[PATRONAT] Trzeci rozdział "Punk 57" Penelope Douglas



ROZDZIAŁ 3

RYEN


– Ruszajcie się panienki! – Trenerka, mijając nas, uderza po dwa razy pięścią w drzwi szafek.
Dziewczyny chichoczą i zaczynają szeptać, a ja przeczesuję palcami włosy i związuję je luźno w kucyk.
            – Tak, słyszałam, że montują kamery – mówi do grupki dziewczyn Katelyn Stephens, siadając na ławce. – Chcą go złapać na gorącym uczynku.
            Spryskuję się dezodorantem i wrzucam go z powrotem do torby treningowej, a potem maluję usta błyszczykiem, przeglądając się w lustrze na drzwiach mojej szafki.
            Kamery, co? W szkole?
            Dobrze wiedzieć.
            Wkładam górę stroju cheerleaderki i zasłaniam stanik, po czym wygładzam koszulkę i spódniczkę. Wiele z nas niedługo skończy liceum, więc staramy się zwerbować nowe dziewczyny. Trenerka poprosiła, abyśmy od czasu do czasu przyszły do szkoły w naszych strojach, aby zainteresować pierwszoklasistki.
            – Zastanawiałam się, jaki będzie ich następny ruch – do rozmowy dołącza kolejna z dziewcząt. – Wciąż im się wymyka.
            – A ja mam nadzieję, że nadal będzie im się wymykał – dorzuca Lyla. – Wiecie, co napisał dziś rano?
            Dziewczyny milkną. Doskonale wiem, na co teraz patrzą. Obracam głowę i spoglądam na ścianę nad wejściem do pokoju trenerów. Ktoś nieudolnie przykleił tam sporą płachtę białego papieru pakowego, który teraz delikatnie trzepocze, unoszony powietrzem wydmuchiwanym przez klimatyzację.
            Uśmiecham się do siebie. Serce zaczyna mi szybciej bić, ale spokojnie dalej się przygotowuję.
            – Nie krytykujcie masturbacji – mówi Mel Long, cytując napis, który wszyscy mieliśmy okazję ujrzeć przed porannym treningiem, zanim przykryto go papierem. – W końcu to seks z kimś, kogo kochacie.
            Wszyscy wybuchają śmiechem. Jestem pewna, że nie mają pojęcia, że to cytat z Woody’ego Allena.
            Odkryliśmy ten napis dziś rano, tym razem w żeńskiej przebieralni. Nauczyciele szybko zasłonili go papierem, ale i tak każdy zdążył go zobaczyć.
            W ciągu ostatniego miesiąca ktoś dwadzieścia dwa razy dokonał w szkole aktu wandalizmu. Dzisiejszy jest dwudziestym trzecim.
            Początki były niepozorne. Od czasu do czasu w szkole pojawiały się krótkie napisy, ale teraz częstotliwość tych działań znacznie wzrosła. Nowy tekst pojawia się prawie codziennie, a czasami nawet kilka razy w ciągu jednego dnia. Wandal dostał przydomek „Mały Punk” i najwyraźniej lubi włamywać się w nocy do szkoły i pisać po ścianach.
            – Słuchajcie – odzywam się, przerzucając torbę przez ramię i zamykając drzwi szafki – jeśli zamontują kamery w korytarzach i nad każdym wejściem, to ten ktoś albo pójdzie po rozum do głowy i przestanie to robić, albo zostanie złapany. Jej lub jego dni są policzone.
            – Mam nadzieję, że go złapią – odpowiada Katelyn z błyskiem w oczach. – Chcę wiedzieć, kto to jest.
            – Buu! – dąsa się Lyla. – To zepsuje całą zabawę.
            Obracam się na pięcie i wychodzę z szatni. To jasne, że złapanie Punka zepsułoby całą zabawę. Aktualnie, gdy przychodzimy do szkoły, nikt z nas nie wie, czego się spodziewać. Doszło do tego, że od samego rana wszyscy uczniowie szukają nowej wiadomości od wandala. Każdy uważa, że to świetna rozrywka i jest nią zaintrygowany. Sama muszę przyznać, że Falcon’s Well byłoby odrobinę bardziej nudne bez tej tajemnicy.
            No i czasami napisy mają poważny przekaz:

Poleruję się na błysk, ale nie można wypolerować tandety.
Punk

            Wszyscy wówczas milkną, ewidentnie usiłując zignorować przeczytane słowa, jakby były bez znaczenia. Jednak jasne jest, że one tkwią w ich głowach przez cały dzień, niczym myśli spuszczone ze smyczy.
            A czasami napisy są zabawne:

Do twojej wiadomości:
twoja mama nie wybrałaby twojego taty, gdyby mogła wybierać jeszcze raz.
Punk

            Wtedy wszyscy się śmieją.
            Następnego dnia słyszałam jednak, że kilkoro rodziców zadzwoniło do szkoły z pretensjami. Wygląda na to, że ich synowie i córki urządzili im niezłe przesłuchanie, żeby się dowiedzieć, czy w słowach Punka była odrobina prawdy.
