Recenzja Magdalena Pioruńska „Twierdza Kimerydu”
Czasem badania genetyczne są przyczyną katastrofy, a nie
przełomu.
Gdy w Mieście Krokodyli dochodzi do krwawego stłumienia pokojowej konferencji asymilacyjnej, nikt jeszcze nie podejrzewa, do czego doprowadzi konflikt między Miastem Krokodyli a Twierdzą Kimerydu. Organizatorce konferencji, Annie Guiteerez, antropolog z Uniwersytetu Krokodyli, udaje się zbiec z samego centrum zamieszek i uratowana przez strażnika wąwozu Tyrsa Mollinę, pół człowieka, pół raptora, trafia do rezydencji burmistrza Twierdzy – Teobalda. W obliczu niedawnej rzezi i wiszącej w powietrzu rewolucji nawet zatajenie prawdziwego powodu przybycia pani profesor do Twierdzy Kimerydu wydaje się nieistotnym szczegółem. Na jaw wychodzą bowiem znacznie bardziej przerażające fakty, sprawiające, że żadne z miast Afryki Południowo-Wschodniej nie może dłużej pozostać obojętne wobec krzywdzących wpływów Europy i hegemonii cesarza Brytanika. Usilna chęć przypodobania się Cesarstwu Europy nagle gaśnie zastąpiona determinacją i pragnieniem odzyskania autonomii kraju Złocistych Piasków.
Gdy w Mieście Krokodyli dochodzi do krwawego stłumienia pokojowej konferencji asymilacyjnej, nikt jeszcze nie podejrzewa, do czego doprowadzi konflikt między Miastem Krokodyli a Twierdzą Kimerydu. Organizatorce konferencji, Annie Guiteerez, antropolog z Uniwersytetu Krokodyli, udaje się zbiec z samego centrum zamieszek i uratowana przez strażnika wąwozu Tyrsa Mollinę, pół człowieka, pół raptora, trafia do rezydencji burmistrza Twierdzy – Teobalda. W obliczu niedawnej rzezi i wiszącej w powietrzu rewolucji nawet zatajenie prawdziwego powodu przybycia pani profesor do Twierdzy Kimerydu wydaje się nieistotnym szczegółem. Na jaw wychodzą bowiem znacznie bardziej przerażające fakty, sprawiające, że żadne z miast Afryki Południowo-Wschodniej nie może dłużej pozostać obojętne wobec krzywdzących wpływów Europy i hegemonii cesarza Brytanika. Usilna chęć przypodobania się Cesarstwu Europy nagle gaśnie zastąpiona determinacją i pragnieniem odzyskania autonomii kraju Złocistych Piasków.
Rok wydania: 2017
Format: Książka
Liczba stron: 443
Po książkę sięgnęłam przy okazji, jak dla mnie o dziwo
leniwego weekendu. Uraczył nas słońcem i żarem z nieba dorównującym
afrykańskiej pustyni prowadzącej do oazy bezpieczeństwa, jaką jest Twierdza
Kimerydu, ale czy na pewno? Uciekająca przed następstwami krwawej rzezi w
Mieście Krokodyli Anna Guiteerez przekona się o tym na własnej, nie gadziej
skórze. W świecie rządzącym przez dinozaury nie jedno może się zdarzyć, a co
jeśli nie one są tutaj największym zagrożeniem, a człowiek lubujący w
okrucieństwie i podporządkowaniu? Każdy ma prawo do życia, odpowiada za własne wybory i niesie
na barkach konsekwencje popełnionych błędów. Ambitna i światowa pani antropolog
nie jest wyjątkiem, ucieka ścigana przez demony, którym pomogła się narodzić,
aby stworzyć nowe, możliwe, że o wiele bardziej potężniejsze. A może sama
będzie jednym z nich, przez którego upadną silne mocarstwa?
„Ludzie są bardziej przerażający od
zwierząt. Dlatego rządzą światem.”
To prawda stara jak świat, chociaż nie powinna nikogo dziwić w odniesieniu do
całości książki robi wrażenie tak silne, że jako człowiek powinnam opuścić
głowę ze wstydem chyląc się nad jej brutalnością. Człowiek nie jest istotą
nadrzędną, nieomylną i bez mroku w sercu, w dalszym ciągu czegoś szuka.
Postępu, pragnie nie tylko ulepszyć świat, ale i rasę dając jej nowe
umiejętności, które mają zapewnić przetrwanie. Kolejny stopień ewolucji,
nowych przywilejów i problemów, z którymi przyszło się mierzyć. Kolejny fanatyk,
szaleniec i zabójca, który brnie do przodu, aby osiągnąć swój cel. Nie cofnie
się przed niczym, nie uchyli swego czoła. Dokąd zaprowadzi nas przyszłość? Do
Twierdzy Kimerydu.
