Porównywany do "Władcy Pierścieni"
monumentalny cykl fantasy, który pokochało ponad 40 milionów czytelników na
całym świecie.
Kamień Łzy, legendarna forteca, zostaje zdobyty.
Callandor trafia do rąk tego, który jest godny nim władać. To zaledwie początek
dla Randa al’Thora, pasterza, który stał się Smokiem Odrodzonym. Przyjaciele i
wrogowie mobilizują się, sporządzają plany działania, knują spiski, podczas gdy
Smok studiuje teksty proroctw i z największym wysiłkiem stara się kontrolować
przepełniającą go Moc. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że niebawem musi
wybuchnąć wojna…
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2021
Format: Książka
Liczba stron: 1281
Cykl: Koło czasu
Tom IV
Cykl Koło czasu doczekał się wznowienia i
dzięki temu miałam okazję go poznać i przeczytać. To wydanie jest bardzo strojne,
twarda oprawa z obwolutą, zachęca do podróży z bohaterami w nieznane. Książki z
tego cyklu są bardzo obszerne, przedmiotem dzisiejszej recenzji jest czwarty
tom powieści, czyli „Wschodzący cień”. Robert Jordan stworzył książkę mającą
ponad tysiąc dwieście stron, które wzbogacił rozbudowany głosariusz. Musiało się,
więc wiele wydarzyć, prawda?
W
„Smoku Odrodzonym” prawdę o chłopaku zna wielu ludzi, co spowodowało
konieczność ukrywania się. Moirane Sedai ma swoje plany, życie Randa jest
zagrożone. Samemu bohaterowi niestety moc zaczyna wymykać się spod kontroli.
Przeznaczenie nieuchronnie o sobie przypomina, a przepowiednia mówi o magicznym
artefakcie, który ostatecznie ma potwierdzić, że podąża właściwą drogą. Prawdziwy
Smok może dobyć miecza zwanego Callandorem. We „Wschodzącym cieniu” akcja jest
raczej spokojna, bohaterowie rozważają, jakie kolejne kroki powinni podjąć, wszystko
się zmieniło i próbują wyjść naprzeciw nowej rzeczywistości. Mają swoje własne
dylematy, które nie tak prosto rozwiązać, zwłaszcza, kiedy wiele się
komplikuje. Randa’al ’Thor stał się Smokiem Odrodzonym, twierdza nie do
zdobycia upada, a wojna wisi w powietrzu, czy Radal wypełni swoje
przeznaczenie?
„Wschodzący
cień” jest pewnego rodzaju skupieniem nad Smokiem Odrodzonym, bohaterem, który
nie potrafi w pełni zaakceptować tego, kim jest naprawdę. Chodzi tutaj o wybór,
którego został pozbawiony, nie może zdecydować, czego chce, ani czy jest na to
gotowy. Sytuacja wymaga konkretnych działań, a moc trzeba opanować. Jeśli chodzi o poszczególnych
protagonistów, chyba najbardziej zainteresował mnie Mat. Jordan zdecydował się
wpleść w tę postać elementy nordyckiej mitologii, co bardzo mi się spodobało. Robert
Jordan przykładał się do każdej tworzonej nacji, czy też otoczenia.
Gdziekolwiek pojawią się bohaterowie, to tamtejsza kultura będzie bardzo
rozbudowana i szczegółowo opisane. Autor miał pewien zamysł, żaden z bohaterów
nie mógł być u niego potratowany po macoszemu, wręcz przeciwnie starał się
każdemu nadać wystarczająco dużo miejsca ku temu, aby mógł zyskać sympatię,
bądź antypatię czytelnika. Pozostaje mi czekać na kolejny tom i ponownie wyjść naprzeciw
Odrodzonemu Smokowi.
Komentarze
Prześlij komentarz