[PATRONAT] Trzeci rozdział R. L. Mathewson "Rozgrywka z sąsiadem"
Rozdział 3
– Czy to Long Point Road trzydzieści
dwa? – zapytał krzepki, niski mężczyzna, śmierdzący jakby wykąpał się w litrze
taniej wody kolońskiej i czosnku. Wysiadł z rozwalającego się taurusa, którego
zaparkował na podjeździe Haley, zastawiając wyjazd.
W normalnych okolicznościach Jason zignorowałby go lub
szybko przytaknął i wrócił do własnych spraw – czyli do wyciągania beczki piwa
z tylnego siedzenia – ale dziś było inaczej. Dziś zamierzał wyświadczyć
przeważnie nieśmiałej sąsiadce i współpracownicy przysługę. Po wczoraj był
pewny, że jej tym nie wkurzy i kobieta ponownie się w sobie nie zamknie.
Dobra, może nie był pewny na sto procent, ale naprawdę nie
mógł się powstrzymać, zwłaszcza że nowoprzybyły właśnie wciskał sobie w kieszeń
kondom, porozumiewawczo puszczając oko do Jasona.
Walić to.
W tamtej chwili nie obchodziło go, czy sąsiadka zwieje,
gdzie pieprz rośnie i wręczy mu sądowy zakaz zbliżania się, bo zmierzał
przegonić dupka.
– Nie przyjechałeś do Haley, prawda? – zapytał, wyciągając
beczkę, po czym postawił ją na ziemi.
Facet zmarszczył brwi.
– Przyjechałem. Dlaczego pytasz?
Jason ostentacyjnie się skrzywił, szybko przenosząc wzrok na
dom Haley, jakby upewniał się, że kobieta ich nie obserwuje.
– Nie wydaje mi się, by był to dobry pomysł – wymamrotał.
– Czemu?
Posłał facetowi spojrzenie mówiące: „jaja sobie robisz?”. Musiał
się powstrzymać, by się nie roześmiać, gdy mężczyzna nerwowo przestąpił z nogi
na nogę.
– Na pewno pan wie… – powiedział, celowo urywając wypowiedź.
– Nie, przyjaciel mnie z nią umówił – odparł nieznajomy,
nerwowo zerkając na dom Haley. Czy właśnie poruszyła się firanka?
Jason potarł kark, wzdychając ze znużeniem.
– To nie moja sprawa, ale to naprawdę nie jest dobry pomysł.
– Co? – Facet niemal jęknął.
Po chwili ciszy Jason pokręcił głową.
– Przykro mi, nie lubię o tym mówić. Mogę tylko powiedzieć,
że lepiej być ostrożnym. – Posłał rozmówcy znaczące spojrzenie i podkreślił: – Bardzo
ostrożnym.
Mężczyzna zrobił wielkie oczy i otworzył usta. Cofnął się o
kilka kroków, nerwowo spoglądając na dom Haley. Kiedy dotarł do swojego auta, wydukał:
– Ja… eee… właśnie mi się przypomniało, że muszę gdzieś być.
– Po tych słowach niemal wskoczył do samochodu i szybko odjechał.
Jason zaśmiał się pod nosem, idąc do Haley. Zapukał i nie
zdziwił się, gdy mu nie otworzyła. Przegonił rozczarowanie i zapukał ponownie.
Świetnie.
Wyglądało na to, że ostatni wieczór był zwykłym fartem, a
nieśmiała sąsiadka znowu zamierzała zamknąć się w swoich czterech kątach. Miło
spędził z nią wczoraj czas, nawet milej niż mógłby przypuszczać. Poczuł się jak
idiota, wracając do domu w towarzystwie beczki z piwem.
Słysząc głośne, mokre kasłanie, zatrzymał się na środku
podjazdu. Kobieta powoli otworzyła drzwi i odezwała się:
– Przepraszam, że tyle mi zajęło – znów zakasłała – by –
kasłanie – otworzyć – kasłanie – drzwi. Ale lekarz powiedział, że wciąż –
głośno i niepokojąco zakasłała – zarażam, więc… O, to ty – wykrztusiła Haley,
odetchnąwszy z ulgą.
