[PATRONAT] Trzeci rozdział ANNA WOLF "Serce Gangstera" Gangsterzy #1
Rozdział 3
Chloe
Kolejny raz ten dupek próbował szczęścia i tym razem, całkiem przypadkiem,
wylało się na niego trochę gorącej kawy. Dobra, to było trochę więcej niż
trochę. A ściślej rzecz biorąc, tak jakby wylałam całą kawę na jego krocze, więc podejrzewam, że w
najbliższym czasie żonie nie dogodzi. Szczerze? Mam to gdzieś. Jak dla mnie mógłby stracić to swoje
mikroskopijne przyrodzenie. Jeśli założymy, że takie ma. Ale teraz mam coraz
większą ochotę się zwolnić i kto wie, może to zrobię.
Wkurzona idę do swojego biura mieszczącego się na
zapleczu. Patrzę na duży zegar na beżowej ścianie, który pokazuje, że piekło
nachodzi. Jak zwykle na mojej głowie są zamówienia, marudzący
kucharze i cały ten kram. Z cichym westchnieniem obdzwaniam dostawców i czekam na
otwarcie restauracji. Przy okazji uświadamiam sobie, że to kolejny dzień,
kolejny wieczór, kiedy po pracy wrócę do pustego domu.
Nie to żebym się skarżyła. Ale, cholera, znalezienie porządnego faceta, który nie chce od razu
dobrać ci się do majtek, graniczy z cudem, zwłaszcza w takim mieście jak to. A
dlaczego? Ponieważ pełno tutaj kolesi, którzy liczą na jednorazowy numerek i po
seksie zwyczajnie znikają. Las Vegas jest specyficzne. Pełno różnej maści ludzi
– zarówno tubylców, jak i przyjezdnych. Miszmasz i co kto lubi: kolorowe neony,
nocne kluby, kasyna.
– Chloe. – Szef wtyka głowę przez uchylone drzwi. –
Otwieramy ten grajdoł. Daj z siebie wszystko, żeby klienci byli zadowoleni.
Wiecznie ta sama gadka. Kiedy tak nawija, doprowadza mnie
do szału. Nadęty dupek myślący, że wszystko kręci się wokół niego. Owszem,
to on jest szefem, więc tylko kiwam głową dla potwierdzenia. Nie mam ochoty z
nim dyskutować.
Dziesięć minut później jestem na sali. Podnoszę rolety,
zapalam świeczki, ozdabiające każdy stolik, po czym otwieram restaurację, a
następnie ruszam do kuchni sprawdzić, czy aby na pewno wszystko hula. Po kilku
godzinach sala pęka w szwach. To dość popularny lokal z dobrym jedzeniem i
przyjemną atmosferą. Niestety pracę skończę dopiero, kiedy wyjdą stąd ostatni
goście.
Cieszę się, bo
jeszcze godzina i w końcu będę mogła iść do domu. Jeszcze raz sprawdzam, czy w
kuchni wszystko mają, i ruszam do siebie, ale głos jednej z kelnerek zatrzymuje
mnie w połowie drogi.
– Chloe, musisz iść na
salę do
stolika numer pięć.
– A niby po co? – Pierwszy raz, odkąd tutaj pracuję, jestem
proszona do czyjegoś stolika. Zawsze idzie szef. – Czyżby jakiś niezadowolony
klient, którego portfel jest bardziej nadziany niż mózg?
Sara chichocze,
słysząc moje słowa.
– Nie wiem, poprosili o ciebie.
– Jasne, już idę, bo przecież nie mam nic innego do
roboty, niż wysłuchiwać żali, że stek jest ciut za bardzo wysmażony albo deser
powinien mieć więcej tego i owego – warczę, na co dziewczyna wybucha śmiechem.
– To nie jest śmieszne.
– Jest, bo widzę, że ktoś ci dzisiaj nadepnął na odcisk i
lepiej dla nich, żeby byli mili.
– Niestety, ja muszę być – mamroczę, wchodząc na salę.
Mam nadzieję, że mój strój odpowiada ich standardom. Nowobogackie
gnojki i ich fochy.