            Wiadomości nigdy nie są podpisane imieniem ani nazwiskiem i nigdy nie są skierowane do konkretnych osób, a mimo to całe szkolne towarzystwo zaczęło ich wypatrywać. Kim jest autor? Jaka będzie jego kolejna wiadomość? Jak on to robi, że nikt go nie zauważa?
            Wszyscy zakładają, że twórcą napisów jest on, a nie ona, chociaż nie ma na to żadnych dowodów.
            Cała szkoła jest podekscytowana tajemniczymi przekazami i z pewnością wzrosła dzięki nim frekwencja. Nikt nie chce przegapić kolejnego.
            Podchodzę do swojej szafki i kładę torbę na podłodze. Zaczynam odczuwać niespodziewany ciężar, który wydaje się mnie przytłaczać i to na tyle mocno, że z trudem biorę głęboki oddech. Wybieram kombinację liczb, żeby otworzyć zamek.
            Czuję, że głowa zaczyna mi opadać, ale szybko łapię równowagę.
            Cholera.
            Otwieram szafkę i zasłaniając się drzwiami, sięgam pod spódnicę. Wyjmuję ukryty tam inhalator.
            – Ej, mogę dziś pożyczyć twoją zamszową spodniczkę?
            Podskakuję i szybko wyciągam dłoń spod miniówki.
            Lyla stoi po mojej lewej stronie, a Katelyn i Mel po prawej.
            Podnoszę plecak. Wyciągam z niego spakowane wczoraj wieczorem książki i zaczynam wkładać je do szafki.
            – Mówisz o tej drogiej, dla której musiałam sprzedać do lumpeksu pół swojej garderoby? – pytam, wpychając książki na półkę. – Nie ma mowy.
            – Powiem twojej mamie o tych wszystkich ciuchach, które chowasz w szafce.
            – A ja twojej o tych wszystkich razach, kiedy wcale nie zostawałaś u mnie na noc – odpowiadam z uśmiechem, wkładając torbę do szafki i spoglądając na śmiejące się Katelyn i Mel.
            Wyciągam notatnik na zajęcia ze sztuki oraz tekst na lekcję angielskiego.
            – Proszę – mówi błagalnym tonem Lyla. – Moje nogi wyglądają w niej tak dobrze.
            Nabieram tyle powietrza, ile jestem w stanie, czując już, jak coraz większy ciężar przygniata mi klatkę piersiową.
            Dobra. Niech jej będzie. Zrobię wszystko, by się stąd wyrwać. Sięgam po spódniczkę, która wisi na własnoręcznie przeze mnie przymocowanym na tylnej ściance szafki haczyku.
            Rzucam w Lylę miękkim jasnobrązowym ciuchem.
            – Tylko się w niej nie bzykaj.
            Ona na to uśmiecha się i ogląda spódniczkę.
            – Dziękuję.
            Chwytam telefon i niewielką torbę, w której przechowuję ołówki.
            – Co masz teraz? – pyta Lyla, przerzucając spódniczkę przez ramię. – Sztukę?
            Kiwam głową.
            – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego wciąż na nią chodzisz. Przecież wiem, że jej nie znosisz.
            Zamykam szafkę. Rozlega się dzwonek. Każdy zaczyna się zbierać.
            – To już prawie koniec roku. Jakoś przeżyję.
            – Mhm – odpowiada nieobecnym głosem. Pewnie nawet mnie nie usłyszała. – No dobra, chodźmy. – Daje brodą znak Katelyn i Mel, po czym robi krok w tył i spogląda na mnie. – Zobaczymy się na lunchu, okej? Jeszcze raz dziękuję.
            Znikają w czeluściach korytarza i tłumie ludzi. Idą na hiszpański, to dzisiaj ich pierwsze zajęcia. Obok przemykają inni uczniowie, pędzą po schodach na górę, trzaskają drzwiami zamykanych szafek, wchodzą do klas… a ja czuję, że ból w piersiach zaczyna się rozprzestrzeniać. Gdy usiłuję oddychać, czuję, że mój żołądek płonie i z zaczynam z coraz większym trudem pokonywać drogę wzdłuż korytarza.
            Mijam Brandona Hewitta, jednego z przyjaciół Treya, i posyłam mu krótki uśmiech. Wkrótce zamkną się ostatnie drzwi, ucichną dźwięki kroków i rozmów. Z moich płuc wydobywa się tylko maleńki świst, kiedy usiłuję zaczerpnąć powietrza. Mój oddech drży, jakby gardło szarpały mi malutkie struny.
            Mocno zaciskam powieki i świat zaczyna się kręcić.
            Wciągam tyle powietrza, ile tylko mogę. Dobrze, że nikt nie widzi moich białych od ściskania książek kłykci ani nie wie o igłach w moim gardle, które dygoczą w nim jak mieszadełka, gdy z trudem powstrzymuję się od kaszlu.
            Jestem dobra w udawaniu.
