[patronat] drugi rozdział "Piękno oddania" Georgia Cates
Rozdział 2
Jack
McLachlan
Żadnych brunetek. Już zawsze
patrząc na brunetkę, będę myślał o niej. Laurelyn zrujnowała moje wszystkie
przyszłe relacje z ciemnowłosymi kobietami. Na zawsze. I właśnie z tego powodu
siedzę zupełnie zalany w tym hotelowym barze. Muszę zrobić jedyną rzecz, która
sprawi, że jej odejście będzie mniej bolesne. Znajdę numer czternaście, zabiorę
ją na górę i będę pieprzyć do czasu, aż Laurelyn zniknie z mojej głowy.
Pięć
kieliszków temu byłem całkiem nawalony, a teraz piję kieliszek numer
zapomnienie. Piję do dna i uderzam nim o blat.
– Jeszcze
jeden.
Barman
patrzy na mnie z ukosa, jakby próbował zdecydować, czy podać mi więcej
alkoholu, ale wyciągam portfel i kładę na barze banknot.
– Prosiłem
o jeszcze jeden.
Odwracam
się na stołku i zaczynam poszukiwania. Pokój mam już zarezerwowany, teraz
potrzebuję tylko kobiety, która mnie nie rozpozna. Numeru czternaście.
Przeszukuję
wzrokiem pomieszczenie i zaczynam przegląd. Widzę kilka nieźle wyglądających
blondynek, jedną rudą albo dwie, ale żadna nie jest nawet w połowie tak ładna
jak ona. I żadna nigdy nie będzie.
Moje
myśli podążają do tego miejsca w mojej głowie, gdzie znajduje się Laurelyn,
więc nie zauważam, kiedy ktoś siada na stołku obok. Z transu wytrąca mnie jej
głos.
– Czekasz
na kogoś?
Odwracam
się do właścicielki głosu i widzę atrakcyjną blondynkę o lekko kręconych,
jasnych włosach sięgających podbródka, a w jej jasnych, niebieskich oczach nie
widzę, żeby mnie rozpoznała. Ma trzydzieści, może czterdzieści lat. Ubrana jest
w elegancką sukienkę i dopasowaną kurtkę. Jest bardzo w moim typie. Sprzed
Laurelyn.
Kręcę
głową.
– Na
nikogo konkretnego. Po prostu szukam towarzystwa.
Uśmiecha
się.
– To
tak jak ja. Może więc dotrzymamy go sobie?
Za
dużo wypiłem, więc nie mam żadnego powodu, by sądzić, że spodoba jej się to, co
powiem. Nie wiem. Może chcę to spieprzyć, żeby odpuściła.
– Nie
jestem normalnym towarzystwem. Mam bardzo konkretne wymagania co do kobiet, z
którymi się spotykam. Po pierwsze, nie podam ci mojego prawdziwego nazwiska i
nie chcę poznać twojego. Szczerze powiedziawszy, zależy mi tylko na seksie i
zabawie przez kilka tygodni, a później nigdy więcej nie chcę cię spotkać.
Czekam
aż da mi w twarz albo wstanie i odejdzie, ale nie dzieje się żadna z tych
rzeczy.
– Rany.
Jesteś bardzo bezpośredni.
– Mówię,
co myślę, bo nie mam czasu na gierki. – Czy dokładnie tego samego nie
powiedziałem Laurelyn, gdy zapytała, czy w ogóle myślę, zanim się odezwę?
– W
porządku.
Co?
Serio? Zgadza się na to, co właśnie jej powiedziałem?
– Piszesz
się na to?
– Jasne.
Potrzebuję, żeby ktoś odciągnął moją uwagę.
– Od
czego?
– Od
mężczyzny, którego kocham. – Opuszcza wzrok na drinka trzymanego w dłoni i
kręci szklanką. – On nie czuje tego samego. A co z tobą?
Nie
będę rozmawiał o mojej miłości z inną kobietą, zwłaszcza z taką, którą zaraz
przelecę. Nawet ja wiem, że to nie byłoby normalne.
– Nic.
Po prostu nie lubię się angażować ani utrzymywać kontaktu z kobietą, z którą
skończę się widywać.
– Szanuję,
że jesteś taki szczery.