Przy stoliku numer pięć siedzi dwóch mężczyzn. Nie da się
ich nie zauważyć, bo emanują jakąś władczością. Lawirując między stolikami, mam
czas, żeby im się przyjrzeć. Blondyn oraz brunet. Włosy dobrze ostrzyżone i
ułożone. Obaj w dobrze skrojonych garniturach. Zdaje się, że mam do czynienia
nie z byle kim. Gdy jestem bliżej nich, dostrzegam, że wyglądają na
zadowolonych, więc nie rozumiem, po jaką cholerę mnie wezwali. Tak czy inaczej,
muszę do nich podejść. Odgłosy rozmów tłumią stukot moich wysokich obcasów.
– Dobry wieczór, jestem managerem, Chloe McCoy. – Przedstawiam
się grzecznie, gdy staję przy tej dwójce, jednak brunet nie reaguje i wciąż
siedzi do mnie tyłem. Gnojek. – W czym mogę panom pomóc? – Blondyn unosi głowę,
a ja lekko się wzdrygam. Sama nawet nie wiem dlaczego, ale w jego spojrzeniu
jest coś… coś
niebezpiecznego. Chyba tak to mogę określić.
– Czy zechciałaby pani usiąść?
– Obawiam się, że muszę odmówić. – Uśmiecham się
sztucznie. – Czy jedzenie panom nie smakuje? Mogę podać coś innego w ramach
rekompensaty – proponuję, mimo że jedzenie w tym lokalu do tanich nie należy,
ale niezadowolonego klienta trzeba ułagodzić, gdy bierze jedno z droższych dań.
Cennik mam w głowie.
– Nie nada. – Kurwa, Rosjanin. – To jest naprawdę
bardzo smaczne. Chcieliśmy zapytać, czy nie zechciałaby pani rozważyć pewnej
oferty.
Za cholerę nie. Nie z takimi kolesiami. Poza tym odnoszę
wrażenie, że to, co powiedzą, nie spodoba mi się. Takich typów, zwłaszcza takich,
omijam szerokim łukim. Słyszałam co nieco o pewnych ludziach stąd i nie chcę
mieć z nimi nic wspólnego. Jednak jako pracownik muszę rozegrać to tak,
żeby ich nie obrazić. Nie można ich ot tak spławić i myśleć, że wszystko w
porządku. To są ludzie, z którymi się nie zadziera. Może mam
paranoję, bo to mogą być zwykli turyści, ale lepiej być ostrożnym.
– Obawiam się, że nie jestem w stanie przyjąć pańskiej
oferty, jakakolwiek by ona nie była. Bardzo panów przepraszam, ale
jeżeli to wszystko, muszę wracać do pracy. Życzę smacznego.
– Daswidania – rzuca mi na odchodne, a ja o mało nie
gubię nóg, kiedy uciekam od nich szybkim krokiem, po czym
zaszywam się w kuchni. Opieram się plecami o drzwi, próbując doprowadzić swój
system nerwowy do stanu używalności.
– Ci faceci gapili się na ciebie. – Sara zjawia się obok niczym
duch, przyprawiając mnie prawie o zawał. – Kiedy odchodziłaś od ich stolika.
– Chryste, czy ty musisz mnie tak straszyć?
– Wybacz. – Chichocze. – Ale ten brunet, jak tylko
odeszłaś, wlepiał w ciebie bezczelnie wzrok. Przysięgam, aż mnie ciarki
przeszły. I, cholera, znam to spojrzenie. Ono zawsze oznacza kłopoty. – Sara szczerzy
się do mnie. – A facet jest naprawdę gorący. Nie wypuściłabym takiego z łóżka
za żadne pieniądze. Pytali o jedzenie czy może o trójkącik? – Porusza
zabawnie brwiami.