            Kiedy zamykają się ostatnie drzwi, sięgam pod spódniczkę i wyciągam inhalator, którego nie udało mi się wcześniej wyjąć. Przysuwam go do ust, rozpylam lekarstwo i biorę głęboki wdech. Gorzki środek chemiczny uderza w tył mojego gardła i płynie w dół przełyku. Jego smak zawsze przypomina mi lizol, którym zachłysnęłam się dawno temu, kiedy mama wypsikała nim dom. Byłam wtedy małą dziewczynką.
Opieram się o ścianę i ponownie naciskam przycisk na inhalatorze, wciągając w usta więcej sprayu. Zamykam oczy i czuję, jak ogromny ciężar powoli zaczyna znikać z moich piersi.
            Wciągam i wypuszczam powietrze, słysząc w uszach bicie serca, i czuję, że moje płuca robią się szersze i szersze. Niewidzialne dłonie, które je obejmowały, powoli rozluźniają swój uścisk.
            Ten atak był dość nieoczekiwany.
            Zwykle zdarza się, gdy jestem na zewnątrz albo gdy się przemęczam. Kiedy czuję, że powietrze robi się gęste, wychodzę do toalety i robię to, co muszę. Nienawidzę, kiedy ataki są niespodziewane, tak jak ten. Dookoła jest zbyt dużo ludzi, nawet w łazienkach. A teraz w dodatku jestem spóźniona na zajęcia.
            Wsuwam inhalator pod gumkę spodenek i robię upragniony głęboki wdech. Wypuszczam powietrze i poprawiam książki pod pachą.
            Odwracam się i skręcam w korytarz po prawej stronie, po czym idę po schodach na górę na zajęcia ze sztuki. To jedyne lekcje, które mam każdego dnia i które lubię, ale pozwalam znajomym myśleć, że ich nie znoszę. Sztuka, granie w szkolnym zespole, teatr… Wszystkie te przedmioty są łatwym celem do drwin, a ja nie chcę stać się tematem jednej z nich.
            Ostrożnie otwieram drzwi i wchodzę do klasy, rozglądając się za panią Till, ale nigdzie jej nie widzę. Zapewne jest w składziku.
            Nie potrzebuję kolejnego spóźnienia, więc…
            Idę szybkim krokiem przez salę wzdłuż rzędów ławek. Podnoszę wzrok i nagle staję jak wryta. Przy mojej ławce siedzi sobie wygodnie Trey.
            Ogarnia mnie irytacja. Wspaniale.
            Pewnie zerwał się z chemii, którą i tak zdążył oblać, a którą przecież musi zdać, by móc skończyć szkołę. Zajęcia ze sztuki są moją godziną szczęścia, a jego obecność ją zrujnuje.
            Lekko wzdycham i zmuszam się do słabego uśmiechu.
            – Hej.
            Wysuwa jedną dłonią krzesło i opada na oparcie swojego, przyglądając mi się, gdy siadam. Pani Till pewnie nawet nie zauważy, że nie jest jednym z jej uczniów.
            – Mam pewien pomysł… – zaczyna. Ogólnie wszyscy wesoło świergoczą. – Robisz coś siódmego maja?
            – Hmmm… – Z udawaną nonszalancją osuwam się na krześle i krzyżuję ramiona na piersiach, a następnie zakładam nogę na nogę. – Chyba miałam wtedy gdzieś być, ale zapomniałam.
            Trey kładzie dłoń na oparciu mojego siedzenia i patrząc na mnie, przechyla głowę w bok.
            – Myślisz, że byłabyś w stanie zdobyć jakąś sukienkę?
            – Ja… – Przerywam w pół słowa, bo ktoś właśnie wszedł do sali.
            Przez całe pomieszczenie prosto w naszą stronę idzie jakiś chłopak. Właśnie czuję, że przestałam oddychać. Wygląda dziwnie znajomo. Skąd mogę go znać?
            Nic ze sobą nie przyniósł. Ani plecaka, ani książek, ani nawet ołówka. Siada w kolejnym rzędzie przy pustym stoliku po mojej lewej stronie.
            Lustruję salę, wypatrując pani Till. Zastanawiam się, o co tu chodzi. Kimkolwiek jest ten chłopak, na pewno nie uczęszcza na te zajęcia, a zachowuje się, jakby tak było.
            Czy to jakiś nowy?
            Zerkam dyskretnie w lewą stronę, by mu się przyjrzeć. Siedzi rozluźniony, trzymając jedną rękę na stole, i patrzy przed siebie pewnym wzrokiem. Ma czarne plamy na zewnętrznej stronie dłoni, które ciągną się od przegubu do małego palca. Jego dłoń przypomina mi moją własną po rysowaniu.
            – Hej – słyszę głos Treya.
            Odrywam wzrok od nowego ucznia i przełykam ślinę.
            – Tak, spoko. Jestem pewna, że coś znajdę.
