[PATRONAT] Rozdział pierwszy "Narzeczona na chwilę" Monika Serafin
ROZDZIAŁ 1
Mackenzie
Budzik zadzwonił
o czwartej trzydzieści, więc bez zbędnego marudzenia wstałam i pościeliłam łóżko.
Starając się być cicho, poszłam do łazienki, gdzie radośnie powitało mnie moje odbicie
w lustrze. Dziewczyna po drugiej stronie uśmiechała się promiennie, jakby życząc
mi dobrego dnia. Umyłam twarz, zęby i zaplotłam ciemne włosy w warkocz, który sięgał
aż do pośladków. Następnie poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam ekspres oraz zrobiłam
śniadanie dla Jade. Zostawiłam kanapki na talerzyku obok szklanki z sokiem pomarańczowym,
zabrałam kubek z kawą i, uśmiechnąwszy się pod nosem, wróciłam do swojego pokoju.
Na drzwiach wisiał drewniany wieszak, a na nim mój błękitny uniform. Zdjęłam
go i przebrałam się, spoglądając na odbicie w lustrze wmontowanym w drzwi szafy.
Przygładziłam włosy i poprawiłam kołnierzyk koszuli. Westchnęłam, upiłam łyk kawy,
po czym podniosłam torbę leżącą na podłodze. Spakowałam do niej telefon,
klucze oraz kilka potrzebnych drobiazgów. Upewniając się, że w jednej z przegródek
znajdowała się moja karta dostępu, wyszłam z pokoju. Odniosłam kubek z niedopitym
napojem do kuchni i zerknęłam na zegarek – wskazywał dokładnie piątą dwadzieścia.
Chwyciłam zapakowane wcześniej kanapki, wrzuciłam je do torebki, po czym skierowałam
się w stronę pokoju Jade.
Uchyliłam lekko drzwi, sprawdzając, czy wciąż spała. Wyglądała tak niewinnie,
leżąc pod kołdrą z motywem księżniczek Disneya. Jedną rączkę miała uniesioną nad
głową, a drugą położyła na brzuchu. Oddychała spokojnie i równo, a jej twarzyczka
była łagodna. Uśmiechnęłam się lekko, a chwilę później zamknęłam drzwi, posławszy
jej całusa.
Wyszłam z mieszkania i zapukałam do sąsiedniego. Po krótkiej chwili w progu
stanęła pani Mester ubrana w staromodną, sięgającą podłogi koszulę nocną z długim
rękawem. Na głowie miała różowy czepek, a w lewej ręce trzymała zapalonego papierosa.
Zaciągnęła się i dmuchnęła w bok.
– Już wychodzisz, kochanieńka?
– Tak. Liczę, że zajmie się pani Jade – powiedziałam z lekkim uśmiechem. –
Ma przygotowane śniadanie, trzeba ją tylko obudzić na czas i odprowadzić na przystanek.
– Kochanieńka, nie pierwszy raz to robię – oznajmiła, wciskając między zęby
papierosa, żeby móc położyć dłonie na moich ramionach. Ścisnęła je lekko w geście
dodania otuchy. – Dam sobie radę z małą. O nic się nie martw.
– Przepraszam, że panią w to angażuję. Taka wczesna pora to wyjątkowa sytuacja.
Właśnie skończyli remont na osiemnastym i dziewiętnastym piętrze, musimy tam posprzątać
przed wniesieniem mebli.
Pani Mester uśmiechnęła
się tylko, machnęła ręką, po czym wyszła na korytarz i zamknęła drzwi swojego mieszkania.
Stanęła przed wejściem do mojego, dopaliła papierosa, a następnie zgniotła
kapciem peta na kamiennej posadzce.
– Zaharujesz się na śmierć – stwierdziła, znów ściskając moje ramiona. Spojrzała
mi głęboko w oczy. – Nie martw się o Jade, zajmę się nią. Obiecałam ci przecież,
prawda?
A teraz idź, bo się spóźnisz.
A teraz idź, bo się spóźnisz.
Kiwnęłam głową, lekko się uśmiechając. Pani Mester była dobrą osobą i czasem
zajmowała się Jade, kiedy musiałam dłużej pracować. Nigdy jednak nie prosiłam jej
o przyjście tak wcześnie. Byłam ogromnie wdzięczna za to, że się zgodziła.
o przyjście tak wcześnie. Byłam ogromnie wdzięczna za to, że się zgodziła.