– A czy ktoś ci mówił, że jesteś
nienormalna? – wypalam. – Te typy mi się nie podobają. W sumie to nie wiem,
czego chcieli, naprawdę. Przepraszam cię, ale muszę iść i zająć się
papierologią, a ty wracaj do pracy, bo cię zwolnię za niemoralne zachowanie. –
Mrugam do niej, na co połowa ekipy, która słyszała naszą rozmowę, wybucha
śmiechem. Nigdy bym tego nie zrobiła. A każdy, kto zna Sarę, wie, że ona
żartuje. Ta dziewczyna taka już jest, może i całe szczęście, bo gdyby nie ona,
już dawno bym tutaj kogoś zamordowała w afekcie.
Trzy dni później
Rozprostowuję obolałe nogi, ponieważ jestem dzisiaj prawie do zamknięcia
restauracji. Wprost kocham, kiedy szef się dopieprza albo dostawcy nawalają, a
ja muszę dwoić się i troić, żeby tu wszystko grało. Stwierdzenie, że miałam
ciężki dzień, to niedopowiedzenie roku. Kiedy więc zegar w telefonie wyświetla
jedenastą wieczorem, zwijam manatki i wychodzę tak szybko, jak to możliwe.
Jestem tak cholernie zmęczona, że jedyne, o czym marzę, to łóżko, ale przez
własną głupotę mogę o tym zapomnieć. Mój kierunek to centrum handlowe i apteka.
A dlaczego? Bo „ktoś”, czytaj „ja”, zapomniał kupić tabletki antykoncepcyjne. Mieszkanie
w tym mieście ma jednak chyba jednak więcej plusów niż minusów. Sklepy są często
czynne do północy albo i przez całą noc. Normalnie nie fatygowałabym się tam, ale nie
mam wyjścia.
Wchodzę do apteki, w której o tej porze ludzi kupują
głównie kondomy i jakieś nawilżacze do sekszabaw. Jednak to nie mój interes. Ja mam
tylko jeden cel. Kiedy przychodzi moja kolej, płacę, chowam do torebki
opakowanie i wychodzę, kierując się do wyjścia z budynku. Po drodze mijam
niewielki butik, na wystawie którego widzę ekstrakieckę. Po szybkim
namyśle postanawiam ją przymierzyć i być może kupić. Kto wie, może w weekend
wyjdę gdzieś na drinka z przyjaciółką i kogoś poznam. Mam dosyć samotności,
która bywa często do dupy.
Aleksiej
– Jesteś pewiem, że ona tutaj jest? – dopytuję Olega, gdy siedzimy w moim
samochodzie przed centrum handlowym. Muszę mieć pewność, bo nie mam ochoty na gówniane problemy z
policją.
– Tak, Sasza ją śledzi. Weszła do apteki, a teraz…
– Do apteki? Jest chora? – Nie podoba mi się, że Chloe mogłoby coś dolegać.
– A bo ja wiem, boss. Z tego, co zauważył, chyba kupowała
środki antykoncepcyjne.
– Ma kogoś? – Próbuję się opanować, bo
na samą myśl, że jakiś frajer ją posuwa, mam ochotę zabić gnoja gołymi rękoma. Moje
zachowanie jest irracjonalne i sam nie do końca je rozumiem.
– Nie, nikogo nie zauważyliśmy – wyjaśnia, a ja od razu
czuję się lepiej. Co nie znaczy, że cieszy mnie to, że ona truje się tym gównem.
– W takim razie czekamy i zgarniamy ją – wyjaśniam. – Wolałbym to zrobić
inaczej, ale strach powoduje, że ludzie są potulni jak barany idące na rzeź.
– Tak szczerze, to dlaczego ona szefa tak
interesuje?
Ciekawski drań.
– Jest zabezpieczeniem – odpowiadam obojętnie, częściowo kłamiąc.
– Aha, akurat – prycha. – I dlatego wysłałeś jej kwiaty i
kazałeś ją śledzić? A trzy dni temu zmusiłeś mnie, żebyśmy poszli do
restauracji, w której pracuje. Wybacz, ale jakoś nie wierzę w tę bajkę.
– Cóż – przeczesuję dłonią włosy – chyba mi się podoba.
– Mówisz, szefie? Nigdy bym się nie
domyślił.