Kąciki warg mu zadrgały, kiedy dostrzegł jej strój. Na
głowie miała jedną z najbrzydszych dzianinowych czapek w odcieniu wymiocin,
jakie w życiu widział. Gorszy był tylko za duży, nędzny szlafrok, a spory
kłębek pomiętych chusteczek okazał się niezłym dodatkiem. Nie miał żadnych
wątpliwości odnośnie tego, że udawała, ponieważ poprzedniego dnia była idealnie
zdrowa. Teraz też wyglądała nieźle, tylko była paskudnie ubrana.
– Świetna czapka – skomentował, uśmiechając się i podchodząc
do Haley.
Zaśmiała się, zdjęła obrzydliwe nakrycie głowy i rzuciła nim
w Jasona. Złapał je, zanim oberwał w twarz.
– O co chodzi? – zapytał, wskazując czapką jej ubiór.
– O nic – odparła szybko.
– Mnie to wygląda na odstraszacz na facetów.
Z miną niewinną jak u łani oznajmiła:
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Jestem chora – zakasłała –
bardzo chora. – Kichnęła na poparcie opowiastki.
Smutne. Czarujące, ale smutne.
Nie mógł się powstrzymać, więc przewrócił oczami i się
zaśmiał.
– Nie wiem, dlaczego nie możesz przyznać, że spławiłaś
miłość swojego życia. Ale, chociaż bardzo chciałbym posłuchać, jak zaprzeczasz,
muszę iść. W końcu jesteś chora.
– Jestem – potwierdziła z emfazą – bardzo chora. Możliwe, że
właśnie umieram – powiedziała, poprawiając urocze okulary na nosie.
Wzruszając ramionami, ruszył w stronę swojego domu.
– Cholerna szkoda, bo miałem nadzieję, że przyjdziesz na
dzisiejszą imprezę, ale skoro źle się czujesz…
Przycisnęła grzbiet dłoni do czoła.
– Hmm, wiesz co? Już mi lepiej. O której zaczyna się
impreza? – zapytała z najbardziej urzekającym uśmiechem, jaki w życiu widział.
– O ósmej, mała udawaczko – rzucił, śmiejąc się, gdy pisnęła
z ekscytacji i pobiegła do domu.
***
Może
ten pomysł wcale nie był taki dobry, pomyślała Haley, stając w progu domu Jasona
i trzymając talerz z brownie. Zgromiła się w duchu za zachowywanie się jak
idiotka. Co za kujon przynosi na piwną imprezę ciasto? Dobra, założyła, że to
impreza z alkoholem, ponieważ przez lata była świadkiem dość przerażającego
zachowania zapraszanych gości, jakiego nie widywała na żadnych innych
spotkaniach towarzyskich, w których uczestniczyła.
Niektóre z widzianych i usłyszanych rzeczy napędziły jej
stracha, ale inne ją intrygowały. Nie żeby miała się kiedyś do tego przyznać,
ale więcej niż raz zastanawiała się, jakby to było przyjść na którąś z imprez
Jasona, i dlatego dziś tak chętnie przyjęła propozycję. Domówki sąsiada
stanowiły odpowiednik prywatek najpopularniejszych dzieciaków w szkole
średniej, na które zapominano zaprosić Haley, jednak teraz mogła to naprawić.
Może nie,
pomyślała, przygryzając dolną wargę i patrząc na przepełniony wypiekiem talerz.
Głupio będzie wyglądać z tym brownie. Uznała, że muzyka zapewne zagłuszyła
pukanie, więc stwierdziła, że przydałoby się szybko wstąpić do sklepu
monopolowego. Miała właśnie dać nogę, gdy ktoś otworzył.
– Czego chcesz? – zapytała kobieta, patrząc na nią wilkiem.