            Chce, abym kupiła sukienkę. Bal na koniec roku szkolnego jest siódmego maja. Nikt mnie jeszcze nie zaprosił, bo krąży plotka, że Trey ma taki zamiar. Nie spieszył się jednak, a ja powoli zaczynałam się martwić. Chcę być na tym balu, nawet jeśli będę musiała pójść właśnie z nim.
            Pozwalam sobie ponownie spojrzeć na Nowego, zerkam na niego kątem oka. Jego ciemnoniebieskie dżinsy są pobrudzone tak samo jak jego palce i łokieć, ale ma na sobie czysty szary T-shirt i buty w całkiem niezłym stanie. Jego oczy niemal giną pod gęstymi rzęsami, a krótkie ciemnobrązowe włosy lekko opadają mu na czoło. W dolnej wardze dostrzegam srebrny kolczyk, od którego odbija się światło. Zagryzam wargi i patrzę się na niego, wyobrażając sobie, jak to jest mieć coś takiego w tym miejscu.
            – Możesz też pójść do fryzjera – papla Trey. – Tylko nie związuj włosów. Lubię, gdy je rozpuszczasz.
            Odwracam się do niego, odrywając wzrok od ust tajemniczego chłopaka, i prostuję na miejscu, skupiając uwagę na tym, co mówi Trey.
            Bal. Rozmawiamy o balu.
            – Nie ma sprawy – odpowiadam.
            – Świetnie. – Uśmiecha się i osuwa na krześle. – Znam jedno świetne miejsce, gdzie robią doskonałe taco…
            Zaczyna się śmiać, a chłopak siedzący obok niego łapie jego żart i rechocze razem z nim. Przez chwilę czerwienię się ze wstydu. Co, myślałaś, że zaprasza cię na bal? Głupia.
            Nie denerwuję się jednak tym, że próbował ze mnie zadrwić. Wkładam zbroję i atakuję.
            – No to baw się dobrze, bo ja w tym czasie będę na balu z Mannym. Co nie, Manny? – wołam, kilka razy kopiąc nogę krzesła siedzącego przede mną chłopaka, czym zwracam na siebie jego uwagę.
            Manny Cortez aż podskakuje, ale próbuje nas zignorować.
            Trey i jego przyjaciel wciąż się śmieją, choć teraz z niego, a ja odczuwam odrobinę satysfakcji – nic na to nie mogę poradzić.
            Ale inne uczucia też tam są. Wyrzuty sumienia, wstręt do siebie i współczucie dla Manny’ego, że wykorzystałam go w taki sposób.
            Najważniejsze jednak, że udało mi się rozbawić Treya, więc jakikolwiek wstyd i empatia schodzą na drugi plan. Spoglądam na te emocje z góry. Wiem, że istnieją, ale na razie odbieram to tak, jakbym usiłowała dostrzec mrówki z okna samolotu. Jestem wysoko w obłokach, a to, co dzieje się na ziemi, jest zbyt małe, by mogło mnie zmartwić.
            – Hej, Manny, podobno idziesz na bal z moją dziewczyną? – żartuje Trey i kopie jego krzesło, tak jak ja to przed chwilą zrobiłam. – Co? Stary? – Odwraca się w moją stronę. – Nie, to niemożliwe. Jemu chyba nawet nie podobają się dziewczyny.
            Zmuszam się do słabego uśmiechu i kręcę głową. Mam nadzieję, że teraz się zamknie. Manny nie jest już mi potrzebny. Nie chcę się nad nim znęcać.
            Manny waży najwyżej czterdzieści pięć kilo, a czerń jego włosów jest tak głęboka, że aż robi się niebieska. Ma bladą i tak gładką twarz, że w odpowiednim ubraniu z powodzeniem mógłby udawać dziewczynę. W dodatku używa konturówki, maluje na czarno paznokcie, nosi obcisłe dżinsy oraz popękane i brudne trampki… Jest typowym emo.
            Chodzimy razem do szkoły od najwcześniejszych lat. A ja wciąż mam gumkę do ścierania w kształcie serca, którą dał mi w drugiej klasie razem z kartką na Walentynki. Byłam jedyną dziewczyną, która coś od niego dostała. Nikt o tym nie wie. Nawet Misha nie ma pojęcia, dlaczego zachowałam te rzeczy.
            Podnoszę wzrok na Manny’ego, który teraz siedzi w milczeniu. Pod czarnym T-shirtem widać napięte mięśnie. Ma spuszczoną głowę i prawdopodobnie nadzieję, że zostawimy go w spokoju. Pewnie myśli, że jeśli nie będzie się odzywał i pozostanie w bezruchu, znowu stanie się niewidzialny. Dobrze znam to uczucie.
            Coś ciągnie mój wzrok w lewą stronę, więc zerkam na nowego chłopaka, który wciąż patrzy przed siebie. Teraz jego brwi są zmarszczone, a twarz napięta. Wygląda na wkurzonego.
            – Nie, serio – kontynuuje Trey. Niechętnie odwracam się w jego stronę. – Idziemy na bal. Przyjadę po ciebie o szóstej limuzyną i pojedziemy na obiad, a potem wpadniemy na tańce… Przez całą noc będziesz tylko moja.
