[PATRONAT] Trzeci rozdział Rachel Van Dyken "IAN. TWÓJ OSOBISTY TRENER PODRYWU"




ROZDZIAŁ TRZECI

– Nareszcie! – krzyknęła po otwarciu drzwi Gabi, i jednym ruchem wyrwała mi zakupy z rąk. – Nie mówiłeś, że będziesz za piętnaście minut?
– Mówiłem? Wydawało mi się, że powiedziałem dwadzieścia. – Poza tym musiałem pomóc pewnej kasjerce, zatem…
Gabi zmrużyła oczy.
– Cuchniesz tanimi perfumami.
– Ohyda, prawda? Kto w tych czasach pryska się Vanilla Fields? Może twoja babcia, ale ona ma osiemdziesiąt lat, dlatego można jej wybaczyć, że trzyma się starych nawyków.
– Znów to zrobiłeś, czyż nie?
– Ale co? – Zgrywałem niewiniątko, rozpakowując zakupy.
Gabi mieszkała kilka przecznic od kampusu Uniwersytetu Waszyngtońskiego, a ja kilka kilometrów od niej, co odpowiadało nam obojgu.
Pilnowałem, by żaden idiota nie zadręczał jej swoją egzystencją.
A ona mi gotowała.
Czasami pakowała mi nawet lunch do dziecięcego pudełka z uśmiechniętymi buźkami.
Praktycznie codziennie wypominała mi też, że gdyby nie ona, umarłbym z głodu.
Gabi przewróciła zielonymi oczami i szybko spięła długie kasztanowe włosy w luźny koczek nisko na głowie.
– Czasami mam ochotę cię zabić. – Wypuściła powietrze. – Wow, ależ mi ulżyło, gdy zrzuciłam to z serca.
– Po to tu jestem. – Mrugnąłem do niej. – Zapewniam ci osobistą terapię.
Zmarszczyła nos.
– Ale poważnie. Śmierdzisz, stary.
Uniosłem koszulkę do nosa i się skrzywiłem.
– Jak, do diabła, pięć minut spędzonych z Kasjereczką zamieniło mnie w chodzącą reklamę perfum?
Gabi westchnęła, po czym wskazała na górę.
– Idź. Umyj się. Ja w tym czasie przygotuję jedzenie. Ciuchy na zmianę znajdziesz w moim pokoju. Tylko – kichnęła, marszcząc nos – pozbądź się smrodu puszczalskiej.
– Dziewczyna ma imię – droczyłem się z nią. Sam go nie zapamiętałem, ale na swoją obronę powiem, że gdy obejmowała ustami moje przyrodzenie, to zasłaniała głową plakietkę z imieniem. Rozumiecie teraz? To nie moja wina, że nie mogę sobie tego przypomnieć.
– Kiedyś nadejdzie taki dzień – Gabi pokręciła głową – w którym jakaś dziewczyna powali cię na kolana. Albo cię wydyma. W tyłek.
– Ooo. – Zadrżałem, pochylając się, by dać jej buziaka w policzek. – To sprośne. Nie mogę się doczekać.
Mocno mnie odepchnęła, a następnie klepnęła w pośladek.
– Na górę. Idź już, zanim ściągniesz na siebie więcej uwagi.
– Uwagi?
– Dziewczyn bez przyszłości. – Kiwnęła głową z powagą. – Wiesz, takich, które możesz łatwo…
– Lex! – celowo wszedłem jej w słowo, gdy w kuchni pojawił się mój przyjaciel – muskularna, mierząca niemal dwa metry męska dziwka.
Był gorszy nawet ode mnie.
Oznaczało to, że zapewne zasługiwał na medal.
Albo odznakę.
Co najmniej na przepaskę z literą „D” – skrót od „dziwka”. Miałby własną szkarłatną literę symbolizującą jego przewinienia.
Gabi się spięła.
