Recenzja Irene Hannon "Przystań Nadziei"
Tracy Campbell
nigdy nie chciała wyjeżdżać z Przystani Nadziei w pochmurnym Oregonie ani opuszczać
należącej do jej rodziny od trzech pokoleń sielskiej plantacji żurawiny, na
której dorastała. Jednak perypetie życiowe (i miłosne) pokrzyżowały jej plany.
Kiedy tragiczne wydarzenia ponownie wywracają jej świat do góry nogami,
postanawia wrócić do rodzinnego miasta i dźwignąć kulejącą plantację. Nie ma w
planach kolejnej miłości… …nie ma jej też Michael Hunter. Turysta z Chicago
skrywa w swym sercu mroczne sekrety. Gdy jednak Tracy werbuje go do pomocy w
miejscowej organizacji charytatywnej, w Przystani Nadziei daje się wyczuć
powiew zmian, przynoszących pocieszenie i nadzieję wielu ludziom – w tym także
Tracy i Michaelowi.
Wydawnictwo:
Dreams
Rok
wydania: 2018
Format:
Książka
Liczba
stron: 398
Bardzo
lubię książki Wydawnictwa Dreams, dobór historii bardzo mi odpowiada, zawsze
trafiam na takie, które na dłużej zapadają mi w pamięć, chociaż nie należą do
mojej ukochanej fantastyki. Nie samą paranormalnością człowiek żyje, przychodzi
taki moment, kiedy potrzebuję złapać oddech, nie uciekać od wiecznie bladych i
głodnych wampirów, gwałtownych wilkołaków i z kosmicznych podróży zlecieć na rodzinną
planetę, aby sięgnąć po coś bardziej przyciemnego, czułego i ciepłego. Co tym razem odkryłam?
"Pociągając
nosem, wpatrywała się w swoje zaczerwienione oczy w lustrze i mierzyła się z
faktami. Chyba zakochiwała się w tym nieznajomym z Chicago, będącym tutaj tylko
przejazdem, z bagażem doświadczeń i nielubiącym pochmurnej pogody."
„Przystań nadziei” autorstwa Irene
Hannon jest pierwszą książką jej autorstwa, którą przyszło mi przeczytać. Po
jej sięgnięcie skusiła mnie okładka przedstawiająca szczęśliwą parę
przesiadującą na plaży w ciepły dzień. Niby banalne, ale wyraz szczęścia na ich
twarzach przekonał mnie do tego, że może poznam kolejną wartościową historię,
którą będę wspominać z uśmiechem na twarzy. Czy tak właśnie było?
Tytułowa Przystań Nadziei to niewielka
miejscowość, która znajduje się w Oregonie, ma swoje własne problemy osadzone w
szarej codzienności. Z opisu autorki jesteśmy zauroczeniem tej bajkowej
scenerii i zamieszkiwanej te tereny lokalnej społeczności. Idealne podłoże dla
historii Tracy Campbell, kobiety, która naprawdę kochała swój dom, jednak przeznaczenie
wybrało dla niej zupełnie inną drogę. Za namową rodziny, pogonią za dobrym wykształceniem,
być może i wielką miłością zdecydowała się z bólem serca na opuszczenie
rodzinnego domu. Tęskniła za plantacją żurawiny, która przynosiła jej wiele
wspomnień z dzieciństwa.
"Nie tylko samo życie kryło w sobie mnóstwo niespodzianek. Przede wszystkim Przystań Nadziei była nimi wypełniona po same brzegi."
Los bywa przewrotny, a upadająca
plantacja żurawiny sprawia, że Tracy postanawia powrócić w rodzinne strony
wspólnie z mężem i próbować uratować rodzinną spuściznę. Praca pochłaniała ją
bez reszty, częste wyjazdy służbowe męża sprawiały, że tak naprawdę niewiele
czasu mieli dla siebie. Niestety w wyniku pewnych dość trudnych dla niej
wydarzeń zostaje wdową. Jej mąż umiera, a dla niej zaczyna się zupełnie nowe
życie, które przepełnione jest tragedią i wyrzutami sumienia, które zdawały się
bez końca. Jak poradzić sobie z tak dotkliwą stratą? Jak zagłuszyć żal i
wyrzuty sumienia? Czy Tracy znajdzie powód, dla, którego znowu się uśmiechnie?