– Bo wpakuję ci kulkę w dupę i wtedy pogadamy – fukam.
– Idzie.
– W takim razie do roboty.
Zza przyciemnianej szyby mojego range rovera patrzę na
wychodzącą dziewczynę. Kieruje się wprost do czarnego sedana, który stoi z dala
od wejścia. Sama ułatwia mi zadanie i zaraz wpadnie nam w ręce. Lubię łatwą
robotę.
Obserwuję, jak Ivan staje przy samochodzie, otwiera
bagażnik, udając, że czegoś w nim szuka. Niczego nieświadoma Chloe mija go, a
idący za nią Sasza jednym płynnym ruchem pakuje ją do środka i zamyka
klapę. Na moich oczach i na mój rozkaz porwali dziewczynę. To w chuj
popieprzone, ale takie życie. Z piskiem opon ruszają spod centrum, a Oleg i ja
podążamy za nimi.
Kurwa, w moim ciele krąży adrenalina jak po jakiejś
niebezpiecznej akcji. W sumie porwanie jest przestępstwem, ale dla faceta
takiego jak ja nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudniejsze do zdobycia.
Czyli takie jak ona. Wiedziałem, że muszę ją mieć od momentu, kiedy tylko ją
ujrzałem. Być może to, co myślę i czuję w stosunku do niej, jest popieprzone,
bo przecież jej nie znam. Ale nic nie mogę na to poradzić. Coś we mnie mówi, że
ona należy do mnie. Popierdolone? Owszem, ale ja sam chyba taki jestem. W
jakiej roli wystąpi przy moim boku, jeszcze nie wiem. Może będzie mnie zabawiać
jak inne dziwki, a może zupełnie odwrotnie. Przekonamy się. Ale jedno jest
pewne, od teraz należy wyłącznie do mnie.
– Wyglądasz na zadowolonego – odzywa się Oleg, który wiezie nas do
mojego domu. – Taką suczkę jak ona sam bym chętnie przygarnął. Na pewno nieźle
się pieprzy i założę się, że potrafi również nieźle
obciągnąć.
– Może i masz rację. Ale radzę ci trzymać pierdolone łapy przy sobie.
Zrozumiano? – ostrzegam, bo co moje, to moje. Z nikim się nie dzielę.
– Jasne, jasne, ona jest szefa. – Śmieje się, a ja mam
ochotę przypierdolić mu za jego zuchwalstwo. Jednak nie zrobię tego, bo Oleg jest
dobrym i lojalnym pracownikiem, mimo niewyparzonej gęby.
– Jedynym facetem, który będzie ją posuwał,
jestem ja – oświadczam, chociaż nie wiem, czy do tego dojdzie. Ale oni muszą
wiedzieć, że dziewczyna jest nietykalna. – Dopóki jej brat nie odda
mi długu, ona może być moją dziwką i może jakoś odrobi część jego zaległości.
– Teraz już wszystko pojmuję.
Chloe
Złowroga cisza wypełniająca bagażnik, do którego ktoś cię
wpakował, kiedy robiłaś zakupy w centrum handlowym, jest jak potężny cios.
Przerażenie, otumanienie – to czujesz. I masz ochotę wyć ze złości i walić
pięściami w klapę bagażnika, licząc na cholerny cud, który nie następuje. I
raptem zdajesz sobie sprawę, że nie masz szans na wydostanie tyłka z tego
piekła. Przez krótką chwilę zastanawiasz się, jak mogło ci się coś takiego przytrafić.
Dlaczego i po co ktoś cię porwał, jednak nic logicznego nie przychodzi do głowy. I
w końcu masz to. Nadchodzi bolesna świadomość, że śmierć
może być tylko kwestią czasu.
– Aaaa! – Z bezsilności krzyczę z całych sił i uderzam
głową w bagażnik i zaraz syczę z bólu. Sięgam ręką do bolącego miejsca. Okazuje
się, że mam całkiem sporego guza. Masuję go, leżąc w otaczającej
mnie ciemności i w cholernie niewygodnej pozycji. Mój oddech nie chce się
uspokoić, a serce wali niczym dzwon na kościelnej wieży. I niech to szlag.
