[PATRONAT] Rozdział drugi Danielle Lori "The Sweetest Oblivion"
To nic osobistego; to
czysty biznes.
Otto Berman
Elena
Było gorzej, niż się spodziewałam.
Adriana
idealnie złożyła bluzkę i spakowała ją do leżącej na łóżku walizki. Miała na
sobie luźny T-shirt z Tweetym oraz skarpetki świąteczne, a po pokoju walały się
zwitki papieru toaletowego.
Siostra
kilka lat temu przechodziła okres buntu i ścięła włosy na krótko. Nigdy nie
widziałam, by matka była równie przerażona jak wtedy. Adriana straciła wówczas kartę
kredytową, odebrano jej możliwość uczestniczenia w zajęciach z aktorstwa
organizowanych w naszej szkole dla dziewcząt i przez cały miesiąc krzywo na nią
patrzono. Włosy już odrosły – teraz miała gładkiego boba – ale ta sytuacja dała
mi do zrozumienia, że skrócenie fryzury było w naszym domu postrzegane gorzej
niż morderstwo.
Gdyby pokój
Adriany nie wyglądał, jakby narzygał w nim kostiumograf, ciemnoniebieskie
ściany, białe listwy oraz złote akcenty mogłyby sprawić, że pasowałby na home staging. Wszędzie wisiały plakaty
reklamujące słynne sztuki, takie jak Wielki
Gatsby. Na toaletce leżały przypadkowe rekwizyty: pióra, kapelusze i maski.
Po całym pomieszczeniu walały się także rzeczy, których przeznaczenie było tak
niejasne, że próby jego odgadnięcia kończyły się bólem głowy – na przykład
wielka królicza głowa znajdująca się na łóżku.
Nie
sądziłam, że papà był świadomy, iż zapłacił za te wszystkie
rekwizyty potrzebne Adrianie do akademii teatralnej, lecz ojciec nie przejmował
się szczególnie młodszą córką. Dopóki przebywała tam, gdzie powinna, rodzic był
zadowolony. Nie rozumiał jej, a ona nie rozumiała jego.
Wzdychając,
wzięłam bluzkę z walizki i przeszłam do garderoby, by ją odwiesić. Siostra nie
poświęciła mi uwagi, ocierając się o mnie ramieniem, gdy przeszła obok, niosąc
jeansy.
– O co
chodzi z papierem toaletowym? – zapytałam, wsuwając koszulkę na wieszak.
Adriana pociągnęła
nosem, ale nie odpowiedziała.
Ostatnim
razem płakała na pogrzebie naszego nonno[1],
kiedy miała trzynaście lat. Moja młodsza siostra była jedną z najmniej
wrażliwych spośród znanych mi osób. Właściwie odnosiłam wrażenie, że odczuwanie
emocji ją przerażało. Ze zmartwienia żołądek zwinął mi się w supeł, niemniej
wiedziałam, że Adriana lubiła litość mniej więcej tak samo jak dziewczyńskie
filmy. Nienawidziła ich.
Wyjęłam
umieszczone wcześniej przez Adrianę w walizce jeansy i ruszyłam do szafy, aby
odwiesić je na miejsce.
– To dokąd
się wybierasz?
Minęła mnie,
niosąc bikini w żółte groszki.
– Na Kubę.
Do Arabii Saudyjskiej, Korei Północnej. Wybierz sobie któreś miejsce.
Kontynuowałyśmy
ten taniec pakowania i rozpakowywania niczym ludzki taśmociąg.
Ściągnęłam
brwi.
– No tak,
nie podałaś mi dobrej listy. Ale Arabia Saudyjska odpada, jeśli planujesz nosić
ten strój kąpielowy. – Złożyłam go, po czym odłożyłam na miejsce.
– Poznałaś
go? – zapytała, mijając mnie ze szlafrokiem w zebrę w ręce.
Wiedziałam,
że chodzi o jej przyszłego męża.
Zawahałam
się.
– Tak. Jest,
yyy… bardzo miły.
– Gdzie
zmieszczę rekwizyty? – Oparła dłonie na biodrach i wbiła wzrok w małą walizkę,
jakby dopiero dotarło do niej, że nie była to torba Mary Poppins.
– Chyba będą
musiały tu zostać.
Skrzywiła
się, jakby miała się rozpłakać.
– Ale ja
kocham swoje kostiumy. – Z jej oczu popłynęły łzy. – A co z Panem Królikiem? –
Podniosła głowę gigantycznego miśka i przytrzymała ją przy swojej.
– No cóż…
Nie znam prawa przewozowego Korei Północnej, ale mogę się założyć, że Pan
Królik nie przejdzie.
– A co z
Kubą? – zaczęła zawodzić po tym, jak padła na łóżko.
– Tam zapewne
ma większe szanse.
Przytaknęła,
jakby usłyszała dobrą wiadomość.