Dopijam
ostatni kieliszek i wstaję od baru. Trochę się chwieję, a ona wyciąga rękę,
żeby mnie podtrzymać
– W
porządku?
Próbuję
się ogarnąć, żeby tego nie spieprzyć. Właśnie tego potrzebuję. W ten sposób
pozbędę się myśli o niej.
– Tak.
Nie musimy iść do recepcji. Mam już pokój.
Dojeżdżamy
na trzecie piętro i wysiadamy. Jestem tak zalany, że zaskakuje mnie to, iż
jestem w stanie znaleźć pokój. Kobieta musi wyjąć mi kartę magnetyczną z ręki,
żeby otworzyć drzwi, bo nie mogę trafić nią do czytnika. Miejmy nadzieję, że
inaczej będzie z moim fiutem.
Wchodzimy
do środka, a ja bawię się w berka ze ścianami, po czym padam na łóżko. Na
sekundę zamykam oczy, a gdy je otwieram, bezimienna blondynka siada na mnie
okrakiem w samej bieliźnie.
Sięga
do tyłu, by rozpiąć stanik, a następnie kładzie moje dłonie na swoich cyckach.
Wyglądają nieźle, ale mimo wypitego alkoholu i tak wyczuwam, że są sztuczne.
Nie przypominają w dotyku piersi Laurelyn.
Cholera!
Nie mogę wybić jej sobie z głowy, nawet mając ręce pełne cycków.
Ona
pochyla się, by mnie pocałować, a ja odwracam głowę i jej usta lądują na mojej
szczęce. Nie spieszy się, składając pocałunki coraz niżej na mojej szyi. Zamykam
oczy, żeby na nią nie patrzeć.
Rozpina
mi koszulę i mówi, żebym się podniósł, by mogła ją zdjąć. Robię, co każe, a
później opadam z powrotem na łóżko. Jej dłonie przesuwają się w górę i dół po
mojej klatce piersiowej.
– Cieszę
się, że na ciebie wpadłam. Jesteś bardzo seksowny.
Jej
usta lądują nad moim mostkiem i przesuwają się w dół, aż do brzucha. Rozpina
guzik moich spodni, a później suwak. Jestem cholernie pijany, ale i tak mi
staje.
Ciągnie
za moje spodnie i bokserki, aż udaje jej się je zsunąć, a później schodzi z
łóżka, żeby zdjąć mi buty. Następnie zdejmuje majtki i rzuca je na podłogę,
tam, gdzie leży też jej sukienka.
Wspina
się na mnie z powrotem i widzę, że ma w ręce prezerwatywę. Pewnie przyniosła ją
ze sobą, bo nie zapytała, gdzie trzymam swoje.
Słyszę,
jak rozrywa opakowanie i czuję, jak zakłada mi gumkę. Przecieram oczy, bo
wszystko, co widzę pod powiekami, to ciemność i twarz Laurelyn. Kurwa! Chcę o
niej zapomnieć i wiem, że to właściwy sposób, więc dlaczego nie działa? Czemu
dalej ją widzę? Tęsknię za nią? Kocham ją?
Czuję
dłoń blondynki na swoim penisie i wiem, że jeśli teraz jej nie powstrzymam, za
chwilę wsadzi sobie mojego fiuta, więc zrywam się z łóżka i spycham ją z
siebie.
– Przepraszam,
nie mogę tego zrobić.
Wstaję
i zaczynam się ubierać, a ona gapi się na mnie, leżąc na łóżku. Nie mówi ani
słowa, a gdy jestem już ubrany, nawet na nią nie patrzę.
– Zapłaciłem
za pokój. Możesz zostać, jeśli chcesz.
Zamykam
za sobą drzwi i wyjmuję telefon. Potrzebuję mojego brata, więc do niego
dzwonię.
– Evan,
musisz po mnie przyjechać.
– Wiesz,
która jest godzina?
– Nie
i mam to w dupie. Przyjedź po mnie do Langforda.
Kiedy już jestem w samochodzie mojego
brata, słyszę jak mówi:
– Wyglądasz
jak gówno.
Dokładnie
to potrzebowałem usłyszeć.
– Pierdol
się.
Przygląda
mi się.