            Potakuję ruchem głowy, prawie go nie słysząc.
            – Okej, zaczynamy. – Pani Till wychodzi z klasowego schowka i rozkłada na stole przybory.
            Rozwija ekran projekcyjny i wyłącza światła, a ja ponownie zezuję w lewo. Nowy wciąż siedzi z oczami wbitymi przed siebie i nadąsanym wyrazem twarzy. Czy on w ogóle może brać udział w tych zajęciach? Czy ma plan zajęć? Czy zamierza kiedyś się przedstawić? Zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę tam siedzi. Mam chęć wyciągnąć dłoń i go dotknąć, by to sprawdzić. Czyżbym była jedyną osobą, która go w ogóle zauważyła?
            Pani Till zaczyna pokazywać nam rozmaite sposoby rysowania prostej linii. W pewnym momencie Trey wyrywa z mojego notatnika kawałek kartki.
            – Manny? – szepcze i zgniata papier w maleńką kulkę, którą w niego rzuca. – Hej. Manny? Styl emo już dawno wyszedł z mody, stary. Twój chłopak go lubi czy co?
            Teraz śmieje się wraz z kolegą, ale Manny nie reaguje.
            Trey zgniata następną papierową kulkę, a ja ponownie czuję ciężar wyrzutów sumienia za to, co się dzieje. Jest większy niż wcześniej.
            – Hej, stary. – Trey ciska kulką w Manny’ego, a ta odbija się od jego włosów i spada na podłogę. – Fajną masz kredkę do oczu. Może pożyczyłbyś ją mojej dziewczynie?
            Wtedy dostrzegam nagły ruch z lewej strony. Zerkam tam i widzę, że nowy chłopak wciąż trzyma dłoń na stole, ale teraz jest zaciśnięta w pięść.
            Trey rzuca w Manny’ego kolejnym kawałkiem papieru, tym razem mocniej.
            – Czy ty w ogóle masz jeszcze kutasa, pedale?
            Krzywię się. Jezu.
            I wtedy wszystko dzieje się w zawrotnym tempie. Nowy wstaje, chwyta krzesło Manny’ego, po czym ciągnie je razem z nim do swojego stołu i lokuje obok siebie. W efekcie siedzi teraz pomiędzy nim a nami. Patrzę w oszołomieniu, jak sięga po blok rysunkowy i przybory Manny’ego, a potem kładzie je przed swoim nowym kolegą z ławki.
            Serce wali mi w piersiach jak oszalałe, ale zaciskam usta i robię wszystko, by nie dać tego po sobie poznać. O mój Boże.
            Uczniowie obracają głowy i obserwują, jak Nowy siada z powrotem na swoim krześle. Nic nie mówi i na nikogo nie patrzy, tylko ponownie spogląda przed siebie poważnym wzrokiem. Manny oddycha głęboko, cały jest spięty z powodu tego, co się właśnie stało. Trey i jego kolega milkną. Wpatrują się w nieznajomego ucznia.
            – Widzę, że pedały trzymają się razem – mruczy w końcu pod nosem Trey.
            Znowu rzucam okiem na Nowego. Wiem, że musiał to usłyszeć, ale wydaje się niewzruszony. Widzę tylko, jak napina ramiona i zaciska szczękę.
            Jest wściekły i właśnie dał nam to do zrozumienia. Nikt nigdy tego nie robił. Nikt nigdy się nie ośmielił, zwrócić nam uwagi.
            Trey nic więcej nie mówi, a reszta uczniów skupia się w końcu na zajęciach. Staram się skoncentrować na poleceniach nauczycielki, ale nie potrafię. Czuję obecność nowego chłopaka i mam ochotę na niego spojrzeć. Kim jest, do diabła?
            I nagle mnie olśniewa. Tamta impreza. O cholera.
            Mrugam i ukradkiem mu się przyglądam. To gość z zabawy w zadania, sprzed paru miesięcy. Wciąż mam w telefonie nasze wspólne zdjęcia.
            Czy on mnie pamięta?
            To takie dziwne. Nie umieściłam ich na stronie konkursowej. Po oddaleniu się od niego i jego kolegi, przez resztę wieczoru nie mogłam skupić uwagi na niczym innym. Cały czas go wypatrywałam, co sprawiło, że nie skończyłam wymaganych etapów zabawy.
            Więcej go jednak nie zobaczyłam. Rozpłynął się w powietrzu.
            Pani Till kończy nam tłumaczyć, na czym ma polegać nasza praca. Przez resztę zajęć podpatruję Nowego i równocześnie usiłuję skupić uwagę na bezsensownych rysunkach. Od tygodnia pracuję nad pewnym projektem, ale dziś się nim nie zajmuję, bo nie chcę, by Trey go zobaczył.
