[PATRONAT] Trzeci rozdział Penelope Douglas "Corrupt"



Rozdział 3
Erika
Teraźniejszość

– Tędy, panno Fane. – Mężczyzna sięgnął z uśmiechem po klucze do mieszkania i poprowadził mnie w kierunku wind. – Nazywam się Ford Patterson i jestem jednym z zarządców.
Uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń.
– Miło mi – odparłam.
Idąc za nim, rozglądałam się po holu Delcour, wieżowca, w którym mieściło się moje nowe lokum. Był to wysoki na dwadzieścia jeden pięter drapacz chmur w Meridianie, przeznaczony na mieszkania oraz penthouse’y, i choć ustępował wysokością niektórym z otaczających go budynków, mocno się wyróżniał: czarna budowla ze złotymi zdobieniami z zewnątrz wyglądała jak dzieło sztuki, a wnętrze nie ustępowało przepychem fasadzie. Nie mogłam uwierzyć, że się tu wprowadzam.
– Pani mieszkanie jest położone na dwudziestym piętrze – wyjaśnił zarządca, zatrzymując się przy windzie i wciskając guzik. – Rozciąga się stamtąd wspaniały widok. Będzie pani zadowolona.
Zacisnęłam dłoń na przewieszonym przez pierś pasku od torby, nie mogąc się już doczekać. Nic nie brzmiało lepiej niż perspektywa wstawania rano i wyglądania na rozległe, sięgające aż po horyzont miasto pełne pnących się ku niebu budynków oraz milionów ludzi wykonujących swoją pracę i żyjących własnym życiem.
Niektórzy czują się zagubieni w dużych miastach, w natłoku świateł, hałasu i ruchu, ale ja byłam absolutnie zachwycona, mogąc być częścią czegoś większego. Udzielała mi się miejska energia.
Jeszcze raz spojrzałam na telefon, sprawdzając, czy mama nie dzwoniła. Wciąż się o nią martwiłam. O siebie w sumie też, chociaż nie pozwoliłam, aby powstrzymało mnie to przed wyjazdem z Thunder Bay dziś rano.
Po tym, jak pan Ferguson opuścił zeszłej nocy mój dom, nie znalazłszy niczego podejrzanego ani wewnątrz, ani na zewnątrz, wślizgnęłam się do łóżka mamy i patrzyłam na liścik, który znalazłam w skrzynce ze sztyletem.
Wystrzegaj się furii człowieka cierpliwego.
Wrzuciłam ten tekst w Google i odkryłam, że to cytat z Johna Drydena. Wiedziałam, co oznacza. Cierpliwi ludzie planują. Strzeż się człowieka, który ma plan.
Ale plan na co? I kim byli ludzie w maskach, których widziałam zeszłej nocy przed domem? Czy to mogli być Jeźdźcy? Czy to oni podrzucili mi sztylet?
Gdy wstałam rano, zignorowałam szorstką wiadomość od Trevora, który miał mi za złe, że wyszłam wcześniej z przyjęcia, i wypytałam mamę oraz Irinę, naszą gosposię. Żadna z nich nie wiedziała nic na temat tajemniczego prezentu ani nie domyślała się, kto mógł go zostawić.
Liścik nie był podpisany i nikt nie miał pojęcia, skąd skrzynka wzięła się w moim pokoju.
Dostrzegłam przebłysk niepokoju na twarzy matki, więc schowałam karteczkę i zbagatelizowałam sprawę, mówiąc, że to pewnie Trevor postanowił zrobić mi niespodziankę. Nie chciałam, żeby się o mnie martwiła.
Chociaż ja sama się o siebie bałam.
Ktoś był w moim domu, wszedł do niego tuż pod nosem mojej matki.
Zbierając się w pośpiechu dziś rano, wsadziłam płaską skrzynkę ze sztyletem do auta i odjechałam, sama nie wiedząc, po co to ze sobą zabrałam. Lepiej było zostawić paczkę w domu.
Rozległo się ciche dzyń i weszłam za panem Pattersonem do windy. Zobaczyłam, jak wciska guzik z numerem dwadzieścia. Zmrużyłam oczy. Był to ostatni przycisk na panelu.
– Myślałam, że budynek ma dwadzieścia jeden pięter – powiedziałam.
– Owszem. – Skinął głową. – Ale na najwyższym znajduje się tylko jeden apartament, a jego lokator ma do dyspozycji prywatną windę po drugiej stronie holu.
– Rozumiem.
– Na pani piętrze znajdują się tylko dwa mieszkania – wyjaśnił – bo są o wiele większe niż te na niższych kondygnacjach, ale drugi apartament stoi obecnie pusty, więc będzie się pani cieszyć prywatnością.
