Recenzja Rebecca Yarros „Iron flame. Żelazny płomień”
Wszyscy spodziewali się, że Violet
Sorrengail umrze w trakcie pierwszego roku w Uczelni Wojskowej Basgiath. Jednak
Odsiew był zaledwie pierwszym niemożliwym testem mającym na celu pozbycie się
kadetów o słabej woli, niemających szczęścia i niegodnych.
Teraz zacznie się prawdziwy trening i Violet już się zastanawia, jak to
przetrwa. Nie chodzi o to, że jest wyczerpujący czy wyjątkowo brutalny albo
stworzony do tego, by przesuwać próg bólu kadetów do granic wytrzymałości.
Problem stanowi nowy wicekomendant, który postawił sobie za punkt honoru
udowodnienie Violet, że jest bezsilna – chyba że zdradzi mężczyznę, którego
kocha. Mimo że ciało Violet jest słabsze i bardziej kruche niż innych,
dziewczyna wciąż ma spryt… oraz żelazną wolę. A dowództwo zapomniało o
najważniejszej lekcji, jakiej nauczył ją Basgiath: jeźdźcy smoków tworzą własne
zasady. Niestety w trakcie tego roku sama determinacja nie wystarczy.
Ponieważ Violet zna prawdziwy sekret ukrywany przez Uczelnię Wojskową Basgiath
– i być może nic, nawet smoczy ogień, nie będzie w stanie ich uratować.
„W trakcie pierwszego roku część z nas traci życie. W trakcie drugiego reszta
traci człowieczeństwo" - Xaden Riorson
Wydawnictwo: Hype
Rok wydania: 2024
Format: Książka
Liczba stron: 704
Cykl: Empireum
Tom II
„Iron flame. Żelazny płomień” to druga część cyklu
Empireum, na którą czekałam i trzymałam kciuki by jak najszybciej znalazła się
u nas. Paczka promocyjna, którą otrzymałam była przepiękna, w smoczym kubku
pijąc kawę zastanawiam się, jak wytrwać w oczekiwaniu na kolejny tom. Jestem
przekonana, że nie tylko ja pragnie poznać kolejne wydarzenia, autorka nie ma
litości dla swoich czytelników. Rozpoczęła się rewolucja, a właściwie trwała, jednak
otworzyła swoje sekrety przed nami. Dla bohaterki rozpoczyna się drugi rok
zajęć, jest bardziej świadoma tego, co tak naprawdę się dzieje wokół niej, z
czym naprawdę musi się mierzyć. Rebecca Yarros jednak na tym nie poprzestała, dostarczyła
mi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie miałam wybory, dosiadłam swojego smoka i
wyruszyłam u boku bohaterów w podróż, z której nie chciałam wracać do
rzeczywistości.
Główną bohaterką książki autorstwa Rebecci Yarros pod
tytułem „Iron flame. Żelazny płomień” jest Violet Sorrengail, dziewczyna, która odstawała
od innych pod każdym względem. Nie tylko była drobna, bardziej krucha fizycznie,
ale niesamowicie inteligentna i błyskotliwa. Miała dobre serce, którym zjednała
sobie przyjaciół w miejscu, w którym nie można było nikomu ufać, zwłaszcza, że panowała
wśród nich ogromna rywalizacja. W Basgiath’cie śmierć mogła czyhać za każdym
rogiem, a przetrwać mogli jedynie najsilniejsi, ona taka była, udowodniła to
tym, że związała się z dwoma smokami. Starcie z nowym wice komendantem i
chronienie Xaidena nie należy do łatwych, jest jeźdźczynią o żelaznej woli, czy
uda się ją złamać? Wieź Tairna i Sgayl wymaga tego, by dziewczyna latała na front,
jej relacja z Xaidenem jest burzliwa, zwłaszcza, kiedy pojawia się była jego
dziewczyna. Czy uda im się przetrwać kolejny rok? Czy walka, którą toczą jest
skazana na klęskę? Ile jeszcze istnień pochłonie?
„Iron flame. Żelazny płomień” to niesamowita książka, która sprawiła, że emocje się we mnie kotłowały. Rozwijająca się budowa świata jest naprawdę fascynująca, bardzo lubię zwiedzać nowe miejsca, poszerzać wiedzę na temat tego, co Rebecca Yarros przedstawiła obecnie. To spostrzeżenie dotyczy także odkrywania nowych informacji na temat historii i polityki tego świata. W drugim tomie moja wiedza o tym, co naprawdę dzieje się na kontynencie jest bardziej złożona, jednak wciąż pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi dotyczących przeszłości, mam nadzieję, że w dalszych częściach uda się ją pozyskać. Violet prowadziła wiele wewnętrznych walk, tłumiąc swoje emocje, dystansując się od przyjaciół i biorąc na siebie czasami zbyt dużą odpowiedzialność. To silna i zdeterminowana dziewczyna, która nie zawsze dostrzega, jaka jest odważna. Podjęła kilka wątpliwych decyzji, ale to właśnie sprawia, że jej postać jest dla mnie realistyczna, nikt z nas nie jest bez wad. Stara się, ale czasami to nie wystarczy, Violet nigdy się nie poddaje. Będzie wstawać, niezależnie od tego, ile razy upadnie. Bardzo brakuje mi Liama, jego śmierć odcisnęła Pietno na wszystkich, był świetnym bohaterem i żałowałam, że nie mogłam lepiej go poznać i zobaczyć w akcji. „Iron flame. Żelazny płomień” to książka, która nie tylko skupia się na akcji, ale także na relacjach bohaterów. Nie jestem pewna, czy będę gotowa w najbliższym czasie pożegnać się z Nawarrą, więc cieszę się, że przede mną jeszcze kilka książek, kwestia tego, jak poradzić sobie z oczekiwaniem na kolejne tomy, zwłaszcza, że zakończenie książki wbiło mnie w fotel.
W s p ó ł p r a c a r e k l a m o w a
Komentarze
Prześlij komentarz