Wyszłam z bloku i skierowałam się na przystanek. Spojrzawszy na swoje odbicie
w oknie pobliskiego sklepu, jeszcze bardziej uniosłam kąciki ust. Zawsze rozpoczynałam dzień uśmiechem, bo wierzyłam, że później odpłacał się czymś dobrym. W moim życiu wydarzyło się już wystarczająco wiele złego, należało to zmienić. W autobusie ustąpiłam miejsca starszej pani, która podziękowała mi skinieniem głowy oraz uściskiem dłoni.
w oknie pobliskiego sklepu, jeszcze bardziej uniosłam kąciki ust. Zawsze rozpoczynałam dzień uśmiechem, bo wierzyłam, że później odpłacał się czymś dobrym. W moim życiu wydarzyło się już wystarczająco wiele złego, należało to zmienić. W autobusie ustąpiłam miejsca starszej pani, która podziękowała mi skinieniem głowy oraz uściskiem dłoni.
Od roku pracowałam w biurowcu należącym do Warrick Industries. Zajmowałam
się „czyszczeniem podłóg i powierzchni płaskich”, co w zasadzie znaczyło tyle, że
byłam sprzątaczką. Ta posada nie znajdowała się na mojej liście wymarzonych profesji,
ale przynajmniej dostawałam godne wynagrodzenie, dzięki czemu mogłam płacić rachunki.
Nie opływałam w luksusy, jednak nie musiałam też prosić nikogo o pieniądze. Było
dobrze.
Równo o piątej pięćdziesiąt wysiadłam z autobusu i skierowałam się w stronę
głównego wejścia. Choć byłam tylko sprzątaczką, mnie również obowiązywały zasady
bezpieczeństwa. Musiałam przejść przez wykrywacz metalu, a także poinformować pełniącego
dyżur ochroniarza, po co zjawiłam się w budynku. Dopiero potem mogłam rozpocząć
pracę.
Quinten
Obudziłem się jeszcze
przed budzikiem. Zdegustowany spojrzałem na dziewczynę leżącą obok mnie. Czarne
prześcieradło okrywało ją od pasa w dół. Na lewej łopatce miała pieprzyk – jedno
z niewielu znamion. Była szczupła i ładna, ale również wredna oraz oschła. A na
imię miała Layla. Layla Bach. Modelka, aktorka, córka alkoholowego potentata. Wielokrotnie
wyzywała mnie od bogatych paniczów, męskich dziwek, drani bez serca, a potem pieprzyła
do nieprzytomności. Nie lubiłem jej ciętego języka i chamskich odzywek. Cholera,
nie lubiłem nawet jej samej, była rozkapryszona, egocentryczna i często okrutna.
Więc jak to się stało, że ciągle do niej wracałem? Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Wiedziałem tylko, że potrzebowałem jej boskiego ciała, nawet jeśli następnego dnia
miałem czuć się jak gówno, bo znów uległem pokusie.
Wstałem, nie przejmując się Laylą, i założyłem dres. Lubiłem
biegać, a ponieważ ostatnio mój grafik był bardzo napięty, musiałem to robić rano,
zanim wzeszło słońce.
Wróciłem, gdy zegarek wskazywał piątą. Layla jeszcze spała, choć obróciła
się na plecy, dzięki czemu widziałem jej piersi. Dwa ciemnoróżowe sutki odznaczały
się na bladej skórze. Niechętnie oderwałem od niej wzrok. Cholera, dlaczego musiała
być taka seksowna? Rozczarowany swoim zachowaniem poszedłem do łazienki i wziąłem
szybki prysznic.
Pół godziny później, ubrany w grafitowy garnitur, stanąłem nad Laylą, zapinając
bransoletę zegarka na lewej ręce. Wiedziałem, że minie jeszcze kilka godzin, zanim
blondynka otworzy oczy, i nawet cieszyłem się z tego faktu. Mogła mnie później wyzywać
od drani, ale nie chciałem wdawać się z nią w dyskusję. Nie byłem typem faceta,
który po upojnej nocy spędza z dziewczyną czas, tuląc się i wyznając miłość. Nie.
Ja zaliczałem się do tych, którzy zostawiają je same w zimnym łóżku. Layla nie stanowiła
wyjątku.