Zdaje się, że mnie, do cholery, porwano. Macki strachu owijają się wokół ciała i
coraz bardziej zaciskają. Mam wrażenie, że zaraz się uduszę. Boże, nienawidzę
ciasnych, ciemnych pomieszczeń. Żółć podchodzi mi do gardła i ponownie walę
pięścią w klapę bagażnika, jednocześnie próbując ją kopać, ale
nic z tego nie wychodzi. W końcu, zmęczona, poddaję się, czekając na następny
krok porywacza. Prędzej czy później nastąpi i wtedy wolałabym być gdzieś
indziej.
Nie wiem, ile czasu mija, ale kołysanie ustaje. Samochód zatrzymuje się, a
po chwili otwiera się klapa. Nic nie widzę przez oślepiające światło padające
zza ciemnej postaci, która pochyla się i po mnie sięga, zaciskając swoje duże
dłonie na moim ciele.
– Puszczaj! – wrzeszczę i próbuję uderzyć tego
dupka, który brutalnie mnie wyciąga i przerzuca sobie przez plecy,
ruszając ze mną Bóg wie gdzie. – Puszczaj, do cholery!
– Proszę się uspokoić – mówi z lekko
wyczuwalnym obcym akcentem.
– Kim ty jesteś?! – wciąż krzyczę, ale facet nie
odpowiada. Gdy wiszę głową w dół, robi mi się niedobrze. – Będę wymiotować –
ostrzegam.
– Jesteśmy. – Otwiera jakieś drzwi i praktycznie rzuca mnie
na podłogę jak worek ziemniaków. – To twój pokój – oznajmia i
wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Mam ochotę cisnąć czymś w tego kolesia, ale od uderzenia
boli mnie tyłek i ramię. Z trudem się podnoszę i rozmasowując potłuczony
pośladek, bez namysłu ruszam do wyjścia. Szarpię za klamkę. Jednak nic to nie
daje, bo cholerne drzwi są zamknięte na amen. Walę w nie pięścią z
całej siły i zaczynam się wydzierać.
– Wypuść mnie! – Znowu szarpię za klamkę. – Halo?! Jest
tam ktoś?!
Po kilku minutach bezskutecznego walenia i krzyczenia
poddaję się. Nie mam siły, a moje gardło błaga o ulgę. Obracam się i otwieram szerzej
oczy na widok pokoju. Nie zwróciłam wcześniej na niego uwagi, ale Chryste, kto
tak mieszka? Totalny przepych, rodem z jakichś książkowych albo filmowych
romansów. I mimo że to nie mój styl, muszę przyznać, że ma to swój urok. Jednak olewam
to i ruszam do okien ukrytych za grubymi kotarami. Łapię materiał i silnym
szarpnięciem odsuwam. Szlag. Zewnętrze rolety są opuszczone, więc ucieczka
przez okno odpada. Zaczynam przeszukiwać pokój, szukam innego
wyjścia, ale jestem ugotowana. Nie mam jak się stąd wydostać. Nie wiem, gdzie
jestem. Nie wiem, kto mnie porwał ani dlaczego. Nic nie wiem. Opadam na wielkie
łóżko z narzutą w kolorze pudrowego różu i zwijam się w kłębek. Nie zostało mi
nic innego, jak tylko oczekiwać na swój los. Do oczu
napływają łzy i mimo że próbuję je powstrzymywać, słone krople toczą się po
policzkach. Zamykam oczy, wolno oddychając i licząc, że sen pomoże mi jakoś
przez to przejść. A może rano, gdy się obudzę, wszystko okaże się tylko nocnym koszmarem?
Może obudzę się w innym miejscu?
Aleksiej
– Co z nią? – dopytuję Saszy. To on był odpowiedzialny za dostarczenie
dziewczyny.
– Jest w pokoju, który przydzielił jej
szef.
– Okej. A teraz możecie zająć się swoimi sprawami. – Wypraszam
wszystkich z gabinetu, jednak Oleg zostaje. – Coś jeszcze?
