[Patronat] Recenzja Alicja Wlazło „Mrok”


Nadchodzi mrok i nikt się przed nim nie ukryje!
Laureen miała wszystko, czego tylko mogła zapragnąć: kochającą rodzinę, wymarzoną pracę i wspaniałą przyszłość. Miała, do chwili kiedy w jej życiu pojawił się tajemniczy Sigarr. W mgnieniu oka otaczający ją perfekcyjnie uporządkowany świat wypełnił chaos.
Potępieni i Zaprzysiężeni toczą od tysiącleci brutalną wojnę. Laureen ma w niej do odegrania kluczową rolę, ale musi stanąć do walki o wszystko co kocha. Czy znajdzie w sobie dość odwagi?




Wydawnictwo: Inanna
Rok wydania:  2019
Format: Książka
Liczba stron:
Cykl: Zaprzysiężeni
Tom I

Z tego patronatu jestem bardzo dumna, pierwsze wydanie „Mroku” zrobiło na mnie ogromne wrażenie, dlatego, kiedy dostałam propozycję objęcia patronatem wznowienia, poczułam się bardzo entuzjastycznie. Alicja Wlazło swoją książką wdarła się z finezją do mojego serca pompując bohaterów i ich wszystkie słabości w mój krwioobieg, abym po chwili odkryć ich prawdziwą wartość wraz z każdą zaletą. Zaprzysiężeni jest cyklem, który będzie rozbudowany do pięciu tomów, ale nie martwcie się, gwarantuje, że kiedy zaczniecie przygodę z pierwszym, każdy kolejny będzie dla Was jak oddech świeżego powietrza, który jest koniecznością.

Zaschło mi w gardle. Bez problemu wyczuwałem jej esencję, a także zmianę, która się w niej dokonała. Niesamowite, że wystarczyło jedno spotkanie z potępionym, aby człowiek stał się wrakiem siebie samego, a jego esencja nie mogła się odbudować. Drgała niczym latawiec na porywistym wietrze, a ja odnosiłem wrażenie, że zaraz oderwie się od osłabionego ciała i ucieknie na zatracenie.




Główną bohaterką „Mroku” jest Laureen można powiedzieć, że jest to kobieta, która ma w życiu wszystko, czego potrzebuje do pełni szczęścia. Dobrze zarabiającego narzeczonego i ukochaną córeczkę, do tego spełnia się zawodowo, tak jak tego pragnęła. Kobieta jest fotografem i chociaż nie jest to łatwy kawałek chleba, często nie ma zleceń i ciągle szuka dobrej posady, niczego jej nie brak. W końcu ślub wysiał w powietrzu i mimo gdzieś wewnętrznych rozterek i niepewności, a wraz z nim szczęście i wspólne życie, więc dlaczego początek opowieści wygląda, jak jej koniec? Oj, z pewnością kochani nim nie jest, jak jest weselicho to musi być i wieczór panieński, a on zmieni w życiu Laureen wszystko.

Jaskrawe lampy nad wejściem oświetlały ludzi stojących najbliżej. Wszyscy przesadnie wystrojeni, niecierpliwie oczekujący, by oddać się rozpuście. Czytałam kiedyś, że to nie był zwykły klub – właściciele doprawili go szczyptą seksualnej pikanterii. Ciekawe, jak wielka była ta szczypta. Zaczęłam się pocić i po chwili zrobiło mi się słabo. Na szczęście wibrujący w kieszeni telefon przerwał niebezpieczny tok myśli.







Poznaje Sigarra, który ratuje ją i jej koleżanki przed zagrożeniem, o którym nie ma bladego pojęcia, dziwne prześwity, upojenie alkoholowe w końcu przestaje czuć się spięta. Wkroczyła do niebezpiecznego i szorstkiego świata balansując między Potępionymi, a Zaprzysiężonymi, chociaż nie miała tej świadomości. Radość po ślubie nie trwała zbyt długo, a szczęście zostało kobiecie brutalnie wyrwane z objęć, a wraz z nią radość życia i chęć jego prowadzenia. Świat wypadł z orbit, z dłoni małej dziewczynki roztrzaskując się na drobne kawałeczki, których nie sposób będzie przypasować do siebie ponownie.

Nigdzie niechciana. Niemająca nikogo. Porzucona. Odarta ze złudzeń, nadziei, marzeń. Serce zabiło szybciej. Pragnęłam krzyczeć, wyć z bólu, wić się po podłodze, a jednocześnie zniknąć. Wyparować jak nic nieznaczący sen po kolejnej niespokojnej nocy. Jeszcze jedno pragnienie tliło się na dnie, lecz nie pozwalałam mu dojść do głosu. Było zbyt ciche, a głos mojego cierpienia zagłuszał wszystko.