– To ja pójdę pod ten prysznic – obwieściłem, po czym zostawiłem ich samych. Dobrze wiedziałem, że najlepiej trzymać się z daleka. Nie znosiłem rozdzielać walczących osób. Ostatnim razem, gdy podjąłem się próby wprowadzenia rozejmu, oberwałem w jaja i skończyłem ze śliwą pod okiem.
Biorąc pod uwagę, że do końca semestru miałem klientki, wolałbym nie pojawiać się na spotkaniach z nimi z powiekami tak zapuchniętymi, że niemal niczego bym nie widział.
Wbiegłem na górę, przeskakując po dwa schodki naraz. Zapukałem, zanim wszedłem do łazienki, następnie szybko się rozebrałem i wskoczyłem pod prysznic.
Moje kosmetyki leżały w pudełeczku w rogu, czyli na swoim miejscu.
Zanim zaczniecie mnie o cokolwiek podejrzewać, to przypomnijcie sobie, że Gabi jest dla mnie jak siostra, a co za tym idzie – tylko raz myślałem o tym, by ją pocałować. Na wieczorze łyżwiarskim w ósmej klasie. Podejrzewam jednak, że przyszło mi to do głowy, ponieważ ktoś zaprawił moje Mountain Dew.
Wracając do tematu, pocałowaliśmy się i było okropnie. Gabi puściła pawia. Jestem jednak całkiem pewien, że za wymioty odpowiadała grypa żołądkowa, a nie moje kiepskie buziaki.
Kilka dni później się pogodziliśmy. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Przysięgliśmy, że zachowamy to w tajemnicy.
I nie mieliśmy od tamtej pory żadnych problemów.
Mogę zatem szczerze powiedzieć, że jej dziwna fascynacja Leksem nie wywoływała u mnie zazdrości, choć, jeśli kiedykolwiek zacząłby się do niej zalecać, to zapewne powiesiłbym go na słupie telefonicznym i podpalił mu jaja. Mimo że jej obsesja była urocza, to nic by z tego nie wyszło. Ponieważ Gabi była dziewicą.
On nie.
Poza tym faceci pokroju Leksa wiedzą, że dziewczyny takie jak Gabi są dla nich za dobre. Nie mógłby sobie na nią pozwolić, nawet jeśli zaprzedałby swoją zepsutą duszę.
W powietrzu unosił się znajomy zapach żelu pod prysznic firmy Molton Brown, który gryzł w nozdrza, a zarazem mnie koił.
Trzymałem ten żel tylko u Gabi.
U siebie miałem ten od Jeana-Paula Gaultiera.
Kiedy miałem nocować u jakieś dziewczyny przed spotkaniem z klientką, zabierałem ze sobą Old Spice’a. Było to kolejne przyzwyczajenie wynikające ze statystyki. Co najmniej trzydzieści procent studentów używało Old Spice’a, co oznaczało, że ta woń u innych mężczyzn będzie przypominała dziewczynie mnie, przynosząc jej ukojenie oraz skłaniając, by wyszła poza narzucone sobie ograniczenia. Jak każdy ekspert od randek wiem, że zapach najłatwiej pozostawia po sobie ślad w pamięci, a także napawa spokojem.
Takich rzeczy nie da się przewidzieć.
Co jest kolejnym argumentem za tym, że Lex wnosi nieoceniony wkład do naszej spółki w postaci zamiłowania do wykresów, danych i ciekawostek.
Nagle ktoś tak mocno zapukał w drzwi, że te zadrżały.
– Przysięgam na bogów prysznica, że jeśli się nie pospieszysz, to rozwalę zamek, a potem spuszczę wodę w toalecie.
– Jeszcze pięć minut, Gabs.
– Ciągle podajesz nieprawdziwy czas!
Szybko zakręciłem wodę, przewiązałem się w pasie ręcznikiem, a następnie poszedłem do jej pokoju.
Wzdychając, zamknąłem drzwi. Zrzuciłem ręcznik i włączyłem światło.
Wymieniła komodę?
Miała brązową.
Teraz widziałem czarną.
Nie poznawałem też stojących na niej flakoników.
Zmarszczyłem brwi i wąchałem perfumy od Prady, gdy otworzyły się drzwi.