Mieszkania na moim piętrze są o wiele większe? Nie przypominałam sobie, żeby ktoś o tym wspominał w e-mailach na temat wynajmu, które wymieniałam z administracją.
– No i jesteśmy – powiedział wesoło, z uśmiechem robiąc krok w stronę otwartych drzwi windy. Gestem zachęcił mnie, żebym szła przodem.
Wychodząc z kabiny, rozejrzałam się dookoła. Otaczał mnie wąski, dobrze oświetlony korytarz z czarną, marmurową podłogą i ścianami w kolorze zachodzącego słońca. Pan Patterson skręcił w lewo, prowadząc mnie do mieszkania, ale obejrzałam się szybko przez ramię i zobaczyłam inne drzwi, czarne i masywne, oznaczone złotymi cyframi 2104.
To musiał być ten pusty apartament.
Dotarliśmy do drugiego mieszkania, najwyraźniej mojego. Zarządca wsunął klucz do zamka, otworzył i od razu wszedł do środka.
Powiodłam za nim wzrokiem, stając jak wryta w progu.
– Eee… – Okej.
To się nie trzymało kupy. Mieszkanie było ogromne.
Powoli weszłam do środka z rękami zwieszonymi bezwładnie wzdłuż ciała, oszołomiona widokiem wysokich sufitów, obszernego salonu i ściany pełnej okien wychodzących na piękny taras z fontanną i prawdziwym trawnikiem. Podłoga była wyłożona tym samym czarnym marmurem, co korytarz, ale ściany pomalowano na kremowo.
– Jak pani widzi – zaczął pan Patterson, podchodząc do przeszklonej ściany i otwierając okna – w mieszkaniu znajduje się luksusowa kuchnia wyposażona w najwyższej klasy sprzęt, a otwarta przestrzeń zapewnia wspaniały widok na miasto.
Zerknęłam w stronę kuchni. Granitowa wyspa lśniła w promieniach słońca wlewającego się przez okna. Chromowane urządzenia wyglądały równie imponująco jak te w moim własnym domu, a z sufitu zwieszał się żyrandol z kutego żelaza, prosty, wytworny i ładny, taki sam, jak w salonie.
Pan Patterson mówił dalej o trzech sypialniach, podgrzewanych podłogach i prysznicu z deszczownicą. Zaczęłam kręcić głową, przytłoczona tym wszystkim.
– Chwileczkę....
Ale on mi przerwał:
– Na pierwszym piętrze mamy siłownię dla lokatorów oraz kryty basen. I jedno, i drugie jest otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę przez cały tydzień, a jako że zajmuje pani jeden z apartamentów, ma pani również do dyspozycji prywatny taras.
Zmarszczyłam brwi z konsternacją. Dali mi penthouse? Co?
– Proszę zaczekać. – Zaśmiałam się, lekko spanikowana.
On jednak ciągnął:
– To mieszkanie ma dwa wejścia – poinformował mnie poważnym tonem. – Drugie prowadzi na klatkę schodową i stanowi zabezpieczenie na wypadek pożaru, ale proszę pilnować, żeby przez cały czas było zamknięte. – Wskazał w głąb korytarza. Wyciągnęłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam niknące w ciemności metalowe drzwi. – Bardzo dbamy tu o bezpieczeństwo, ale chciałem, żeby wiedziała pani o drugim wejściu.
Otarłam dłonią pot z czoła. Co, do diabła, się tutaj działo? Mieszkanie było już w pełni umeblowane drogimi sofami, stołami i sprzętem elektronicznym. Patrzyłam, jak zarządca bierze do rąk tablet i zaczyna przyciemniać szyby na przeszklonej ścianie wychodzącej na miasto.
– Pokażę pani teraz…
– Chwileczkę – przerwałam mu ostro. – Przepraszam, chyba zaszła jakaś pomyłka. Nazywam się Erika Fane. Wynajęłam mieszkanie z jedną sypialnią i łazienką, a nie apartament. Nie mam pojęcia, czyj to penthouse, ale ja płacę czynsz za coś dużo, dużo mniejszego.
Wydawał się zbity z tropu. Sięgnął po teczkę z dokumentami, prawdopodobnie zamierzając sprawdzić dane.
Nie żeby nie podobało mi się to mieszkanie, ale nie zamierzałam bulić tysięcy dolarów miesięcznie za coś, czego nie potrzebowałam.
Zaśmiał się cicho, przeglądając papiery.