Czy ciężka praca jest jedynym celem w życiu, jaki powinna obrać?
Od dwóch lat kobieta w utrzymaniu
wujowi plantacji, jej marzeniem jest wybudowanie własnego domu, przejście i
zamieszkanie w swoich własnych czterech kątach. Zaangażowała się także w pracę
wolontariuszki w lokalnej organizacji Pomocna Dłoń, która pomaga ludziom,
którzy tego potrzebują.
"Myślę, że smutek da się jakoś pokonać, ale poczucie
winy to już całkiem inna historia."
Michael Hunter jest zagubionym człowiekiem, wdowcem i jest
gotów, aby przebyć setki kilometrów, aby odciąć się od rzeczywistości na kilka
tygodni i zamieszkać w Przystani Nadziei, miejscu, które tak bardzo kochała jego
żona Julie. Czego szuka? Spokoju. Być może poukładania sobie
w głowie wszystkiego ponownie. Taka podróż powinna mu pomóc zmierzyć się ze
stratą, jednak nie wszystko idzie tak, jak powinno. Na miejscu okazuje się, że
przez awarię w systemie motelowej rezerwacji będzie musiał szukać innego lokum.
Nico przybity Michael zastanawia się, co też powinien zrobić i gdzie się udać.
Los bywa dla niego łaskawy, a właściwie mieszkańcy Przystani Nadziei.
Sprzedawca rybnych przekąsek zauważa turystę, który nie jest w najlepszym nastroju,
prosi swoją znajomą, aby zaniosła mu przekąskę wraz z wiadomością. Kobieta
zaproponowała mężczyźnie wynajęcie przybudówki, zaskoczona uderzającym
podobieństwem do jej syna czuje, że powinna właśnie tak postąpić. Michael przyjmuje ofertę licząc, że, pomimo
tego, że nie wszystko poszło po jego myśl w końcu będzie mógł zastanowić się
nad sobą, jednak objęta przez mężczyznę droga krzyżuje się przez tą, którą
podjęła Tracy Campbell. W wyniku niefortunnego zdarzenia dochodzi do wypadku z udziałem
Tracy i jej roweru, aby zadośćuczynić kobiecie doznanych niegroźnych obrażeń, Hunter
zgadza się na to, aby zatrudnić w Pomocnej Dłoni. W swoim rodzimym Chicago
pracował już wcześniej w podobnej organizacji, dlatego wiedział „czym to się je”,
to dla niego żadna nowość. Bohaterowie
spędzają ze sobą więcej czasu, a co za tym idzie, poznają.
Co mogę powiedzieć o tej książce? Z całą pewnością ofiaruje
czytelnikowi znacznie więcej, a niżeli się spodziewa. To nie tylko romans,
który w końcu zaczyna mieć jakieś szanse na przetrwanie, ale coś znacznie
większego Hannon stworzyła naprawdę wartościową opowieść, która skłania
czytelnika do refleksji i zastanowienia się nad sobą. Dwie dogłębnie zranione
dusze odnajdują siebie, pozostaje kwestia, czy będą w stanie wykorzystać
otrzymany od życia potencjał? Czy ogrom wyrzutów sumienia zamknie serce Tracy
na dobre? A może rozbudzi je dawno skrywana nadzieja?
Autorka wykreowała bardzo realistyczne postacie, umieściła
je w cudownym miejscu, opisanym w niezwykle plastyczny sposób, kiedy
przymykałam powieki potrafiłam sobie wyobrazić tą ogromną plantację żurawiny,
która była wprost na wyciągniecie mojej dłoni. Bohaterowie drugoplanowi, jak
Anna, czy Charley sprawiają, że miasteczko Przystań Nadziei jest bardziej
autentyczne, aż chciałoby się pojechać na wakacje w tamte strony.
Hannon zwraca uwagę na to, że przeszłość potrafi nas uwięzić
w jej ciasnych kanonach odbierając możliwości, jakie daje przyszłość. Nie
powinniśmy spoglądać jedynie za siebie, ale także na przód, nie odbierając
sobie czegoś dobrego, co może nas spotkać.
„Przystań Nadziei” jest historią godną polecenia.
Komentarze
Prześlij komentarz