– Zbliża się
premiera Alicji w Krainie Czarów. –
Otarła policzki, skończywszy z płaczem.
– Kogo
grasz? – Byłam pewna, że nie główną rolę. Siostra nie lubiła dominujących
trendów ani blondynek.
– Kota. –
Uśmiechnęła się.
– Pasuje ci ta
rola. – Weszłam do garderoby, gdzie znalazłam czarną sukienkę na cienkich
ramiączkach, którą Adriana mogłaby włożyć na lunch. Poszukiwania zajęły mi
trochę czasu, ponieważ ciuch był wciśnięty między kostium z Legend of Zelda i Piotrusia Pana.
Położyłam kieckę
na łóżku siostry.
– Lepiej się
przygotuj. Prawie wszyscy już przyszli.
– Ryan ze
mną zerwał – powiedziała śmiertelnie poważnie.
Przybrałam
łagodniejszy wyraz twarzy.
– Przykro
mi, Adriano.
– Nie
rozumie, dlaczego wychodzę za mąż, i nie chce już się ze mną widywać. To chyba
znaczy, że nie kocha mnie bardzo mocno, prawda, Eleno? – Spojrzała na mnie
dużymi, brązowymi oczami.
Milczałam
przez chwilę.
Miałam
przedstawić siostrze racjonalne wyjaśnienie i odrobinę ulżyć jej w bólu czy
zerwać plaster?
–Prawda.
Przytaknęła.
– Niedługo
zejdę.
***
Po wyjściu na korytarz, na dole przy bibliotece, zderzyłam się z czymś
ciepłym i twardym. Powietrze uleciało mi z płuc, gdy musiałam się cofnąć.
Wiedziałam, na kogo wpadłam, nim spojrzałam na tę osobę.
Russo.
Niepokój
smagnął mnie niczym wzniecony płomień. Nie byliśmy już w foyer pełnym ludzi,
lecz zupełnie sami. Panowała taka cisza, że słyszałam uderzenia własnego serca.
Zrobiłam
kolejny krok w tył, by złapać równowagę, chociaż moim głównym celem było
odsunięcie się od mężczyzny; uaktywnił się we mnie instynkt nakazujący
przetrwanie.
Russo stał przede
mną w szarym garniturze oraz gładkim czarnym krawacie. Wydawał się wielki. A
może pomieszczenie było małe? Nie, wyglądało normalnie.
Ech, ogarnij się, Eleno.
Przyglądał mi
się w sposób, w jaki niektórzy oglądają Animal Planet – jakby patrzyli na inny
gatunek i, być może, byli znudzeni. W ręce u boku trzymał komórkę, dlatego
założyłam, że wcześniej z kimś rozmawiał.
Korytarz
przypominał alkowę stworzoną pod układającymi się w łuk schodami. Wielkie
rośliny doniczkowe skrywały nas przed oczami osób znajdujących się w głównym
holu, a zielone szklane lampy ustawione na stolikach rzucały przytłumione
światło, jednak wystarczyło ono, by dostrzec przebłysk niecierpliwości w oczach
mężczyzny.
– Będziesz
tak stać cały dzień i się na mnie gapić czy się przesuniesz?
Zamrugałam.
– A jeśli
powiem, że będę stać i gapić się na ciebie? – Słowa przeszły mi przez usta, nim
mogłam je powstrzymać, i od razu pożałowałam, że nie mogłam ich cofnąć. Nigdy nie
odzywałam się do nikogo w ten sposób, nie mówiąc już o bossie. Żołądek fiknął
mi koziołka.
Russo uniósł
dłoń, w której trzymał telefon, i potarł kciukiem żuchwę. Wyobrażałam sobie, że
czynił tak, gdy zastanawiał się, w jaki sposób kogoś zabić.
Zrobił
niewielki krok w przód.
Cofnęłam
się, jakbyśmy byli magnesami o tym samym ładunku.
Nicolas opuścił
rękę do boku, w jego oczach pojawiła się odrobinka wesołości, jakbym zrobiła
właśnie sztuczkę, która go rozbawiła. Nagle dopadła mnie świadomość, że nie
chciałabym go zabawiać. A silniej przeczuwałam, że już byłam dla niego
rozrywką.
– Myślałem,
że słodka Abelli naprawdę jest słodka.
Skąd zna moje przezwisko?
Nie wiem, co
mnie napadło, ale nagle poczułam, jakbym je straciła – może dlatego, że Nico nigdy
nie poznał tej słodkiej dziewczyny. Chciałam być kimś innym. Zwłaszcza przy
nim, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu.
– No tak,
chyba oszukano nas oboje. Mnie się wydawało, że dżentelmen przeprasza, gdy
wpadnie na kobietę.
– Ktoś znów
coś sobie wymyślił – powiedział, przeciągając samogłoski.