– A tak, zapomniałem. – Podniósł na mnie wzrok. – Tamto mieszkanie zostało niestety wynajęte komuś innemu.
Ramiona opadły mi z rozczarowania.
– Słucham?
– Zaszła jakaś pomyłka i bardzo nam przykro z tego powodu. Właściciele polecili mi wywiązać się z podpisanej z panią umowy. Mieliśmy do dyspozycji dwa puste penthouse’y, więc uznaliśmy, że równie dobrze może pani dostać jeden z nich. Wynajem na rok wciąż obowiązuje, a czynsz przez ten czas pozostanie bez zmian. – Podał mi klucze. – Nikt do pani nie zadzwonił?
Wyciągnęłam po nie rękę, gapiąc się na zarządcę.
– Nie – odparłam. – I wciąż nie bardzo rozumiem. Dlaczego dajecie mi dużo większe mieszkanie za tę samą cenę?
Uśmiechnął się do mnie, prostując plecy. Kiedy byłam dzieckiem, moja matka robiła tak samo, gdy nie zamierzała dłużej odpowiadać na moje pytania.
– Jak już mówiłem – zaczął uspokajającym tonem – bardzo nam przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Proszę przyjąć nasze najszczersze przeprosiny. Mam nadzieję, że ten penthouse spełni pani oczekiwania jako lokum na nadchodzący rok. – Skłonił głowę. – Proszę dać mi znać, jeśli będzie pani czegokolwiek potrzebowała, panno Fane. Jestem do pani usług.
A potem minął mnie i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
Stałam w miejscu, czując, jak przewraca mi się w żołądku, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak do tego doszło?
Obróciłam się powoli, obiegając wzrokiem pokój i pozwalając, aby wszystko to do mnie dotarło. Wokół panowała niezmącona cisza. Byłam tu całkiem sama.
Penthouse był co prawda piękny, ale ekscytowała mnie perspektywa przespania dzisiejszej nocy na dmuchanym materacu, zanim jutro sama kupię sobie meble. Cieszyłam się na myśl o zamieszkaniu w małym, przytulnym miejscu i poznaniu sąsiadów.
Jednak zajęcia zaczynały się za dwa dni. Nie miałam czasu szukać innego mieszkania.
– Niech to szlag – warknęłam pod nosem.
Ruszyłam powoli korytarzem, wchodząc kolejno do wszystkich pomieszczeń. Znalazłam obszerną łazienkę z podwójną umywalką i kabiną prysznicową wykładaną łupkowymi kafelkami. Zajrzałam do szafek, gdzie zastałam gotowy zapas ręczników i myjek, a także gąbkę z luffy[1].
Potem przeszłam do głównej sypialni, w której stało już wielkie łóżko oraz meble dopasowane do białej pościeli i zasłon. Nawet cholerny budzik na szafce nocnej był nastawiony.
Nie do wiary. Wszystko zrobione za mnie. Zupełnie jak w domu.
Może wystrój jest trochę inny, otoczenie też się zmieniło, ale moje życie pozostało takie samo. O wszystko ktoś się już zatroszczył. Byłam gotowa się założyć, że jeśli otworzę lodówkę, ona też okaże się pełna jedzenia.
Trzeba przyznać matkom z Thunder Bay, że zadbały o to, aby jedna z ich księżniczek została otoczona troskliwą opieką. Bo z całą pewnością nie były to tylko podarki powitalne od sąsiadów.
Potrząsnęłam głową, czując, jakby napierały na mnie ściany.
Kobiety z Thunder Bay nie narzekały na brak zajęć. Miały władzę i wpływy, a przy tym były bardzo skrupulatne, rozkładając parasol ochronny, pod którym my, ich dzieci, czułyśmy się wygodnie. Ja w szczególności, ponieważ mój ojciec zmarł, a matka była… słaba.
W dzieciństwie ceniłam sobie bezpieczeństwo, które mi zapewniały, ale teraz chciałam sama się o siebie troszczyć. Przestrzeń, dystans i może trochę kłopotów – tego właśnie szukałam.
Z westchnieniem wsunęłam klucze do kieszeni moich białych dżinsowych szortów. Złapałam rąbek czarnego swetra i ściągnęłam go przez głowę, zostając tylko w szarej koszulce z krótkim rękawem.
Przeszłam przez mieszkanie z powrotem do salonu, a potem przez otwarte drzwi na taras, muskając trawę palcami u stóp w czarnych japonkach. Rozglądając się po rozległej przestrzeni, zauważyłam, że zaprojektowano ją w kształcie trójkąta, a wzdłuż jednego długiego boku otwierał się widok na miasto.