            Chociaż najbardziej lubię zajęcia artystyczne, to jednak właśnie na nich czuję się najmniej pewnie. Nie mam wielkiego talentu artystycznego, ale lubię tworzyć i być kreatywna, a jedyną alternatywą był jeszcze warsztat samochodowy. Nie miałam zamiaru spędzić pięciu miesięcy w jednym pomieszczeniu z dwudziestoma facetami, którzy próbowaliby zajrzeć mi pod spódnicę.
            Z tego względu wybrałam sztukę i teraz maluję dla Mishy. Przygotowuję okładkę do jego debiutanckiego albumu. Ma to być prezent-niespodzianka na zakończenie szkoły. Nie będzie musiał jej wykorzystywać, nawet nie przypuszczam, że mógłby to zrobić, ale myślę, że i tak sprawi mu frajdę. Będzie miał coś, co go zmotywuje.
            Tak więc oczywiste jest, że nie chcę, aby Trey ją zobaczył i zaczął o nią wypytywać. Robiłby sobie tylko żarty z czegoś, co kocham.
            Nikt nie wie, kim jest Misha Lare. Nawet Lyla. On jest tylko mój. I w sumie nie wiem, jak mogłabym go opisać. Nie ma sensu nawet próbować.
            No i jeśli nikomu o nim nie powiem, będzie wydawał się mniej prawdziwy. Nie poczuję aż takiego bólu, gdy kiedyś go stracę.
            A wiem, że tak się stanie – jeżeli już się nie stało. Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
           


– To on – szepcze mi do ucha Ten, po czym sadowi się przy stole, przy którym siedzę z Lylą i Mel. – To on pisze po ścianach.
            Wskazuje za siebie brodą, a ja odrywam się od pracy domowej z matematyki i podążam za jego spojrzeniem.
            Nowy siedzi sam przy okrągłym stole. Wyciągnął nogi pod blatem i skrzyżował je w kostkach, a ramiona splótł na klatce piersiowej. Czarne kabelki biegną wzdłuż jego ciała do słuchawek w uszach. Wpatruje się w blat skupionym wzrokiem, tak samo surowym jak rano.
            Powstrzymuję cisnący mi się na usta uśmiech. Nowy naprawdę istnieje. Ten też go widzi.
            Mój wzrok pada na prawe ramię nieznajomego. Dostrzegam tatuaże – mój żołądek aż podskakuje.
            Nie widziałam ich dziś rano.
            Pewnie dlatego, że było to niemożliwe z mojego miejsca. Nie wiem, co przedstawiają, ale jest tam też wytatuowany jakiś tekst. Rozglądam się i spostrzegam, że inni również obserwują nowego chłopaka. Rzucają w jego stronę zaciekawione spojrzenia i szepczą między sobą…
            Odwracam się z powrotem do stolika i ponownie zaczynam pisać ołówkiem w podręczniku, kończąc pracę domową, której dzięki temu nie będę musiała już odrabiać wieczorem.
            – Myślisz, że to on włamuje się do szkoły? Dlaczego?
            – Wystarczy tylko na niego spojrzeć. To oczywiste, że w przyszłości trafi do pudła.
            W rzeczywistości wcale nie wygląda tak groźnie. Jest trochę zaniedbany i gniewny, ale to przecież nie oznacza, że musi być przestępcą.
            Ponownie zerkam za siebie, tym razem lustrując jego twarz. Zwracam uwagę na mięśnie szczęki, mocne czarne oczy, kształt nosa i zmarszczone brwi, przez które sprawia wrażenie, jakby ciągle był niezadowolony… Przypomina mi raczej kogoś, kto daje innym w pysk, jeśli odważą się do niego odezwać, a nie wypisuje sprayem na ścianach teksty piosenek.
            Nowy podnosi nagle głowę i patrzy przed siebie. Podążam za jego wzrokiem.
            W naszą stronę zmierza Trey. Mówi coś do dyrektorki Burrowes, gdy ta go mija. Nowy im się przygląda.
            – To nowy uczeń? – pyta Lyla. Widzę, jak go obczaja. – Jest całkiem niezły. Jak się nazywa?
            – Masen Laurent – odpowiada Ten.
            Nie mogę się powstrzymać i powtarzam w myślach imię Nowego. Więc to jest ten sekret, przed którego wyjawieniem chciał powstrzymać tamtego wieczoru swojego kolegę?
            – Dziś rano był na moich zajęciach z fizyki – wyjaśnia Ten.
            – Był też na moich zajęciach ze sztuki – dodaję, przewracając kartkę w podręczniku i rozpoczynając kolejne zadanie. – Nawet się nie odezwał.
            – Co o nim wiesz? – dopytuje Lyla.
            – Nic. Nie interesuje mnie. – Wzruszam ramionami, nie patrząc na nią.
            Trey i J.D. siadają po obu stronach Lyli i jedzą swoje kanapki.
            – Cześć, kotku.
Trey przyciska frytkę do moich zamkniętych ust, a ja chwytam ją palcami i wyrzucam za siebie, co bardzo rozbawia i jego, i J.D. Ale ja skupiam się na pracy domowej.
