[PATRONAT] Rozdział drugi Sarah Brianne "Lucca"
Jeśli szukasz zbawienia, przemoc nie jest odpowiedzią
Lucca
czekał w ciemnej klitce, zastanawiając się, dlaczego właściwie stopy go tutaj
przyniosły. Przychodził tu tylko wtedy, kiedy myślał o matce, jednak ani razu
od jej śmierci nie prosił o pokutę. Pokuta była dla tych, którzy pragnęli
rozgrzeszenia. On do nich nie należał. Lucca pragnął tylko odwetu.
Słysząc, jak coś się przesuwa, podniósł
wzrok na rzeźbione w zawiłe wzory okienko, przez które wpadało niewiele światła.
Widział po drugiej stronie cień starszego mężczyzny.
Przyszło mu do głowy, żeby odejść, ale
zamiast tego wypowiedział słowa, jakby robił to zaledwie wczoraj:
– Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszyłem.
Minęło dużo czasu od mojej ostatniej spowiedzi.
Zamilkł, nie wiedząc, co mówić dalej, aż
postać za ścianą powiedziała:
– Tak, synu?
– Kiedy byłem młodszy, matka kazała
mi przychodzić tutaj się spowiadać, ale odkąd dołączyłem do rodziny, nie była w
stanie więcej mnie do tego zmusić. Wciąż pamiętam tamten dzień. Błagała mnie,
żebym tu przyszedł. Powiedziałem jej, że po tym, co zrobiłem, nie ma już dla
mnie zbawienia. Wcześniej nieraz żartowała, że kryje się we mnie demon, wtedy
uświadomiła sobie, że naprawdę tak jest. Nigdy nie zapomnę jej wzroku, kiedy
ujrzała, kim naprawdę jestem, kiedy zobaczyła we mnie tylko czyste zło. – Lucca
urwał na krótką chwilę. – A mimo to z jakiegoś powodu aż do chwili, kiedy
została zamordowana, wciąż wierzyła, że istnieje sposób, żeby mnie uratować. Że
po tym wszystkim, co zrobiłem, nadal mogę szukać zbawienia.
– Czy po to przyszedłeś tu dzisiaj?
Żeby znaleźć zbawienie? – W głosie księdza zabrzmiało zrozumienie.
W myślach widział parę szarych oczu
odwzajemniających jego spojrzenie.
– Tak.
– W takim razie musisz odpokutować za
swoje grzechy, synu.
– Nie tego rodzaju zbawienia szukam.
Kapłan zamilkł na chwilę.
– Jakiego w takim razie?
Teraz wyobrażał sobie, jak sunie palcami
wzdłuż blizny ciągnącej się od brwi do policzka, a potem dotyka tej
przecinającej wydęte z niezadowolenia usta.
– Moje zbawienie ma postać
siedemnastoletniej dziewczyny.
– Zasady, Lucca.
– Wiesz doskonale, że zdaję sobie
sprawę, że nie wolno nam tknąć nieletnich.
– Czy ty…? – Ksiądz nie był w
stanie dokończyć zdania z obawy przed odpowiedzią, którą mógł usłyszeć.
– Mam na sumieniu najcięższe
grzechy, ojcze, ale nie przyszedłem tu pokutować za żaden z grzechów, który już
popełniłem, tylko prosić o wybaczenie za to, co mogę zrobić. – Co zrobię.
Pytanie nie brzmiało „czy”, tylko „kiedy”.
– Chcesz przebaczenia za to, co
będzie, ale nie za to, co było? – Mimo że dzieliła ich ściana, konsternacja
starszego mężczyzny była wyraźnie słyszalna w jego głosie.
– To, co jej zrobię, co zrobię dla
niej… Obawiam się, że będą to najgorsze zbrodnie, jakie popełnię w swoim życiu.
– Jeśli szukasz zbawienia, przemoc
nie jest odpowiedzią.
Przemoc zawsze jest odpowiedzią.
– Już mówiłem: nie tego rodzaju
zbawienia szukam. Moje zbawienie nadejdzie, kiedy ona trafi w moje ręce, te
same ręce, które wcześniej odbiorą życie wszystkim, którzy choćby ją tknęli.
Lucca ruszył do wyjścia, ale głos
księdza go zatrzymał.
– Odkąd zmarła twoja matka,
zdarzało mi się widywać cię siedzącego w moim kościele, kiedy myślałeś, że nikt
cię nie widzi. Bóg również cię dostrzegł. Myślę, że pragniesz przebaczenia za
wszystkie swoje grzechy, synu.
– Może masz rację, ojcze. Może
jakaś część mnie miała nadzieję odnaleźć drogę, która zaprowadziłaby mnie z
powrotem do matki, ale ścieżka, którą podążam teraz, wiedzie prosto do piekła.
Wychodząc, słyszał bezsilne modlitwy
kapłana i odgłos obijających się o siebie paciorków, gdy ten chwycił zawieszony
na szyi różaniec.
Nie modlił się za Luccę, lecz za dusze
jego przyszłych ofiar.
Komentarze
Prześlij komentarz