Serce
dziwnie mi łomotało, pokręciłam głową.
– Nic nie
wymyśliłam.
Zbliżył się
o krok, natomiast ja znów się cofnęłam.
Wsunął
dłonie do kieszeni spodni, taksując mnie wzrokiem. Raczej mnie nim nie
obłapiał, tylko obserwował, jakbym rzeczywiście była przedstawicielką innego
gatunku, a on się zastanawiał, czy byłam jadalna.
Zmrużył
oczy, patrząc na moje różowe szpilki.
– Masz jakiś
dowód, hę?
Przytaknęłam.
Ledwo mogłam oddychać, kiedy mi się przyglądał.
– Mamma mówiła, że w kościele zachowywałeś
się jak dżentelmen.
– Zachowywałem
się jak dżentelmen.
– Zatem
wszystko sprowadza się do tego, czy chcesz być dżentelmenem.
Nie
odpowiedział, ale jego obojętny wyraz twarzy potwierdził moje przypuszczenia,
gdy przesunął wzrokiem po moim ciele.
–Podejrzewam,
że teraz nie chcesz zachowywać się jak dżentelmen? – Kiedy tylko wypowiedziałam
te słowa, uświadomiłam sobie, że nie powinnam dalej dociekać.
Spojrzał mi
w oczy, przewiercając mnie na wylot.
Powoli
pokręcił głową.
Dobra.
Już
wystarczająco długo się broniłam, z pewnością o wiele dłużej niż zrobiłaby to
słodka Abelli. Ale teraz musiałam stąd zwiać.
– Dobra, no
tak… To do zobaczenia.
Nie przyszła
mi do głowy mniej idiotyczna odpowiedź, więc po prostu ruszyłam dalej
korytarzem, lecz zanim minęłam Nicolasa, złapał mnie za nadgarstek. Obejmował
go niczym ognista obręcz, która była zarazem szorstka i zrogowaciała. Do moich
żył przesączył się mrożący strach wymieszany z czymś wrzącym.
Mężczyzna
stał w pewnej odległości ode mnie, łączyła nas tylko jego ręka.
– Spisz
listę zainteresowań siostry, tego, co lubi i czego nie lubi, zawrzyj rozmiar
buta, sukienki i wszystko, co twoim zdaniem mi się przyda. Dobrze?
– Dobrze –
szepnęłam. Ilu mężczyzn zginęło za to, że złapali mnie za nadgarstek? Mój
ojciec nie lubił, gdy mężczyzna na mnie patrzył, a co dopiero mnie dotykał. Nico
nie trzymał mnie ostro, ale chwyt był silny, pewny. Mężczyzna uświadamiał mi,
że byłam o wiele mniejsza, że brakowało mi odwagi i czułam się nie na miejscu.
Że nie mogłam odejść, dopóki nie zdecyduje się mnie puścić.
Przyglądał
mi się dociekliwie. Moje serce niemal przestało bić, a skóra płonęła. Nie
powinien mnie dotykać, nawet jeśli miał zostać moim szwagrem. W każdej chwili papà mógł wyjść z gabinetu, ale ten mężczyzna chyba miał to
gdzieś. Chociaż ja się przejmowałam, zwłaszcza po wcześniejszym zajściu.
– Przekażę
ci listę na piątkowym przyjęciu zaręczynowym – wydusiłam i spróbowałam uwolnić
nadgarstek.
Nie puścił
mnie. Żyła zapulsowała, gdy musnął kciukiem knykcie.
– Odniosłem
wrażenie, że Abellich stać na pierścionek za więcej niż pięćdziesiąt centów.
Spojrzałam
na błyskotkę na środkowym palcu. Była z automatu i miała fioletowy kamień o
okrągłym szlifie. Ta myśl mnie otrzeźwiła.
– Czasami
najcenniejszymi rzeczami są te najtańsze.
Nicolas ponownie utkwił we mnie wzrok i przez chwilę patrzyliśmy na
siebie. Przesunął rękę z mojego nadgarstka na dłoń, a następnie na palce. Kiedy
musnął je szorstkimi opuszkami, moje serce zgubiło rytm.
– Do
zobaczenia na lunchu, Eleno.
Odszedł i
zniknął za drzwiami do gabinetu mojego papy.
Cazzo[2]!
Oparłam się
o ścianę, pierścionek mi ciążył. Mogłabym go zdjąć, odłożyć gdzieś, skąd bym go
nie widziała, w konsekwencji czego wspomnienia o mężczyźnie, który mi go
podarował by mnie nie prześladowały, za każdym razem, gdy patrzę na tę
błyskotkę, ale wiedziałam, że tego nie zrobię. Jeszcze nie.
Nawet gdy
wyszłam z holu, czułam, jakbym na nadgarstku miała ognistą obręcz.
Nico ponownie
wypowiedział moje imię w najbardziej nieprzyzwoity sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz