[PATRONAT] Rozdział czwarty Sarah Brianne "Vincent"
ROZDZIAŁ CZWARTY
Urodzeni gangsterzy
Wystarczyło
dwadzieścia minut, żeby zniszczyć Vincentowi wieczór. Jednak wreszcie się
uspokajał… a przynajmniej próbował.
Co Adalyn sobie, kurwa, myślała?
Chwytając za klamkę drzwi samochodu, usłyszał wydobywający się na
zewnątrz przytłumiony głos Lake.
– Tak, dopóki twój nienormalny brat…
Nie,
co Lake sobie, kurwa, myślała?
Cóż, próbował się uspokoić.
***
O kurde. Usłyszał mnie?
Vincent włączył silnik.
– Co mówiłaś, Lake?
O kurde. Usłyszał.
Lake próbowała powstrzymać swój głos od drżenia.
– J-ja nic nie mówiłam.
– Tak, mówiłaś – stwierdził rzeczowo, ruszając.
– N-nie. Nie mówiłam.
– Nie, nie mówiła – zgodziła się z przyjaciółką Adalyn, próbując pomóc.
Vincent spojrzał w lusterko wsteczne, skupiając swój wzrok na Lake.
– Więc nie powiedziałaś przed chwilą „twój nienormalny brat”?
Lake spojrzała w jego straszne oczy widoczne w lusterku wstecznym,
wyzywające ją do tego, żeby skłamała.
Skłam.
– N… – Nie kłam. – Tak.
Patrząc na niego, żałowała, że nie może zmienić swojej odpowiedzi.
Chwila, on chciał, żebym skłamała?
Z jego twarzy można było wyczytać jasny przekaz: nie okłamuj mnie.
Rozmawiała z nim już niezliczoną ilość razy, ale nie miała pojęcia, jak
sobie radzić z tym nowym Vincentem. Zabawa w prawdę czy wyzwanie nie wchodziła
w grę – Lake nie była ani na tyle odważna, ani doświadczona, by wygrać.
– Wiesz, tak właściwie zachowałeś się naprawdę nienormalnie, kiedy zmiażdżyłeś
tamtemu facetowi dłoń – stwierdziła Adalyn.
I tak po prostu Vincent wrócił do normalności.
– Przesadziłem? – zaśmiał się Vincent.
O mój Boże. On jest nienormalny.
– Nom, tylko troszkę. Ale, hej, tak jakby mu się należało. – Adalyn
wzruszyła ramionami.
Oboje są nienormalni.
– Nie mogę uwierzyć w to, że Nero naprawdę znalazł sobie dziewczynę –
oznajmiła z zaskoczeniem Adalyn.
Lake zerknęła na nią.
– Który to Nero?
Adalyn uśmiechnęła się.
– Ten przystojny.
Powinnam była wiedzieć, że Przepiękny
będzie miał tak na imię. Lake nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła
uśmiech przyjaciółki.
– Aha. A ten duży to…?
Adalyn przewróciła oczami.
– Amo.
Oczywiście, że tak.
Lake zobaczyła, że Vincent znowu wbił gniewny wzrok w lusterko. Cholera, o co mu znowu chodzi?
Postanowiła go zignorować.
– Czy oni – Lake zniżyła głos do szeptu – są w mafii?
Vincent wybuchnął śmiechem.
– Dlaczego powiedziałaś to szeptem?
– Ponieważ myślałam, że takich rzeczy nie powinno się mówić na głos!
On naprawdę przyprawia mnie o
zawrót głowy
– Lake, w pobliżu nikogo nie ma. Kurwa, przecież twój ojciec też jest w
mafii. – Vincent nadal brzmiał na rozbawionego.
Odwróciła głowę i wyjrzała przez okno, czując zażenowanie. Prawdę mówiąc,
nie wiedziała zbyt wiele na temat mafii. Wiem
tyle, żeby nie chcieć wiedzieć więcej.
Lake wiedziała, że tak zwani członkowie rodziny oznaczali tylko i wyłącznie kłopoty. Jej tata zmienił się w
hazardzistę, prawdopodobnie przez te wszystkie okropne rzeczy, które musiał
robić. Niemal każdy członek mafii był rozwiedziony. Jeśli w ogóle któryś z nich decyduje się na ślub. Większość żon w mafii szybko stawała się wdowami. A to tylko te, które miały szczęście i nie
zostały w nic wplątane, tracąc przy tym życie. Więc, tak, nie wiedziała nic
na ten temat, ponieważ nigdy nie chciała się niczego dowiadywać.
Na szczęście miała szansę na ucieczkę. Na pewno nie zamierzam zostawać żoną gangstera.
– Cóż, to nie jest coś, czym lubię się chwalić – przyznała.
Znowu spojrzał jej w oczy, patrząc w lusterko.
– Ale jest to częścią twojego życia.
– Już nie na długo. – Jej powiązanie z mafią było bardzo nieistotne, więc
nie będzie opłacało im się jej szukać, kiedy już skończy szkołę i osiemnasty
rok życia. Zamierzała się wyprowadzić i pójść do college’u, zostawiając to
wszystko za sobą.
Mogłaby przysiąc, że w jego twarzy zobaczyła rozczarowanie, ale jego
następne słowa sprowadziły ją na ziemię.
– A tak w ogóle, to nasi ojcowie są w mafii, nie my. Przynajmniej jeszcze
nie. – Był pewien swojej przyszłości.
Lake od zawsze wiedziała, że Vincent pójdzie w ślady swojego ojca. Jego
ojciec zajmował zbyt wysoką pozycję w rodzinie,
żeby Vincent miał obrać inną ścieżkę. Ten sam los czekał Nero i Amo. Mieli to
we krwi – wystarczyło spojrzeć na to, jak się bili. To byli urodzeni
gangsterzy.
Reszta drogi do domu minęła w ciszy i mogła zostać podsumowana jednym
słowem: niezręczna.
Vincent przerwał milczenie dopiero, kiedy parkował na podjeździe.
– Trzymajcie się blisko mnie i idźcie do mojego pokoju, a ja sprawdzę,
czy droga jest wolna. Jeśli mama i Sam przyłapią was w tych ubraniach, nie będę
mógł wam pomóc.
Lake i Adalyn zgodziły się na jego plan, wysiadły z samochodu i ruszyły
tuż za nim. Lake była wdzięczna, że pokój Vincenta, który głównie pełnił rolę
sypialni dla gości, znajdował się na parterze tuż obok drzwi wejściowych.
Gdy zamknęły za sobą drzwi pokoju Vincenta, Lake odetchnęła z ulgą. Wystarczyło
już tylko czekać w ciszy i ciemności na Vincenta, który miał im powiedzieć, czy
nikogo nie było w pobliżu.
Lake z pewnością miała za sobą dzień obfitujący w wiele zdarzeń, który
wypełniony był, jak na jej gust, zbyt dużą ilością dramatów.
Dzięki Bogu to już koniec.
Komentarze
Prześlij komentarz