Recenzja Marta Kisiel „Dożywocie”
Kolejne wydanie
bestsellerowego Dożywocia, w którym fani serii znajdą także nowe opowiadanie
Marty Kisiel Szaławiła. Pewnego dnia Konrad Romańczuk dziedziczy dom. Świetnie
się składa, bo pomoże mu to ułożyć sobie życie i uniknąć niewygodnego związku.
Z chęcią przyjmuje spadek, a dopiero później sprawdza, co dokładnie
odziedziczył. A otrzymał gotycką willę – tyle że w pakiecie z grupą bardzo
charakterystycznych bohaterów. Dodatkowo, w tomie znalazło się najnowsze
opowiadanie Marty Kisiel Szaławiła. Dowiedz się, co działo się z Lichotką
pomiędzy Dożywociem a Siłą niższą!
„Dożywocie” jest moim pierwszym
spotkaniem z twórczością Marty Kisiel, już, nie krzyczcie, obiecuje, że nie
ostatnią! Wiem, wiem jak w ogóle mogłam nie sięgnąć wcześnie po jej książki?!
Sama nie wiem, jakoś tak wyszło, przypadkiem. A swoją obronę mam tylko tyle, że
mam już trzy książki autorstwa Kisiel, więc nie jest źle, prawda?
„Słuchaj, cholero, moja cierpliwość to nie Schengen, ma swoje granice”.
Konrad Romańczuk dziedziczy dom w
środku lasu, ale nie taki zwyczajny, ciepły, sielankowy, oj nie, gwarantuje, że
mógłby należeć do wampira, czy innej złej istoty. Mężczyzna jest początkującym
pisarzem, budynek, który otrzymał może mieć z dwieście lat, problem w tym, że
posiada lokatorów, bardzo niecodzienną ekipę, która na pewno się nie wyniesie z
zajmowanego lokum. Lichotka, bo tak nazywa się dworek, miał być jego azylem,
miejscem wyciszenia, gdzie miał stworzyć literackie dzieło swojego życia. Nowy początek z dala od wspomnień o Majce,
myślał, że najgorsze ma za sobą, a tutaj los spłatał mu figla.
„Jako tradycyjny Anioł
Stróż Licho nie miało na wyposażeniu żadnych mieczy ognistych ani tym podobnych
robiących odpowiednie wrażenie akcesoriów, mogło co najwyżej kopnąć z
bamboszka”.
Współlokatorem Romańczuka jest
najprawdziwszy Anioł Stróż o trafnym imieniu Licho, ma nieco dziwne nawyki, oprócz
maniakalnego wręcz hopla na punkcie czystości cierpi na alergię na pierze, i
chadza w bamboszach. Mackowaty stwór z zacięciem kulinarnym nazywa się Krakers,
dwustuletnie widomo seryjnego samobójcy i niespełnionego poety to Szczęsny.
Jeśli myślicie, że to koniec tych cudaków, to się mylicie, na stanie posiadamy
cztery utopce okupujące łazienkę i Zmorę, drażliwą kotkę o niesamowicie ostrych
pazurach.
„Tego roku zima
postanowiła być wyjątkowo podstępna. Długo czekała na właściwy moment, tocząc
wielce wyrachowaną wojnę psychologiczną, aż wreszcie, mniej więcej w połowie
grudnia, sypnęła śniegiem aż miło i odniosła spektakularny sukces. Drogowcy
byli bardzo zaskoczeni. Nikt natomiast nie był zaskoczony zaskoczeniem
drogowców i chyba tylko dlatego obyło się bez zamieszek”.
Czy w takim towarzystwie można nie
zwariować? Czy Romańczuk napisze powieść życia? Może spotka go tak wiele
przygód, że nie będzie miał czasu na pisanie? Po głębszym namyśle, czy
posiadanie w domu kogoś z zamiłowaniem do sprzątania, albo kucharza, jest takie
złe? Mnie by tam odpowiadało, żal m było wiecznie zasmarkanego Anioła, który
poddaje się procesowi depilacji. Dożywotniaki tworzyły pewnego rodzaju
przedziwna rodzinę, która na pewno nie opuści dworku. Czy chcielibyście
mieszkać na co dzień w takim miejscu? W dworku nie ma żadnych instalacji,
jednak wszystko działa, czy to nie jest magia?
„Przede wszystkim Licho postanowiło uzbroić się po zęby. Spośród
przedmiotów zgromadzonych w wieżyczce jako te najbardziej zabójcze wybrało
żółte, gumowe rękawice, sięgające mu niemal po pachy, spray na mszyce oraz
mopa. Od razu poczuło się większe i groźniejsze. Prawdziwy mały morderca”.
Kisiel ma niesamowicie humorystyczny
styl, dawno nie czytałam, czegoś tak zabawnego, co sprawiło, że odetchnęłam od rzeczywistości.
„Dożywocie” czytałam z ogromną przyjemnością, różnorodność charakterów sprawia,
że każdy nas znajdzie swojego ulubieńca.
Opowiadanie „Szałwia” podsyca apetyt na więcej literackich opowiastek Marty
Kisiel. Potrafi trafnie i dosadnie opisać bolączki naszej rzeczywistości, z
którą borykamy się od lat. Słowna zabawa, którą stosuje autorka wyjątkowo
przypadła mi do gustu, główny bohater dojrzewa, przechodzi od niechęci po
poczucie obowiązku i odpowiedzialności za lokatorów, z którymi przyszło mu żyć.
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do autorki to, to, że strony za szybko mi
umykały, a ja chciałam czytać dalej, chciałam zacznie więcej. Całe szczęście
rekompensują mi to, kolejne powieści, które czekają na swoją kolej.
Czytałam tę książkę i muszę przyznać, że pokochałam te uniwersum. Muszę skompletować pozostałe tomy, bo na półce mam tylko tę część
OdpowiedzUsuńKoniecznie, Marta Kisiel jest tego warta
Usuń