– Święty Garfieldzie i lasagne! – wykrzyknęła wysoka szatynka z burzą długich, falowanych włosów. Zakryła twarz i zatoczyła się do tyłu. Wcześniej zdążyła prawie zamknąć drzwi, więc klamka przybiła jej tyłeczkowi niezłą piątkę. Skrzywiła się i poleciała przed siebie, w kierunku kosza na bieliznę, przy którym stałem.
Nie stalowego.
Plastikowego.
Tak więc, gdy tylko się na nim oparła, pękł. Rozsypało się pranie, dziewczyna upadła na kolana, a jej brzydkie, czarne koszykarskie spodenki się podwinęły, odsłaniając umięśnione uda.
Wyszczerzyłem zęby i, wciąż nagi, pochyliłem się, by wskazać palcem jej różowe stringi.
– Wziąłem cię za dziewczynę, która raczej nosi bokserki.
Włosy zasłaniały jej twarz, przez co wyglądała jak kuzyn To z Rodziny Addamsów. Powoli zebrała je z oczu.
– Co robisz w moim pokoju? – zapytała niskim, oskarżycielskim i seksownym tonem. Gdybym zamknął oczy, mógłbym udawać, że ten głos wydobywał się z innego ciała.
– W pokoju Gabi?
– Nie. – Zafalowały jej nozdrza. – W moim pokoju.
– A ty jesteś…? – Wyciągnąłem rękę, ponieważ przede wszystkim byłem dżentelmenem (bycie męską dziwką to pewnego rodzaju hobby), a poza tym babcia dawała mi klapsa za każdym razem, gdy nie uściskałem dłoni osobie, której się przedstawiałem.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, gapiąc się na moje nagie ciało.
– Dobra – powiedziałem, od niechcenia wzruszając ramionami. – Ale dosłownie za trzy minuty Gabi mi nakopie, więc wolisz na łóżku czy podłodze, skoro już tam leżysz?
Przyjaciółka oskarżała mnie, że nie byłem hojny? Kurczę, popatrzcie tylko na mnie. Byłem gotowy rozdawać orgazmy za darmo.
– Co? – Wzrok nowej, dotąd omiatający moje ciało, spoczął na oczach. Cholera, niektórzy pobierali opłaty za takie wgapianie się w nich. – Co ty pleciesz?
– Dobra. Zostały nam dwie i pół minuty. Nie powiem, że nie będzie trudno, ale powinienem zdążyć zrobić coś, od czego przyspieszy ci oddech. Może nawet krzykniesz raz czy dwa.
– Krzyknę? – powtórzyła, marszcząc brwi. – Co ty gadasz? I dlaczego jesteś nagi?
– Kiedy się tu wpakowałaś, szukałem ubrań.
– W moim pokoju?
– Słuchaj – spojrzałem na zegarek – zbliżamy się do niebezpiecznej granicy. Nazywano mnie Supermanem w łóżku, ale raczej nie zrobię powtórki z dwa tysiące czternastego, mimo że chciałbym dopisać kolejny wyczyn do księgi swoich rekordów. Jeśli zatem chcesz to zrobić, to się pospiesz i zrzuć co najmniej koszulkę.
– Jesteś – jej policzki pokryły się szkarłatem – wynajętym na imprezę striptizerem?
Hmm. Nie było to zupełnie bezpodstawne pytanie. Mógłbym dać im darmowy pokaz, co oznaczałoby jednak, że jestem święty, jeśli wziąć pod uwagę to, ile normalnie sobie liczę za godzinę.
– Nie. – Wyciągnąłem dłoń. Kiedy jej nie przyjęła, zdecydowałem, że pomogę jej wstać w inny sposób.
Kopnęła mnie. I nawet próbowała gryźć.
– O proszę. Trochę entuzjazmu!
– Postaw mnie! – Wyrywała się.
Spełniłem polecenie i odsunąłem się na pewną odległość, po czym skrzyżowałem ręce na klacie.