            – Nie sądzę, by w ogóle się do kogokolwiek odezwał – oznajmia Ten. – Pani Kline spytała go o coś na fizyce, a on nawet nie zareagował.
            – Kto? – pyta J.D.
            – Masen Laurent. – Trey wskazuje na Nowego. – Dziś zaczął.
            – Ciekawe, w jaki sposób dostaje się do szkoły nocą – zastanawia się cicho Lyla.
            Odkładam ołówek na stół i podnoszę wzrok znad podręcznika, by spojrzeć na nią znacząco.
            – Nie mów tak, jakbyś była pewna, że to on jest tym wandalem. Nie wiemy tego. Poza tym dopiero zaczął chodzić do naszej szkoły, a te napisy pojawiają się od ponad miesiąca.
            Nie chcę, by obwiniano go za coś, czego – jestem o tym przekonana – nie robi.
            – No dobra. – Zdenerwowana Lyla przewraca oczami i zaczyna dłubać w swojej sałatce. – Ciekawe, jak „ten ktoś” dostaje się do szkoły nocą.
            – Mam pewną koncepcję – odzywa się Ten. – Myślę, że on w ogóle nie opuszcza szkoły. Ten wandal. Myślę, że zostaje tu na noc.
            – Dlaczego miałby tak robić? – J.D. wgryza się w hamburgera.
            – A jak inaczej ominąłby alarmy? – odpowiada Ten. – Zastanów się. Szkoła jest otwarta do późna z powodu zajęć na basenie, lekcji przygotowujących do egzaminów, drużyn sportowych ćwiczących na siłowni, korepetycji… Może wyjść ze szkoły, coś zjeść, zrobić, co tylko chce, i wrócić przed dziewiątą, gdy w końcu zamykają drzwi. Może tu spędzić całą noc. Może nawet tu mieszka. W końcu teraz napisy pojawiają się niemal codziennie.
            Kończę rozwiązywać ostatnie równanie, powoli sunąc ołówkiem po kartce. Ten ma rację. W jaki inny sposób można ominąć alarmy oprócz ukrywania się w szkole i czekania, aż ją zamkną?
            Chyba że ma się klucze i zna się kod.
            – Do naszej szkoły nie chodzą żadne bezdomne dzieciaki – wtrącam się. – Pewnie byśmy je zauważyli.
            W końcu to liceum nie jest aż takie duże.
            – Pamiętaj, co sama powiedziałaś – przypomina Lyla. – On dopiero co się tu pojawił, więc nic jeszcze o nim nie wiemy. – Patrzy nad moją głową. Dobrze wiem, komu się przygląda. – Mógł tu spędzić cały miesiąc, zanim oficjalnie zaczął uczęszczać do naszej szkoły. Nikt nawet by o tym nie wiedział.
            – Chcesz zwalić winę na zaniedbanego, nowego ucznia bez przyjaciół? – odcinam się. – Jaki mógłby mieć powód, by to robić? Ale zaczekaj, o czymś zapomniałam. Przecież nic mnie to nie obchodzi.
            Ponownie pochylam się nad pracą domową i dodaję:
            – Masen Laurent nie mieszka w naszej szkole i nie pisze po ścianach, szafkach i czymkolwiek innym. Jest nowym uczniem, a wy zwyczajnie rzucacie na niego bezpodstawne oskarżenia. Mam już dość tej rozmowy.
            – Możemy wszystkiego się o nim dowiedzieć – dołącza do dyskusji Trey. – Mogę wkraść się do biura mojej macochy i sprawdzić jego kartotekę, zobaczyć, gdzie mieszka.
            – Świetny pomysł – zgadza się z nim J.D.
            Złowieszczy ton ich głosów wywołuje we mnie niepokój. Trey’owi wszystko uchodzi na sucho, bo jego macocha jest dyrektorką.
            Zamykam podręcznik i zeszyt, po czym kładę jeden na drugim.
            – I dlaczego to miałoby być dla mnie zabawne?
Na ustach Treya wykwita uśmiech.
            – Co masz na myśli? Powiedz.
            Opieram przedramiona na stole i obracam głowę, by spojrzeć na Masena Laurenta. Jego spokój jest dezorientujący. Zachowuje się tak, jakby nikt poza nim nie istniał.
            Ludzie kręcą się dookoła, mijają go, zewsząd dobiegają ich głosy. Po lewej ktoś się śmieje, a z prawej ktoś upuścił tackę. Ale on sprawia wrażenie, jakby był zamknięty w bańce. Wokół toczy się życie, ale nic nie jest w stanie jej przebić.
            Czuję jednak, że on świetnie zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się dookoła. Chociaż w żaden sposób nie reaguje, wszystkiego jest świadomy. Ta myśl wywołuje we mnie dreszcze.
            Odwracam się do Treya i biorę głęboki oddech, dodając sobie odwagi.
            – Ufasz mi? – pytam.
            – Nie, ale mam dla ciebie długą smycz.
            J.D. rechocze. Wstaję od stołu, odsuwając krzesło.
