Recenzja Vi Keeland Penelope Ward „Romans po brytyjsku”


Kiedy jesteś wdową po trzydziestce i samotnie wychowujesz ośmioletniego syna, musisz temu zadaniu podporządkować wszystkie plany, aspiracje i marzenia. Już podołanie codziennym obowiązkom staje się sporym wyzwaniem. Kolejny mężczyzna w życiu? Cóż... oni raczej nie są zainteresowani związkiem z kobietą z dzieckiem. Dlatego samotna matka nie powinna mieć większych nadziei na znalezienie odpowiedniego i odpowiedzialnego faceta, z którym stworzy szczęśliwą rodzinę, prawda?
Bridget Valentine doskonale zdaje sobie z tego sprawę i choć wpadli sobie w oko z Simonem Hogiem, młodym i wyluzowanym lekarzem, postanawia trzymać go na dystans. Zwłaszcza że wymiana ich pierwszych spojrzeń nastąpiła w niecodziennych okolicznościach: przy usuwaniu haczyka wędkarskiego z pośladka kobiety. Zaraz potem okazało się, że przystojny doktor będzie przez kilka miesięcy jej współlokatorem. Ich zamieszkanie pod jednym dachem sprzyja poznawaniu się, żartom i... wspólnemu czytaniu książek. Napięcie wzrasta, uczucia nabierają głębi. Tyle tylko że Simon na pewno nie jest odpowiednim mężczyzną dla Bridget...
Ta pogodna i pełna humoru opowieść szybko nabiera rozpędu. Opowiada o fascynacji, pożądaniu, ale i o odpowiedzialności za swoje decyzje i za uczucia innych osób. Bridget do niedawna nie była gotowa na nową relację, ale Simon jej się bardzo podoba. On natomiast zdaje sobie sprawę, że nie może sobie pozwolić na dłuższy związek, ale kobieta fascynuje go coraz mocniej. Jest jeszcze syn Bridget, który z radością zaakceptował i bardzo polubił „wujka”. Czy można w takim chaosie znaleźć właściwe rozwiązanie, które nikogo nie zrani?


Wydawnictwo: Editio Red
Rok wydania:  2019

 Format: Książka
Liczba stron: 288




Bardzo lubię duet Penelope Ward i Vi Keeland, co niejednokrotnie tutaj podkreślałam, panie radzą sobie świetnie pisząc osobno, jak i wspólnie. Czego oczekuję, kiedy sięgam po książkę ich autorstwa? Ciekawych postaci, trochę głębi, czegoś pikantnego, co wywoła uśmiech na twarzy. Historii, o których wspomnę z zadowoleniem polecając znajomym: „czytaj”! Czy tym razem się to udało, a może wyjątkowo czegoś zabrakło? Czy „ Romans po brytyjsku” będzie tym, co mnie zadowoli?
Bohaterką „Romansu po brytyjsku” jest trzydziestotrzyletnia Bridget Valentine, wdowa i samotna matka, dla której ostatnie dwa lata z pewnością nie należały do najłatwiejszych. Straciła męża kilka lat temu w wypadku samochodowym, wychowuje sześcioletniego syna Brendana, który  jest jej całym światem, samotnie z jej skromnej pensji pielęgniarki. Podporządkowała swoje życie synowi i pracy, zdawało się, że zastępowali jej tlen niezbędny do funkcjonowania. Kobiecie samej nie jest łatwo, najważniejszy stał się dla niej syn, pod niego zmieniła całe swoje życie. Wszystkie plany i marzenia musiały się przekształcić, bądź też przestać istnieć. Musiała sprostać roli zarówno matki, jak i ojca pozostając sobą, próbując nie zwariować i nie zatopić się w smutku. Nie szuka mężczyzny, ponieważ bardzo dobrze zdaje sobie sprawę ze swojego obciążenia oraz ze sposobu myślenia panów. Niewielu nie ma nic przeciwko spotykaniu się z kobietą, która ma dziecko z innym mężczyzną, jednak takie przypadki się zdarzają o czym Bridgiet zapomniała. Podczas wędkarskiego wypadu z synkiem ma niewielki, dość krępujący wypadek. Haczyk wbił się jej w pośladek i musiała udać się do szpitala, myśl nie tylko zaprzątało jej ośmieszenie, ale niezbyt ładna bielizna, jaką  na sobie tego dnia miała. Odprawiała modły, aby lekarz, który się pojawi nie był młody, chciała zaoszczędzić sobie zażenowania, jednak…