Wszedłem do salonu, wiążąc krawat. Dora już kręciła się po kuchni i przygotowywała
śniadanie dla mnie oraz mojej towarzyszki. Nie skomentowała mojego zachowania, nigdy
tego nie robiła, choć widziałem jej niepochlebny wzrok. Prawdę mówiąc, nie robiło
to na mnie wrażenia. Nie pochwalała tego, nie lubiła, kiedy sprowadzałem do domu
kolejne kobiety. Ale miałem to gdzieś, nie była moją matką, miała tylko dbać o porządek
w mieszkaniu.
Matka. Mój wzrok padł na stojącą na półce elegancką ramkę ze zdjęciem. Para
na fotografii uśmiechała się szeroko. Wyglądali na szczęśliwych, kiedy tak stali
na tle nowego jachtu taty. Nie byłem sentymentalny, ale tego zdjęcia nie potrafiłem
się pozbyć – ostatniego, jakie zrobiono rodzicom.
Dora przeszła samą siebie. Usmażyła naleśniki z syropem klonowym specjalnie
sprowadzonym z Kanady. Pachniały i smakowały wybornie. Z początku nie chciałem jej
zatrudnić, ponieważ miała nadwagę oraz lekki meszek nad górną wargą, ale nie żałuję
tego, że jednak się zgodziłem. Zjadłem bez pośpiechu, a następnie skierowałem się
do windy. Nadszedł czas, by pójść do pracy.
W biurze przywitałem moją asystentkę, pannę Jacobs, skinieniem głowy, po czym
zająłem się przeglądaniem maili. Miałem zaplanowanych kilka
spotkań, dlatego nie spieszyłem się z rozpoczęciem pracy nad nowym projektem. Mogłem
to zrobić później. Panna Jacobs przyniosła mi kawę, a ja w tym czasie sprawdzałem
raporty z poprzedniego miesiąca pozostawione przez nią na biurku. Ta durna kobieta
nie potrafiła poprawnie zapisać słowa „arbitraż”, a w dwóch miejscach na białych
kartkach znalazłem plamy po herbacie ziołowej, którą piła każdego popołudnia. Wkurzyłem
się i postanowiłem zrobić z nią porządek. To nie był pierwszy raz, już wcześniej
przynosiła mi do biura ubrudzone papiery. Nie pracowała w kawiarni, tylko w porządnej,
wartej miliony dolarów firmie! To musiało się skończyć.
Jednak panny Jacobs nie było już w miejscu pracy. Kiedy wyszedłem ze swojego
biura, zauważyłem, że krzesło stało puste, a kobieta zniknęła. Pewnie poszła do
toalety, zdecydowałem więc, że na nią poczekam. Czas płynął, a moja asystentka chyba
utknęła w przewodach kanalizacyjnych. Jej nieobecność rozdrażniła mnie jeszcze bardziej.
Gdyby nie to, że zbliżała się ósma i miałem umówione spotkanie, poszedłbym jej poszukać
tylko po to, by powiedzieć, że została zwolniona. Co za ignorantka. To cud, że tak
długo z nią wytrzymałem. Nie powinienem był jej zatrudnić, skończyła marne studia,
ledwo znała się na obsłudze ksera i bywała bardzo apatyczna. Czasem miałem wrażenie,
że myślami błądziła gdzieś indziej, bo nic do niej nie docierało. Jednak Tierry,
mój przyjaciel i współpracownik, uparł się, żebym ją zatrudnił. Była jego kuzynką
czy jakoś tak i miała problem ze znalezieniem pracy. Szczerze mówiąc, po tym, co
pokazała, wcale się nie dziwiłem. Notorycznie zapominała o spotkaniach, spinała
raporty po złej stronie i miała bałagan w papierach.
Choć ludzie często nazywali mnie bezdusznym draniem oraz surowym szefem, wcale
się za takiego nie uważałem. Nie wymagałem dużo więcej niż kompetencje, które powinna
posiadać osoba na danym stanowisku. To chyba nic złego, że chciałem mieć asystentkę,
która potrafiłaby dobrze skserować ważne dokumenty, złożyć je odpowiednio i przy
okazji nie poplamić herbatą? Jak miałem prowadzić negocjacje, skoro propozycje projektów
często miały pozaginane rogi? Musiałem dbać o wizerunek nie tylko swój, ale także
firmy. Z tą myślą wyszedłem z biura, odnotowując w pamięci, by po powrocie ze spotkania
zwolnić pannę Jacobs.
Komentarze
Prześlij komentarz