Recenzja Martyna Raduchowska „Spektrum”
Kontynuacja
trzymających w napięciu Łez Mai. Technologia rozdarła to miasto na pół.
Wydawało się, że ostatnie granice ludzkich możliwości zostały zniesione. W
powszechnym użyciu są androidy – prawie doskonałe kopie człowieka. Wyposażone w
sztuczną inteligencję, niesamowicie szybkie, zdolne do błyskawicznej
regeneracji, są o wiele bardziej wytrzymałe niż ich pierwowzór. I o wiele
bardziej niebezpieczne. Ludzie dzięki wszczepom i implantom mogą upgrade’ować
swoje ciało i umysł niczym postaci z gier komputerowych. Ci, których na nie
stać, bogacą się jeszcze bardziej. Biedni spadają na samo dno drabiny
społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce,
dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży,
atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej
chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa. B-Day. Dzień
Buntu. Dzień, który zmienił Jareda Quinna w nafaszerowanego elektroniką
cyborga. On sam niewiele z niego pamięta. Tylko Maya, jego replikantka, wie, co
naprawdę się wtedy wydarzyło. Bo wszystko zaczęło się właśnie od niej.
Wydawnictwo:
Uroboros
Rok
wydania: 2018
Format:
Książka
Liczba
stron: 416
TOM
2
CYKL:
Czarne Światła
Dużym
ułatwieniem przy czytaniu „Łez Mai” Martyny Raduchowskiej był fakt, że kontynuację,
czyli „Spektrum” otrzymałam jednocześnie. To się nazywa podwójna przyjemność! Jakiś
czas temu opisywałam Wam swoje zachwyty dotyczące pierwszej części cyklu Czarne
Światła, opisywałam Wam, jak wielką przyjemnością było otrzymać ten egzemplarz.
„Spektrum” nie jest taką typową kontynuacją, w pierwszym tomie przyglądaliśmy
się wydarzeniom z perspektywy człowieka, chłonęliśmy przedstawione przez niego
emocje, prawa i światopogląd na to bieżące wydarzenia. W tej książce mamy
więcej Mai, Martyna Raduchowska pokazuje nam, że nie zawsze wszystko jest
takie, jakie się wydaje. Istnieją dwie strony medalu, a to, jak to na nas
wpłynie zależy od nas. Myślę, że „Spektrum”, jest bardziej dopracowana,
porywająca, jeśli spodobały Ci się „Łzy Mai”, ta pozycja jest bez wątpienia dla ciebie.
„Książki umierają z godnością i w ciszy, niepostrzeżenie obracają się w proch już od dnia, w którym jeszcze ciepłe i pachnące drukarską farbą trafiają na swoją pierwszą półkę”.
Martyna Raduchowska przedstawiła nam
świat widziany oczami Mai, poznajemy z jej perspektywy wydarzenia, które rozdzieliły
miasto na dwie części, te, które sprawiły, że wylądowała za murem, jak uczyła
się funkcjonować w nowej rzeczywistości. „Spektrum” jest dopełnieniem całości,
spoiwem, brakującym elementem, który pozwala na to, aby szeroko otworzyć oczy.
Elementem zrozumienia, przyswojenia tej wizji nie tak odległej przyszłości.
Miasto zostało podzielone przez technologię,
która była niezwykle rozwinięta, wizualnie przypominające ludzi androidy, który
zajęły się pracą człowieka. Czy nie stwarzała zagrożenia dla ludzkości? W końcu
jest wytrwalsza, nie posiadająca
organicznych słabości, precyzyjniejsza. Czy jesteśmy w stanie wytrwać? Wszechobecne
zmiany w umyśle, fizyczne, które rasa
ludzka stosowała, aby ewoluować, zapędziły ją w kozi róg. Każda zmiana wiąże
się z kosztami, uboga cześć społeczeństwa nie może sobie pozwolić nad
ekstrawagancję. Reinforsyna wydawała się lekiem na to całe zło, nie kosztowała
krocie, była dostępna i miała poprawić sytuację w mieście, dlatego też
informacja o jej wstrzymaniu i wycofaniu wywołała burzę.
„Każda rewolucja prędzej czy później pożera własne dzieci,
a ta ucztuje na mózgach duszonych w psychodelicznym sosie”.
W „Spektrum” otrzymujemy kształt
Mai, jej charakter, przekonania, dowiadujemy się o tym, co robiła podczas Dnia
Buntu, jak sobie radziła i co tak naprawdę do niego doprowadziło. Taki zabieg zastosowany
przez autorkę był konieczny, abyśmy otrzymali pełen obraz sytuacji. Ofiarowała
nam Maję. Mogliśmy śledzić przemianę replikantki, zadawać sobie egzystencjalne
pytania, od których w bliskiej lub dalszej przyszłości przyjdzie nam sobie
zadać i szukać na nie odpowiedzi.
Czy rasa ludzka jest nieomylna? Z
całą pewnością nie, jako gatunek błądzimy, atakujemy to, czego się boimy, czego
nie rozumiemy. Historia opowiedziana z perspektywy spojrzenia replikantki
sprawia, że mamy swoją chwilę na przemyślenia.
Zaczynamy rozumieć, czym kierowały się maszyny, otrzymujemy ten brakujący
składnik, który pozwala na to, abyśmy nie spoglądali na wszystko egoistycznie. Replikanci
toczą walkę o to, aby czuć, walkę o emocje, do którego prawo im odebrano.
Raduchowska porusza ważne elementy człowieczeństwa,
pokazuje, że nasza natura nie jest nieomylna, jak blisko jesteśmy od granicy
przełomu, przestrzega przed jej wizją przyszłości. To bardzo dobra powieść, którą
sprawia, że zaczynamy myśleć, zastanawiać się nad sobą, nad nieuchronnością
rozwoju technologicznego, jego plusach i minusach. Gubimy się między wersami,
aby odnaleźć, kiedy przyjdzie ku temu odpowiednia chwila. Człowiek ma problemy
z akceptacją inności, zwłaszcza bez poczucia zagrożenia jego własnego
istnienia. Czasem wystarczy jedna decyzja, jedna dziewczyna, aby zapoczątkować rewolucję.
Do zmian potrzebna jest iskra, którą w
sobie ma Maya.
Książkę polecam serdecznie, jest to
literatura z przesłaniem, tak bardzo spodobała mi się twórczość Martyny
Raduchowskiej, że z miłą chęcią sięgnę po jej poprzednie książki. Wydawnictwu
dziękuję za możliwość recenzji tak dobrej fantastyki.
Pierwsze słyszę o tym cyklu i oby nie ostatni może się skuszę ;D
OdpowiedzUsuńWarto, otwiera oczy i nakłania do refleksji
OdpowiedzUsuńLubię książki skłaniające do przemyśleń :) z przekazem. Bardzo chętnie przeczytam, jak będzie okazja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Martyna Carlli
Cieszę się, że cię zaintrygowala, mam nadzieję, że miło spędzisz z nią czas
Usuń