– Co
ty, do cholery, tu robisz?
Patrzę
przez okno.
– Nie
chcę o tym rozmawiać.
– Jak
nie masz ochoty na rozmowę, to dlaczego zadzwoniłeś do mnie? Za odwożenie cię
do domu po pijaku płacisz przecież Danielowi.
Zaczynam
żałować, że do niego zadzwoniłem. Nie wiem, co sobie myślałem.
– Może
powinienem był zadzwonić do Daniela.
– Właśnie
tak. Może powinieneś był. Kiedy przyjechałeś do miasta?
– Dzisiaj.
– Matka
wariuje, próbując się z tobą skontaktować. Umiera z ciekawości, co się stało z
Laurelyn.
Nie
odpowiadam, nadal wyglądając przez okno.
– To
o to chodzi, no nie? Poprosiłeś ją, żeby została, a ona ci odmówiła?
– To
nie tak było.
– A
jak?
Boli
mnie, że muszę o tym mówić.
– Wyjechała
bez pożegnania.
– Kurwa.
Zimna z niej suka.
– Nie
mów tak o niej! Nie masz o niczym pojęcia.
– Czy
cokolwiek ma znaczenie, jeśli spieprzyła stąd, nie mówiąc nawet „pocałuj mnie w
dupę”?
– Tak,
to ma znaczenie, zupełnie zmienia całą sytuację. Nasza relacja była skomplikowana,
a w dodatku doszło do głupiego nieporozumienia.
– Jak
bardzo mogła być skomplikowana? Ona była tu trzy miesiące. Byliście razem,
dobrze się bawiliście, a później wróciła do domu.
Nie
wierzę, że zamierzam powiedzieć mu prawdę.
– Było
w tym o wiele więcej. Mieliśmy umowę. Nie znaliśmy swoich prawdziwych nazwisk.
Miała mi dotrzymać towarzystwa przez trzy miesiące, a później wrócić do domu.
Ja to tak ustawiłem, a ona zgodziła się na całkowite zerwanie kontaktu po swoim
wyjeździe. Ale nic nie poszło zgodnie z planem. Ja poznałem jej prawdziwe imię.
Ona moje imię i nazwisko. Powiedziała, że mnie kocha, ale byłem zbyt uparty,
żeby chcieć to usłyszeć, bo jestem pierdolonym idiotą. Nie była w stanie się ze
mną pożegnać, a ja puściłem ją, nie mówiąc, co do niej czuję.
– Więc
znajdź Laurelyn i jej to powiedz.
Myśli,
że to takie proste.
– To
może być trudne, skoro nie znam jej nazwiska.
– Brachu,
to popieprzone. Dlaczego robisz coś takiego?
Evan
nie wie, jak wygląda moje życie. On odciął się od winnic i wybrał proste życie
z normalną pracą i Emmę.
– Bo
jestem multimilionerem, a gdy kobieta dowie się, że masz kasę, to cię
wykorzysta. Robię tak od lat i zawsze działało idealnie. Do czasu spotkania z
Laurelyn.
– Więc
ona nie wiedziała, kim jesteś, ani że masz cholernie dużo pieniędzy?
– Nie.
Dowiedziała się dopiero, kiedy przyjechałem razem z nią do szpitala, do taty.
– Mama
się wścieknie. Już planowała wasz ślub i wybierała imiona dla wnuków.
Nie
musi mi o tym przypominać.
– Wiem.
Pokochała Laurelyn tak jak ja.
– Moja
żona i moje dzieci również. Celia nadal o niej mówi. Mila pewnie też by to
robiła, gdyby umiała mówić.
Nie
wierzę, że zadam mu to pytanie.
– Skąd
wiedziałeś, że Emma to ta jedyna?
Waha
się, a ja zastanawiam się, czy mi powie. Nie miałbym pretensji, gdyby nie
odpowiedział.
– Nie
możesz wykorzystać niczego, co ci powiem, przeciwko mnie. Mówię poważnie. Nie
rzucaj mi tym później w twarz, jeśli uznasz, że to zabawne.
– W
życiu. Daję słowo.
