Recenzja Abbi Glines „Vincent Boys”



Było coś nikczemnego w Beau, co mnie do niego przyciągało. Co ze mną było nie tak? Dlaczego chciałam tak bardzo grzeszyć?  Aston jest zmęczona, będąc dobrą, imponującą swoim rodzicom córką i grając idealną dziewczynę Sawyera Vincenta. Sawyer jest idealny, jest zawsze czarujący, ale kiedy wyjeżdża z miasta na lato, jego kuzyn Beau wpada Ashton w oko. Beau jest najseksowniejszym facetem, którego kiedykolwiek widziała i nawet pomimo tego, że jest niebezpieczny, pociąga on Ashton.  Beau kocha swojego kuzyna jak własnego brata, więc ostatnią rzeczą, jaką chciałby zrobić, jest podrywanie jego dziewczyny. Ashton jest mu oczywiście zakazana. Dlatego stara się jak najbardziej utrzymać między nimi dystans, nawet mimo tego, że kochał ją od zawsze. Gdy Ashton chce rozbudzić ich dziecięcą przyjaźń podczas nieobecności Sawyera, Beau wie że nie powinien się zgodzić.  Ashton i Beau nie chcą zranić Sawyera, ale im bardziej próbują trzymać się od siebie z daleka, tym bardziej siebie pragną. Coraz trudniej jest się oprzeć...



Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2018
Format: Książka
Liczba stron: 291

Wydawnictwo Kobiece zaprosiło nas do świata kolejnej książki, tym razem Abbi Glines przedstawia nam urokliwą historię miłosną z pewnymi komplikacjami. Trójkąty miłosne są nam dobrze znane, nie raz spotykaliśmy się z nimi w literaturze, może nawet i w życiu osobistym. Wcześniej nie czytałam nic od tej autorki, dlatego chętnie zgłosiłam się do recenzji, zwłaszcza, że jest to pierwszy tom. Okładka nastraja na pierwsze, romantyczne doznania, jakieś lekkie, romantyczne, a jednocześnie silne i na tyle intensywne, które sprawiło, że świat Ashton zadrżał w posadach. Czy tak było? Czy ta książka jest typową młodzieżówką, czy może jest w niej coś więcej?

„Jakie to dziwne. Wydaje ci się, że ktoś rozwala ci życie, a potem okazuje się przyjacielem. Tak rozpaczałam, że muszę dzielić pokój i wysłuchiwać ciotki, że nie zauważyłam przyjaciółki, której potrzebowałam. A miałam ją pod nosem. Nadal była mi potrzebna”.

Ashton Gray to chodzący ideał, jest córką pastora, dziewczynka z dobrej rodziny, miła, pomocna, wzór wszelkich cnót. Może się wydawać obrzydliwie nudna. Spotyka się z porządnym chłopakiem- Sawyerem, lokalną gwiazdą sportowej drużyny, którą pożąda każda nastolatka. Wyidealizowany świat naszej bohaterki, jednak wygląda zupełnie inaczej, a mianowicie wcale nie jest taka grzeczna, jakby mogło się wydawać. Wydaje mi się, że nikt z jej najbliższego otoczenia jej nie zna, poza jedną osobą, przy której nie jest ugłaskaną wersją samej siebie.  Chodzi tutaj o Beau, niegrzecznego chłopca z opisu okładki. Młoda dziewczyna, która wkracza w świat dorosłości nie może być taką chodzącą doskonałością, prawda? Taka kreacja byłaby nierealna, nierzeczywista, a przede wszystkim nużąca. Zbyt nierzeczywisty obraz całej rzeczywistości Ashton zaczyna mieć drobne ryski, które zaczynają być coraz bardziej widoczne. Kiedy Sawyer znika z pola widzenia, dziewczyna zaprzyjaźnia się z Beau Vincentem, który jest jego kuzynem.


"Poznać dreszcz wymykania się z domu albo, jakie to uczucie być pożądaną przez kogoś tak bardzo, że ten ktoś nie potrafi się powstrzymać przed całowaniem mnie".