Simon Hogue seksowny dwudziestodziewięcioletni Brytyjczyk odbywający praktykę w szpitalu w Memorial zajął się tym ciekawym przypadkiem. Mężczyzna nie ma zamiaru się z nikim wiązać, nie jest zainteresowany braniem sobie balastu na swoje barki, nigdy nie chodzi z dziewczyną na drugą randkę. Uważa, że to zbyt wiele komplikuje, jednak nie mógł powiedzieć, że Bridget mu się nie podoba.
Los lub też przeznaczenie nie pozostawia tej znajomości samej sobie, ponownie splata losy bohaterów, kiedy kobieta zmuszona jest poszukać współlokatora, aby poradzić sobie ze wszystkimi zaległościami i rachunkami. Będzie się działo i będzie bardzo ciekawie. Simon okazuje się wspaniałym przyjacielem, słuchaczem, powiernikiem, facetem słodkim, przy którym spędzisz wieczór relaksując się, mimo tego, że ta zdradziecka chemia daje o sobie znać.  Zarówno Houge jak i Valentine doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są dla siebie odpowiednimi partnerami. Mężczyzna ma reputacje i tryb życia playboya, a jej potrzebna jest stabilizacja, tak jak jej synkowi. Nie chce się angażować jest szczęśliwy w swojej beztrosce i bez przywiązania, związek i dzieci nie są w jego umyśle w przyszłości, a Bridget wciąż czuje, że jest dla niej za wcześnie, mimo że minęły dwa lata, aby zaangażować się w kontakt z kimś po odejściu męża.
Umysł jedno, a serce i ciało proszą o coś zupełnie innego, tylko, czy uda im się o tym pamiętać? Simon złapał wspaniały kontakt z Brendanem, ochoczo spędza z nim czas, jest, kiedy tylko może i kiedy tylko chłopak go potrzebuje. Stał się jego „wujkiem”, sielanka jednak nie może i nie będzie trwałą zbyt długo. Wyjazd mężczyzny ze Stanów, nadgorliwa teściowa, własne bolączki, a także przeszłość męża zaczynają zakłócać spokój Bridgiet. Kobieta coraz bardziej przywiązuje się do Simona i to ją przeraża, ponieważ wie, że gdyby miała poddać się temu to Hogue jest mężczyzną, który mógłby złamać jej serce bardziej niż ktokolwiek inny. Simon jest pochłonięty uczuciami do Bridget i tym, jak mocno przywiązał się do jej  syna. Czy sobie z tym poradzą? Czy takim romans ma szansę rozkwitnąć? Czy Simon zda sobie sprawę ze swoich uczuć zanim będzie za późno?




W „Romansie po brytyjsku” bohaterowie muszą radzić sobie z bolesną przeszłością i stawić czoła temu, co ich dzieli, a mianowicie kontynent, wiek, strach, różne cele i perspektywy. Historia ta nie należy do łatwych, ale jest niezwykle wzruszająca i ciepła. To przyprawiony sprośnymi listami, słodki i zabawny romans o dwóch samotnych duszach z tragiczną przeszłością, które mają drugą szansę na szczęście.
Autorki po raz kolejny wykonały fantastyczną robotę polegającą na łączeniu swoich stylów pisania w całość, nie byłam w stanie  określić, gdzie kończyła pisać jedna z nich, a gdzie zaczynała pisać druga. To kocham w ich twórczości, pracują jak trybiki w dobrze naoliwionej maszynie.
Uwielbiałam postać Simona, bardzo było mi przykro, kiedy widziałam jak się zadręczał targany tragedią z przeszłości, kiedy tak naprawdę nie było w niej jego winy. Jest prawdziwym dobrym mężczyzną, który potrafi być życzliwy i kochać. Jedyne, co go blokowało to strach przed zranieniem siebie i tej drugiej osoby.
„Romans po brytyjsku” to mieszanina wielu ciekawych motywów, przechodzenia żałoby, myślenia o tym, kiedy będzie ten „odpowiedni czas” na to aby zacząć żyć na nowo, brania odpowiedzialności za drugiego człowieka, kierowania się rozumiem i przyjaźni. To pełna wzruszeń i dobrego humoru książka, którą serdecznie polecam.







Komentarze

  1. Lubię te autorki i z chęcią sięgnę po tą książkę :)
    pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty