Recenzja Aleksandra Dębska „Naznaczeni przez śmierć”
Nikt nie wraca z zaświatów za darmo
Napad na jubilera zakończył się tragedią. Wszyscy obecni w sklepie zginęli, a
ciało Alice Brook trafiło do szpitalnej kostnicy. Tyle że po jakimś czasie…
dziewczyna otworzyła oczy.
Alice udało się wrócić z zaświatów dzięki tajemniczej organizacji zwanej
Ramionami Śmierci. Jej członkowie uratowali jej życie, a teraz mają wobec niej
konkretne plany.
Nastolatka musi przejść wymagające szkolenie, po którym stanie się opiekunką dusz
oraz żołnierką. Pod nadzorem czarującego Willa poznaje tajniki sztuk walki i
arkana magii. Sprawy jednak komplikują się w zatrważającym tempie. W krainie
zmarłych narasta chaos. Duchy szepczą, że ktoś pragnie przejąć tron samej
Śmierci i zburzyć równowagę królestwa cieni.
Wkrótce Brook będzie musiała wykorzystać zdobyte umiejętności, by stanąć do
walki. Los ma dla niej w zanadrzu parę niespodzianek, jednak już raz udało jej
się go oszukać… czy zrobi to ponownie?
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2025
Format:
Książka
Liczba
stron: 300
Bardzo często mawiamy, że śmierć nie jest końcem, ale początkiem czegoś zupełnie innego, nieznanego. Śmierć to granica, tak przynajmniej przywykliśmy myśleć. W debiutanckiej powieści Aleksandry Dębskiej ta granica staje się umowna, a jej przekroczenie to nie kres, lecz wezwanie do działania. „Naznaczeni przez śmierć” to nie tyle klasyczna opowieść o życiu po życiu, ile pełnokrwista przygoda o przemianie, odpowiedzialności i walce z nieuniknionym. Myślę, że książka może się spodobać czytelnikom szukającym nieco mroczniejszej młodzieżowej fantasy, która stawia na emocje i psychologię postaci bardziej niż na fajerwerki fabularne. Co wy na to? Brzmi interesująco?
Główną bohaterką książki autorstwa Aleksandry Dębskiej pod tytułem „Naznaczeni przez śmierć” jest Alice Brook, dziewczyna ginie w napadzie na jubilera. Przypadkowa ofiara jakich wiele, zwykła dziewczyna. Ale jej historia nie kończy się w kostnicy, wręcz przeciwnie tam dopiero się zaczyna. Gdy Alice odzyskuje świadomość, orientuje się, że świat, do którego powróciła, nie przypomina tego, który znała. Trafia pod opiekę Ramion Śmierci, organizacji balansującej między życiem a zaświatami, której celem jest ochrona porządku w królestwie cieni. Ramiona Śmierci działają w cieniu ludzkiego świata, poza czasem i przestrzenią. Ich celem jest utrzymanie równowagi między światem żywych a krainą zmarłych. Każdy, kto powraca, czyni to z określonego powodu i z długiem do spłacenia. Alice nie jest wyjątkiem. Jej mentorem zostaje Will, doświadczony wojownik o nieco szorstkim usposobieniu, który nie okazuje zbyt wielu emocji, ale z czasem okazuje się postacią o głębokiej lojalności i tajemniczej przeszłości. Narasta konflikt wewnętrzny, duchy szepczą, że ktoś próbuje zdetronizować Samą Śmierć, personifikowaną, niemal boską istotę, która do tej pory czuwała nad porządkiem w królestwie cieni. Ktoś lub coś pragnie zburzyć równowagę między światem żywych i umarłych, aby przejąć władzę nad wszystkimi przejściami dusz. Zaczynają znikać dusze, pojawiają się istoty nienależące do żadnego znanego porządku, a niektóre z Ramion Śmierci zaczynają kwestionować reguły, którym dotąd byli wierni. Podejrzenia, zdrady i zakazane rytuały stają się codziennością. W pewnym momencie Alice musi opuścić szkolne mury, nie tylko po to, by przetrwać, ale też by walczyć w wojnie, która z każdą chwilą staje się bardziej osobista. Bo świat, który przywrócił jej życie, nie zamierza już dłużej chronić jej przed własnym przeznaczeniem.
„Naznaczeni przez śmierć” to ciekawa książka, którą chętnie czytałam. Styl Aleksandry Dębskiej jest przystępny, ale nie uproszczony, potrafi tworzyć obrazy nie przeładowane opisami, lecz wystarczająco sugestywne, by poczuć chłód zaświatów czy napięcie pojedynku. Dialogi są naturalne, młodzieżowe bez przesady. Świat Ramion Śmierci ma swoją logikę, hierarchię i choć nie wszystko zostaje wyjaśnione, nie czuć chaosu. Mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z typową akademią czy kolejną młodzieżową dystopią z motywem wybrańca, jednak Aleksandra Dębska robi coś ciekawszego, traktuje śmierć nie jako zagrożenie, ale jako przestrzeń do rozwoju. Alice nie zostaje super bohaterką z dnia na dzień, jej szkolenie trwa, boli, bywa frustrujące. Czytelnik towarzyszy jej nie tylko w nauce magii i walki, ale przede wszystkim w przyswajaniu nowej tożsamości. Conor, jako przewodnik, nie jest tylko kimś w tle, to postać z osobistą historią, poczuciem humoru i własnym bólem, który momentami przysłania nawet główny wątek. Relacja Alice z Conorem przypomina subtelny taniec między ciekawością, a współczuciem, dając powieści emocjonalną głębię. Jest jeszcze Will, instruktor, początkowo wydaje się przewidywalny, ale z czasem pokazuje złożoność, która nie wynika z romantycznego obowiązku, lecz z lojalności wobec misji i moralnych wątpliwości. Między nim, a Alice iskrzy, ale napięcie jest dawkowane z umiarem, bez przesadnych uniesień czy nadmiaru dramatyzmu. „Naznaczeni przez śmierć” rozwija się powoli, niemal kameralnie. Znaczną część książki stanowią przygotowania, dialogi, nauka i relacje, to nie wada. Wręcz przeciwnie. Kiedy akcja wreszcie przyspiesza, a dzieje się to w ostatnich kilkudziesięciu stronach, efekt jest porażający. Czytelnik, przyzwyczajony do spokojnej narracji, zostaje wrzucony w wir zdarzeń, które przedefiniowują wszystko, co do tej pory wydawało się jasne. Kulminacja nie tylko przynosi odpowiedzi, ale też zostawia szereg pytań. Idealne tło pod kontynuację, jeśli takowa się pojawi, chętnie po nią sięgnę.
W s p ó ł p r a c a r e k l a m o w a
Komentarze
Prześlij komentarz