Po lewej zobaczyłam więcej okien, prawdopodobnie należących do drugiego, pustego mieszkania. Odwróciłam się w prawo i uniosłam wzrok, wyżej, jeszcze wyżej, wyciągając szyję, aby zobaczyć apartament na ostatnim piętrze, skręcający za róg budynku tak, że okna były stąd częściowo widoczne.
Penthouse wydawał się mieć więcej niż jeden balkon i doskonały widok na taras. Był tak wielki, że zastanawiałam się, czy mieszka tam cała rodzina, ale potem przypomniałam sobie, że pan Patterson powiedział „lokator”.
Przez chwilę patrzyłam w okna apartamentu, uświadamiając sobie, że jednak nie jestem tu całkiem sama. 

***

Obudziłam się, mrugając. Leżałam na brzuchu, tuląc do siebie poduszkę, a sen spowijał mnie wciąż niczym ciężki koc.
Wychwyciłam stukanie dobiegające gdzieś z oddali.
Stuk, stuk, stuk… stuk… stuk.
Dźwignęłam się na łokciach, próbując skupić wzrok.
Czy ktoś pukał do drzwi? Ale kto miałby to robić? Nie znałam tu nikogo, przynajmniej jak na razie. Dopiero co tu przyjechałam i nie miałam żadnych sąsiadów…
No i – zerknęłam na budzik na szafce nocnej – było po pierwszej w nocy.
Obróciłam się, usiadłam i potarłam zaspane oczy, czując, jak mgiełka snu powoli się rozprasza.
Byłam pewna, że słyszałam pukanie. Coś jakby jednostajne bębnienie.
Rozejrzałam się wokoło. Światło księżyca wpadało przez okno na białą pościel, a ja nasłuchiwałam w ciszy wypełniającej spokojne, pogrążone w mroku mieszkanie.
Nagle rozległ się głośny łoskot, aż podskoczyłam z wrażenia, łapiąc gwałtownie oddech. Odrzuciłam koc na bok i podniosłam z szafki nocnej telefon.
To nie było pukanie.
Ściskając komórkę w dłoni, powoli przeszłam na palcach przez sypialnię, nasłuchując dalszych dźwięków i przeczesując pamięć, próbując przypomnieć sobie, czy zamknęłam wszystkie drzwi. Frontowe, te szklane prowadzące na taras i…
Czy zamknęłam tylne wejście? Tak. Tak, oczywiście, że zamknęłam.
Znów rozległ się ten łomot. Stanęłam w miejscu. Co, do licha?
Dźwięk był głośny, ale stłumiony, jakby coś upadło bezwładnie na podłogę, i nie miałam pojęcia, czy dobiegał z góry, z dołu czy z boku.
Przekradłam się korytarzem do salonu, mijając przybory malarskie, które kupiłam w ciągu dnia. Może i nie dostałam malutkiego mieszkanka, na które liczyłam, i nie miałam okazji kupić własnych garnków i patelni, ale mogę chociaż nadać mu trochę osobistego charakteru za pomocą odrobiny koloru.
Przebiegłam po cichu do kuchni, wyciągnęłam nóż i zacisnęłam mocno dłoń na rękojeści, podchodząc do drzwi frontowych. Wciąż nie byłam pewna, skąd dobiegały odgłosy, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby sprawdzić wejścia.
Włoski stanęły mi na ramionach, kiedy spoglądałam przez wizjer. Bardzo chciałam mieszkać sama, ale w tej chwili napawało mnie to lekkim przerażeniem.
Stając na palcach, wyjrzałam na zewnątrz. Zobaczyłam windę jakieś dwa metry od moich drzwi i migoczące łagodnie kinkiety, ale ani śladu żywej duszy. Nic podejrzanego. Korytarz wydawał się pusty.
Znów rozległ się donośny łoskot. Gwałtownie odwróciłam głowę.
Opadłam z powrotem na pięty i zaczęłam przemykać się przez mieszkanie, nasłuchując agresywnego dźwięku, który teraz rozbrzmiewał regularnie. Stopy niosły mnie w ślad za nim, podążałam ku niemu półprzytomnie. W końcu przyłożyłam ucho do ściany. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, gdy poczułam na skórze wibracje.
Opierając policzek o mur, przełknęłam ślinę. Coś dudniło o ścianę coraz szybciej i szybciej.
Ktoś tam był. W pustym mieszkaniu.
Wystukałam na telefonie numer biura na parterze. Nikt nie odebrał. Wiedziałam, że kierownikiem nocnej zmiany był Simon jakiś tam, ale wątpiłam, żeby poza nim było tam wielu pracowników. Musiał odejść od biurka.