Anna jest zwolenniczką
asymilacji między ludźmi z krwi i kości, a tymi stworzonymi w wyniku wszelkich
modyfikacji genetycznych, czyli hybryd człowieka i różnego gatunku prehistorycznych
gadów. Wierzy, że jest możliwy wzajemny szacunek i egzystencja na kulturalnym
poziomie. Równouprawnienie, obydwa gatunki mogą sobie wiele ofiarować, nauczyć
się od siebie, a przede wszystkim stanowić początek korzystnych zmian. Inność,
której nie należy się bać, czy omijać szerokim łukiem, a akceptować. Niezbyt
daleka przyszłość, owocuje, bowiem w liczne badania genetyczne, a wraz z nimi eksperymenty,
które napędza potrzeba poznania człowieka. Obserwujemy tutaj nowy genotyp, a
mianowicie mieszaninę ludzkich genów wraz z dinozaurami: pterodaktylem,
elasmozaurem, czy moim faworytem raptorem.
Guiteerez
wycieńczona długą tułaczką po surowej i zabójczej pustyni wpada w kłopoty, z
których wychodzi prawie bez szwanku dzięki pomocy Tyrsa Moliny. Mężczyzna o
niezbyt sympatycznej osobowości jest jednym ze Strażników Wąwozu, który
prowadzi do Twierdzy Kimerydu, miejsca docelowego umęczonej kobiety. Trys jest hybrydą człowieka i raptora, co ma
zapewne wpływ na jego niepokorność i trudny charakter. Zjawienie się kobiety w
Twierdzy Kimerydu napędza konflikt między burmistrzem Teobaldem, a cesarzem Europy
Brytanikiem, który jest człowiekiem niezwykle żądnym krwi na równi z władzą
absoltuną.
„Nie cierpię
bezczynności- daje powody do rozmyślania, a ja już dawno przekonałem się, że
myślenie donikąd mnie nie doprowadzi. Co najwyżej do szaleństwa”
Aby zapracować na swoje utrzymanie Anna otrzymuje posadę nauczycielki
literatury w szkole średniej, którą prowadzi także posługując się językiem
globalnym. W jednej klasie spotyka nie tylko doskonale znanego jej Tyrsa, ale
także dwóch równie silnych i genetycznie zmodyfikowanych przyjaciół Tycjana i
Tuliusza. Dzielne i często nierozłączne trio jest prawdziwą zmorą nauczycieli,
którym na lekcjach dają „swoją szkołę przetrwania”. Wykształcenie dla Tyrsa jest ostatnią
potrzebną do przetrwania rzeczą, jednak niezbędną, aby w dalszym ciągu pełnił
rolę Strażnika Wąwozu, a co za tym idzie zarabiał. Pani antropolog jest
zafascynowana Moliną zwłaszcza, że obiekt badań jest istotą z krwi i kości o niezwykle
silnych cechach przywódczych. Dla
chłopaka najważniejsza jest rodzina i zapewnienie jej bezpieczeństwa oraz
stabilizacji finansowej. Pełni rolę ojca dla młodszego rodzeństwa, które
niezwykle licznie sprowadzała na świat matka.
Tuliusz jest bardzo złożoną postacią, która poszukuje własnego „ja”
gubiąc się i zamieniając miejscami z Tulią, która towarzyszyła mu od dnia,
kiedy przedwcześnie stracił matkę. Zasłaniał się nią ustępując miejsca, kiedy
robiło się ciężko, wiedząc, że odważna kobieta poradzi sobie w każdej sytuacji.
Spoglądanie na publiczną egzekucje kobiety, która dała mu życie mocno
nadszarpnęło jego psychikę. Czuł się tłamszony przez to, kim powinien być, a
to, kim był naprawdę. Nie doceniał siebie, miał w sobie siłę i moc, która
pozwalała mu na komunikowanie się i przewodzenie pterodaktylom, co niejednokrotnie
ratowało sytuację.
Tycjan jest synem lidera Twierdzy Teobalda, musi nauczyć się żyć ze świadomością,
że nigdy nie będzie wystarczająco dobry dla swego ojca. Jest oczytany i inteligentny, radzi sobie z
nauką posiada dobre stopnie, czego nie można powiedzieć o Tyrsie. Jest także
zakochany w kimś, kto nigdy nie odwzajemni tego uczucia, a przynajmniej nie w
taki sposób, jakby sobie tego życzył Tycjan.
„
„A jeśli ludzie czegoś nie znają i nie rozumieją, zwykle się tego boją, a gdy się boją - niszczą”.
„A jeśli ludzie czegoś nie znają i nie rozumieją, zwykle się tego boją, a gdy się boją - niszczą”.
Nie można
odmówić autorce braku talentu, a także wyobraźni, bowiem zbudowanie takiego
świata, w którym dzieje się tak wiele wymaga sporego nakładu pracy. Stworzony
świat od podstaw z dbałością o szczegóły, taki, w który brnęło się na równi z
wykreowanymi po mistrzowsku bohaterami przemierzając pustynię, podniebne przestworza,
a także zwiedzając zakamarki Twierdzy Kimerydu. Książka wchłonęła mnie i gdyby
nie obowiązki z całą pewnością pożarłabym ją, jak raptor mięso w jeden dzień. Nie
doszukujcie się tutaj romansu, bowiem jest elementem dopełnienia całości, a nie
głównym motywem. To książka przygodowa, w której jedna akcja się kończy, a następna
zaczyna. Nie sposób się tutaj nudzić, a ciekawość czytelnika rośnie wraz z
pochłanianą kolejną stroną.