– Spotykaliśmy
się przez kilka miesięcy i zerwaliśmy przez jakąś głupotę, a później zobaczyłem
ją z innym facetem. Nie wiem jak opisać to uczucie. Zranienie. Ból. Wściekłość.
Desperacja. A to tylko krótka lista. Wystarczyło, że tamten na nią spojrzał, i
miałem ochotę go udusić gołymi rękami.
Myślę
o tym, jak szalałem z zazdrości przez ostatnie trzy miesiące. Chciałem spuścić
łomot Benowi Donavonowi, swingersowi Chrisowi i Blake’owi Phillipsowi.
– Tak,
to brzmi co najmniej znajomo.
– Jack,
nie zawsze wiesz, ile jest warta miłość kobiety, dopóki jej nie stracisz.
To
głębokie jak na mojego młodszego brata.
– Nic
nie mówi głośniej i wyraźniej niż twoje serce, więc posłuchaj co ma ci do
powiedzenia. Nie potrzebujesz, żebym ci mówił, czy ona jest tą jedyną.
– Moje
serce nic mi nie mówi. Ono desperacko wrzeszczy, żebym znalazł Laurelyn i
powiedział jej, jak bardzo ją kocham.
– Brachu,
jesteś cholernie bogaty. Wypuść psy gończe i znajdź swoją dziewczynę. Za
odpowiednią sumę ktoś na pewno ją odszuka.
Evan
ma rację. Jeśli zapłacę odpowiednio dużo, będzie to możliwe. Znam nawet
odpowiedniego faceta do tego zadania.
Jest
późno, ale nie obchodzi mnie to. Wyjmuję telefon i wybieram znajomy numer.
– Biuro
detektywistyczne Callaghana.
– Jim,
tu Jack McLachlan. Mam dla ciebie sprawę, i to bardzo ważną. Chcę, żebyś
znalazł kogoś w Stanach Zjednoczonych. Masz ważny paszport?
Ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram oczy i
przeklinam słońce drwiące ze mnie przez okno. Wyciągam rękę, tak jak codziennie
od tygodnia, i czuję, że miejsce obok mnie jest puste. Minęło siedem dni, a ja
nadal nie przyzwyczaiłem się do jej nieobecności.
Po
wczorajszym piciu pęka mi głowa, a natrętne dzwonienie do drzwi wcale nie
pomaga. Chcę wrzasnąć na tego człowieka, żeby przestał i sobie poszedł, ale
wiem, że jeśli podniosę głos, tylko pogorszę swoją sytuację. Na wyświetlaczu
zegarka stojącego na szafce nocnej widnieje 7:18. Muszę przyznać, że jak na
mnie to późna godzina, ale kto, do cholery, przyjechałby do mojego mieszkania o
tej porze w sobotę? Nikt oprócz Evana nie wie, że jestem w Sydney, co może
oznaczać wyłącznie jedno. Powiedział mamie, a teraz ona przyjechała mnie
ochrzanić, bo Evan nadal uważa wpędzanie mnie w kłopoty za cholernie zabawne.
Właśnie tak kończy się dla mnie dzwonienie do tego gnojka.
Kiedy
otwieram drzwi, Margaret McLachlan wpada do mieszkania. O kurwa! To nie
pójdzie łatwo.
– Może wejdziesz, mamo?
– Nie
pyskuj mi tutaj. Próbuję się do ciebie dodzwonić od tygodnia, a ty nie
odbierasz moich telefonów. Szkoda, że musiałam tak na ciebie polować, żeby
dowiedzieć się, co się właściwie stało.
– Są
zbiory. Nie muszę ci chyba mówić, jak bardzo jestem teraz zajęty.
– Laurelyn
miała wyjechać już kilka dni temu i od tego czasu się nie odzywasz. Odchodzę od
zmysłów z tej ciekawości, ale skoro mnie unikałeś, to jestem w stanie
wszystkiego się domyślić. Spieprzyłeś sprawę, prawda?
No
i się zaczyna.
– Tak,
zawaliłem.
Opiera
dłonie na biodrach i patrzy do góry, wzdychając.
– Powiedziała,
że cię kocha?
Skąd
może to wiedzieć? Zgaduje?
– Tak.