 Lauren otrzymuje od życia wybór, rozpadać się dalej, tak długo dopóki nic z niej nie pozostanie, czy rozpocząć nowe życie, które za sobą niesie tajemnicza bransoleta na jej nadgarstku. Otrzymała wybór, którego podjęcie decyzji jest dość proste, śmierć lub walka, w której śmierć także staje się ewentualnością. Co wybierze Laureen? Czy posiada w sobie dość odwagi, aby walczyć, czy zwinie się w kłębek na dywanie czekając na powolną agonię, hm?

– Zaprzysiężeni, tak? Komu więc przysięgaliście?
– Dosłownie? – odpowiedział Ladysław. – Ciemności, biorąc mrok za współbrata. Ale w tym słowie kryje się również drugie znaczenie. Każdy z nas przysiągł utrzymać równowagę wewnątrz światów oraz pomiędzy nimi.




Autorka rozpoczęła powieść do spokojnie przedstawiając nam główną postać i kilka pobocznych, które stykają się z nią na co dzień. Przyjaciółka Tess, która ma swoje tajemnice, córeczka Cassi i narzeczony, który nie zyskał mojej sympatii, po prostu mam wrażenie, że nie jest mężczyzną dla niej. Z początku elementy fantastyki pojawiają się niezwykle rzadko, jednak nie obawiajcie się jest to wstęp, który zaprowadzi nas do czegoś wyjątkowego.  Akcji, walki i zmian, jakie zagoszczą w życiu nas wszystkich, ponieważ po lekturze „Mroku” sami otrzymamy wybór i swoje własne bransolety, które zwiążą nas z tą fenomenalną serią.

Bransoleta przesunęła się na nadgarstku, raniąc skórę.
Zadrżałam na wspomnienie niedawnych chwil.
Strach nagle wydał się taki błahy. Bo już dłużej nie bałam się tej mocy, tych wszystkich tajemnic, tego mroku, który zdawał się otaczać rzeczywistość.
O, nie.
Teraz byłam przerażona.





Alicja Wlazło ma świetny styl, sprawia, że chłoniemy każde jej zdanie będąc pod coraz to większym wrażeniem, aż trudno sobie wyobrazić, że „Mrok” jest jej debiutem. Czego nie lubię podczas czytania? Otóż żadnych „wewnętrznych ja”, „wewnętrznych myśli”, a przede wszystkim słodziutkich idiotek, które są płytsze od brodzika. Tutaj tego nie otrzymacie więc możecie odetchnąć, nie znajdziecie tutaj lania wody, które ma na celu dopieścić utwór dodatkowymi stronnicami bez większego sensu. „Mrok” jest idealnie wyważoną opowieścią z elementami fantastycznymi, która Was uzależni.

– Nie to miałam na myśli. (...)
– Więc co?
Nie zamierzałam odpowiadać. Nie powinnam była. Ale jego bliskość mąciła w głowie, a oddech ogrzewał policzki. Nim pomyślałam, słowa same opuściły zdradzieckie usta.
– Nie to chciałam powiedzieć! Wiem, że jesteś groźny, ale… – Przygryzłam mocno wargę.
– Ale?
Pochylił się i spojrzał mi głęboko w oczy. Zatraciłam się w nich, wypowiadając prawdę.
– Ale przy tobie czuję się bezpieczna.




O czym jeszcze powinnam wspomnieć? O relacjach między bohaterami, a mianowicie Sigarra i Laureen, w ich przypadku to jak balansowanie na niebezpiecznie ostrej krawędzi, której przechylenie oznacza początek lub koniec wszystkiego co się między nimi rozpościerało. Wiedzieli i czuli, że przyciąganie między nimi jest widoczne jak na dłoni, mimo wszystko się przed nim wzbraniali nie rezygnując z relacji i przyjaźni, która byłą silna. Bez pośpiechu, nachalności, brnęli we wszystko wiedząc, że obok jest ktoś, kto wyciągnie dłoń, kiedy to drugie zacznie zatracać się w pragnieniach bestii. Uzupełniali się tworząc harmonię, idealną wersję samych siebie, mimo, że podobno ideałów nie ma. Zaczynam w to wątpić, ponieważ ta dwójka razem jest wyjątkiem od wszelkich rozpisanych i wypowiedzianych reguł. Laureen była dla niego iskrą, która przebijała się w najciemniejszym „Mroku”.

Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Jego dotyk parzył. Zakręciło mi się w głowie, ale nie z powodu rany. Zanim mnie puścił, nasze spojrzenia się spotkały. Przez chwilę wydawało mi się, że dostrzegłam w jego oczach troskę, jednak bardzo szybko przysłoniła ją dobrze wyćwiczona obojętność”.

Książka Alicji ma jednak znaczącą wadę, a mianowicie jest stanowczo za krótka, a ja jestem zbyt mocno uzależniona i zaprzysiężona, aby zafundować sobie od niej odwyk. Bo i po, co? Kiedy z zapartym tchem zacieram dłonie na jej kontynuację. Gorąco Wam polecam „Mrok”, jednak przygotujcie się na to, że z pierwszymi wersami książki staniecie się Zaprzysiężeni.













Komentarze

Popularne posty