– Co masz zamiar z nią zrobić, boss?
– A to chyba nie twoja sprawa, nie sądzisz? – Rozsiadam
się wygodnie w fotelu za biurkiem.
– Może i nie, ale McCoy nie spłaci długu, jeżeli jej się coś stanie.
– Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. – Mówię prawdę. – Więc
daruj sobie, kurwa, te gadki. I nie twoja sprawa, co z nią zrobię. Należy do
mnie. Dawno nie miałem na stałe kobiety, więc może taka rola jej przypadnie,
kto wie. I nie mów mi, co mogę, a czego nie, bo to nie twój pieprzony interes.
– Chcesz kobiety czy dziwki? Bo to dwie różne rzeczy.
– A ty chcesz jeszcze u mnie pracować? I dla mnie to to
samo, kobiety są dziwkami. Dlaczego ta miałaby być wyjątkiem? – pytam twardo,
bo dawno pozbyłem się złudzeń co do szczerości kobiecych intencji. Nie ma nic
za darmo, zawsze czegoś chcą. Odrobiłem tę lekcję bardzo starannie. Jedna
dostała moje serce i zrobiła z niego wycieraczkę. To się, do kurwy nędzy, nigdy
nie powtórzy. Nigdy. To, że pragnę Chloe, nie znaczy, że będzie dla mnie kimś
więcej niż tylko ciałem, które mnie zabawi. Moje serce jest wyłącznie pieprzonym
organem pompującym krew.
– A dlaczego nie? To, że tamta bladź taka była, nie
oznacza, że McCoy też taka jest.
Mam ochotę udusić Olega.
– Nie wspominaj tamtej kurwy – warczę. – Chloe jest tutaj
w zamian za moją kasę, więc tak czy inaczej jest moja.
– Zapewne będę musiał sprzątać gówno, które zrobisz, szefie.
Bo szambo zawsze wylewa i odpadki pływają na wierzchu.
– Nie będziesz, a nawet gdyby, to chyba od tego tutaj
jesteś, a teraz wyjdź – rozkazuję.
– Jasne, idę do siebie.
Patrzę, jak wychodzi i zamyka drzwi. W końcu zostaję sam
i mam czas, żeby zastanowić się, co zrobić z dziewczyną. Myśl, że mogłaby być
naprawdę moja i zadowalać mnie w łóżku, jest bardzo kusząca. Jednak chyba
prędzej musiałbym ją zgwałcić, gdyż wątpię, żeby dobrowolnie chciała mi się
oddać. Bo kto normalny, do cholery, pieprzyłby się ze swoim porywaczem? Nikt.
Więc szanse na to, że ona i ja wylądujemy razem w łóżku, są równe zeru, ponieważ
nie gwałcę i nie biję kobiet. To jedna z moich zasad.
– Blać – mamroczę pod nosem i nalewam sobie wódki, którą wypijam jednym haustem.
Po godzinie spędzonej w gabinecie i opróżnieniu jednej
trzeciej butelki, jestem chyba wystarczająco znieczulony, żeby zmierzyć się z
rzeczywistością. Wstaję i ruszam szerokimi schodami na górę do swojej
sypialni. Po drodze muszę jednak minąć pokój Chloe, który
znajduje się na tym samym piętrze. Zatrzymuję się przed jej drzwiami i opieram
dłoń o ciemne drewno. Chciałbym tam wejść, ale… Odchodzę kawałek i niech to
szlag. Wracam. Przekręcam klucz w zamku, pcham lekko drzwi i wchodzę po cichu
do środka. Nikłe światło nocnej lampki oświetla sypialnię, nadając jej intymny
wygląd. Chloe leży skulona na łóżku w ubraniach. Powinienem trzymać się od niej
z daleka, ale nie mogę. Coś mnie do niej przyciąga. Zakazane rzeczy smakują
najlepiej. To jest jak kuszenie Adama przez Ewę. Facet doskonale wiedział, czym
ryzykuje, ale i tak dobrał się do pieprznego jabłka. A ja stoję jak ostatni
frajer i gapię się na śliczną kobietę. Chciałem Chloe i ją mam. A w jaki sposób to osiągnąłem, to
już mało istotne. Od teraz aż do spłacenia długu przez braciszka jest moją
własnością. A może pozostanie tak przez bardzo długi czas? Być może na zawsze?
