Recenzja Denise Hunter „Sezon życzeń”
W tej rywalizacji
nie chodzi tylko o dom… PJ McKinley ma smykałkę do gotowania, ale do spełnienia
marzenia o własnej restauracji brakuje jej jeszcze lokalu. Kiedy jedna z
mieszkanek Chapel Springs postanawia oddać swoją rodzinną posiadłość osobie,
która przedstawi najlepszy plan zagospodarowania budynku, PJ wierzy, że to jej
pisana jest wygrana. Cole Evans jest pewnym siebie, profesjonalnym i godnym
zaufania robotnikiem, ale po dzieciństwie spędzonym w pieczy zastępczej ma
świadomość, że życie układa się różnie. Kiedy dowiaduje się o konkursie, wie,
że jego pomysł na dom przejściowy może być jedyną szansą dla młodzieży
opuszczającej rodziny zastępcze. Musi tylko przekonać właścicielkę, że jego
nierentowne przedsięwzięcie przysłuży się lokalnej społeczności. Po rozważeniu
ich kandydatur ekscentryczna filantropka proponuje nieoczekiwane rozwiązanie,
aby sprawdzić, czyj pomysł jest lepszy. Codzienne życie PJ i Cole’a zmienia się
w zaciekłą rywalizację. Czy siła, z jaką na siebie oddziałują, zniszczy
wszystko, czego tak bardzo pragnęli?
Rok
wydania: 2017
Format:
Książka
Liczba
stron: 368
Cykl:
Chapel Springs
Dzięki
nawiązanej współpracy z Wydawnictwem Dreams udało mi się poznać twórczość Denise
Hunter, z czego bardzo się cieszę, bo autorka pisze historie, które mają w
sobie wiele ciepła oraz przeciwności losu, którym muszą sprostać powołani do
życia bohaterowie. To trzeci, czytany przeze mnie tom cyklu Chapel Springs, co
oznacza, że został tylko jeden, co mnie nie martwi, bowiem autorka napisała
jeszcze wiele książek, które chciałabym poznać. Postaram się przekazać Wam
wszystko, co konieczne, aby przybliżyć fabułę tej ciekawej historii.
"Nie było dla niej nikogo innego. Wiedziała to z
pewnością, która wbijała ją w ziemię.
A co było najlepsze? To uczucie było odwzajemnione."
Evangeline Wishing Simmons jest
ekscentryczną i zamożną staruszką, która planuje wyprowadzić się z Chapel
Springs, ale to nie wszystko. Kobieta zamiast sprzedać dom, spakować swoje
manatki i wyruszyć w dal postanowiła podarować go osobie, która przedstawi jej
najlepszy projekt jego zagospodarowania. Walka o posiadłość była zażarta, w ostatecznym
starciu staną PJ McKinley i Cole Evans.
Naszych bohaterów łączy bardzo
wiele, chęć spełnienia marzenia i do
kłótni, które niejednokrotnie zaistnieją na łamach powieści. PJ pragnie mieć
swoją własną restaurację z hotelem, jej przeciwnik Cole spędził sporą cześć
swojego młodzieńczego życia w rodzinie zastępczej, dlatego też marzy o tym, aby
stworzyć dom przejściowy dla wychowanków domu dziecka. Trzeba przyznać, że oba
pomysły są wartościowe, nie ma się, więc co dziwić starszej pani, że miała
problem z tym, aby podjąć decyzję. Evangeline Simmons jest bardzo kreatywną
kobietą, dlatego wymyśla nie lada plan, nasi bohaterowie będą przez rok
realizować swoje marzenia w jej posiadłości, ale jest pewien haczyk, mają to
robić wspólnie. Po upływie tego czasu mają przedstawić raport ze swojej działalności
przed komisją, która zdecyduje o tym, które ostatecznie otrzyma dom. Żadne z
nich nie ma zamiaru wylądować na bruku, starają się ze wszystkich sił prowadzić
działalność, wydając oszczędności, ale sprawy się komplikują, kiedy do głosu
dochodzą uczucia. Czy ma szansę na
przetrwanie, kiedy losy ich projektów zależą od niepowodzenia tego drugiego? Jak uda im się to wszystko ze sobą pogodzić?
Życie Cole’a zdołało go mocno
doświadczyć, gdy był małym chłopcem stracił rodzinę i tułał się po rodzinach
zastępczych, dlatego mając na barkach takie doświadczenia, chce pomóc innym dzieciom,
które znalazły się w takiej samej sytuacji, jak on kiedyś. Chce stworzyć dla
nich namiastkę domu, w której mogłyby żyć do pełnoletniości.
PJ niedawno ukończyła szkołę
gastronomiczną, uwielbia gotować, jednak problemem jest brak wystarczających
funduszy na to, aby mogła samodzielnie otworzyć lokal. Jest najmłodsza z
rodzeństwa McKinley’ów, dlatego kochająca rodzina w dalszym ciągu widzi w niej
dziecko. Niestety to podkopuje w niej wiarę w siebie i możliwości, a przecież
jest młodą, zaradną i samodzielną kobietą. PJ czuje stałą potrzebę udowadniania
swojej wartości, co sprawia, że na początku może się wydawać samolubną i
wrednawą osobą. Im lepiej ją poznajemy odkrywamy inne cechy jej charakteru, a
pierwsze wrażenie okazuje się mylne.
Hunter jak zawsze w swoich
historiach porusza ważne tematy, w tym przypadku mamy pogoń za marzeniami, walka
o ich realizacje i spełnienie, pomoc dzieciom dotkniętym przez los, co jest
wzruszającym aspektem. Starałam się wyobrazić, co musi czuć taki nastolatek,
który ze względu na wiek musi opuścić bezpieczną przystań, musi nauczyć się żyć
na własną rękę zaraz po ukończeniu szkoły. Inicjatywa Cole’a jest niesamowita,
a przede wszystkim potrzebna, mężczyzna nie robi tego dla siebie, a drugiego
człowieka, który potrzebuje kogoś, kto pomoże rozeznać się w otaczającej
rzeczywistości. Wiem, że takie domy istnieją, spotkałam się wcześniej z ideą
ich tworzenia.
„Sezon życzeń” jest historią, która
przypadła mi do gustu, styl, którym emanuje autorka, sposób, w który porusza
istotne życiowe kwestie, bardzo mi odpowiada. To wspaniała historia, która
pochłonie czytelnika od pierwszych stron, jak poprzednie tomy cyklu Chapel
Springs. To jedna z tych historii, które mają w sobie „to coś”, obok czegoś nie
można przejść obojętnie. Nie wiem, czy to rodzinna atmosfera, mała miejscowość,
czy postacie, całość sprawia, że po raz kolejny nie zawiodłam się na Denise
Hunter.
Komentarze
Prześlij komentarz