Haley zmarszczyła brwi, szybko obejmując wzrokiem gładkie, czarne włosy
nieznajomej, idealne rysy muśnięte perfekcyjnym makijażem i zabójczą, krótką
sukienkę. Doszła do wniosku, że jeansy i jasnoróżowy T-shirt z długim rękawem z
logo Jankesów były bardzo kiepskim strojem na imprezę.
Haley otworzyła usta, by wyrzucić z siebie jakąś wymówkę i
zwiać, bo wiedziała, że znalazła się w sytuacji, która ją przerastała, kiedy
kobieta parsknęła.
– Jesteś tą sąsiadką – powiedziała z rozbawieniem. – Czego
chcesz? – Zmrużyła oczy, patrząc na trzymany przez Haley talerz.
– Ja tylko…
– Kto to, Amy? – Głos Jasona dobiegł gdzieś z głębi domu.
Amy przewróciła oczami.
– To tylko twoja sąsiadka. Podrzuciła brownie. – Wyciągnęła
ręce, by zabrać od Haley talerz. – Wezmę je, żeby mogła sobie pó…
– Brownie? – zapytał Jason, nagle stając w wejściu, przez co
Amy zatoczyła się w inną stronę.
– Hej! – warknęła, ale mężczyzna chyba jej nie usłyszał.
Wbił wzrok w ciasto.
– Czy to – przełknął, aż mu grdyka podskoczyła – brownie
oblane polewą z masła orzechowego?
Czy on właśnie pisnął?
– To krówkowe brownie z kawałkami czekolady i polewą z masła
orzechowego – wyjaśniła od razu, dostrzegając śmiercionośny wzrok Amy. Miała
właśnie podać Jasonowi talerz i wyjść, gdy zamarła.
Po wczorajszym wieczorze miała dość bycia popychadłem i wstydliwą
dziewuszką. Rzygać już jej się chciało od tracenia różnych przeżyć z powodu
strachu przed zmianą. Niech to licho, była dorosła i jeśli chciała pójść na
swoją pierwszą prawdziwą imprezę, to pewne jak cholera, że na nią pójdzie i
będzie się świetnie bawić. Nawet jeśli skończy się to jej śmiercią, co, wnosząc
po spojrzeniu posyłanym jej spod wytuszowanych rzęs, było dość prawdopodobne.
– Wezmę to, a ty poczęstuj się piwem – powiedział Jason,
biorąc od niej talerz i czule patrząc na wypieki. Odsunął się, aby Haley mogła
wejść.
– Hej, fajnie to wygląda! Mogę kawałek? – zapytał facet,
którego Haley setki razy widziała u Jasona. Wyciągnął ręce.
– Cofnij się, kurwa! Przyniosła je dla mnie, ty debilu! –
warknął Jason.
Zaniepokojona Haley automatycznie cofnęła się o krok,
obawiając się, że wyląduje w środku bójki, na którą z pewnością się zanosiło.
Zamiast jednak nawrzeszczeć na Jasona czy się wściec, jak to robili goście w
barach, kłócąc się o sprawy mniejszej wagi, mężczyzna tylko przewrócił oczami i
zwrócił się do Haley:
– Cześć, jestem Brad – powiedział, wyciągając dłoń.
Po chwili wahania, którego – miała nadzieję – nie zauważył,
zbliżyła się o krok i uścisnęła mu rękę.
– Haley.
– Miło mi – oznajmił, uśmiechając się czarująco. –
Przepraszam za chamstwo przyjaciela, dopiero w zeszłym roku nauczył się chodzić
– oświadczył cierpko, na co Haley i większość osób w pobliżu się zaśmiała.
Jason posłał kumplowi nieprzyjemne spojrzenie, nim przeszedł
do kuchni, patrząc wilkiem na każdego, kto spróbował dotknąć wypieku.
Brad wskazał w tamtym kierunku.
– Są tam pizza, chipsy i sporo drinków, o ile Jason się do
nich nie dobrał, a w ogrodzie trwa mecz siatki. Oczywiście w salonie grają w
gry wideo, dopóki nie zacznie się mecz. Rozgość się – polecił, uśmiechając się
ciepło.
– Dzięki – mruknęła, przyswajając sobie wszystkie
informacje.
I to tyle? –
zastanawiała się, obejmując wzrokiem wyluzowanych imprezowiczów. Coś musiało
się odmalować na jej twarzy, bo po chwili Brad pochylił się i zapytał ze
śmiechem:
– Spodziewałaś się
Menażerii?
– Nie! – odpowiedziała szybko. Za szybko. Dokładnie czegoś
takiego oczekiwała. Na pewno nie wyobrażała sobie tego, co tutaj zastała. Z tym na pewno sobie poradzi.
Zaśmiał się po raz kolejny.
– Chodź do ogrodu, to przedstawię cię żonie – zaproponował.
– Obiecuję, że będziesz się dobrze bawić.
Pierwszy raz od przekroczenia progu pomyślała, że znajdzie
się dla niej miejsce wśród przyjaciół Jasona.
***
– Kim jest laseczka, która rozwala
Mitcha?
Nie odrywając wzroku od talerza, na który nakładał pizzę,
Jason powiedział:
– Amy. – Przynajmniej miał nadzieję, że to była Amy.
Zaczynało go denerwować, że się go uczepiła i zauważył, jak podle potraktowała
Haley, a także jak przez cały wieczór posyłała jego sąsiadce nieprzyjemne
spojrzenia. Wcześniej, jak tylko zobaczył Amy zmierzającą do jego domu, wiedział
już, że należało się jej pozbyć.
– Nie, to urocze małe stworzenie w okularach.
Marszcząc brwi, Jason powiódł wzrokiem za Pete’em w stronę
kanapy, na której Haley grała z Mitchem na Xboxie.
– Moja sąsiadka – wyjaśnił. Nie spodobał mu się wyraz twarzy
Pete’a.
– Przyszła z kimś? – zapytał przyjaciel, nie odrywając
wzroku od kobiety.
– Nie.
– To dobrze – stwierdził Pete, zerkając przez ramię i
szczerząc zęby w uśmiechu. – Nie zapytam, czy mogę zająć twój pokój, bo możemy pójść
do niej.
Jason ciężko westchnął. Wyglądało na to, że jednego dnia
uratuje Haley przed dwoma kretynami.
Pete przyjrzał mu się.
– Co to miało być?
– Co? – spytał niewinnie Jason.
– To westchnienie – drążył przyjaciel, leniwie na niego
wskazując.
– Nic – odparł gospodarz, wzruszając ramionami i ponownie
skupiając się na układaniu jedzenia na talerzu. – Po prostu nie sądziłem, że to
cię kręci.
– Co takiego? – dociekał Pete odrobinę niepewnie. Facet miał
taką reputację, że zapewne niewiele rzeczy go nie kręciło i to dlatego Jason
zdecydował, że kumpel nie nadawał się na partnera dla jego nieśmiałej sąsiadeczki.
Pięć lat minęło, nim udało mu się sprawić, by Haley wyszła ze swojej skorupy,
więc nie zamierzał pozwolić, by przez tego dupka wróciła do niej na dobre.
– Zapomnij – burknął Jason, biorąc ze stojącej na podłodze
chłodziarki napój.
– Ale…
– Nie chcę się w to mieszać – uciął temat. Minął mężczyznę,
po czym się zatrzymał. – Tylko… upewnij się, że wzięła leki. Wtedy powinieneś
być bezpieczny. To znaczy bajeczny. – Jason szybko odszedł, po czym wybuchnął
śmiechem, dostrzegłszy przerażenie na twarzy kumpla.
Cholera, co za miłe uczucie. Należało zrobić tak już przed
laty, kiedy dostrzegł pierwszego frajera węszącego przy Haley. Czyli jestem jej skrzydłowym? –
zastanawiał się, podchodząc do kanapy. Zepchnął z niej Mitcha, żeby usiąść przy
nowej podopiecznej. Pasowało mu to, ponieważ gdy z nią skończy, będzie wiodła
życie pełne zabawy i pozbawione dupków.
Komentarze
Prześlij komentarz