Nie wiem, nie jestem w stanie teraz tego przewidzieć. A Nick jest za głupi,
żeby zdobyć taką forsę. Poza tym nikt normalny nie oddaje pod zastaw członka
rodziny. Koleś jest zwykłym skurwielem i śmieciem. Prędzej czy później ktoś
wpakuje mu kulkę w tę jego parszywą gębę i na pewno nie będę to ja. Fakt, może
będzie to na moje polecenie, ale osobiście nie dokonam egzekucji. Mam od tego
odpowiednich ludzi. Bycie szefem ma swoje plusy. A jeden z nich spoczywa
właśnie przede mną w mojej gościnnej sypialni.
Kurwa, chciałbym ją zabrać do swojego łóżka, albo raczej
żeby sama do mnie przyszła. Ale prędzej piekło zamarznie, niż ona to zrobi, kiedy
się dowie, kim jestem.
Podchodzę bliżej i na jej ślicznej twarzy dostrzegam
ślady łez. Płakała i wiem, że to przeze mnie, albo raczej przez to, co
zrobiłem. Czy mnie to rusza? Nie. Uodporniłem się na to gówno. I nie mam wyrzutów sumienia, że ją
porwałem. To jest jak z zastraszaniem ludzi. Wolę, żeby jednak wywiązywali się
z umowy, niż miałbym ich zabijać. A to, że nie sprawia mi to przyjemności, nie
znaczy, że tego nie robię. Gdybym czerpał z tego satysfakcję, byłbym chorym
sukinsynem, chociaż to część mojej pracy i tego, kim jestem. Znam takich, co
lubią zabijać, gwałcić i robią z lubością całą masę innych popieprzonych
rzeczy, których ja nie zrobię. Dla nich Chloe byłaby tylko kolejną
panienką, którą by zgwałcili, a na końcu zapewne zabili i
poćwiartowali, żeby ją uciszyć. Lepiej dla niej, że Nick ma dług u mnie, a nie u
Ethana. Kolesia kiedyś poniosło i zabił jedną ze swoich dziwek, bo za bardzo się naćpał.
Nachylam się po narzutę, żeby okryć Chloe, ale ona
zaczyna mamrotać coś pod nosem, więc zastygam, kiedy przewraca się na drugi
bok. Niezwłocznie ją przykrywam i mimo że powinienem się odsunąć, nie robię
tego. Zaciągam się jej zapachem, który uderza do głowy niczym dobra wódka. Odruchowo
dotykam jej włosów, przepuszczając ciemne kosmyki między palcami. To
uczucie miękkości i zapach znowu mnie pobudzają. Prostuję się i cofam. Muszę
stąd wyjść, i to natychmiast.
Drzwi prawie się za mną zatrzaskują, kiedy w pośpiechu
opuszczam jej sypialnię. A będąc już w swojej, zrzucam z siebie wszystkie
ubrania i idę do łazienki. Dziesięć minut później leżę nagi w łóżku i mimo
zmęczenia nie mogę zasnąć. Kiedy kolejny raz spoglądam na zegarek, który
wskazuje prawie trzecią w nocy, rezygnuję ze snu. Wstaję z łóżka, wkładam dresowe
spodnie i wychodzę z pokoju. Nikłe oświetlenie korytarza wystarcza, żebym
dotarł do schodów i gabinetu, gdzie sięgam po telefon i wybieram numer do
jednej z dziewczyn. Wiem, że to ona dzisiaj pomoże mi się zrelaksować, gdyż
powód mojego stanu śpi smacznie na górze. A jest to powód,
którego, do chuja, nie mogę dotknąć, chociaż bardzo bym chciał.
Komentarze
Prześlij komentarz