– Przykro mi, ale czas się kończy. Zostało dziesięć sekund, a nawet ja nie jestem zdolny dokonać aż takiego… – Wskazałem jej luźną koszulkę, równie luźne spodenki i, kurczę blade, czy miała na sobie wysokie skarpety z paskami? – Cudu. – Przełknąłem ślinę. – Strzelam w ciemno, ale czy uczyłaś się w domu?
Ze złości lub zażenowania krew napłynęła jej do twarzy.
– Nie! Mieszkam tu. To mój pokój!
– Ależ to pokój Gabi.
– Zamieniłyśmy się rano! – Tupnęła. Miała na stopach staromodne klapki z Adidasa.
Wciąż je produkowali? Ha. Zobaczyć je na żywo to prawie tak, jakby spotkać żywego T-Rexa.
– Dlaczego gapisz się na moje stopy?
– Muszą być teraz sporo warte. – Postukałem się po podbródku, wciąż gapiąc się na obrzydliwe gumowe obuwie. – Imponujące. Naprawdę.
– Słuchasz mnie w ogóle? – pisnęła. – Wciągnij na siebie jakieś ciuchy i wynoś się z mojego pokoju. Albo nie ubieraj się, tylko stąd spadaj. Jak wolisz.
– Właśnie. – Poważnie kiwnąłem głową. – Właśnie to zamierzałem zrobić, gdy tu wpadłaś. Ale – powiedziałem powoli – twierdzisz, że zamieniłyście się pokojami?
Przytaknęła.
– Czyli który pokój jest teraz Gabi?
Kiedy wskazała pomieszczenie na drugim końcu korytarza, przypomniało mi się, że przyjaciółka rzeczywiście wspominała o zamiarze przeniesienia się do mniejszego pokoju, bo jej współlokatorki miały zamieszkać w jednym.
– Aha, więc jesteś Serena.
– Blake – warknęła. – Serena jest blondynką.
Dałbym sobie rękę uciąć, że też była seksowna. Serena to imię dla pociągającej dziewczyny, za to Blake było imieniem, jakie rodzice nadawali dziewczynkom, choć mieli nadzieję na syna. Na takie dzieci ojcowie przenosili marzenia z dzieciństwa, których nie udało im się spełnić. Postawiłbym dziesięć dolców na to, że jej tata zmuszał ją do uprawiania każdego możliwego sportu oraz że jej rodzice się rozwiedli lub wychowywało ją tylko jedno z nich.
– Dlaczego wciąż tu stoisz… nagi? – Tym razem odwróciła wzrok i zasłoniła twarz.
– A co jest złego w nagości? Wiesz, że tacy się rodziny, prawda?
– Idź – ponownie na mnie nie spojrzała, wskazała tylko drzwi – sobie.
– Twoja strata. – Zaśmiałem się. – Mogłem wstrząsnąć twoim światem.
– Moim światem nie trzeba wstrząsać.
Zatrzymałem się w wejściu, a następnie odwróciłem. Zbliżyłem się do niej i nachyliłem tak, by mój oddech muskał jej szyję, gdy wyszeptałem:
– Tutaj się mylisz, Blake. Każda dziewczyna powinna pozwolić komuś, by choć raz wstrząsnął jej światem. Jeśli to ja miałbym być tego sprawcą, to przydarzyłoby się to co najmniej dwukrotnie.
Stała sztywno, ale zdradzał ją oddech, który przyspieszył tak jak jej puls. Pochyliłem się i polizałem skórę jej szyi w miejscu, które mnie nawoływało, po czym się cofnąłem.
– Miło mi.
Trzasnęła za mną drzwiami, niemal waląc mnie nimi w tyłek na pożegnanie.
Nie każdą można oczarować. Nie chodziło o to, że chciałbym czegokolwiek od Adidasowej Dziewuszki. Miałem chętnych pod dostatkiem i nie potrzebowałem chłopczycy o stłumionym popędzie seksualnym, która nosiła dresowe ciuchy, bo były wygodne.





Komentarze

Popularne posty