Nasłuchiwałam dalej, zastanawiając się, czy powinnam to zignorować i po prostu zapytać zarządcę rano, ale im dalej szłam, tym głośniejszy stawał się hałas. W końcu dotarłam do tylnego wyjścia.
Wyjrzałam na klatkę schodową, uchylając ciężkie, stalowe drzwi tylko na tyle, żeby móc wystawić głowę na zewnątrz.
Zerknęłam w prawo, gdzie ujrzałam parę identycznych drzwi. W tej samej chwili usłyszałam przenikliwy kobiecy krzyk. Mój oddech przyspieszył.
Krzyk rozległ się znowu. I znowu, i znowu, i…
Czy ona uprawiała seks? Rozdziawiłam usta, próbując się nie roześmiać. O mój Boże.
Ale podobno tamto mieszkanie było puste.
Wyszłam na klatkę z nożem w dłoni – tak na wszelki wypadek – i po cichu podeszłam do drugich drzwi. Gdy spojrzałam w górę, zobaczyłam rozmieszczone wzdłuż ściany małe kamery bezpieczeństwa, prawdopodobnie zainstalowane tu, kiedy apartamenty były w budowie.
Przycisnęłam ucho do drzwi, nasłuchując. Wciąż dobiegał mnie łomot, jakby coś uderzało o ścianę, i powtarzające się raz za razem zdyszane krzyki dziewczyny.
Przygryzłam wargi, wolną dłonią przesłaniając uśmiechnięte usta.
Wtedy jednak kobieta zawołała:
– Nie! Ach, o Boże! Proszę!
Uśmiech zamarł mi na ustach, gdy usłyszałam w jej głosie strach. Krótkie, przenikliwe wrzaski brzmiały teraz inaczej: wydawały się paniczne i zduszone. Nagle zaschło mi w gardle. Nie ruszyłam się w miejsca, wciąż słuchając.
– Och! – zawołała znowu. – Nie, proszę, przestań!
Odsunęłam się od drzwi. Już mnie to nie bawiło.
W tym momencie coś uderzyło w nie od środka z głośnym hukiem, a ja odskoczyłam.
– O cholera – mruknęłam cicho.
Spojrzałam na kamery, zastanawiając się teraz, czy obraz z nich był transmitowany do ochrony na dole, czy może do mieszkania. Czy ci, którzy w nim przebywali, wiedzieli, że tu jestem?
Odwróciłam się i pognałam do swojego mieszkania. Jednak gdy złapałam za klamkę i spróbowałam ją przekręcić, drzwi okazały się zamknięte.
– Niech to szlag! – wymamrotałam. Cholerstwo musiało się zamykać automatycznie.
Coś znów grzmotnęło w drzwi tuż obok, jakieś dwa metry ode mnie. Zerknęłam w ich stronę, oddychając szybko, z trudem.
Jeszcze raz pociągnęłam za klamkę, kręcąc nią i szarpiąc, ale zamek pozostał niewzruszony. Przy kolejnym uderzeniu aż podskoczyłam, upuszczając nóż.
– Kurde.
Schyliłam się, żeby go podnieść, ale wtedy usłyszałam, jak sąsiednie drzwi się otwierają, więc zrezygnowałam i pognałam w dół schodami, kryjąc się za ścianą.
Cholera jasna!
Do diabła z tym. Nie wiedziałam, kto wychodził z pustego mieszkania, ale z całą pewnością był to ktoś, kogo nie chciałam spotkać. Zbiegałam piętro za piętrem. Krzyk uwiązł mi w gardle, a strach ścisnął pierś.
Jakiś huk poniósł się nade mną echem. Zerknęłam szybko w górę i zobaczyłam dłoń sunącą po balustradzie, gdy jej nieznany właściciel zeskakiwał po stopniach.
O mój Boże. Pędziłam na dół, piętro za piętrem, pot spływał mi po szyi. Dudnienie za moimi plecami było coraz bliżej, a nogi uginały się pode mną, wyczerpane morderczym tempem. Odetchnęłam głośno, widząc przed sobą drzwi z napisem „Hol”. Szarpnęłam za klamkę i wypadłam przez nie, oglądając się przez ramię, żeby zobaczyć, czy ktoś nadal za mną podąża.
Wtedy się z kimś zderzyłam. Z mojej piersi wyrwał się stłumiony krzyk, gdy czyjeś ręce złapały mnie za ramiona.
Podniosłam wzrok i westchnęłam, widząc Michaela Crista spoglądającego na mnie z góry spod przymrużonych powiek.
– Michael? – szepnęłam zdumiona.