            – Gdzie idziesz? – zaciekawia się Lyla.
            A ja ruszam prosto do Masena, rzucając jej przez ramię:
            – Chcę usłyszeć jego głos.
            Idę do niewielkiego okrągłego stolika dla czterech osób, przy którym siedzi, i usadawiam się na jego krawędzi, chwytając blat dłońmi po obu stronach ud.
            Nowy zauważa moją nogę i powoli podnosi wzrok, aż w końcu zatrzymuje go na mojej twarzy.
            Słyszę dźwięk perkusji i gitar z jego słuchawek. Masen ich nie zdejmuje. Wciąż siedzi przy stole bez ruchu, marszcząc tylko brwi jeszcze bardziej niż wcześniej.
            Delikatnie wyjmuję mu z uszu słuchawki, zerkając przez ramię na moich przyjaciół. Wszyscy się nam przyglądają.
            – Oni myślą, że jesteś bezdomny – informuję go, a jego spojrzenie przesuwa się z nich na mnie. – Ale ja nie widziałam, żebyś coś w ogóle jadł lub do kogokolwiek się odezwał. Myślę, że jesteś duchem.
            Uśmiecham się wyzywająco i odkładam słuchawki na stół, po czym kładę dłoń na jego klatce piersiowej. Natychmiast czuję ciepło jego ciała, przez które przebiega mnie lekki dreszcz.
            – Nie, jednak nie – dodaję śmielej. – Czuję bicie twojego serca. Jest coraz szybsze.
            Masen spokojnie mi się przygląda. Patrzy na mnie tak, jakby na coś czekał. Może chce, żebym już sobie poszła, choć jeszcze mnie nie odepchnął.
            Zdejmuję dłoń z jego klatki piersiowej i odchylam się lekko.
            – Pamiętam cię, wiesz? Byłeś na tej imprezie w lutym. W magazynie w Thunder Bay.
            Wciąż nie odpowiada, a ja zaczynam główkować, czy się nie pomyliłam. Tamten chłopak nie był zbyt rozmowny, lecz zachowywał się raczej przyjaźnie. Jak mam wywołać reakcję w kimś, kto mnie ignoruje?
            – Lubisz kino samochodowe, Masen? – pytam. – Tak masz na imię, prawda? – Spoglądam w dół i bawię się jego długopisem, udając nieśmiałość. – Jest już dość ciepło na takie wypady. Może miałbyś ochotę wybrać się tam kiedyś ze mną i moimi przyjaciółkami? Dasz mi swój numer?
            Jego klatka piersiowa opada i wznosi się z każdym oddechem, a gdy patrzy mi w oczy, czuję, jak moja skóra zaczyna pulsować. W ich głębokiej zieleni płonie ogień, którego nie potrafię określić. To gniew? Strach? Pożądanie? O czym on, do jasnej cholery, myśli i dlaczego ciągle milczy? Z trudem przełykam ślinę. Czuję się tak, jakbym czekała, aż pajacyk wyskoczy z pudełka.
            – Nie lubisz ludzi? – naciskam, po czym schylam się do niego i szepczę: – A może to tylko dziewczyn nie lubisz?
            – Panno Trevarrow? – słyszę surowy głos, który natychmiast rozpoznaję. Dyrektorka Burrows. – Proszę natychmiast zejść ze stołu.
            Odwracam się w jej stronę, ale nagle czuję, jak czyjeś dłonie chwytają mnie w talii.
            Zaczerpuję powietrza, kiedy zszokowana ląduję na kolanach Masena.
            – Lubię dziewczyny – mruczy mi do ucha, a wtedy tempo mojego serca zaczyna sprawiać mi niemal fizyczny ból.

            Czubkiem języka sunie w górę po mojej szyi. Zastygam. Oddycham w szaleńczym rytmie, a w moich żyłach płynie żywy ogień.
            Kurwa.
            – Ale ty… – Jego głęboki głos i gorący oddech drażnią moją skórę. – Ty smakujesz jak gówno.
            Co takiego?
            Nagle Masen wstaje ze stołka, a ja zsuwam się z jego kolan i ląduję na podłodze. Wyciągam ręce, żeby sobie pomóc.
            Co, do cholery?
            Słyszę śmiech i rozglądam się dookoła. Parę osób przy stolikach obok patrzy na mnie i chichocze.
            Mam wrażenie, że zaciskają się wokół mnie ściany. Ze wstydu cała czerwienieję.
            Nawet nie muszę się odwracać, by wiedzieć, że Lyla też się uśmiecha.
            Skurwysyn.
            Tymczasem Masen Laurent zabiera ze stołu notatnik i długopis, owija słuchawki wokół szyi i mija mnie, wychodząc bez słowa ze stołówki.
            Dupek. Co jest z nim nie tak?
            Wstaję i otrzepuję spódniczkę, po czym ruszam do swojego stolika.
            To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś zabawił się moim kosztem, lecz ten będzie ostatni.









Komentarze

Popularne posty