– I
co jej odpowiedziałeś? – Patrzy tak, jakby miała mnie zaraz udusić, jeśli nie
odpowiem tak, jak chce, żebym odpowiedział. Mam nadzieję, że moja szyja
wytrzyma nacisk jej rąk.
– Nic
nie odpowiedziałem. – A później ją przeleciałem.
Wydaje
się zaskoczona moim brakiem odpowiedzi na wyznanie miłości Laurelyn.
– Och.
W takim razie chyba jestem ci winna przeprosiny. Kilka tygodni temu odwiedziłam
ją w Avalon. Powiedziała mi, że cię kocha, a ja myślałam, że czujesz to samo,
więc zachęciłam ją, żeby ci to wyznała. Nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała,
że nic do niej nie czujesz.
– Ale
ja czuję, mamo. Bardzo kocham Laurelyn.
Widzę
niezrozumienie na jej twarzy.
– W
takim razie nie rozumiem. Dlaczego jej tego nie powiedziałeś i nie poprosiłeś,
żeby z tobą została? To była idealna okazja.
Nie
sądzę, żeby dobrze przyjęła to, czego się dowie.
– Nie
spotykam się z kobietami, które mówią takie rzeczy, więc się tego nie
spodziewałem. Myślałem o tym dniami i nocami przez następny tydzień, zanim
zdołałem przyznać sam przed sobą, co czuję. Jechałem, żeby jej to powiedzieć,
poprosić, żeby została, ale wyjechała bez pożegnania. Mamo, ona wyjechała, nie
wiedząc, że ją kocham.
Widzę
po jej minie, że nie jest zadowolona.
– Nie
rozumiem. Minął tydzień. Dlaczego za nią nie pojechałeś? Albo przynajmniej nie
zadzwoniłeś, żeby wyznać jej miłość?
No
i dotarliśmy do sedna. Nie dam rady utrzymać w tajemnicy tego, co zaszło między
mną a Laurelyn. Co więcej, teraz już nie chcę kłamać. Nienawidzę kłamstw i
udawania. Właśnie przez te dwie rzeczy straciłem kobietę, którą kocham.
Cholera,
matka się wścieknie.
– Muszę
ci coś powiedzieć, ale w ogóle ci się to nie spodoba.
Patrzy
na mnie ze złością.
– Nic
mi się tutaj nie podoba, synku.
– Wiem,
ale będzie tylko gorzej. – Czuję się, jakbym znów był dzieckiem, które musi się
przyznać, że zachowało się jak gówniarz… Ale jestem dorosłym człowiekiem, a to
poważna sprawa.
–
Kiedy zaczęliśmy się spotykać z Laurelyn, nie oczekiwaliśmy, że ta relacja
będzie czymś więcej niż tylko krótką przygodą. Oboje wiedzieliśmy, że spędzi w
Australii trzy miesiące, więc zawarliśmy układ, zgodnie z którym mieliśmy się w
tym czasie spotykać i dobrze bawić. Bez żadnych zobowiązań.
Widzę,
że jest zirytowana.
– Już
mi to mówiłeś.
Przygotowuję
się na najgorsze.
– Tak,
ale nie powiedziałem ci wszystkiego. Nie podałem jej mojego imienia i nazwiska.
Nie chciałem, żeby je znała, bo nie życzyłem sobie żadnego kontaktu z jej
strony, po tym jak nasza relacja się zakończy. Używałem innego nazwiska. Był to
jedyny sposób, żeby mnie nie odnalazła. Kiedy przedstawiłem jej te warunki,
była nieźle wkurzona, ale w końcu się zgodziła. A skoro nie znała moich danych,
ja też nie wiedziałem, jak ona się nazywa.
– Nie
ma na imię Laurelyn?
– Laurelyn
to jej prawdziwe imię. Dowiedziałem się tego przypadkiem. Ale jej nazwisko,
Beckett, jest fałszywe. Nigdy nie powiedziała mi, jak naprawdę się nazywa.
Prawie
widzę jak mama łączy elementy tej układanki w całość.
– Ale
przywiozłeś ją do domu, żeby nas poznała, i mówiła wtedy do ciebie Jack Henry.
– Nie
mogłem dłużej ukrywać tożsamości, gdy przyjechaliśmy do taty do szpitala, więc
tamtego wieczora powiedziałem jej prawdę. Od tamtej pory wiedziała o mnie
wszystko.