– Co ty, do licha, wyprawiasz? – Uniósł brew, odsuwając mnie od siebie i puszczając moje ramię. – Jest po pierwszej.
Otworzyłam usta, ale nie zdołałam wydobyć z siebie dźwięku. Co on tutaj robił?
Stał przed windą, inną niż ta, z której korzystałam wcześniej, ubrany w czarny garnitur. Wyglądał, jakby właśnie wracał z klubu czy innej takiej miejscówki. U jego boku zobaczyłam młodą brunetkę, wyglądającą pięknie w obcisłej, granatowej sukience sięgającej połowy uda.
Nagle poczułam się obnażona w moich jedwabnych spodenkach od piżamy i czarnej koszulce bez rękawów, z rozpuszczonymi i prawdopodobnie rozczochranymi włosami.
– Ja… – Znów obejrzałam się przez ramię. Osoba, która biegła za mną po schodach, nie wyszła jeszcze zza drzwi.
Zwróciłam się z powrotem do Michaela.
– Usłyszałam coś na moim piętrze – wyjaśniłam, po czym pokręciłam głową, wciąż zbita z tropu. – Co ty tutaj robisz?
– Mieszkam – odparł, a ja od razu rozpoznałam niechętny ton, którego zawsze używał, ilekroć się do mnie odzywał.
– Tutaj? – zapytałam. – Myślałam, że mieszkasz w budynku należącym do twojej rodziny.
Wsunął dłoń do kieszeni i przekrzywił głowę, patrząc na mnie, jakbym była głupia.
Zamknęłam oczy z westchnieniem.
– No jasne. – Wreszcie zrozumiałam. – Oczywiście. To ty mieszkasz na dwudziestym pierwszym piętrze.
Elementy układanki zaczęły układać się w jedną całość: osobna winda, przy której stał razem z tą dziewczyną, samotny mężczyzna mieszkający nade mną, pani Crist, która zasugerowała mi Delcour, nie wspominając przy tym, że budynek należy do nich…
No i luksusowy apartament na mój wyłączny użytek, przygotowany specjalnie na moje przybycie.
Pani Crist – i zapewne również jej mąż – zadbała o to, żebym wylądowała tutaj, gdzie mogli mnie mieć na oku.
– A to kto? – usłyszałam pytanie.
Zerknęłam w bok na młodą kobietę o czekoladowych włosach i przeszywającym spojrzeniu, odpicowaną jak gwiazda filmowa w noc premiery.
Michael patrzył przed siebie, krzywiąc lekko usta.
– Dziewczyna mojego braciszka.
– O, jak miło – odpowiedziała.
Odwróciłam wzrok, rozgniewana.
Dziewczyna jego braciszka. Nie zdobył się nawet na to, żeby wypowiedzieć moje imię.
Poza tym nie byłam już dziewczyną Trevora. Nie miałam pewności, czy Michael o tym wie, ale rozstaliśmy się z jego bratem parę miesięcy temu. Temat musiał się przewinąć w rozmowie u niego w domu.
– Co takiego słyszałaś? – zapytał.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że się we mnie wpatruje. Zawahałam się, niepewna, czy powinnam powiedzieć mu o hałasach i krzykach. Nie czułam się teraz bezpiecznie u siebie i chciałam pomówić z zarządcą, ale Michael ledwie zwracał na mnie uwagę. Raczej nie wysłuchałby tego, co miałam do powiedzenia.
– Nic takiego – powiedziałam w końcu, wzdychając. – Nie przejmuj się tym.
Przyglądał mi się przez chwilę, po czym przesunął białą kartę przez czytnik zamontowany na ścianie, otwierając drzwi prywatnej windy. Zwrócił się do dziewczyny:
– Nie odprężaj się za bardzo. Zaraz do ciebie dołączę.
Skinęła głową z lekkim uśmiechem igrającym na ustach i weszła do środka. Wcisnęła guzik, a drzwi szybko się za nią zamknęły.
Nie zwracając na mnie uwagi, Michael ruszył w stronę recepcji i zaczął rozmawiać z dyżurującym tam człowiekiem.
Mężczyzna skinął głową i podał mu coś, co wyglądało na klucze, po czym Michael wolnym krokiem wrócił do mnie. Podziwiałam jego wysoką, wysportowaną sylwetkę, a z emocji zaschło mi w gardle.
Boże, jaki on był piękny.
Choć minęło tyle lat, a ja wodziłam za nim wzrokiem przez całe moje życie, wciąż robiło mi się ciepło, ilekroć był blisko.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, próbując stłumić podekscytowane kołatanie serca. Nie powinnam pragnąć jego obecności. Nie po tym, jak odpychał mnie przez niemal całe życie i jak potraktował mnie kilka lat temu.
