o ojcu, szybko odpisuję na wiadomość.
*Właśnie
jadę.*
Odpisuje
niemal natychmiast.
*Kocham
cię. Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebować.*
Może powinnam była jechać z nią, zamiast wracać do
Nashville. Wątpię w podjętą przez siebie decyzję, gdy Jolie ciągle gada o
romansie z Jakiem Beckettem.
*Ja
ciebie też. Ale wszystko ok.*
Nie mogłam się powstrzymać przed dopisaniem tej drugiej
części.
Kiedy
przyjeżdżamy do mieszkania, mama pomaga mi z bagażami. W moim domu panuje
zaduch. Będę musiała przewietrzyć.
Dzięki
Bogu, Jolie nie zostaje na dłużej. Słyszałam już o wiele więcej o niej i moim
dawcy spermy, niż bym chciała.
Zamykam za
nią drzwi. Charakterystyczny dźwięk zamka potwierdza, że jestem całkiem sama.
Opieram się o drzwi, rozglądając się. Nic się nie zmieniło. Brązowa, skórzana
sofa jest dokładnie tam, gdzie ją zostawiłyśmy, dopchniętą do ściany. Beżowy
dywan nadal wygląda na dopiero co odkurzony. Ale jedno się zmieniło – ja nie
jestem tą samą osobą, którą byłam, gdy ostatnio opuszczałam to miejsce. Nie
wiedziałam, co to znaczy desperacko kochać, ani być straszliwie zranioną. Teraz
wiem już obie te rzeczy.
Nie wiem,
jak długo tak stoję z plecami przyciśniętymi do drzwi. Może sekundy, a może
godziny. W tej ciemności, w którą wkroczyłam bez Jacka Henry’ego, czas
nie istnieje.
W którymś
momencie stałam się żałosną kupką na podłodze, z policzkiem przyciśniętym do
zimnego, ceramicznego kafelka. Ściskam czubek nosa, czując, że zamarza i drżę w
zimnym marcowym powiewie wiatru przedostającym się pod drzwiami. Siadam i
wyglądam przez okno. Robi się ciemno, a gdy zajdzie słońce, zrobi się jeszcze
zimniej.
Włączam
ogrzewanie, ale dochodzę do wniosku, że najlepszym sposobem na rozgrzanie się
będzie prysznic. Odkręcam możliwie najcieplejszą wodę. Łazienkę wypełnia para.
Reguluję temperaturę i wchodzę pod strumień wody. Dobrze to robi mojemu ciału,
ale nie pomaga umysłowi. Jedyne, o czym mogę myśleć, to każda okazja, podczas
której pod prysznicem był ze mną Jack Henry. Pamiętam jak się dzięki niemu
czułam, gdy otaczał czcią moje ciało. Desperacko pragnę poczuć to znowu, ale
wiem, że to się nie wydarzy, i nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
Po
prysznicu wkładam jedną z koszulek Jacka Henry'ego, którą mu ukradłam. Miał ją
na sobie, zanim po raz ostatni poszliśmy razem spać. Przysuwam ją do nosa i
biorę głęboki oddech. Padam na łóżko, bo zawładnęło mną zmęczenie. Po raz
pierwszy od ponad dwóch miesięcy spędzę noc sama. To dziwne uczucie. Naprawdę
mi się to nie podoba.
Jack Henry
poszedł już do łóżka beze mnie. Myślę o tym, czy tęsknił za mną, gdy leżał w
łóżku obok mojego miejsca. Czy obudził się i sięgnął, by mnie objąć, zanim
przypomniał sobie, że mnie tam nie ma? Chciałabym wiedzieć, czy z powodu mojej
nieobecności nie mógł spać.
Czuję
napływające do oczu łzy i nie potrafię ich powstrzymać. Jestem sama, więc nie
muszę nawet próbować. Czuję, że z gardła próbuje mi się wyrwać krzyk. Nakrywam
twarz poduszką, żeby go zagłuszyć, bo nie chcę straszyć sąsiadów. Kopię materac
jak niemowlę w ataku histerii. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, trafiłabym do
psychiatryka. Ale muszę to z siebie wyrzucić. Jestem w agonii.
Mógł
poprosić, żebym została, ale tego nie zrobił. Powiedziałam mu, że go kocham,
lecz on nie potrafił powiedzieć tego samego. To dlatego, że musiałby skłamać, a
jednym, czego nie robiliśmy, było udawanie.
Nie mogę
zaprzeczyć. To jedno kłamstwo byłoby mi na rękę.
Ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola.
www.czytamytu.blogspot.com