– Ale
nie pomyślałeś o tym, że warto byłoby zapytać ją o nazwisko? – Zaczyna podnosić
głos. – Nawet kiedy ona wiedziała, kim ty jesteś?
Zanim
odpowiem, waham się, bo nie spodoba jej się to, co usłyszy.
– Nie
obchodziło mnie jej nazwisko. Nie zamierzałem zmieniać naszych planów tylko
dlatego, że ona wiedziała kim jestem. Wtedy jej nie kochałem.
– Pieprzenie!
Byłeś zakochany w tej dziewczynie, kiedy przywiozłeś ją do mojego domu.
Zrozumiałam to w chwili, gdy zobaczyłam was razem. Jej miłość do ciebie także
była oczywista. Wtedy mogła ci tego jeszcze nie mówić, ale musiałbyś być głupi,
żeby nie zauważyć.
Nie
mogę się nie zgodzić z jej zdaniem. Z całą pewnością byłem durniem.
Opieram
dłonie o zimny, granitowy blat i pochylam się, zamykając oczy. Mam ochotę
przyłożyć głowę do tej chłodnej powierzchni, żeby sprawdzić, czy przyniesie mi
to choć odrobinę ulgi. Tak kurewsko mnie boli.
– Nie
chciałem tego widzieć, ponieważ nie chciałem się w niej zakochać.
– Ale
i tak się zakochałeś.
– Tak,
to prawda, a ona wyjechała bez pożegnania, zanim jej o tym powiedziałem.
– No
nie wierzę, Jacku Henry! – Mama podnosi torebkę, żeby mnie nią walnąć parę
dobrych razy. I robi to z dużą siłą. Jest jedyną kobietą, która bije torebką
trzydziestoletniego syna. – Mieszkała z tobą, spaliście w jednym łóżku i nigdy
nie zapytałeś, jak się nazywa? – Zamachuje się i znowu mnie uderza. Cholera,
naprawdę jest wściekła.
Nawet
nie próbuję uniknąć zmierzającej w moją stronę torebki. Wiem, że matka w ten
sposób się wyżyje.
– To
musiało strasznie zaboleć tę biedną dziewczynę. W ogóle się nie dziwię, że wyjechała
bez pożegnania. Zrobiłabym to samo, gdybym powiedziała facetowi, że go kocham,
a on tylko gapiłby się na mnie bez słowa.
– Nie
gapiłem się na nią bez słowa.
– A
co zrobiłeś?
Zwieszam
głowę, zawstydzony, myśląc o tym, jak ją później przeleciałem.
– Nie
chcesz wiedzieć.
Odwracam
się do szuflady z lekami, żeby wziąć coś na ból głowy.
– Wiem,
jaki byłem głupi, mamo. Ale naprawię to. Wiem o niej wiele innych rzeczy.
Znajdziemy ją.
– Jacy
my?
– Zatrudniłem
kogoś, kto pojedzie do Stanów ją znaleźć. Detektywa. – Nie wspominam o tym, jak
często korzystam z jego usług i skąd wiem, że bez problemu ją znajdzie.
– Ty
sam powinieneś za nią jechać. Znaczyłoby to dla niej o wiele więcej.
– Chciałbym
móc, ale sam nie mam środków, żeby ją odnaleźć.
– Synku,
znalezienie jej nie będzie twoim największym problemem. Okrutnie ją zraniłeś.
Może ci tego nie wybaczyć, więc byłoby mądrze przygotować się na odrzucenie.
Myśl,
że Laurelyn mogłaby mnie odrzucić, jest bolesna, ale nie mogę jej zignorować.
– Zrobię
wszystko, co w mojej mocy, żeby jej to wynagrodzić, bo nienawidzę tego, jaki
jestem bez niej. Zdobędę ją na nowo, a kiedy już to zrobię, nigdy nie pozwolę
jej odejść.
Mama
chyba wie, co mam na myśli, ale wolę uniknąć wszelkich nieporozumień.
– Nie
chcę żyć bez Laurelyn nawet przez jeden dzień. Gdy ją znajdę, oświadczę się.
Komentarze
Prześlij komentarz