Pośród bohaterów mam, kilku ulubieńców, bez
dwóch zdań na pochwałę zasługuje Tyrs Molina który mimo swoich dziewiętnastu
lat nosi na barkach tak wiele, że nie jeden dorosły mężczyzna wymięka. Nie
tylko dba o siebie i przyjaciół, borykając się ze swoją innością, ale także
opiekuje lekko upośledzoną matką, w której znacznie więcej jest raptora niż
kobiety. Może inaczej, pilnuje jej na każdym kroku, aby nie przysporzyła kolejnych
zmartwień w postaci nieplanowanych i niechcianych ciąż. Wspólnie z siostrą
Alicją pilnują także jej antykoncepcji, zajmują się młodszym rodzeństwem
tworząc prawdziwą rodzinę. Tyrs chce im ofiarować to, czego sam nie miał, nie
szczędzi im pieniędzy na naukę, opiekę zdrowotną, czy zachcianki. Dba o ich
marzenia nawet, jeśli pośród brutalności świata są skazane na porażkę. Jest honorowy
i lojalny, ktoś na kogoś zawsze można liczyć, kiedy wali się nam grunt pod
nogami.
Bardzo
spodobała mi się postać, jego pięcioletniego braciszka, który jest zapatrzony w
Tyrsa jak obrazek. Ufnie śpi u jego boku czując się bezpiecznie obdarzając go
najładniejszym ze swych uśmiechów. Mimo młodego wieku Taniel ma w sobie
prawdziwą siłę, którą zademonstrował w chwili zagrożenia, kiedy najmniej się
tego spodziewaliśmy. Jest uroczy, chociaż jest w nim znacznie więcej raptora
niż podejrzewał starszy brat.
Grzechem
byłoby tutaj nie zwrócenie uwagi na wspaniałą szatę graficzną książki. Nie
tylko idealnie dopracowana okładka, ale także fragmenty komiksu, które są
ukryte w różnych jej fragmentach. Dzięki nim bardziej obrazowo i szczegółowo wyobrażamy
sobie świat Twierdzy Kimerydu. Przesuwając
opuszkami palców po papierze wyczuwamy każda wydrukowaną literę, lubiłam
myśleć, że podobne w dotyku są łuski pokrywające częściowo ciała bohaterów.
Taki mały bodziec dający wodzę czytelniczej fantazji.
Muszę wspomnieć o tym, że „Twierdza Kimerydu” nie jest pozycją dla każdego. Jest w niej wiele okrucieństwa, które nie jest może przedstawiane szczegółowo i obrazowo, ale dla nieco wrażliwszych osób może się okazać zbyt trudne. Autorka zaledwie wspomina o pewnych elementach nazywając je „po imieniu”, jednak nie każdy preferuje taką literaturę. Używanie wulgaryzmów dziś nikomu nie wadzi i nie zaskakuje, jednak są tacy, którzy za tym nie przepadają. Nie polecałabym jej zbyt młodym osobom, chyba, że są twarde i świadomie wiedzą, że takie rzeczy ich nie ruszają.
Muszę wspomnieć o tym, że „Twierdza Kimerydu” nie jest pozycją dla każdego. Jest w niej wiele okrucieństwa, które nie jest może przedstawiane szczegółowo i obrazowo, ale dla nieco wrażliwszych osób może się okazać zbyt trudne. Autorka zaledwie wspomina o pewnych elementach nazywając je „po imieniu”, jednak nie każdy preferuje taką literaturę. Używanie wulgaryzmów dziś nikomu nie wadzi i nie zaskakuje, jednak są tacy, którzy za tym nie przepadają. Nie polecałabym jej zbyt młodym osobom, chyba, że są twarde i świadomie wiedzą, że takie rzeczy ich nie ruszają.
Książkę, jak i warsztat pisarski
pani Magdaleny Pioruńskiej oceniam pozytywnie, miała odwagę poruszyć wiele
tematów tabu, na które nie każdy autor się zdecyduje. Mamy tutaj prostytucję,
homoseksualizm, transwestytyzm, rozdwojenie osobowości, brutalność świata wobec
inności, brak akceptacji. Mogłabym jeszcze wymieniać wiele takich tematów,
jednak powinniście mieć możliwość odkrycia tego samodzielnie. Z chęcią sięgnę
po kolejny tom „Twierdzy Kimerydu”, bowiem zakończenie dało mi ponieść się
fantazji, z całą pewnością Tyrs Molina nie powiedział jeszcze swojego
ostatniego raptorzego słowa, a ja chcę być przy nim, kiedy je wypowie i wcieli
w życie.
Komentarze
Prześlij komentarz