Recenzja Alicja Wlazło „Nim nadejdzie świt”
Podobno pierwsza miłość nie może trwać wiecznie.
Podobno wypali się przy pierwszym podmuchu pędzącego życia… Czy na pewno?
Theo pragnie by rodzice byli z niego dumni. Chodzi na treningi kickboxingu, jak niegdyś jego ojciec, gra również na skrzypcach, tym samym spełniając marzenie matki. Ich życie wydaje się poukładane, jednak ciągłe nieobecności ojca ciążą coraz bardziej.
Vera chce tylko normalnego życia, lecz jej relacje z matką wykraczają daleko poza te panujące w zdrowej rodzinie. Żyje w stresie, strachu oraz spędza dnie na spełnianiu wygórowanych
wymagań matki.
Czy rodzące się pomiędzy Theo i Verą uczucie wystarczy, by przetrwać wszystko, co zgotował im los? I, co najważniejsze, czy zdążą nim nadejdzie świt?
Theo pragnie by rodzice byli z niego dumni. Chodzi na treningi kickboxingu, jak niegdyś jego ojciec, gra również na skrzypcach, tym samym spełniając marzenie matki. Ich życie wydaje się poukładane, jednak ciągłe nieobecności ojca ciążą coraz bardziej.
Vera chce tylko normalnego życia, lecz jej relacje z matką wykraczają daleko poza te panujące w zdrowej rodzinie. Żyje w stresie, strachu oraz spędza dnie na spełnianiu wygórowanych
wymagań matki.
Czy rodzące się pomiędzy Theo i Verą uczucie wystarczy, by przetrwać wszystko, co zgotował im los? I, co najważniejsze, czy zdążą nim nadejdzie świt?
Twórczość
autorki jest mi dobrze znana, miałam okazję przeczytać i patronować wznowieniu
jej debiutanckiej powieści pod tytułem „Mrok”, drugim tomem cyklu o
Zaprzysiężonych była „Iskra”, którą także dla Was recenzowałam. Tym razem
autorka pokazała się nam z zupełnie innej strony a mianowicie bardziej
delikatnej. Takiej wrażliwej, dotykającej dusz bardzo tkliwych na muzykę. Byłam
jej ciekawa odkąd tylko dostrzegłam jej zapowiedzi i patronackie grafiki. Co
takiego przygotowała dla nas autorka?
Główną
bohaterką książki „Nim nadejdzie świt” jest Vera, to młoda dziewczyna, której
życie nie jest usłane różami. Nigdy tak naprawdę nie miała możliwości wyboru,
aby robić dokładnie to, czego by chciała. Z matką nie łączyła ją najlepsza
relacja, kobieta była wręcz apodyktyczna i w tym całym dystyngowaniu tłamsiła
ją i każde uczucie, które się w niej narodziło. Traktowała ją jak lalkę, którą
mogła ustawiać w dowolny sposób, aby robiła dokładnie to, co było konieczne i
to czego ona tak bardzo chciała. Vera została pozbawiona własnego zdania,
zostało ono tłamszone ilekroć chciało się pojawić. Zazdrościła wręcz zwyczajnym
rodzinom, które mimo wszystko potrafiły trzymać się razem. Miłość do muzyki, do
skrzypiec pozwalała jej marzyć, tylko czy mogła sobie na to pozwolić?
Theo
od zawsze starał się sprostać oczekiwaniom rodziców, prosił tym samym o ich
uwagę i o to, by byli z niego dumni. To niezwykle uzdolniony chłopak, który
odnajduje się zarówno na zajęciach kickboxingu, jak i gry na skrzypcach. Jego
ojciec w związku ze swoją pracą był często nieobecny, praca pochłaniała większość
jego czasu, przez co tak naprawdę relacja z synem mocno kulała budząc w
chłopaku agresję, gniew i frustrację. Co przyniesie spotkanie tej dwójki
bohaterów? Pozornie różni, jednak zagubieni i poszukujący własnej tożsamości,
czy to może się udać?
„Nim nadejdzie świt” jest powieścią o tym,
że czasem w życiu niepotrzebna wiele, aby je zmienić. Jedno spotkanie,
spojrzenie czasami potrafi sprawić, że nasza droga i światopogląd się zmieni. On,
ona i muzyka skrzypiec, czy może być coś piękniejszego niż miłość zrodzona z
muzyki? O każde uczucie należy walczyć i autorka zapewniła nam tutaj sensację,
liczne wyboje i pragnienia, które nie zawsze można spełnić. W nowej książce Alicji Wlazło możecie spotkać
wiele emocji, akcji, która jest prowadzona bardzo skrupulatnie powodując w
czytelniku napięcie, którego towarzyszyło mi podczas czytania całej książki.
Jeśli szukacie książki emocjonującej, której zakończenie potrafi zaskoczyć to „Nim
nadejdzie świt” jest ku temu odpowiednią lekturą
Komentarze
Prześlij komentarz