Ashton tłamsiła siebie w przezroczystej otoczce, którą stworzyła, aby zadowolić wszystkich wokoło oprócz siebie. Stała się grzeczna, pokładana, jak na córkę pastora przystało, jednak nie zawsze tak było. Kiedy była młodsza, jej charakterek powodował, że często wpadała w kłopoty z Beau, jej kołem ratunkowym był Sawyer, z czasem przyjaźń z kuzynem chłopaka zanikała. Od trzech lat poświęcała się rozwojowi związku, starając się być wzorem i świecić przykładem.
Przyjaźń z Beau jest do uratowania, ich spotkania sprawiają, że coś zaczyna się zmieniać. Kopuła, w której tkwiła zaczyna pękać, sprawiając, że Ashton staje się bardziej sobą.  Myślę, że musi być zmęczona udawanie kogoś, kim nie jest, na dłuższa metę jest nie do zniesienia. Zmiana, która dokonała się w Ashton jest pozorna niż rzeczywista, zaczyna to odkrywać, kiedy znowu może oddychać pełną piersią przy Beau. Chłopak przypomniał jej, kim jest naprawdę i jak powinna się czuć w swoim własnym ciele.
Między tą dwójką zaczyna iskrzyć, jakby spotkały się dwie połówki tego samego jabłka, dusze, które szukały siebie przez ten calutki czas, jednak jest przeszkoda, a mianowicie bliski im obojgu Sawyer. Dziewczyna nie wierzy w siebie, jest nastolatką, chciałaby, żeby wszyscy mieli o niej jak najlepsze zdanie, w gruncie rzeczy boi się opinii innych, tego, co ona ze sobą niesie.
Beau w życiu nie miał lekko, stracił ojca, a mama pracuje w barze, aby ich utrzymać. Przylgnęła do niego łatka tego złego chłopca, którego mało, kto darzy sympatią. Nikt nie zadawał sobie trudu, aby go poznać, dostrzec w nim coś więcej. Od zawsze podkochiwał się w Ashton, jednak ustąpił miejsca Sawyerowi ze względu na dziewczynę i jej dobro. Co on mógł jej dać? Nie chciał dla niej źle, chciał, aby była szczęśliwa. Beau nie chciał pociągnąć ją na dno ze sobą, chociaż cierpi, co jest zrozumiałe. Raz znosi to lepiej, ma tez chwile załamania, kiedy jest gorzej i potrzebuje jej wsparcia.


„Vincent Boys” to książka, która przedstawia różne oblicza miłości, problemy z brakiem akceptacji, niewłaściwym zaszufladkowaniu i walce o to, czego pragnie serce z tym, co podpowiada rozum. To książka młodzieżowa, którą przeczytałam z przyjemnością w ten jesienny wieczór. Beau stał się moim ulubieńcem w tej historii, rozterki i walkę, jaką toczył była nie do pozazdroszczenia. Glines stworzyła postacie, które zyskują naszą sympatię, rozważa zwyczajne problemy, mogą spotkać każdego, nie są przekoloryzowane. Kwestia podporządkowania się komuś, z kim chciałoby się spędzić przyszłość, aby stać się tego godną musiała być dla głównej bohaterki straszną. Sawyer chciał tej grzecznej, ugłaskanej Ashton, która pasowała do jego wizerunku, tylko, czy było to szczere? Dla młodych ludzi, wkraczających w dorosłość, może dać lekcję o tym, że nie warto udawać kogoś, kim się nie jest,  z biegiem czasu człowiek zaczyna się dusić, tonąć w nieszczęściu, które zgotował sobie sam. Poszukiwanie siebie bywa trudne, ważne jest, aby nie przesadzić i nie pozwolić się zatracić zgubić stając plastyczną masą, która chce zgarnąć namiastkę szczęścia. „Vincent Boys” to przyjemna historia, z której można wyciągnąć dla siebie wnioski.



Komentarze

Popularne posty