"Kulti" Mariana Zapata Fragmenty premiera 14.08







"– Więc przestań zachowywać się jak mięczak i ograj mnie.
Tak, to załatwiło sprawę.
– Nie jestem mięczakiem. – Dał krok do przodu. – Mogę skopać ci tyłek. I zrobię to.
Wow. Uniosłam dłonie i zarechotałam.
– Powiedziałam, że wygrasz, kiszonko, ale nie mówiłam nic o tym, że skopiesz mi tyłek.
Byłam aż nazbyt świadoma, co oznaczał wyraz jego twarzy i czułam się rozdarta między strachem a… cóż, nie miałam zamiaru przyznawać się do tej emocji. Wyglądał jak stary Kulti – mający obsesję na punkcie rywalizacji.
O matko, wytrze mną podłogę.
A potem niemal się zaśmiałam, bo poważnie? Nie miałam zamiaru poddać się bez walki. No proszę.
Coś zadrgało mi w piersi i pozwoliłam, by w sercu zapłonął ogień rywalizacji.
– Zróbmy to.
I zrobiliśmy.
Miałam ochotę wezwać jednocześnie Jana Chrzciciela, Marię Magdalenę i Petera Parkera." 






"Wyprowadził szybkie kopnięcie, którego nie miałam szansy zablokować i piłka poszybowała w powietrzu ostrym łukiem. Idealnym. To był idealny strzał.
Uśmiechnęłam się i potrząsnęłam głową, choć w innych okolicznościach byłabym wkurzona, że zdobył punkt.
Ale to było piękne.
I kiedy Kulti obrócił z najbardziej zarozumiałym, triumfalnym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam, a trochę ich widziałam, biorąc pod uwagę, że grałam przeciwko dość egoistycznym osobom, poczułam zadowolenie. Poczułam je aż w mostku, bo to było takie… w jego stylu. To nie był ten chłodny, obojętnych człowiek, na którego patrzyłam tyle razy w ciągu ostatniego miesiąca.
– Jeden zero, Taco – powiedział, jakbym sama nie zauważyła.
I tak po prostu radość z jego krótkiego triumfu zniknęła.
Czy on…?
– Taco? Serio? – Chciało mi się śmiać z tego poniżającego przezwiska, ale chyba sama się o nie prosiłam, czyż nie?
Wzruszył ramionami.
Machnęłam na niego.
– No dobrze, pumperniklu. Grajmy dalej, zostało jeszcze sześć."




"O cholera.
– Rey, przestań. Po prostu… przestań.
– Nie. – Był zdeterminowany. – Jesteś najlepszym, co mi się przytrafiło. Nie będę się przed nikim tego wypierał.
Dobry Boże. Ogarnęła mnie panika.
– Jestem twoją przyjaciółką – przypomniałam bojaźliwie.
Czoło miał gładkie jak nigdy. Jeszcze nie wiedziałam, żeby wyglądał tak spokojnie i pewnie. Nie dostrzegałam żadnego śladu złości czy frustracji. Był poważny i przerażający.
– Nie. Jesteś dla mnie kimś o wiele ważniejszym i wiesz o tym.
Otworzyłam usta, a potem je zamknęłam, czując, że nie mogę dłużej siedzieć z nim w malutkim samochodzie. Musiałam wyjść. Wyjść. Teraz. Natychmiast. Musiałam wysiąść. Świeże powietrze, potrzebowałam świeżego powietrza.
A więc wysiadłam. Wypadłam z samochodu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Kucnęłam na ziemi z głową ukrytą w dłoniach. Zaraz dostanę ataku paniki lub sraczki. Nie się mogłam zdecydować, co to będzie. Serce waliło mi z prędkością mili na sekundę, a ja kuliłam się i usiłowałam przekonać samą siebie, że nie chcę umierać na atak serca w wieku dwudziestu siedmiu lat."


"Kochałam tego człowieka.
Pewnie, to uczucie czyniło ze mnie idiotkę, a miłość do niego niekoniecznie cokolwiek znaczyła, szczególnie że nie miałam pewności, czy Kulti się nie naćpał, ale…
Do diabła. W życiu trzeba było czasem zaryzykować. Sięgnąć po to, czego się pragnęło, żeby na starość nie żałować. Czasem wygrywasz, czasem przegrywasz, tak już jest.
Jego kciuki zagłębiły się w delikatne miejsce między moją szczęką a uszami, złożył jeszcze jeden słodki pocałunek na moim policzku, który poczułam aż pod skórą.
– Jeszcze dwa mecze.
Jeszcze dwa mecze.
Te słowa sprawiły, że drgnęłam. Co ja wyprawiałam? Co ja do diabła wyprawiałam na cholernym parkingu Dudziarek?"





Komentarze

Popularne posty