Recenzja Samantha Shannon „Zakon mimów”
Paige Mahoney uciekła
z brutalnej kolonii karnej Szeol I, ale jeśli myślała, że to koniec jej
problemów, to bardzo się pomyliła. Od teraz jest bowiem najbardziej poszukiwaną
osobą w Londynie. Kiedy Sajon zwraca swoje wszystkowidzące oko w stronę Paige,
mim-lordowie i mim-królowe gangów miasta zostają zaproszeni na bardzo rzadkie
wydarzenie. Jaxon Hall i jego Siedem Pieczęci są gotowi na pojawienie się w
samym centrum uwagi. W społeczności jasnowidzów pojawia się jednocześnie coraz
więcej gorzkich oskarżeń, a za każdym rogiem czają się mroczne sekrety. Z cieni
wypełzają Refaici...
Wydawnictwo:
Sine Qua Non
Rok
wydania: 2015
Format:
Książka
Liczba
stron: 544
Opowieść
o Paige Mahoney można zaliczyć do tych książek, które wciągają i ciekawią od
pierwszych stron. Mam
nadzieję, że wszystkie tomy przygód śniącego wędrowca zostaną wydane w Polsce,
bowiem jest to seria, która mnie interesuje. Bardzo ucieszyłam się na wieść, że
Wydawnictwo SQN postanowiło przesłać mi „Zakon mimów”, abym mogła się nim
cieszyć i zagłębić w świat Syjonu, aby dowiedzieć, co się wydarzyło z Bladą
Śniącą po ucieczce z Szeolu I.
„Słowa dodają skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i
pozbawionym całej nadziei.”
Ucieczka z karnej kolonii dla
jasnowidzów nie poszła gładko, jej przebieg owocował w wiele dramatów. Niestety
grupa, której udało się zbiec i dotrzeć do Londynu nie była zbyt liczna, ale to
nie koniec kłopotów. Sajon nie zaprzestanie pościgu dopóki nie schwyta
wszystkich zbiegów, a co za tym idzie Paige staje się najbardziej poszukiwaną
jasnowidzką w całym Londynie. Dziewczyna postanowiła wyjawić pobratymcom prawdę
na temat Refaitów i Emmitów. Tożsamość rebeliantów zostaje ujawniona. Paige
musi uważać, aby nie dać się schwytać, nie może wpaść w pułapkę wiedza, którą
posiada jest zbyt cenna. Zamierza zwołać spotkanie Eterycznego Stowarzyszenia
mając nadzieję, że uda jej się zjednoczyć w ten sposób jasnowidzów, niestety
szemrane interesy i prześciganie się w intrygach jest ważniejsze od obecnych
wydarzeń. Refaici są potężni, a zagrożenia z ich strony nie należy
bagatelizować. Determinacja, z którą działa Paige jest godna podziwu, próbuje
samodzielnie dokonać czegoś wielkiego. W świecie, gdzie ludzi dzieli się na
lepszych i gorszych, a magia i jej przejawy są zakazane nic nie jest takie,
jakim się wydaje. Zaufanie bywa kruche, a obdarzyć nim można nielicznych.
Polityczne knowania nie są niczym nowym w świecie jasnowidzów.
„Prawda nie wymaga
przeprosin”.
Czy jej się powiedzie? Walka o władzę
jest aż tak konieczna, że rządza przysłania ludzkie dobro? Niestety. Paige musi
działać samotnie, na własną rękę. Londyńska społeczność jasnowidzów wydaje się
być podzielona, a w tej chwili powinna zaczynać się jednoczyć.
„Lubimy myśleć, że jesteśmy odważni, ale przecież jesteśmy
tylko ludźmi.”
„Czas żniw” był dynamiczny pod
względem akcji, tym razem autorka postawiła na coś zupełnie innego. W „Zakonie
mimów” poznajemy polityczną strukturę i jej kwestie, przyglądamy się
syndykatowi. Shannon bardzo dokładnie wprowadziła nas w ten świat pozwalając
poznać wszelkie jego blaski, a także cienie. Podziemie jest równie zepsute, jak jego
nadziemny trzon. Któremu przywódcy można, więc ufać? A co z Hallem? Czy nadal
jest taki wspaniały? Pozostaje jeszcze kwestia wiary, czy ktokolwiek uwierzy w
istnienie Emmitów i Refaitów?
„Nadzieja to fundament rewolucji. Bez niej jesteśmy tylko
prochem, który czeka, aż porwie go wiatr.”
Uważam,
że autorka poradziła sobie z drugim tomem historii o Bladej Śniącej równie
dobrze, jak z pierwszym, potrafi utrzymać poziom odpychając sztampowe wzorce
daleko. „Zakon mimów” przekazuje nam
wiele cennych informacji nie tylko na temat władzy w Londynie, Szeolu, Sojonu,
ale także nowego miejsca umiejscowionego między życiem, a śmiercią. Nasze funkcje poznawcze szaleją z radości.
Bohaterowie
są bardzo dobrze wykreowani są twardzi i
charyzmatyczni, zwłaszcza Paige, której historię uwielbiam. Dziewczyna bardzo dojrzała pod względem
psychicznym, zmiana wpłynęła na korzyść jej rozrysowania na łamach
powieści. Dla fanek Naczelnika
chciałabym tylko dodać, że się nie zawiodą, ponieważ pojawia się w drugim tomie
i relacja z Mahoney nabiera lekkich rumieńców. Arcturus Mesarthim współpracuje z dziewczyną pragnąc odsunąć
przywódczynię Refaitów od władzy. Czy mu się to uda? Czy to coś magicznego, co
zaczyna go łączyć z jasnowidzką ma szansę na przetrwanie?
W książce zabrakło mi odrobinę akcji,
tego nagłego zrywu, który zdążyliśmy poznać w „Czasie żniw”. Dla czytelników,
którzy ukochali sobie szybkie tempo różnych wydarzeń książka może wydawać się
odrobinę nużącą i monotonna, ale pamiętajcie, że opisane informacje są istotne
dla fabuły.
Zakończenie
książki jest miażdżące, pozostawiające ogrom pytań, których nie potrafimy zaspokoić.
Mam nadzieję, że uda mi się szybko zdobyć tom trzeci „Pieśń jutra”, nie lubię
zbyt długo tkwić w takiej niepewności.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu SQN.
Nie kojarzę tego tytułu.
OdpowiedzUsuńWidziałam kilka razy na blogach "Czas żniw", ale nie miałam pojęcia, że ta historia ma kolejny tom. Chyba muszę się przyjrzeć nieco bliżej tej serii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com