Przyłożyłam sobie dłoń do szyi, z roztargnieniem przejeżdżając palcem wzdłuż poszarpanej blizny.
– Simon zrobi obchód klatki schodowej i twojego piętra – powiedział Michael. – Chodź. Zabiorę cię na górę.
– Powiedziałam, żebyś się nie przejmował – zaprotestowałam, nie ruszając się z miejsca. – Nie potrzebuję pomocy.
On jednak i tak podszedł do drugiej windy, a tymczasem pracownik ochrony zniknął za drzwiami prowadzącymi na klatkę schodową.
Niechętnie podążyłam za Michaelem, wchodząc boso do windy i patrząc, jak wciska guzik z numerem dwadzieścia.
– Wiesz, na którym piętrze mieszkam? – zapytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
Winda ruszyła w górę, a ja tkwiłam tam obok niego, próbując stać bez ruchu. Nie chciałam zbyt głośno oddychać ani wiercić się w miejscu, z obawy, że Michael zorientuje się, jak działa na mnie jego obecność. Może gdybym nie czuła się tak nieważna w jego oczach, nie przejmowałabym się tak bardzo, co sobie o mnie pomyśli.
Spuściłam ramiona i wbiłam wzrok przed siebie, czując jak włosy, poruszane lekkim powiewem powietrza z wentylacji, muskają moje piersi. Oblizałam wargi, świadoma jego obecności tuż obok, zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Moja klatka unosiła się i opadała, fala ciepła spływała po szyi, i poczułam, jak sztywnieją mi sutki, kiedy rozpalający skórę ogień przesunął się po brzuchu i wlał pomiędzy uda.
Spodenki od piżamy nagle wydały mi się za ciasne, a w żołądku poczułam bolesną pustkę, jakbym od kilku dni nie jadła.
Jezu.
Uniosłam dłoń i założyłam sobie włosy za ucho, mając wrażenie, jakby Michael mi się przyglądał.
Jednak nie odważyłam się zerknąć w jego stronę. Po tym, jak zobaczyłam modelkę z okładki, którą przyprowadził do domu na noc, pozostało mi tylko stać prosto, trzymać wysoko głowę i jakoś to znieść.
Tak jak to robiłam przez lata.
Winda się zatrzymała, Michael wyszedł pierwszy przez otwarte drzwi – zdecydowanie nie był takim dżentelmenem, jak pan Patterson. Ruszył prosto do mojego mieszkania, a ja podążyłam za nim, mówiąc w stronę jego pleców:
– Kiedy pan Patterson mnie tu oprowadzał, mówił, że tamto mieszkanie stoi puste. – Zerknęłam przez ramię na wejście do rzekomo niezamieszkanego apartamentu. – Ale dopiero co słyszałam z niego jakieś hałasy.
Odwrócił się, obrzucając spojrzeniem drzwi za moimi plecami.
– Jakie hałasy?
Wezgłowie uderzające o ścianę, krzyki, wrzaski, dyszenie, ludzie zabawiający się ze sobą… Wzruszyłam ramionami, postanawiając nie precyzować.
– Po prostu hałasy.
Prychnął z irytacją przez nos. Wymijając mnie, podszedł do drugiego mieszkania i szarpnął za klamkę, a gdy to nie zadziałało, kilka razy zapukał.
Drzwi uchyliły się nieznacznie. Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, ale ukazał się w nich tylko ten sam pracownik ochrony, którego widziałam na dole.
– Niczego tam nie ma, proszę pana. Sprawdziłem klatkę schodową, ale tam też nie znalazłem niczego niepokojącego.
– Dziękuję – odparł Michael. – Upewnij się, że drzwi są zamknięte i wracaj na dół.
– Tak, proszę pana.
Patrzyłam, jak strażnik zamyka drzwi frontowe i czeka na windę. Michael tymczasem wrócił do mnie. W ręce trzymał klucze, a w jego piwnych oczach widziałam jeszcze większe zniecierpliwienie.
Minął mnie i otworzył drzwi mojego mieszkania.
– Skąd wiedziałeś, że zamknęłam się na zewnątrz? – Weszłam za nim do środka.
– Nie wiedziałem. – Wsunął klucze do kieszeni spodni. – Ale się domyśliłem. Nie miałaś przy sobie kluczy, a tylne wejścia prowadzące na klatkę schodową zawsze zamykają się automatycznie. Pamiętaj o tym.
Przewróciłam oczami, patrząc, jak przechodzi przez moje mieszkanie. Przed trzema laty – do diabła, jeszcze pięć dni temu – byłabym zachwycona, goszcząc go u siebie. Cieszyłabym się, że ze mną rozmawia, że się o mnie troszczy…
Ale nie to robił w tej chwili. Wciąż byłam dla niego równie niewidzialna jak powietrze, którym oddychał, i o wiele mniej ważna.
Jedna noc. Jej wspomnienie wciąż żyło w mojej pamięci, ostre i wyraziste. Chciałabym, żeby on też ją pamiętał.
Ale na koniec i tak wszystko się spierdoliło, tak samo, jak jego stosunek do mnie.
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, wyprostowałam plecy i wbiłam wzrok w przestrzeń, czekając tylko, aż Michael wyjdzie.
Sprawdził kolejne pomieszczenia i tylne wyjście, a potem wrócił i pchnął szklane drzwi, żeby upewnić się, że są zamknięte.
– Nieraz się zdarza, że obsługa robi sobie przerwę w jednym z pustych mieszkań – wyjaśnił beznamiętnie. – Teraz w każdym razie jest już cicho.
Skinęłam głową, próbując wyglądać hardo.
– Jak już mówiłam, nie potrzebuję pomocy.
Usłyszałam, jak śmieje się cicho, a gdy podniosłam wzrok, dostrzegłam w jego oczach rozbawienie.
– Nie potrzebujesz, co? – odparł z przekąsem. – Masz wszystko pod kontrolą? Panujesz nad sytuacją?
Uniosłam lekko brodę, pozostawiając jego pytanie bez odpowiedzi.
Podszedł do mnie z aroganckim uśmiechem na twarzy.
– Ładne mieszkanko – skomentował, rozglądając się wokoło. – Musiałaś się nieźle napracować, żeby na nie zarobić, nie mówiąc już o kartach kredytowych, które nosisz w portfelu, i o tym pięknym, nowym samochodzie, który dopiero co sobie sprawiłaś.
Zazgrzytałam zębami, czując napływ gwałtownych emocji i nie wiedząc, jak zareagować.
Złościły mnie jego słowa. Był wobec mnie niesprawiedliwy.
Podszedł bliżej, mrużąc oczy.
– Uciekłaś od mojego brata, mojej rodziny, swojej matki, a nawet własnych przyjaciół – zauważył – ale co by było, gdybyś któregoś dnia odkryła, że wszystkie wygody, które brałaś za coś oczywistego – twój dom, pieniądze i ludzie, którzy cię kochają – przepadły? Czy wtedy byś ich potrzebowała? Czy w końcu uświadomiłabyś sobie, jak krucha jesteś bez tego wszystkiego, co zdajesz się uważać za zbędne?
Wpatrywałam się w niego, napinając wszystkie mięśnie, żeby się nie zdradzić.
No tak, pewnie. Dobrze było mieć pieniądze. I być może gdyby naprawdę zależało mi na tym, żeby samej sobie radzić, rzuciłabym to wszystko w diabły – karty kredytowe, samochód, pieniądze na czesne.
Czy w takim razie naprawdę byłam tym, kim sugerował? Tchórzem, który był mocny w gębie, ale tak naprawdę nigdy nie było mu dane zaznać bólu ani przeciwności losu, który nigdy nie musiał o nic walczyć?
– Nie, myślę, że dałabyś sobie radę – stwierdził cichym, zmysłowym głosem, chwytając kosmyk moich włosów i pocierając go między palcami. – Ładne dziewczyny zawsze mają walutę przetargową, no nie?
Podniosłam wzrok, patrząc mu w oczy i odpychając jego dłoń. O co mu, kurwa, chodziło?
Wyginając kącik ust w uśmiechu, minął mnie i ruszył w stronę drzwi.
– Branoc, Bestyjko.
Odwróciłam się gwałtownie i zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak wyślizguje się przez drzwi i zamyka je za sobą.
Bestyjko. Dlaczego tak mnie nazwał? Nie słyszałam tego przezwiska od trzech lat.
Od tamtej nocy.





[1] Luffa (inaczej trukwa, lufa, loofah, gąbczak) – jednoroczna roślina tropikalna występująca w Indiach, Arabii oraz Egipcie. Jedyna znana i hodowana roślina, której można używać jako naturalnej gąbki. Jej owoce po wysuszeniu zwane są „gąbkami roślinnymi”, mają różny stopień szorstkości; używa się ich do szorowania naczyń, czyszczenia ubrań oraz mycia ciała (przyp. red.).





Komentarze

Popularne posty